Recenzja: Wells Audio Headtrip II

Budowa i zmiany odnośnie nowszej wersji

   Główna różnica taka, że wersja pierwotna miała zasilacz wbudowany (w postaci schowanego w zęzie pod elektroniką dużego toroidu), podczas gdy nowa „dwójka” ma zasilacz zewnętrzny. Tym samym nie urozmaica już frontu Headtripa zielono podświetlany zapadkowy włącznik, przeniósł się na front zasilacza. Ów moduł zasilania to niewielkie, aluminiowe pudełko o wadze 1,45 kg, wyposażone oprócz włącznika jedynie w wejście prądowego kabla oraz 4-pinowe przyłącze do połączenia via gruby, czarny przewód ze wzmacniaczem.

    Po odesłaniu na zewnątrz sekcji zasilania Headtrip stał się znacząco lżejszy, nie waży już dziewięć kilogramów, a jedynie siedem. Jak technologicznie zrealizowano zasilacz, o tym się nie dowiadujemy; podany został jedynie motyw, którym nie sama eliminacja zakłócania przez pracujący obok transformator elementów wewnętrznych, ale także mniejszy szum własny urządzenia, mogącego teraz, pomimo wielkiej mocy i braku jej stopniowania innego niż potencjometrem, obsługiwać bez szumowych przeszkód nawet czułe słuchawki, podobno nawet dokanałowe.

    Włącznik główny nie zniknął, został jedynie przeniesiony, ale dwie inne rzeczy owszem. Zniknęło słuchawkowe gniazdo symetryczne 2 x 3-pin Neutrik NCJ10FI-H, mogące być obsługiwane alternatywnie przez parę lub pojedyncze duże jacki, zastąpiło je z lewej symetryczne 4-pin, a z prawej duży jack. Teoretycznie jest więc nie gorzej, ale w mojej praktyce odsłuchowej gniazda 2 x 3-pin wielokrotnie zyskiwały brzmieniową przewagę nad pojedynczym 4-pinem w urządzeniach wyposażonych w oba te rodzaje wyjść. Zniknęło zresztą nie samo gniazdo, wraz z nim ulotniły się skobelkowe nad każdym 3-pinem przełączniki zmiany polaryzacji, pozwalające lepiej dopasowywać się do danego nagrania przez polaryzacyjną zgodność. (Możliwość szukania tej zgodności to w sprzęcie duża rzadkość, ale niektóre odtwarzacze dCS czy Metronome ją oferują.)

    Poza zniknięciem przełączników polaryzacji i zmianą rodzaju gniazd zaszły na froncie dwie inne zmiany. Duże pokrętło krokowego potencjometru wciąż jest usytuowane centralnie, ale ma teraz lepiej izolujące osadzenie i oprawę skalującą od Vishay, a naroża zyskały zaokrąglające profile narożnikowe poprawiające wygląd.
    O wyglądzie tym decyduje gruby panel z czarnego akrylu, podobnie akrylowe są wierzch, tył i boki. – Ten wierzch z czterema rzędami szczelin-wywietrzników, a boki z dużymi srebrnymi kratownicami zapewniającymi dobry przewiew. Wentylacja jest zatem zapewniona, a jest co wentylować. Wprowadzany gniazdami XLR lub RCA sygnał trafia do układu dual-mono w klasie A, realizowanego przez dwie pionowo za bocznymi kratkami umieszczone duże płyty montażu powierzchniowego, zawierające min. markowe podzespoły poprzednio wymagające dopłaty. Za dopłatą, a teraz bez niej, były też filtry kwantowe od kalifornijskiego Babee Technologies, leżące poziomo jako dwie płytki pomiędzy tymi pionowymi. O filtrach tych producent pisze:

Oczyszczacze kwantowe Jacka Bybee zostały pierwotnie opracowane do zastosowań wojskowych, z których wiele jest wciąż tajnych. Te niesamowite urządzenia były używane od lat przez doświadczonych entuzjastów audio-video, aby osiągnąć poziom czystości sygnału i przejrzystości nieosiągalny przed ich wprowadzeniem. W ramach każdego systemu odtwarzania muzyczna i wizualna informacja jest przekazywana przez elektrony płynące w przewodniku. Podczas interakcji między nimi a materiałem przewodzącym kabli czy obwodów, generowany jest szum o bardzo małej amplitudzie, na poziomie kwantowym. W miarę jak energia tego szumu kwantowego gromadzi się w sygnale, składowe sygnałowe niskiego poziomu opisujące przestrzeń, scenę dźwiękową, barwę, dynamikę, wierność kolorów i rozdzielczość obrazu zostają przesłonięte – okradzione z plastyczności i życia. Kwantowe oczyszczacze Bybee działają na poziomie mechanicznym, regulując przepływ elektronów tworzących sygnał. Przepływ prądu po oczyszczeniu kwantowym jest swobodny i niemal idealny. Podczas przejścia sygnału przez oczyszczacz energia szumu kwantowego zostaje rozproszona i usunięta w postaci ciepła, usprawniając przepływ elektronów we wszystkich sąsiednich obwodach. Korzyści z tego wykraczają daleko poza oczyszczacz. Przyspieszające w nim elektrony tworzą efekt „szybszego strumienia” ułatwiając przepływ prądu w całym systemie i zwiększając prędkość sygnału do poziomu niemożliwego do osiągnięcia nawet w najlepszych przewodnikach.

    Sam mogę do tego dorzucić, że wyposażone w taki oczyszczacz wzmacniacze spisują się znakomicie, aczkolwiek nigdy nie miałem możliwości porównania z filtrem Babee i bez (nie można tych filtrów wyłączyć), toteż zakresu działania ani nawet tak/nie wpływu nie opiszę.
    Za dopłatą poprzednio był też potencjometr krokowy od polskiego Khozmo Acoustic, a teraz dostajemy go w standardzie, podobnie jak filtry, zewnętrzny zasilacz i wyższej klasy kondensatory. Ogólnie biorąc wersja standard odznacza się progresją, czyli wszystko w najlepszym porządku, tego właśnie się oczekuje. Tym bardziej w porządku w świetle tego, że cena nie uległa zmianie – wersje standardowa i Level II (poprzednio określana jako Reference) to w dalszym ciągu siedem i piętnaście tysięcy dolarów. Szkoda jedynie gniazda 2 x 3-pin i tych regulatorów polaryzacji, sam bym je w Headtrip zostawił. Dlaczego znikły, nie wiem, może chodziło o to, by bardziej rzucała się w oczy obecność gniazda duży jack, którego wielu oczekuje. Poprzednio także było, a nawet były dwa, poza tym zawsze można zrobić przejściówkę, no ale jest jak jest.

    Trzeba coś dodać o wyglądzie i coś o możliwościach. Wygląd to duża, nietypowo wysoka i głębsza niż szersza czarna bryła lśniącego pleksiglasu, zdobna aluminiowym nosem pokrętła bez towarzyszenia przełączników. Mniejsze pudełko zasilacza, którego nie można postawić na wierzchu (za krótki kabel, i umyślnie), zwiększa wprawdzie i tak sporą powierzchnię zajmowaną przez urządzenie, w zamian ofiarowując ciszę tła.
    Ogólnie wygląd jest dostojny i niewątpliwie efektowny – to obok kilku największych lampowych robiący największe wrażenie wzmacniacz słuchawkowy ze wszystkich, dorzucający do wyglądu bardzo wysoką renomę; i słusznie, bo brzmieniowo jest on także potężny – zarówno w odniesieniu do mocy, jak i jakości brzmienia.
Ta moc rozciąga się wzdłuż osi impedancji na parametry od 50 W/8 Ω po 1,8 W/600 Ω, jest zatem aż tak duża, że bezproblemowo zdolna napędzać słuchawki najtrudniejsze, z AKG K1000 i HiFiMAN Susvara na czele. Może także napędzać kolumny, ale do tego będzie potrzebna we własnym zakresie użytkownika zorganizowana przejściówka z wyjścia słuchawkowego na łącza głośnikowe. W końcu, jak w wielu miejscach podkreśla producent, Wells Audio Headtrip to słuchawkowa wersja głośnikowego Wells Audio Innamorata ($7500). Przy okazji przypomnę, że geneza Headtripa to prośba Joe Skubinskiego, twórcy sławnych i bardzo drogich słuchawek planarnych Abyss, skierowana do przyjaciela Jeffa Wellsa o wzmacniacz słuchawkowy tak jednocześnie potężny i wybitny brzmieniowo, by razem z tymi słuchawkami stworzył coś ekstraordynaryjnego, co niewątpliwie się udało.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Wells Audio Headtrip II

  1. Alucard pisze:

    Biorąc pod uwagę ceny najwyższych modeli słuchawek obecnie produkowanych, inflację, gospodarkę i ogólny trend drożyzny w każdym aspekcie… cena nie jest wcale tak wyśrubowana, jeśli to ma wyciągać praktycznie maks ze wszystkiego. Chętnych jak zwykle nie zabraknie. Wszechświat nie zna pustki. Czytałem gdzieś opinię o D8000 które grały z ich Milo, i podobało się to bardziej całościowo niż Abyss 1266. Headtrip 2 pewnie wyciąga jeszcze więcej z jednych jak i drugich. I z wielu innych.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Topowy wzmacniacz za trzydzieści parę tysięcy. I to tranzystorowy – nie grzeje, nie potrzebuje lepszych lamp. Tylko dla kabli zasilających trochę grymaśny, nie każdy markowy mu pasuje. Ale można dobrać pasujący z nie jakichś piekielnie drogich, czyli wszystko oki.

  2. Marcin pisze:

    porównuje od wczoraj na headtripie z daciem R2-r (holo audio spring) k-1000 (obie pary) z raal rs-1b, poprzez tę ich „przejściówkę” TI-1b plus dołączone do zestawu „przejściówki kompensacyjne” (do podpięcia do wejść xlr wzmacniacza) i dla mnie k-1000 są po prostu lepszymi, przyjemniejszymi w odbiorze słuchawkami, o niezgorszych technikaliach.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Moje porównanie odnośnie pierwszej wersji RAAL i ich innej niż obecna przejściówki napędzającej tutaj: https://hifiphilosophy.com/recenzja-raal-sr1a-true-ribbon/3/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy