Recenzja: McIntosh MHP1000

Odsłuch cd.

Fostex TH-900

Słuchawki otwarte mogą się tylko przyglądać tej "zamkniętej" imprezie.

Słuchawki otwarte mogą się tylko przyglądać tej „zamkniętej” imprezie.

Po takiej lekcji pewien byłem, że nic już bardziej mnie nie zaskoczy. Złudzenie to prysło natychmiast po usłyszeniu Fostexów. One bowiem pojechały w drugą stronę, pomimo że nie zmieniły zasadniczo oświetlenia, które wciąż pozostało lekko stonowane, ze światłocieniem i bogactwem gradacji czerni. Nie za ciemne, ale w żadnym wypadku jasne, tylko nieznacznie niż poprzednio jaśniejsze. Ale co za zmiana w odniesieniu do tekstur! Teraz to one czesały od Audeze dokładniej, wyłapując z muzycznych ścieżek każdy pyłek. A jaki przy tym rozmach dynamiczny, pęd przestrzeni, nasycenie powietrzem…

Zaraz, chwileczkę. Przecież pisałem o tych Fostexach w recenzji samego wzmacniacza, że za wysokie miały soprany i skutkiem tego podbarwiały się one nawet na czerwono, bynajmniej nie w sensie czerwono lakierowanych muszel, tylko moich synestetycznych ciągot. Fakt, te soprany trochę wciąż były podwyższone, ale jednak wyraźnie przyjemniejsze niż wówczas. Dlaczego? Po trosze chyba dlatego, że teraz próbkowanie ustawione zostało na 44,1 a nie 192 kHz, a po trosze może skutkiem lepszego zasilającego kabla (Harmonix X-DC350M2R zamiast X-DC2). Poza tym przeinstalowałem sterownik, a choć na ten sam co poprzednio, to cholera te sterowniki wie. Może też jakiś program poprzednio uruchomiony był w tle i przeszkadzał, albo granie z dużymi głośnikami coś McIntoshowi w muzycznym życiu wewnętrznym przestawiło? W każdym razie z Fostexami grał teraz wyraźnie lepiej niż podczas odsłuchów z recenzji, a sam się nie chcę usprawiedliwiać i biorę wszystko na siebie. Doskonale to teraz brzmiało i słowo daję – nie wiem dlaczego. Nie chcę jednocześnie przywoływać wszystkich tych audiofilskich zaklęć usiłujących wyjaśnić, dlaczego to samo potrafi grać raz lepiej, raz gorzej. Tych wszystkich magnetyzmów, lepszych prądów, pór dnia oraz nocy – i tak dalej. Załóżmy, że faza Księżyca była korzystniejsza, Słońce spokojniejsze, a recenzent w lepszym nastroju. Faktem jest, że poprzednio słuchałem koło południa, a teraz bardzo późnym wieczorem, tak więc jasnym się staje, że to wszystko wina magnetyzmu słonecznego i majstrujących przy prądzie sąsiadów. No bo co, jak nie to, kurczę blade? Natomiast jeżeli ktoś podejrzewa, że maczały w tym palce jakieś naciski ze strony komercji, to nie ma racji. Nikt nie interweniował, nie jestem taki ważny, nikomu się nie chciało.

Niezależnie od kompromitacji, na obszarze dwóch recenzji opisującej granie tych samych słuchawek z tym samym wzmacniaczem w różny sposób, to lepsze tym razem bardzo było satysfakcjonujące. Ale na wszelki wypadek zaczekałem do następnego dnia i odsłuch powtórzyłem. Wniosek z niego popłynął, że Fostexy ze wzmacniaczem McIntosh faktycznie soprany traktują wyżej niż Audeze – zwłaszcza w porze dziennej, co każdy niech sobie interpretuje po swojemu – ale tym razem już w sposób jak najbardziej smaczny i odsłuchowo powabny. Poza tym od Audeze grały ogólnie lepiej, czyli na odwrót niż z OPPO. Bardziej szczegółowo, bardziej różnicując dźwięki i z ciekawszą (sic!) przestrzenią. Echa dalej im się niosły a plany bardziej holograficznie układały, podczas gdy u Audeze wszystko rozchodziło się za bardzo na boki, a holografia nie chciała pokazać. I bądź tu mądry.

McIntosh MHP1000

Za punkt odniesienia robić będą: Audeze LCD-XC...

Za punkty odniesienia robić będą: Audeze LCD-XC…

Sądząc z poprzednich odsłuchów, one powinny zagrać najlepiej. I zagrały. W porównaniu z nimi nawet bardziej wgryzające się w muzyczną treść Fostexy wydawały się powierzchowne. Z własnym wzmacniaczem zachowały MHP1000 umiejętność łączenia gładkości ze szczegółowością, ale szczegółowość ta jeszcze narosła. W efekcie brnęły przez muzyczny materiał w stylu flagowego Staxa SR-009, który posiada podobne predyspozycje. Najmniejszy szmer musiał zostać przekazany, i to nie jako ślad gdzieś w tle ledwie obecny, tylko jako eksponat. Mrowiąca się fala szczegółów towarzyszyła tej muzyce, dając poczucie satysfakcji, że oto nic nie uchodzi uwagi. Znów zaznaczyła się też większa delikatność budowania głosów, które w wersji kobiecej były bardziej dziewczęce, a nie obrzmiałe ciężkością dojrzałych matron. Dominowała dokładność detalu a nie płynność melodyki, która była równoległa a nie pierwszoplanowa. Ta zaznaczała się bardziej u Fostexów i Audeze, u których głosy były gładsze i bardziej wypełnione. Zarazem bliższe i mniej transparentne. Tu wokalistki o jakieś piętnaście lat były starsze, a ich głosy zanurzone w muzycznych tłach, podczas gdy u MHP1000 młodsze, świeższe, delikatniejsze i ukazane niezwykle starannie, jako cała postać daleko przed tłem stojąca i tylko otoczona muzyką, a nie w niej utopiona. Dawało to jednoznacznie mocniejszy realizm, przynajmniej w moim odbiorze. Zarazem mniej wygodnictwa w słuchaniu, bo nie relaks i niech sobie ta muzyka płynie, tylko atak niepomijalnej obecności. A jednocześnie narzucała się refleksja odnośnie względności, bo tak te Fostexy chwaliłem za szczegółowość, a jednak w porównaniu z MHP1000 ona zbladła. Nie w sensie, że tych szczegółów ubyło, tylko że się nie potrafiły tak eksponować, ale niezależnie od tego wszystkie trzy pary słuchawek grały z tym McIntoshem kapitalnie. Naprawdę wybitny wzmacniacz, dający pełnię satysfakcji.

Na koniec dałem spokój porównaniom i zacząłem słuchać samego duo McIntosha.  Nie ma wątpliwości, że zostało stworzone z myślą o wysokiej jakości plikach. To nie znaczy, że słabych nie da się słuchać, ale znaczy, że te lepszej jakości naprawdę dużo zyskują. To jest aparatura wysokiego poziomu, i to z takich, by nie łagodzić i zacierać niedociągnięcia, tylko żeby eksponować zalety tych wybitnych. Żadnego opatulania basową kołdrą i gaszenia pożarów cienistą głębią. Sama realistyczna jazda z wywaleniem na wierzch szczegółów i całej technologii. Tym gorzej dla słabych, tym lepiej dla wybitnych. Pliki wysokiej jakości pokazywały swe analogowe i dynamiczne predyspozycje, a w przypadku słabych pozostawał goły realizm. A więc nie upiększanie, tylko sama prawda. Nie tylko odtwórcza, ale także o ich jakości.

...oraz Fostexy 900.

…oraz Fostexy TH-900.

Puściłem sprawdzająco sławną Preußens Gloria – no i tak, bardzo blisko prawdziwej orkiestry z całą jej wściekłą paradą dźwięków to zabrzmiało, a nie jakimś łagodnym rym-cym-cym dla karmiących matek. Puściłem Gassenhauer. I znowu dobrze – ksylofon grał bardzo wiernie i w towarzystwie ciekawej, rozbudowanej akustyki z eleganckim w tle basem. Puściłem Bacha z wiolonczeli Rostropowicza. No super. Instrument pchał dźwięk równocześnie w głąb siebie i na zewnątrz, a bogactwo i głębia brzmienia wraz z jego realistyczną dosadnością wbijały w fotel. To może jeszcze Cyndi Lauper opowie nam czego pragną dziewczyny? Bardzo dobrze opowiedziała i nie zostawiła wątpliwości czego chcą. (Dziewczyny chcą się bawić, gdyby ktoś nie wiedział.) A co z rockiem dla wyczynowych misiaczków w czarnych skórach? Skoczmy swoim Harleyem na autostradę do piekła. Jasna wściekłość gryzła i kopała tanecznym rockiem AC/DC, pisanym tą samą czcionką co McIntosh. A w piekle chyba jest dosyć jasno, bo tam dość dużo zdaje się pod niektórymi jegomościami otwartym ogniem palą. Ale to samo nagranie w wersji koncertowej już jasne nie było, co stanowiło dowód, że system pokazuje samą zawartość nagrań. Generalnie jednak słuchawki i wzmacniacz przy komputerze prezentowały dość jasne granie.

Sprawdziłem jeszcze działanie filtra HXD i trzeba przyznać, że McIntosh doskonale go zestroił z własnymi słuchawkami. Nic prawie w ich przypadku się nie zmieniało poza odsunięciem dalej pierwszego planu i rozciągnięciem głębi sceny. Lekko tylko podnosiła się tonacja i stawało się trochę jaśniej, trochę rzewniej i trochę bardziej transparentnie. Jednak cały styl zostawał niemal nienaruszony i można było wybierać pomiędzy scenami, tak jakby przesiadać się z bliższych do dalszych rzędów, przy czym częściej podobała mi się ta z filtrem, ale przypadki kiedy bardziej bez nie były sporadyczne.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

22 komentarzy w “Recenzja: McIntosh MHP1000

  1. Jarek pisze:

    Piotrze,

    zaskoczyłeś trochę tą recenzją 🙂

    Podobnie jak poniższym stwierdzeniem:
    „Posłuchałem jeszcze na koniec stepowania z berlińskiego koncertu Pepe Romero. Prawie zawsze tego słucham, bo właśnie Ultrasone Edition9 były jedynymi słuchawkami potrafiącymi w uderzeniach pokazać doskonale zarówno deski jak i trzask podkutych obcasów. Połączyć w jedno dwa dźwięki – głuchy i trzaskający, a jednocześnie nadać temu oryginalną moc tupnięcia tancerza. I nareszcie po wielu latach ponownie to usłyszałem.”

    Czyżbyś nie usłyszał tego na Ultrasonach Edition 5 Ltd?
    To dla mnie wręcz nieprawdopodobne.

    1. Piotr Ryka pisze:

      To nieco bardziej złożone. Edition 5 nie słuchałem w stanie kompletnego wygrzania, czy może raczej słuchałem takich, ale jedynie bardzo wyrywkowo. Można powiedzieć, że w ich wypadku nie przebadałem sprawy do końca. Jeszcze nie. To oczywiście nie znaczy, że E5 tak nie potrafią, tylko że tego od nich w takim wymiarze na razie nie usłyszałem. Słyszałem natomiast od Denonów D7100 (chociaż nieco inaczej zagrane), ale o tych Denonach nie wspominam, bo była cała afera związana z powtórzeniem ich efektów brzmieniowych u egzemplarzy innych niż pierwszy testowy. A wycofanie tego modelu z produkcji wydaje się dość symptomatyczne. Tak więc nie ma się co stresować. E5 zapewne też tak potrafią. A Sony MDR-R10 nie potrafią, a i tak bym je wolał.

      1. Piotr Ryka pisze:

        PS

        Ale dlaczego zaskoczyłem recenzją?

        1. Jarek pisze:

          Źle się wyraziłem 🙂 Nie sądziłem, że McIntosh wziął się za słuchawki (i stąd moje zaskoczenie), i to wykorzystując jako bazę T1. Aż mi trudno uwierzyć, że dokonali takich zmian w brzmieniu.
          Z tego co piszesz, wnioskuję, że McIntoshe grają lepiej niż T1 i T5p razem wzięte, czego oczywiście nie należy wykluczyć. Jak zwykle najlepiej słuchać własnymi uszami 😉
          Rozumiem, że teoeretycznie powinny być dostępne do odsłuchu w HiFi Clubie warszawskim?

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak, będą tam niedługo dostępne, i to dokładnie te co są u mnie. Przynajmniej tak mi powiedziano. Odtwarzacz na pewno też mają, albo ten jeszcze lepszy, a tylko CrystalCable Absolute Dream zapewne tam nie ma.

            Co do relacji między T1 a MHP1000, to bez bezpośredniego porównania nie chcę się wypowiadać, a takiego porównania nie było. Tak biorąc z pamięci, mogę powiedzieć, że T1 grają nieco łagodniej.

      2. Tomek pisze:

        Jakby bylo trzeba posluchac wygotowanych E5 to jestem gotow do negocjacji 😉 mozemy jakos sie umowic. Moj @ jest pewnie znany, pozdrawiam

        1. Piotr Ryka pisze:

          Chętnie skorzystam z okazji, o ile to nie fatyga. Ale dopiero za kilka tygodni, jak będę pisał recenzję AKG K1000 z kablem Entreqa.

          1. Tomek pisze:

            Żadna, szczególnie, że za dobre rady jestem zobowiazany 🙂
            Proszę o kontakt mailowy to sie umówimy, pozdrowienia

          2. Piotr Ryka pisze:

            Jutro zadzwonię.

  2. Piotr Ryka pisze:

    Zwróćcie uwagę na nazwę. MHP1000 odwołuje się wprost do sławnych i kultowych Grado HP1000. Pamięć o tamtych słuchawkach najwyraźniej w Ameryce wciąż jest żywa.

  3. Adam pisze:

    A recenzji Marantza wciąż ani widu, ani słychu…

    1. Mirek pisze:

      tutaj testuje sie sprzet z najwyzszej polki a nie jakies popierdolki.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Spokojnie Panowie, bez nerw. Marantz nie jest dziadowski i świetnie się prezentuje, a firma jest legendarna. Recenzja będzie niedługo, ale za jakieś dziesięć dni. Najpierw dwie inne.

  5. Adam pisze:

    W pełni się zgadzam, że Marantz to firma legenda i wypuścił sporo świetnego sprzętu.

  6. Mirek pisze:

    leganda jest cary 300b i to jest najlepszy wzmacniacz sluchawkowy na swiecie a nie marantz!!!

  7. Adam pisze:

    Marantz jest legendą ze względu na wiele świetnych modeli odtwarzaczy i wzmacniaczy, które w przeciągu swej pięknej, ponad 60 letniej historii skonstruował. Trudno, by taką samą renomę miał wyrobioną w segmencie wzmacniaczy słuchawkowych, skoro dopiero na tym polu debiutował.

  8. Artur pisze:

    Skoro w podsumowania raczej wyklucza Pan przenosne audio to mozemy wnioskowac ze nie zagra z wieżą IFI ? (gemini, iGalvanic, dsd bl, itube2, iCan)

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oczywiście, że zagra. iCan to mocny wzmacniacz. Mały, ale bardzo mocny.

      1. Artur pisze:

        A z innej beczki, słyszał Pan kiedyś ultrasone 5 unlimited? Czy to prawda ze dźwiękowo nie ustępują wersji limitowanej?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Słuchałem na AVS, ale króciuteńko, niezobowiązująco. Nie umiem powiedzieć.

          1. Artur pisze:

            wczoraj w nocy nawet znalazlem w internecie takie zdanie, że te tansze grają lepiej i ktoś własnie opisywał ten typ brzmienia (z pudeł rezonansowych) o którym Pan tez pisał ale ten ktoś napisał że nie uświadczył tego w limited, zastanawiam sie czemu tak bylo, kwestia toru? swoją droga to by bylo ekstremalnie dziwne że grają na tym samym poziomie, bo to by oznaczało że za 8000zł (na wtórnym rynku za 4000) możemy miec słuchawki z tej samej półki co 5limited czy final d8000 bo one tyle samo kosztują

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy