Przykłady są nieliczne, wśród wzmacniaczy słuchawkowych szczególnie. Jakie przykłady? Przykłady tego, że wzmacnianie via tranzystory nie musi ustępować wzmacnianiu via lampy. Są na to wprawdzie mocne dowody pomiędzy tranzystorami w klasie A, ale żeby tak całkiem było wszystko jedno dla szlachetności brzmienia czy kupujemy tranzystorowy, czy lampowy – co to, to nie. Oczywiście jeśli ktoś przede wszystkim ceni szczegółowość i dynamikę z towarzyszeniem ostro rysowanych konturów i mocnego światła, ktoś taki deliberacje nad różnicami tranzystor kontra lampa może sobie darować, jemu dłuższe wybrzmienia, dopieszczone niuanse i szlachetniejsza materia muzycznej tkanki nie są potrzebne, zadowoli się średnim poziomem. Ta średniość w odniesieniu do wielu konstrukcji tranzystorowych wybija się jednak wysoko – słuchawkowe wzmacniacze jak Phasemation, Sugden Masterclass, SPL Phonitor czy Niimbus Ultimate to już bardzo wysokie poziomy w odniesieniu do każdego aspektu. Lecz mimo to kiedy zapuszczam własne lampy, od razu jasnym się staje, że pewnych niuansowych cech nie są w stanie aż tak dobrze ukazać, a sama materia brzmienia nie jest aż tak szlachetna. Dlatego o przykładach całkowitej równości napisałem na starcie „nieliczne”; gdyby nie słuchany lata temu wzmacniacz słuchawkowy Audio Dynamic, gdyby nie czas potem słuchany Wells Headtrip i dużo później dCS Bartók, byłby zdania, że poziom super lamp jest tranzystorom zabroniony. Ale najmocniej właśnie Wells Audio Headtrip mnie do swej jakości przekonał; on, jako wzmacniacz słuchawkowy, nie ustępuje żadnym lampom. Z każdymi konkuruje jak równy z równymi; jak to osiąga, tego nie zdradza, poza fundamentalnym faktem, że jest to konstrukcja dual-mono w klasie A dysponująca dużą mocą. Kto ciekawy dalszych szczegółów, może zajrzeć do środka, bo obudowa nie jest zapobiegawczo zabezpieczona przed wścibskim rozkręcaniem; ba, nawet bez dotykania śrub możemy zaglądnąć do środka, bo zdjęcie wnętrza uwidacznia się na stronie producenta, wystarczy je powiększyć. Wyliczono tam także szereg konstrukcyjnych uściśleń, jak również można zyskać wiedzę o tym, że Headtrip II jest sprzedawany w wersji standardowej bądź jako Level II, gdzie pierwszą wyceniono na $7000, a drugą na $15 000. To bardzo duży przeskok, powyżej dwukrotności, a wyliczone różnice wydają się nie aż tak wielkie, żeby to uzasadniać: ich zbiór obejmuje zastąpienie na każdej z dwóch dużych płyt PCB (bo przecież dual-mono) dziewiętnastu rezystorów zwyczajnych (po 6 centów za sztukę) luksusowymi Vishay Naked po dwanaście dolarów; a pozostałe podzespoły od Vishay są także dużo droższe, podobnie jak polipropylenowe i papierowo-olejowe kondensatory Rike, ekranowanie mumetalem i kriogenicznie traktowane całe płytki i wszystkie kable. Do tego jeszcze te kable wykonane przez samo Wells Audio i całość postawiona na masywnych aluminiowych podporach.
Zerknijmy teraz na różnice między Headtrip a Headtrip II.
Budowa i zmiany odnośnie nowszej wersji
Główna różnica taka, że wersja pierwotna miała zasilacz wbudowany (w postaci schowanego w zęzie pod elektroniką dużego toroidu), podczas gdy nowa „dwójka” ma zasilacz zewnętrzny. Tym samym nie urozmaica już frontu Headtripa zielono podświetlany zapadkowy włącznik, przeniósł się na front zasilacza. Ów moduł zasilania to niewielkie, aluminiowe pudełko o wadze 1,45 kg, wyposażone oprócz włącznika jedynie w wejście prądowego kabla oraz 4-pinowe przyłącze do połączenia via gruby, czarny przewód ze wzmacniaczem.
Po odesłaniu na zewnątrz sekcji zasilania Headtrip stał się znacząco lżejszy, nie waży już dziewięć kilogramów, a jedynie siedem. Jak technologicznie zrealizowano zasilacz, o tym się nie dowiadujemy; podany został jedynie motyw, którym nie sama eliminacja zakłócania przez pracujący obok transformator elementów wewnętrznych, ale także mniejszy szum własny urządzenia, mogącego teraz, pomimo wielkiej mocy i braku jej stopniowania innego niż potencjometrem, obsługiwać bez szumowych przeszkód nawet czułe słuchawki, podobno nawet dokanałowe.
Włącznik główny nie zniknął, został jedynie przeniesiony, ale dwie inne rzeczy owszem. Zniknęło słuchawkowe gniazdo symetryczne 2 x 3-pin Neutrik NCJ10FI-H, mogące być obsługiwane alternatywnie przez parę lub pojedyncze duże jacki, zastąpiło je z lewej symetryczne 4-pin, a z prawej duży jack. Teoretycznie jest więc nie gorzej, ale w mojej praktyce odsłuchowej gniazda 2 x 3-pin wielokrotnie zyskiwały brzmieniową przewagę nad pojedynczym 4-pinem w urządzeniach wyposażonych w oba te rodzaje wyjść. Zniknęło zresztą nie samo gniazdo, wraz z nim ulotniły się skobelkowe nad każdym 3-pinem przełączniki zmiany polaryzacji, pozwalające lepiej dopasowywać się do danego nagrania przez polaryzacyjną zgodność. (Możliwość szukania tej zgodności to w sprzęcie duża rzadkość, ale niektóre odtwarzacze dCS czy Metronome ją oferują.)
Poza zniknięciem przełączników polaryzacji i zmianą rodzaju gniazd zaszły na froncie dwie inne zmiany. Duże pokrętło krokowego potencjometru wciąż jest usytuowane centralnie, ale ma teraz lepiej izolujące osadzenie i oprawę skalującą od Vishay, a naroża zyskały zaokrąglające profile narożnikowe poprawiające wygląd.
O wyglądzie tym decyduje gruby panel z czarnego akrylu, podobnie akrylowe są wierzch, tył i boki. – Ten wierzch z czterema rzędami szczelin-wywietrzników, a boki z dużymi srebrnymi kratownicami zapewniającymi dobry przewiew. Wentylacja jest zatem zapewniona, a jest co wentylować. Wprowadzany gniazdami XLR lub RCA sygnał trafia do układu dual-mono w klasie A, realizowanego przez dwie pionowo za bocznymi kratkami umieszczone duże płyty montażu powierzchniowego, zawierające min. markowe podzespoły poprzednio wymagające dopłaty. Za dopłatą, a teraz bez niej, były też filtry kwantowe od kalifornijskiego Babee Technologies, leżące poziomo jako dwie płytki pomiędzy tymi pionowymi. O filtrach tych producent pisze:
Oczyszczacze kwantowe Jacka Bybee zostały pierwotnie opracowane do zastosowań wojskowych, z których wiele jest wciąż tajnych. Te niesamowite urządzenia były używane od lat przez doświadczonych entuzjastów audio-video, aby osiągnąć poziom czystości sygnału i przejrzystości nieosiągalny przed ich wprowadzeniem. W ramach każdego systemu odtwarzania muzyczna i wizualna informacja jest przekazywana przez elektrony płynące w przewodniku. Podczas interakcji między nimi a materiałem przewodzącym kabli czy obwodów, generowany jest szum o bardzo małej amplitudzie, na poziomie kwantowym. W miarę jak energia tego szumu kwantowego gromadzi się w sygnale, składowe sygnałowe niskiego poziomu opisujące przestrzeń, scenę dźwiękową, barwę, dynamikę, wierność kolorów i rozdzielczość obrazu zostają przesłonięte – okradzione z plastyczności i życia. Kwantowe oczyszczacze Bybee działają na poziomie mechanicznym, regulując przepływ elektronów tworzących sygnał. Przepływ prądu po oczyszczeniu kwantowym jest swobodny i niemal idealny. Podczas przejścia sygnału przez oczyszczacz energia szumu kwantowego zostaje rozproszona i usunięta w postaci ciepła, usprawniając przepływ elektronów we wszystkich sąsiednich obwodach. Korzyści z tego wykraczają daleko poza oczyszczacz. Przyspieszające w nim elektrony tworzą efekt „szybszego strumienia” ułatwiając przepływ prądu w całym systemie i zwiększając prędkość sygnału do poziomu niemożliwego do osiągnięcia nawet w najlepszych przewodnikach.
Sam mogę do tego dorzucić, że wyposażone w taki oczyszczacz wzmacniacze spisują się znakomicie, aczkolwiek nigdy nie miałem możliwości porównania z filtrem Babee i bez (nie można tych filtrów wyłączyć), toteż zakresu działania ani nawet tak/nie wpływu nie opiszę.
Za dopłatą poprzednio był też potencjometr krokowy od polskiego Khozmo Acoustic, a teraz dostajemy go w standardzie, podobnie jak filtry, zewnętrzny zasilacz i wyższej klasy kondensatory. Ogólnie biorąc wersja standard odznacza się progresją, czyli wszystko w najlepszym porządku, tego właśnie się oczekuje. Tym bardziej w porządku w świetle tego, że cena nie uległa zmianie – wersje standardowa i Level II (poprzednio określana jako Reference) to w dalszym ciągu siedem i piętnaście tysięcy dolarów. Szkoda jedynie gniazda 2 x 3-pin i tych regulatorów polaryzacji, sam bym je w Headtrip zostawił. Dlaczego znikły, nie wiem, może chodziło o to, by bardziej rzucała się w oczy obecność gniazda duży jack, którego wielu oczekuje. Poprzednio także było, a nawet były dwa, poza tym zawsze można zrobić przejściówkę, no ale jest jak jest.
Trzeba coś dodać o wyglądzie i coś o możliwościach. Wygląd to duża, nietypowo wysoka i głębsza niż szersza czarna bryła lśniącego pleksiglasu, zdobna aluminiowym nosem pokrętła bez towarzyszenia przełączników. Mniejsze pudełko zasilacza, którego nie można postawić na wierzchu (za krótki kabel, i umyślnie), zwiększa wprawdzie i tak sporą powierzchnię zajmowaną przez urządzenie, w zamian ofiarowując ciszę tła.
Ogólnie wygląd jest dostojny i niewątpliwie efektowny – to obok kilku największych lampowych robiący największe wrażenie wzmacniacz słuchawkowy ze wszystkich, dorzucający do wyglądu bardzo wysoką renomę; i słusznie, bo brzmieniowo jest on także potężny – zarówno w odniesieniu do mocy, jak i jakości brzmienia.
Ta moc rozciąga się wzdłuż osi impedancji na parametry od 50 W/8 Ω po 1,8 W/600 Ω, jest zatem aż tak duża, że bezproblemowo zdolna napędzać słuchawki najtrudniejsze, z AKG K1000 i HiFiMAN Susvara na czele. Może także napędzać kolumny, ale do tego będzie potrzebna we własnym zakresie użytkownika zorganizowana przejściówka z wyjścia słuchawkowego na łącza głośnikowe. W końcu, jak w wielu miejscach podkreśla producent, Wells Audio Headtrip to słuchawkowa wersja głośnikowego Wells Audio Innamorata ($7500). Przy okazji przypomnę, że geneza Headtripa to prośba Joe Skubinskiego, twórcy sławnych i bardzo drogich słuchawek planarnych Abyss, skierowana do przyjaciela Jeffa Wellsa o wzmacniacz słuchawkowy tak jednocześnie potężny i wybitny brzmieniowo, by razem z tymi słuchawkami stworzył coś ekstraordynaryjnego, co niewątpliwie się udało.
Brzmienie
Czynności odsłuchowe zacząłem od podpięcia gramofonu, który akurat zajmował centralne miejsce na stelażu po precyzyjnej kalibracji ramienia i sprawdzaniu działania z dogłębnie zmodernizowanym gramofonowym przedwzmacniaczem. Zagrało w pełni analogowo.
Wydało się komuś śmieszne, że o czymś takim wspominam? Że skoro z gramofonem, analogowo być musiało? Bynajmniej, nie musiało. Rynek w dużym wyborze oferuje wzmacniacze zdolne analogowość gramofonu zabić, poza tym same gramofony i ich przedwzmacniacze analogowości mogą gubić, nie być w stanie jej sprzedać. Ogólnie biorąc analogowość wybitna, czyli sunąca jak po maśle i na dokładkę tchnąca czarem, to przedmiot poszukiwań, zabiegów oraz starań, a nie coś, co tak po prostu kupuje się wraz z gramofonem. Skracając temat powiem, że Headtrip II, jako wraz z najlepszymi słuchawkami finalizacja gramofonowego toru, spisał się w roli akceleratora analogowości, jak to mówią – na złoty medal, dźwięk dając jakby był lampowy. I nie taki lampowy, że ot, byle – tylko lampowy całą sztuką, jakby miał gatunkowe duże triody. Słuchawki z nim próbowane to Focal Utopia w pierwotnej wersji z okablowaniem Luna Cables, Dan Clark Audio STEALTH z własnym okablowaniem ViVo, HiFiMAN Susvara z Tonalium i AKG K1000 z miedzianym kablem nieznanego mi pochodzenia zakończonym 4-pinem. (Pożyczone). Słowo o każdych z nich.
Dan Clark Audio STEALTH
Te z porównywanych zagrały najjaśniej, ale nie jasno tak w ogóle, tylko mieszanką jasnych sopranów, wypośrodkowanego (niemniej najjaśniejszego) centrum i naturalnie ciemnego, ale zarazem doskonale rozdzielczego basu.
Wyraźny czynnik sopranowej jasności szczególnie silnie odznaczał się w ludzkich głosach, działając odmładzająco i wyzwoleńczo na tle mroczniejszych prezentacji. Dzięki niemu całościową tonalność odbierało się odruchowo jako lepiej trafioną, choć nie do końca było to prawdą, a jedynie następstwem tych głosów większej wyraźności. Skądinąd stary to chwyt, stosowany już przez Paganiniego, który swe skrzypce stroił powyżej stroju towarzyszącej orkiestry, by wydać się dźwięczniejszym i wyraźniejszym właśnie.
Niezależnie od rzeczywiście trafniejszej, czy tylko jako taka odbieranej tej miary wyważenia (tu lekko przekierowanej ku sopranom), trzeźwy realizm brał całościowo górę nad stroną poetycką – zwiększona dawka dziennego światła w miejsce półmroków światłocienia osłabiała poetyckość nastroju i malarską predyspozycję do gubienia się w mroku; realizm był tu budowany prostymi, bardziej bezpośrednimi środkami, a nie wyrafinowaną, skądinąd też okrężną, drogą techniki malarskiego zwodzenia. Ale poza tym jednym aspektem cała reszta składowych tworzących nastrój i aurę pracowała na rzecz poezji i piękna, jako głębokie, długo podtrzymywane wybrzmienia, przyjemny muzyczny dotyk, na bazie opalizacji tej jasności i kontry z aksamitu czerni, także poprzez miąższość muzycznej tkanki oraz analogowość przepływu. Ogólny nastrój jako najpogodniejszy i przede wszystkim mniej niż u konkurencji marzycielski, lecz niewątpliwie jakością nie odbiegający, jako produkcja słuchawkowego dźwięku najwyższej klasy skupionego na realizmie.
HiFiMAN Susvara
Jeżeli wyrafinowana pieszczota dźwiękiem w połączeniu z dalece nadprzeciętną głębią sceniczną to dla kogoś czynniki decydujące o podobaniu, to nie było na rynku lepszych pod tymi względami słuchawek od czasu Sony MDR-R10. Gracja, melodyjność, finezja, ale też mocny bas, nasycenie i nieodstępujące ani na chwilę doznanie, że scena jest wyraźnie głębsza, to atrybuty Susvar. Także czystość każdego tonu, znakomite łączenie płynności z rozdzielczością i światło o efektach jak z witrażowego szkła. Idealne wyważenie bas-sopran, zjawiskowo przyjemny muzyczny dotyk i idealne też wyważenie na osi poetyckość-realizm. Słuchałem, i pod którą agendę kreowania muzyki bym nie zajrzał, tam powszędy perfekcja. Jedynie pulsowanie muzycznego tętna trochę wolniejsze niż u STEALTH, i jeśli ktoś wybiera narzucaną przez sopranowe wzmożenie wyraźność, to niekoniecznie Susvary. Ogólnie jednak popis na bazie podkreślania aspektów poetyckich i mimo ich zalewu trzymania się realności aż po wzbudzanie dreszczy. Czy da się jeszcze lepiej?
AKG K1000
Pod niektórymi da się. Mimo iż wolę własne AKG napędzane swoim wzmacniaczem, jako dające większą żywość i nieocieplony realizm, to także te z Headtripem oferowały lepszą niż u Susvar przestrzeń, jeszcze bardziej holograficzną. Ale może nie holografia była w tym najważniejsza, tylko charakterystyczne dla tych AKG najlepsze plasowanie dźwięków w przestrzeni. Niewątpliwie jako następstwo słyszenia obu stereofonicznych kanałów każdym uchem, pozwalające mózgowi działać w tradycyjnym dla niego kreatywnym stylu. Tę lepszość czuje się od razu, na tej samej zasadzie, jak świat wygląda lepiej widziany obojgiem oczu. Prócz tego te nie moje AKG dawały temperaturę przekazu podobną do tej z Susvar, a zatem lekko ocieploną, wraz z tym optymistyczną. Lepiej jednak powiedzieć, że uczuciowo neutralną – prędzej jako zobojętnianie nastroju niż jego rozweselanie, zarazem także zupełne odżegnywanie się od tego czegoś, co można nazwać dosmucaniem.
Smacznie to grało, złego słowa nie powiem, lecz inne bardziej poruszyło.
Brzmienie cd.
Focal Utopia
To od Utopii odsłuch zacząłem, na koniec do nich wróciłem po kolejną serię porównań, dlatego ich opis jest ostatni. Zrazu, w miarę jak słuchałem kolejnych, wydały mi się od pozostałych słabsze, gdyż niewątpliwie odznaczały się pewną wadą. Rewir basowy bardziej zlewał się u nich niż u reszty; stale przywoływany w recenzjach i dyskusjach parametr rozdzielczości basu był w Utopiach najsłabszy. Ale tak działo się dlatego, że całościowy muzyczny obraz był w ich prezentacji najbardziej złożony, dźwięki przez nie podawane odznaczały się najbogatszą oprawą. Zachodziły jedne na drugie i ze sobą dialogowały, ich otaczane łunami wybrzmień poszczególne tony zajmował największe obszary na skalach przestrzeni i czasu. W efekcie zjawiała się muzyka najciekawsza, bo najbardziej żyjąca – najmocniej ożywiająca medium i sama też najbardziej kreatywna. Odnośnie spraw czysto technicznych jako najniższa tonalnie – głęboko schodząca w siebie i otaczana efektownym pogłosem. Ale przede wszystkim efekt analogowej muzykalności osiągająca nie samymi obłościami obrysów i elegancją płynięcia, ale także strzępieniem krawędzi – odrywaniem się od nich muzycznego pyłu i brzmieniowych strzępów. A przy różnych okazjach pisałem, że tak ukazywana muzyka zyskuje wyższy walor od tej rysowanej samą dźwiękową plamą o jednoznacznej krawędzi.
Za wyjątkowo wybitny musiałem na koniec uznać sposób łączenia przez te Utopie sopranów z resztą pasma, jako taki okrywających inne dźwięki srebrnym pyłem i poprzez to sączącym w przekaz nostalgię. Nostalgię nie poprzez jakieś zawodzące podwyższenie tonacji, ale poprzez największą dźwięczność i wielowymiarowość sfery sopranowej, w sposób niezwykle udany dającej przeciwwagę dla też stale obecnego ciemnego, głębokiego basu. By dać na koniec bardzo niecodzienne połączenie masywności z kruchością i dostojeństwa ze skargą – spektakl najwyższej klasy.
Pełność oraz głębokie osadzenie łączyło się plamkami smutku, tak jak w ogromnym drzewie potężny pień i rozpostarte gałęzie łączą się z tysięcznymi szumami liści.
W porównaniu do tej prezentacji pozostałe wydawały się mniejsze, a już z całą pewnością uczuciowo uboższe, choć może to ja preferuję takie smutniejsze nastroje, radośniejsze mając za bardziej przaśne.
Najważniejsza jednak jest suma, a ta pokazała, że Wells Audio Headtrip II może śpiewać różnymi głosami, ale zawsze udanie. Dość ma mocy i klasy dla dowolnie trudnych słuchawek, pozostało pytanie, jak będzie to wyglądać na tle mojej referencji.
Konfrontacja
Przypomnieniowo muszę zaznaczyć, że na stanowiący punkt odniesienia dzielony wzmacniacz recenzenta składały się przedwzmacniacz i końcówka mocy dogłębnie przerobione – ani obecnie, ani kiedyś nie można było kupić tych urządzeń takimi, jakimi tu występowały.
Metodologia porównania była prosta: Headtrip został podpięty do wyjść symetrycznych odtwarzacza, ASL Twin-Head + Croft Polestar1 do niesymetrycznych. Akurat mój odtwarzacz posiada tę zaletę, że nie odmawia pracy przy takim obciążeniu, ani też nie przejawia osłabienia jakościowego odnośnie któregoś z wyjść. Odbiorcami finalnymi sygnału były cztery pary słuchawek, wszystkie potrzebujące bardzo mocnego napędu (odeszły Utopie, doszły Dan Clark Audio EXPANSE), w związku z czym napędzane z końcówki mocy Crofta, a nie wprost z przedwzmacniacza aka słuchawkowego wzmacniacza Twin-Head. Ten Croft to hybryda o mocy circa 25W/8Ω, zatem i tak na papierze słabsza wyraźnie od Headtripa, nominalnie generującego wzmocnienie rzędu 50W/8Ω. (Jednak praktyka pokazywała raczej zbliżoną moc obu.)
Nieważne co z tą mocą, i tak była wystarczająca – ważne różnice brzmieniowe. Nie będę ich już rozbijał na poszczególne słuchawki, bowiem odnośnie każdych były mocno zbliżone. Podobne względem siebie były też oba wzmacniacze, niemniej pewne różnice były – dla poszukującego różnic ucha nawet dosyć wyraźne. Wyszczególnijmy je w punktach:
- Wells Audio Headtrip operował niższą tonalnie średnicą.
- Nie tak mocno akcentował soprany.
- Nie czynił ich też tak złożonymi i dźwięcznymi.
- Jego dźwięki przejawiały natomiast ogólnie głębsze brzmienie.
- Były generalnie ciemniejsze.
- I na ciemniejszych tłach ukazywane.
- Mocniejszy u Headtrip akcent na bas niż na soprany przydawał jego brzmieniom więcej jednoznaczności.
- Poza tym Headtrip miał szerszą scenę.
- Twin-Head z Croftem zaś lepszą holografię, na bazie głębszej i mocniej rozwarstwionej na plany.
- Główny brzmieniowy nacisk szedł u Headtrip na atak i całościową potęgę.
- Twin-Head z Croftem dawały granie bardziej refleksyjne i łatwiej wtrącające w melancholię.
- Bardziej też poetyckie i malarskie – częściej operujące niejednoznacznymi stanami emocjonalnymi i złamanymi kolorami.
- A przede wszystkim bardziej miękkie, mieniące się i delikatne, poprzez zwiększoną dawkę sopranów na średnicy.
- Twin-Head z Croftem bardziej różnicowały co delikatne, co potężne.
- W kontrze do tego Headtrip proponował dźwięk bardziej ofensywny, bardziej motywujący do czynu.
Taka paleta różnic, przy jednocześnie najwyższej klasie obu, powodowała, że przyjemność słuchania tego lub tego urządzenia uzależniona była od muzycznego materiału: Headtrip bardziej nadawał się do rocka i rytmicznej muzyki rozrywkowej, jego lampowy konkurent zyskiwał dość wyraźną przewagę w repertuarze operowym i poezji śpiewanej. Z czego ni krztynę nie wynika, że któryś z nich przejawiał repertuarowe ograniczenia – przy tym poziomie jakościowym było to niemożliwe, a bez tak bezpośrednich porównań w ogóle ta obecność różnic byłaby trudna do wychwycenia.
Podsumowanie
Wells Audio Headtrip w nowszym wcieleniu nie uległ głębszym przeobrażeniom, chociaż zewnętrzny obecnie zasilacz i zmiana gniazd słuchawkowych to nie są jakieś drobnostki. O ile zewnętrzne teraz zasilanie jest korzystne, utrata gniazda 2 x 3-pin i przełączników polaryzacji nie. In plus wypadają natomiast lepsze kondensatory w standardzie i większa dbałość o potencjometr. Chwalić należy również zachowanie poprzedniej ceny, całkowicie pod prąd idące panującej tendencji. Zaznaczyć też należy, że zmianie uległ sposób dystrybucji, została sama sprzedaż bezpośrednia. Wraz z tym nie ma już możliwości słuchania przed zakupem, lecz to niewielka strata, wcześniej była iluzoryczna. Najgorzej z naprawami – samemu trzeba szukać ratunku albo słać za Ocean. Gdy chodzi zaś o brzmienie, też mało się zmieniło. Na duży dystans czasowy mogę tylko powiedzieć, że pierwszy plan – poprzednio bardzo bliski – trochę się teraz odsunął, czyniąc prezentację w sensie scenicznym podobniejszą do tej od większości wzmacniaczy. Podtrzymane zostało natomiast to, co zawsze było największą zaletą Headtripa – to jedyny wzmacniacz tranzystorowy równy najlepszym lampowym. Może się co do tego mylę, może są inne takie; zapewne takim jest na przykład wieża od MSB. Ale osobiście jej nie słyszałem, znam jedynie cudzie zachwyty, lecz jeśli nawet, to cóż z tego, skoro cena dzielonki MSB jest zaiste kosmiczna. (Składa się na kosmiczne przeszło sto tysięcy dolarów.) Może kiedy Massimiliano Magri zechce popełnić swój słuchawkowy wzmacniacz (o czym mi nic nie wiadomo), będzie to drugi taki jak Headtrip, lecz też zapewne znacznie droższy. Kto zatem ma upodobanie do konstrukcji tranzystorowych, musi pogodzić się z faktem, że nie ma już flagowego Trilogy i nie ma w dawnej cenie znakomitego Bakoona, a jego następca Enleum? … Cóż, ja wolałbym Headtripa. Od Trilogy i Bakoona wolałbym tego byka także, podobnie jak od Niimbusa, a myśl – jak gra jego wersja Level II – jest doprawdy niepokojąca. Dobrze więc, że aż tyle kosztuje, znacznie to zmniejsza pokusę.
W punktach
Zalety
- Najlepszy słuchawkowy wzmacniacz tranzystorowy w budżecie mniejszym niż kosmiczny.
- Zarazem całkowicie uniwersalny pod względem mocy, zdolny bezproblemowo napędzać nawet Susvary i AKG K1000.
- W pełni tranzystorowy, a nic nie ustępujący najlepszym lampowym.
- Na bazie imponującej głębi brzmienia.
- Budzącej dreszcze dynamiki.
- Także mistrzowskiej finezji.
- Dźwięk oferuje ciemny, gęsty i melodyjny.
- Minimalnie obniżona tonalność uprzyjemnia słuchanie i wzmacnia siłę oddziaływania.
- Moc 50 W na kanał to także szybkość dźwięku i potęga ataku.
- Nie ma sopranowej agresji i nie ma deficytu sopranów.
- Szeroka scena.
- Bliskość kontaktu.
- Stuprocentowy realizm.
- Przejrzyste i bardzo aktywne medium.
- Wzorowa dykcja i wyraźność.
- Całość podporządkowana muzyce, a nie jakiemuś jej parametrowi.
- Słucha się z pełnym uczuciem spełnienia i w pełnym uniesieniu.
- Efektowny wygląd na bazie lśniącej czerni.
- Konstrukcja dual-mono w klasie A.
- Krokowy potencjometr.
- Wyrzucony na zewnątrz zasilacz to redukcja szumu własnego oraz reszty zakłóceń generowanych przez transformator.
- Wyższe jakościowo niż w pierwszej wersji kondensatory w standardzie.
- Już bez dopłaty filtry kwantowe Babee Audio.
- Cena względem pierwotnej wersji nie uległa zmianie. (Choć ceną za to przejście na sprzedaż bezpośrednią.)
- Sławny producent.
- Made in USA.
- Ryka strongly approved.
Wady i zastrzeżenia
- Brak obecnego w pierwszej wersji gniazda słuchawkowego 2 x 3-pin.
- Brak także skoligaconych z nim przełączników zmiany polaryzacji.
- Pod niektórymi względami najlepsze wzmacniacze lampowe są nieznacznie lepsze. (Ustępując za to pod innymi.)
- Mimo wysokiej ceny to tylko wersja najtańsza. Za dwa i cztery razy tyle oferowane są dwie wyższe.
- Problematyczna kwestia serwisowania.
Dane techniczne:
- Moc wyjściowa: 50 W/kanał przy 8 omach; 25 W/kanał przy 32 omach; 1,8 W/kanał przy 600 omach
- Wzmocnienie: 30 dB
- Obsługiwana impedancja słuchawek: od 4 do 2000 Ω
- Zniekształcenia: <0,006% przy 1 kHz przy 0,1 W do 100 W przy 4 Ω
- Pasmo przenoszenia: +/-0,25 dB od 10 Hz do 50 kHz
- Stosunek sygnału do szumu: -103 dB przy pełnej mocy
- Impedancja wejściowa: 20 kiloomów
- Czułość wejściowa: 85 mv
- Napięcie: 120 V lub 230 V, przy 50/60 Hz
- Wejścia: 1 para RCA WBT Nextgen lub 1 para XLR
- Wyjścia: 1 x 4-pinowy zbalansowany stereofoniczny Neutrik i 1 x wtyczka stereo 1/4”.
- Ulepszone wejściowe kondensatory sprzęgające Rike PIO
- Potencjometr krokowy Khozmo Acoustic ze złoconymi połączeniami
- Waga: 7,0 kg (plus 1,45 kg oddzielny moduł zasilacza)
- Cena: $7000
System:
- Źródła: Avid Ingenium, Cairn Soft Fog V2 (solo i z przetwornikiem PrimaLuna EVO 100).
- Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Wells Audio Headtrip II.
- Końcówka mocy: Croft Polestar1.
- Słuchawki: AKG K1000 (trzy egzemplarze z różnymi kablami), Audio-Technica ATH-L5000, AudioQuest NightHawk (kabel FAW), Dan Clark Audio STEALTH i EXPANSE (kable VIVO Cables i Tonalium), Focal Utopia (kabel Luna Cables Gris), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
- Interkonekty: Next Level Tech (NxLT) Flame, Sulek 6×9, Tara Labs Air 1, Tellurium Q Black Diamond XLR.
- Listwa: Sulek Edia.
- Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
- Kondycjonery masy: Entreq Minimus, Entreq Olympus, QAR-S15.
- Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
- Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”
Biorąc pod uwagę ceny najwyższych modeli słuchawek obecnie produkowanych, inflację, gospodarkę i ogólny trend drożyzny w każdym aspekcie… cena nie jest wcale tak wyśrubowana, jeśli to ma wyciągać praktycznie maks ze wszystkiego. Chętnych jak zwykle nie zabraknie. Wszechświat nie zna pustki. Czytałem gdzieś opinię o D8000 które grały z ich Milo, i podobało się to bardziej całościowo niż Abyss 1266. Headtrip 2 pewnie wyciąga jeszcze więcej z jednych jak i drugich. I z wielu innych.
Topowy wzmacniacz za trzydzieści parę tysięcy. I to tranzystorowy – nie grzeje, nie potrzebuje lepszych lamp. Tylko dla kabli zasilających trochę grymaśny, nie każdy markowy mu pasuje. Ale można dobrać pasujący z nie jakichś piekielnie drogich, czyli wszystko oki.
porównuje od wczoraj na headtripie z daciem R2-r (holo audio spring) k-1000 (obie pary) z raal rs-1b, poprzez tę ich „przejściówkę” TI-1b plus dołączone do zestawu „przejściówki kompensacyjne” (do podpięcia do wejść xlr wzmacniacza) i dla mnie k-1000 są po prostu lepszymi, przyjemniejszymi w odbiorze słuchawkami, o niezgorszych technikaliach.
Moje porównanie odnośnie pierwszej wersji RAAL i ich innej niż obecna przejściówki napędzającej tutaj: https://hifiphilosophy.com/recenzja-raal-sr1a-true-ribbon/3/
Panie Piotrze. Po pańskiej recenzji strasznie wzmógł się mój apetyt na tego Headtripa i umyśliłem sobie odkładać systematycznie pieniądze na Level II.. Na stronie producenta widnieje cena 15 tys. USD, co przekłada się na nasze 60 tysięcy zł. No właśnie, ale jak się to ma do realnej, końcowej ceny? Chyba trzeba jeszcze doliczyć cło, ponad 20%? A jeśli tak, to robi nam się z tego około 80 tysięcy i mina całkiem rzednie… No i za podobną cenę można już kupić Rivierę AIC-10 z polskiej dystrybucji, pewnie nie gorszą od tego Headtripa… na dodatek z mojego miasta. Zaiste, nie wiem co zrobić…