Recenzja: Austrian Audio The Composer   

     Czy Austrian Audio to dawne AKG? Nie całkiem, lecz po części. Owo dawne, nieistniejące już Akustische und Kino-Geräte, przemianowane potem na AKG Acoustics GmbH, znaczą nazwiska fizyka Rudolfa Goerike i biznesmena Ernesta Plessa, wiąże je Wiedeń i rok rozpoczęcia działalności 1945, a oficjalnie 1947. To zrazu oprzyrządowanie wizyjne i nagłośnieniowe kin, by potem od pięciu pracowników do wielkiej firmy – spektakularny sukces komercyjny i międzynarodowa sława w dziedzinie studyjnego i masowego dźwięku, sławne słuchawki i mikrofony. Ze słuchawkami ruszają w 1949 (nausznym modelem K120 DYN), z mikrofonami od początku, z innowacyjnymi od 1953 (kardioidalny D12). Idzie tak dobrze, że w latach 70-tych część udziałów nabywa Philips, a technologiczne apogeum wynosi w kosmos, gdzie na pokładzie stacji kosmicznej Mir pierwszy i jak dotąd jedyny austriacki kosmonauta prowadzi w latach 1991-92 badania nad akustyczną orientacją w stanie nieważkości za pośrednictwem słuchawek AKG K1000 i specjalnego procesora dźwięku. Na smutny finał pięknej historii sukcesy wiodą do zguby; budując nową fabrykę firma przeinwestowuje[1], rok 1993 to bankructwo i przejęcie za symbolicznego feniga przez amerykańskie Harman International Industries, które w 2017 połyka koreański gigant Samsung. W międzyczasie większość zaplecza ląduje w rozsianych po świecie zakładach Harmana, by na koniec skupić się w Chinach; i tu historia się urywa – komu park maszynowy i dokonania projektowe AKG się dostały, o tym annały milczą. Lecz moment przejęcia przez Samsunga to także rok nowego początku w naddunajskim, cesarskim Wiedniu; w muzycznej stolicy Europy, znaczonej nazwiskami Mozarta i Beethovena, dwudziestu dwóch byłych pracowników AKG powołuje do życia markę Austrian Audio, z zamiarem restauracji austriackiego dziedzictwa i przywrócenia dawnej chwały.  

      Dla tej nowej stajni sprzętowej popisowym rumakiem są właśnie Austrian Audio The Composer, słuchawki za 2,5 tys. EURO. Oprócz nich położony przy Eitnergasse 12 zakład oferuje modele tańsze i od bardzo niedawna słuchawkowy wzmacniacz klasy szczytowej „Full Score one”, który też trafił po recenzję i się niebawem przedstawi. AKG, nawet jako nieoficjalna wznowa, nie mogąca korzystać z oryginalnej nazwy, nie mogłoby być sobą, gdyby nie zaoferowało też mikrofonów, i tych oferuje najwięcej. Słuchawek łącznie dziewięć modeli, na razie jeden słuchawkowy wzmacniacz, a mikrofonów aż czternaście. Prócz tego oprogramowanie związane z produktami – nabywając słuchawki lub mikrofon otrzymujemy voucher na oprogramowanie dla nich.

      Firma zaczęła odnosić sukcesy – już inżynierowie dźwięku londyńskiej Royal Albert Hall używają jej aparatury, już wielu wykonawców muzycznych i realizatorów dźwięku nawiązało współpracę. Zjawił się także polski dystrybutor (mp3store) i właśnie piszę kolejną z dość długiej już listy polskich recenzji, tym razem o produkcie flagowym. (Jako od dawna użytkownik i zagorzały entuzjasta słuchawek AKG K1000 czułem się w obowiązku i o to zabiegałem.)

      Tak cóż, jedno było, minęło, inne na jego szczątkach powstało; czy wraz ze słuchawkami Austrian Audio The Composer powracamy do świata największych dokonań dawnego AKG? Przekonajmy się.

 

[1] Tak naprawdę nie z własnej winy, tylko trafiając równocześnie na kryzys w branży muzyczno-nagraniowej i zapaść austriackiej waluty, w której nagromadzonym kapitałem trzeba było spłacać dolarowe kredyty. Podwójny zatem pech i w jego następstwie krach. Historia w tym przykładzie zatacza koło od świni do świni: za swoje pierwsze słuchawki Goerike i Pless otrzymali od hodowcy nierogacizny zapłatę w mięsie wieprzowym, na koniec świństwem to, co stało się z AKG.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Austrian Audio The Composer   

  1. Marcin pisze:

    Czy mógłbym poprosić o porównanie w kilku zdaniach recenzowanych tu do niedawnego odkrycia – Moondrop Venus?

    pozdrawiam!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      The Composer są bardziej precyzyjne, a z najlepszym w recenzji wzmacniaczem po prostu wyraźnie lepsze. To słuchawki z ekstraligi, których brzmienie nie musi się podobać, bo nie jest basowe czy nadgęste, ale to rasa i klasa.

  2. Piotr+Ryka pisze:

    Słuchałem dzisiaj efektów pracy tego w krakowskim Nautilusie: https://www.nirvana-audio.com/en

    I tą są czyste jaja, ale wpływ na dźwięk duży i pozytywny. Poza tym drogie jak cholera, bo podobno opracowanie kosztowało miliony dolarów. Na czym polega działanie, chronione jest tajemnicą. Może na czystej sugestii, lecz jeśli tak, to głębokiej.

    1. Sławek pisze:

      A ile to cudo kosztuje?
      Pewnie generator fal Schumanna jest tańszy: https://tomanek.net.pl/wyprzedaz-tomanek-generator-fal-schumanna.html, tyko bez obudowy, trzeba włożyć do jakiegoś pudełka.

      Przeczytałem tą recenzję i nie wiem, czy ta Nirvana działa na ludzi czy na sprzęt…
      Słuchając na słuchawkach też jest różnica?

      1. Piotr+Ryka pisze:

        – Jedna sztuka kosztuje 4 tys. dolarów (wariactwo) i wystarcza na pomieszczenie do 25 metrów kwadratowych, dla większych trzeba dwóch.
        – Działanie dotyczy akustyki sali, nie poprawi więc odsłuchu słuchawkowego.
        – Na czym dokładnie polega nie wiadomo, to tajemnica.
        – Od dawna mam generator fal Schumanna i na mnie kompletnie nie działa – ani względem słuchania, ani ogólnego samopoczucia.
        – Natomiast (i niestety) działanie tego tajwańskiego szpeja jest porażająco duże. Takie w każdym razie odniosłem wrażenie na krótkim wyjazdowym odsłuchu.
        – Wg. Roberta Szklarza, właściciela Nautilusa, całe targi w Monachium to były nudy, nic nowego godnego uwagi. Ciekawe i oblegane było jedynie to.

        1. Sławek pisze:

          No, grubo!
          Dziękuję za uwagę co generatora fal Schumanna. A podobno są różnice pomiędzy tymi generatorami – słyszałem opinię, że ten od Acoustic Revive (około 1500 zł)działa pozytywnie, od Tomanka to nie wiem, a w necie są i takie za 50 zł, strach się bać. No chyba, żeby uznać, że np. 200 zł to można zaryzykować.

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Mam właśnie ten od Acoustic Revive. Na niektórych podobno działa, na mnie nie. (O ile nie liczyć tego, że drażni wściekle błękitną diodą.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy