Recenzja: McIntosh MHP1000

Odsłuch

Z przetwornikiem/wzmacniaczem OPPO HA-1

Loga McIntosh nigdy za wiele.

Loga McIntosha nigdy za wiele.

Zacznijmy przewrotnie, to znaczy jak zawsze przy komputerze, ale nie ze wzmacniaczem samego McIntosha, tylko kombajnem HA-1 od OPPO. Wiem, złośliwie odkładam moment spotkania z dedykowanym systemem zasilającym, ale on już za chwilę nastąpi, tak więc spokojnie. Najpierw jednak OPPO.

Oceniać można oczywiście w oderwaniu, i tak jest najprzyjemniej, bo tylko się słucha i nic nie trzeba przełączać, ale wartość poznawcza zostaje wówczas ograniczona, a pozycjonowanie produktu wątpliwe. Tak więc w imię rzetelności należy przewalczyć lenistwo i zdobyć się na porównania. Ale jak porównywać, to z sensem, czyli z bezpośrednią konkurencją, a zatem słuchawkami też zamkniętymi i o podobnej cenie. Akurat miałem pod ręką dwóch kandydatów – Audeze LCD-XC oraz Fostexa TH-900 – tak więc powinno być do rzeczy i z sensem.

Audeze LCD-XC (pady welurowe, kabel FAW Noir)

One miały fawor w postaci symetrycznego kabla, który ze wzmacniaczem OPPO można wykorzystać. W dodatku kabla od Forzy, i to takiego z tych najlepszych. Efekt był taki, że stawiany im przeze mnie zarzut o nie dość staranne wypowiadanie całych fraz i samych dźwięków mocno stracił na pokryciu. Wypowiedzi okazały się bardzo staranne i głęboko warstwę dźwiękową drążące, a jedyne co z uwag krytycznych dałoby się postawić, to lekkie zadarcie tonacji, zwłaszcza na samych sopranach. Ścierało się na tym sopranowym polu to lekkie uniesienie z głębią całego dźwięku, co dawało silną wibrację, wyraźne srebrzenie i poczucie wielowarstwowości, wypływające właśnie z tego dwubiegunowego dążenia. (Atakujące oprany i jednoczesna głębia dźwięku.) Dość przy tym jasno to grało, ale bez rażenia nadmierną jasnością, za to niezwykle wyraźnie i z pełnym oświetleniem. Bardzo także przejrzyście – na przestrzał – z niezbyt bliskim ale i niezbyt dalekim pierwszym planem oraz mocnym basowym akcentem. Wszakże nie jakimś arcymocnym i przez to jasne światło dodatkowo pozbawionym wrażenia mrocznej gęstości, które perkusyjnej potędze bardzo sprzyja. Silne światło i całościowa przejrzystość oraz wyraźność znakomicie natomiast sprzyjały ukazywaniu wieloplanowości, chociażby w przypadku produkcji symfonicznych.

Natomiast kabel został opleciony markowym kolorem firmy.

Natomiast kabel został opleciony markowym kolorem.

Dźwiękowy obraz orkiestry wypadł bardzo udanie, bo wszystko się klarownie w przestrzeni rozkładało, a jakość samego dźwięku dawała silny realizm. Udanie wypadł także fortepian, bo chociaż nie był to ekstremalny popis, to jednak odebrałem jego reprodukcję lepiej niż podczas pisania recenzji tych słuchawek – jako dźwięczną, bardzo dużo z całej brzmieniowej złożoności instrumentu potrafiącą przekazać i dobrze wnikającą w aspekty przestrzenne każdego brzmienia. Dźwięk miał złożoność, wibrację, dźwięczność i blask. Troszeczkę brakowało mu wypełnienia, ale tylko nieznacznie. Nie do końca także był krągły, a jak tłumaczył Maurizio Pollini swemu stroicielowi, krągły być powinien, tak żeby dźwięki odpowiedni kształt miały. Powinien także być gęsty a zarazem przejrzysty i klarowny, w każdym razie zdaniem mistrza Polliniego. I jednocześnie nie za jasny, tak żeby nie drażnił, a ten tutaj za jasny trochę był. Ale ogólnie bardzo dobry, zwłaszcza poprzez dźwięczność, przejrzystość i złożoność. Granie nie było przy tym ciepłe ani zimne, tylko neutralne, zarazem jednak pozbawione odrobinę humanizacji; nie do końca utwierdzając nas w przekonaniu, że mamy do czynienia z żywym człowiekiem a nie artefaktem. Ale przy dobrej jakości nagrań wrażenie to zanikało.

Fostex TH-900

Fostexy nie posiadały żadnych przewag, bo kabel miały swój własny i niesymetryczny, a na dokładkę brak pełnego wygrzania. Brzmienie popłynęło z nich jedwabiście gładkie i pełne. Bez mżącego tła tylko z uspokojonym, a jednocześnie ciemniejsze, ale nie jakieś ciemne. Przyjemnie cieniste i gładko-muzykalne. Dźwięk nieznacznie był głębszy niż u Audeze, ale nie tak wielowarstwowy. Najbardziej narzucało się spokojniejsze, bardziej wpisane w pasmo traktowanie sopranów. Całkiem na odwrót niż to miało miejsce kilka dni wcześniej ze wzmacniaczem McIntosha, który zaraz ponownie wjedzie na scenę i pozwoli wrócić do tamtego odsłuchu.

W sensie informacyjnego bogactwa granie Fostexów było uboższe, ale bardziej jednoznaczne, spokojne i zwarte. Gdy Audeze czesały muzykę niezwykle gęstym grzebieniem i wszystko z niej wyczesywały, tu miało się raczej wrażenie falującej spokojnie dźwiękowej toni. Bez nerwów, bardziej z dystansem (minimalnym), bardziej w stronę relaksu niż oglądania czegoś z bliska i z każdej strony.

Dołączony stojak jest... jest.

Dołączony stojak jest… jest.

Wsłuchałem się bardzo starannie i doszedłem do wniosku, że wszystko to brało się z trzech rzeczy. Bardziej chropawego i ukierunkowanego na szczegół traktowania samego dźwięku przez Audeze, mocniejszego akcentowania przez nie sopranów, a także mniej wypełnionego basu. Jednak to one podobały mi się bardziej, gdyż ich drążenie dźwiękowej materii bardziej było niesamowite niż spokój Fostexów, choć tym ostatnim trzeba oddać, że basowe nuty grały lepiej. Przestrzenie były zaś w jednych i drugich podobne, i tylko co innego się w tych przestrzeniach działo, bo dźwięk inaczej się prezentował. Skonstatowałem przy okazji, że w dużej mierze zabrakło tym razem charakterystycznej dla Audeze LCD-XC holografii, co było dosyć zaskakujące. Z jednej strony dykcję zyskały bardziej poprawną, z drugiej popisowa holografia gdzieś się zapodziała i został z niej jedynie niespecjalnie fascynujący szczątek. Przesadzam. Scena ich i Fostexów była bardzo dobra i popisowo głęboka, ale wrażenie obrazu 3D się nie pojawiło.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

22 komentarzy w “Recenzja: McIntosh MHP1000

  1. Jarek pisze:

    Piotrze,

    zaskoczyłeś trochę tą recenzją 🙂

    Podobnie jak poniższym stwierdzeniem:
    „Posłuchałem jeszcze na koniec stepowania z berlińskiego koncertu Pepe Romero. Prawie zawsze tego słucham, bo właśnie Ultrasone Edition9 były jedynymi słuchawkami potrafiącymi w uderzeniach pokazać doskonale zarówno deski jak i trzask podkutych obcasów. Połączyć w jedno dwa dźwięki – głuchy i trzaskający, a jednocześnie nadać temu oryginalną moc tupnięcia tancerza. I nareszcie po wielu latach ponownie to usłyszałem.”

    Czyżbyś nie usłyszał tego na Ultrasonach Edition 5 Ltd?
    To dla mnie wręcz nieprawdopodobne.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nieco bardziej złożone. Edition 5 nie słuchałem w stanie kompletnego wygrzania, czy może raczej słuchałem takich, ale jedynie bardzo wyrywkowo. Można powiedzieć, że w ich wypadku nie przebadałem sprawy do końca. Jeszcze nie. To oczywiście nie znaczy, że E5 tak nie potrafią, tylko że tego od nich w takim wymiarze na razie nie usłyszałem. Słyszałem natomiast od Denonów D7100 (chociaż nieco inaczej zagrane), ale o tych Denonach nie wspominam, bo była cała afera związana z powtórzeniem ich efektów brzmieniowych u egzemplarzy innych niż pierwszy testowy. A wycofanie tego modelu z produkcji wydaje się dość symptomatyczne. Tak więc nie ma się co stresować. E5 zapewne też tak potrafią. A Sony MDR-R10 nie potrafią, a i tak bym je wolał.

      1. Piotr Ryka pisze:

        PS

        Ale dlaczego zaskoczyłem recenzją?

        1. Jarek pisze:

          Źle się wyraziłem 🙂 Nie sądziłem, że McIntosh wziął się za słuchawki (i stąd moje zaskoczenie), i to wykorzystując jako bazę T1. Aż mi trudno uwierzyć, że dokonali takich zmian w brzmieniu.
          Z tego co piszesz, wnioskuję, że McIntoshe grają lepiej niż T1 i T5p razem wzięte, czego oczywiście nie należy wykluczyć. Jak zwykle najlepiej słuchać własnymi uszami 😉
          Rozumiem, że teoeretycznie powinny być dostępne do odsłuchu w HiFi Clubie warszawskim?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak, będą tam niedługo dostępne, i to dokładnie te co są u mnie. Przynajmniej tak mi powiedziano. Odtwarzacz na pewno też mają, albo ten jeszcze lepszy, a tylko CrystalCable Absolute Dream zapewne tam nie ma.

            Co do relacji między T1 a MHP1000, to bez bezpośredniego porównania nie chcę się wypowiadać, a takiego porównania nie było. Tak biorąc z pamięci, mogę powiedzieć, że T1 grają nieco łagodniej.

      2. Tomek pisze:

        Jakby bylo trzeba posluchac wygotowanych E5 to jestem gotow do negocjacji 😉 mozemy jakos sie umowic. Moj @ jest pewnie znany, pozdrawiam

        1. Piotr Ryka pisze:

          Chętnie skorzystam z okazji, o ile to nie fatyga. Ale dopiero za kilka tygodni, jak będę pisał recenzję AKG K1000 z kablem Entreqa.

          1. Tomek pisze:

            Żadna, szczególnie, że za dobre rady jestem zobowiazany 🙂
            Proszę o kontakt mailowy to sie umówimy, pozdrowienia

          2. Piotr Ryka pisze:

            Jutro zadzwonię.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Zwróćcie uwagę na nazwę. MHP1000 odwołuje się wprost do sławnych i kultowych Grado HP1000. Pamięć o tamtych słuchawkach najwyraźniej w Ameryce wciąż jest żywa.

  3. Adam pisze:

    A recenzji Marantza wciąż ani widu, ani słychu…

    1. Mirek pisze:

      tutaj testuje sie sprzet z najwyzszej polki a nie jakies popierdolki.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Spokojnie Panowie, bez nerw. Marantz nie jest dziadowski i świetnie się prezentuje, a firma jest legendarna. Recenzja będzie niedługo, ale za jakieś dziesięć dni. Najpierw dwie inne.

  5. Adam pisze:

    W pełni się zgadzam, że Marantz to firma legenda i wypuścił sporo świetnego sprzętu.

  6. Mirek pisze:

    leganda jest cary 300b i to jest najlepszy wzmacniacz sluchawkowy na swiecie a nie marantz!!!

  7. Adam pisze:

    Marantz jest legendą ze względu na wiele świetnych modeli odtwarzaczy i wzmacniaczy, które w przeciągu swej pięknej, ponad 60 letniej historii skonstruował. Trudno, by taką samą renomę miał wyrobioną w segmencie wzmacniaczy słuchawkowych, skoro dopiero na tym polu debiutował.

  8. Artur pisze:

    Skoro w podsumowania raczej wyklucza Pan przenosne audio to mozemy wnioskowac ze nie zagra z wieżą IFI ? (gemini, iGalvanic, dsd bl, itube2, iCan)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że zagra. iCan to mocny wzmacniacz. Mały, ale bardzo mocny.

      1. Artur pisze:

        A z innej beczki, słyszał Pan kiedyś ultrasone 5 unlimited? Czy to prawda ze dźwiękowo nie ustępują wersji limitowanej?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Słuchałem na AVS, ale króciuteńko, niezobowiązująco. Nie umiem powiedzieć.

          1. Artur pisze:

            wczoraj w nocy nawet znalazlem w internecie takie zdanie, że te tansze grają lepiej i ktoś własnie opisywał ten typ brzmienia (z pudeł rezonansowych) o którym Pan tez pisał ale ten ktoś napisał że nie uświadczył tego w limited, zastanawiam sie czemu tak bylo, kwestia toru? swoją droga to by bylo ekstremalnie dziwne że grają na tym samym poziomie, bo to by oznaczało że za 8000zł (na wtórnym rynku za 4000) możemy miec słuchawki z tej samej półki co 5limited czy final d8000 bo one tyle samo kosztują

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy