Recenzja: Wells Audio Headtrip II

Brzmienie

   Czynności odsłuchowe zacząłem od podpięcia gramofonu, który akurat zajmował centralne miejsce na stelażu po precyzyjnej kalibracji ramienia i sprawdzaniu działania z dogłębnie zmodernizowanym gramofonowym przedwzmacniaczem. Zagrało w pełni analogowo.
     Wydało się komuś śmieszne, że o czymś takim wspominam? Że skoro z gramofonem, analogowo być musiało? Bynajmniej, nie musiało. Rynek w dużym wyborze oferuje wzmacniacze zdolne analogowość gramofonu zabić, poza tym same gramofony i ich przedwzmacniacze analogowości mogą gubić, nie być w stanie jej sprzedać. Ogólnie biorąc analogowość wybitna, czyli sunąca jak po maśle i na dokładkę tchnąca czarem, to przedmiot poszukiwań, zabiegów oraz starań, a nie coś, co tak po prostu kupuje się wraz z gramofonem. Skracając temat powiem, że Headtrip II, jako wraz z najlepszymi słuchawkami finalizacja gramofonowego toru, spisał się w roli akceleratora analogowości, jak to mówią – na złoty medal, dźwięk dając jakby był lampowy. I nie taki lampowy, że ot, byle – tylko lampowy całą sztuką, jakby miał gatunkowe duże triody. Słuchawki z nim próbowane to Focal Utopia w pierwotnej wersji z okablowaniem Luna Cables, Dan Clark Audio STEALTH z własnym okablowaniem ViVo, HiFiMAN Susvara z Tonalium i AKG K1000 z miedzianym kablem nieznanego mi pochodzenia zakończonym 4-pinem. (Pożyczone). Słowo o każdych z nich.

Dan Clark Audio STEALTH
   Te z porównywanych zagrały najjaśniej, ale nie jasno tak w ogóle, tylko mieszanką jasnych sopranów, wypośrodkowanego (niemniej najjaśniejszego) centrum i naturalnie ciemnego, ale zarazem doskonale rozdzielczego basu.
    Wyraźny czynnik sopranowej jasności szczególnie silnie odznaczał się w ludzkich głosach, działając odmładzająco i wyzwoleńczo na tle mroczniejszych prezentacji. Dzięki niemu całościową tonalność odbierało się odruchowo jako lepiej trafioną, choć nie do końca było to prawdą, a jedynie następstwem tych głosów większej wyraźności. Skądinąd stary to chwyt, stosowany już przez Paganiniego, który swe skrzypce stroił powyżej stroju towarzyszącej orkiestry, by wydać się dźwięczniejszym i wyraźniejszym właśnie.

 

 

 

 

   Niezależnie od rzeczywiście trafniejszej, czy tylko jako taka odbieranej tej miary wyważenia (tu lekko przekierowanej ku sopranom), trzeźwy realizm brał całościowo górę nad stroną poetycką – zwiększona dawka dziennego światła w miejsce półmroków światłocienia osłabiała poetyckość nastroju i malarską predyspozycję do gubienia się w mroku; realizm był tu budowany prostymi, bardziej bezpośrednimi środkami, a nie wyrafinowaną, skądinąd też okrężną, drogą techniki malarskiego zwodzenia. Ale poza tym jednym aspektem cała reszta składowych tworzących nastrój i aurę pracowała na rzecz poezji i piękna, jako głębokie, długo podtrzymywane wybrzmienia, przyjemny muzyczny dotyk, na bazie opalizacji tej jasności i kontry z aksamitu czerni, także poprzez miąższość muzycznej tkanki oraz analogowość przepływu. Ogólny nastrój jako najpogodniejszy i przede wszystkim mniej niż u konkurencji marzycielski, lecz niewątpliwie jakością nie odbiegający, jako produkcja słuchawkowego dźwięku najwyższej klasy skupionego na realizmie.

HiFiMAN Susvara
    Jeżeli wyrafinowana pieszczota dźwiękiem w połączeniu z dalece nadprzeciętną głębią sceniczną to dla kogoś czynniki decydujące o podobaniu, to nie było na rynku lepszych pod tymi względami słuchawek od czasu Sony MDR-R10. Gracja, melodyjność, finezja, ale też mocny bas, nasycenie i nieodstępujące ani na chwilę doznanie, że scena jest wyraźnie głębsza, to atrybuty Susvar. Także czystość każdego tonu, znakomite łączenie płynności z rozdzielczością i światło o efektach jak z witrażowego szkła. Idealne wyważenie bas-sopran, zjawiskowo przyjemny muzyczny dotyk i idealne też wyważenie na osi poetyckość-realizm. Słuchałem, i pod którą agendę kreowania muzyki bym nie zajrzał, tam powszędy perfekcja. Jedynie pulsowanie muzycznego tętna trochę wolniejsze niż u STEALTH, i jeśli ktoś wybiera narzucaną przez sopranowe wzmożenie wyraźność, to niekoniecznie Susvary. Ogólnie jednak popis na bazie podkreślania aspektów poetyckich i mimo ich zalewu trzymania się realności aż po wzbudzanie dreszczy. Czy da się jeszcze lepiej?

AKG K1000
Pod niektórymi da się. Mimo iż wolę własne AKG napędzane swoim wzmacniaczem, jako dające większą żywość i nieocieplony realizm, to także te z Headtripem oferowały lepszą niż u Susvar przestrzeń, jeszcze bardziej holograficzną. Ale może nie holografia była w tym najważniejsza, tylko charakterystyczne dla tych AKG najlepsze plasowanie dźwięków w przestrzeni. Niewątpliwie jako następstwo słyszenia obu stereofonicznych kanałów każdym uchem, pozwalające mózgowi działać w tradycyjnym dla niego kreatywnym stylu. Tę lepszość czuje się od razu, na tej samej zasadzie, jak świat wygląda lepiej widziany obojgiem oczu. Prócz tego te nie moje AKG dawały temperaturę przekazu podobną do tej z Susvar, a zatem lekko ocieploną, wraz z tym optymistyczną. Lepiej jednak powiedzieć, że uczuciowo neutralną – prędzej jako zobojętnianie nastroju niż jego rozweselanie, zarazem także zupełne odżegnywanie się od tego czegoś, co można nazwać dosmucaniem. 
    Smacznie to grało, złego słowa nie powiem, lecz inne bardziej poruszyło.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Wells Audio Headtrip II

  1. Alucard pisze:

    Biorąc pod uwagę ceny najwyższych modeli słuchawek obecnie produkowanych, inflację, gospodarkę i ogólny trend drożyzny w każdym aspekcie… cena nie jest wcale tak wyśrubowana, jeśli to ma wyciągać praktycznie maks ze wszystkiego. Chętnych jak zwykle nie zabraknie. Wszechświat nie zna pustki. Czytałem gdzieś opinię o D8000 które grały z ich Milo, i podobało się to bardziej całościowo niż Abyss 1266. Headtrip 2 pewnie wyciąga jeszcze więcej z jednych jak i drugich. I z wielu innych.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Topowy wzmacniacz za trzydzieści parę tysięcy. I to tranzystorowy – nie grzeje, nie potrzebuje lepszych lamp. Tylko dla kabli zasilających trochę grymaśny, nie każdy markowy mu pasuje. Ale można dobrać pasujący z nie jakichś piekielnie drogich, czyli wszystko oki.

  2. Marcin pisze:

    porównuje od wczoraj na headtripie z daciem R2-r (holo audio spring) k-1000 (obie pary) z raal rs-1b, poprzez tę ich „przejściówkę” TI-1b plus dołączone do zestawu „przejściówki kompensacyjne” (do podpięcia do wejść xlr wzmacniacza) i dla mnie k-1000 są po prostu lepszymi, przyjemniejszymi w odbiorze słuchawkami, o niezgorszych technikaliach.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Moje porównanie odnośnie pierwszej wersji RAAL i ich innej niż obecna przejściówki napędzającej tutaj: https://hifiphilosophy.com/recenzja-raal-sr1a-true-ribbon/3/

  3. Adam K. pisze:

    Panie Piotrze. Po pańskiej recenzji strasznie wzmógł się mój apetyt na tego Headtripa i umyśliłem sobie odkładać systematycznie pieniądze na Level II.. Na stronie producenta widnieje cena 15 tys. USD, co przekłada się na nasze 60 tysięcy zł. No właśnie, ale jak się to ma do realnej, końcowej ceny? Chyba trzeba jeszcze doliczyć cło, ponad 20%? A jeśli tak, to robi nam się z tego około 80 tysięcy i mina całkiem rzednie… No i za podobną cenę można już kupić Rivierę AIC-10 z polskiej dystrybucji, pewnie nie gorszą od tego Headtripa… na dodatek z mojego miasta. Zaiste, nie wiem co zrobić…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Odnośnie Rivery zdania są podzielone – jedni ją wychwalają, inni nie. Sam jej nie słyszałem. Odnośnie natomiast Headtripa z przykrością muszę stwierdzić, że Headtrip II nie dorównuje pierwotnemu i by dorównywać (nawet przewyższyć) wymaga poprawek, niestety znacznych, choć nie jakichś bardzo drogich.

      Ogólnie biorąc jakość wzmacniaczy słuchawkowych względem tych sprzed dekady się poprawiła, ale znalezienie takiego naprawdę udanego pod każdym względem wciąż nie jest łatwe. Sam targnąłby się raczej na Lucarto Songolo HPA300 albo Cayina HA-300, z założeniem wymiany z czasem albo od razu lamp na optymalne. Zjawiskowy jest też nie wymagający wymiany lamp wzmacniacz Fulianty, ale ogranicza słuchawki do czułych, podczas gdy tamte wolą mniej czułe.

      1. Adam K. pisze:

        Panie Piotrze, to jestem zdziwiony, że Headtrip II nie dorównuje pierwotnemu, gdyż z recenzji to nie wynika. Dał mu Pan silną rekomendację, jako najlepszemu słuchawkowcowi tranzystorowemu.
        Teraz Jeff Wells na swojej stronie zamieścił zdjęcia nowego Headtripa, we wcieleniu trzecim. Trochę zmienił się wygląd, ale wnętrze pewnie to samo.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Zmieniłem nastawienie pod wpływem długiego obcowania i sprawdzenia z większą ilością źródeł. A przede wszystkim pod wpływem tego, że byłem świadkiem postępu brzmieniowego w następstwie dwuetapowego upgrade. Pierwszym etapem była wymiana niektórych podzespołów na bardziej gatunkowe, co mniej więcej zrównało możliwości z Headtripem pierwotnym, z tym jego graniem w bardzo bliskim kontakcie, jako czymś bardzo unikalnym, do czego nowsza wersja już takiej predyspozycji nie miała. Clou leży jednak gdzie indziej, w tym wyrzuconym u nowszej na zewnątrz zasilaczu. Sam pomysł bardzo dobry, realizacja słaba. Toroid wewnątrz za mały, wymiana go na dużo większy spowodowała dramatyczny przyrost jakości pod względem dynamiki i właśnie bliskości kontaktu.
          Zabiegi związane z upgrade są do wykonania w Krakowie (nie moje ręce, nie moja głowa, nie jestem inżynierem) i zamykają się w akceptowalnych kosztach kilku tysięcy złotych, a jak jest z Headtrip III, tego nie wiem, nie miałem do czynienia.
          Rzecz całościowo zbierając ciągle sprowadza się do tego, że Headtrip II, nawet nie tknięty poprawkami, pozostaje najlepszym tranzystorowym wzmacniaczem słuchawkowym (Rivera to hybryda), ale da się z niego wyciskać więcej, nawet zaskakująco dużo. No ale cena – straszna cena. Jak ona ma się do kwoty za Lucarto Songolo? Tyle że dużym plusem jest znacznie niższa temperatura pracy, nie będzie z tym letnich kłopotów.

          1. Adam K. pisze:

            Dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź! Biorąc to wszystko pod uwagę, plus konieczność słania za ocean w przypadku awarii, trochę mi ochota przechodzi na tego Headtripa. Zwrócę się więc w kierunku Riviery, ale wypożyczę na odsłuch dopiero gdy będę dysponował odpowiednią kwotą… nie ma co wcześniej sprawdzać, bo jeśli mnie oczaruje, jak potem wytrzymać??
            A póki co, od dwóch lat z przyjemnością użytkuję wzmacniacz Pass HPA-1. Jest bardzo fajny, dodatkowo zmieniłem w nim główny bezpiecznik na Verictum, co jeszcze podniosło jakość. No ale wiadomo, apetyt audiofila jest nieposkromiony i bardzo szybko człowiek zaczyna myśleć: a może by kupić coś jeszcze lepszego?
            Pozdrawiam serdecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© HiFi Philosophy