Recenzja: ZMF Atrium

    Ukończywszy w 2011 studia na wydziale reżyserskim chicagowskiej Columbia School, jako świeżo upieczony absolwent i jednocześnie świeżo zatrudniony na tejże adiunkt, Zach Mehrbach stanął przed wyborem drogi dalszej kariery. Już wcześniej zdążył bowiem założyć firmę ZMF, akronim której rozwijał się do Zach Mehrbach Films, ale równocześnie pasjonowała go muzyka, zbratanie z którą zaczynał we wczesnej młodości od gitar akustycznych. Nauka gry na których, a później także sztuka ich budowania, to również były jego pasje, a umiejętności związane z budowaniem i strojeniem instrumentów muzycznych zaowocowały w późniejszym czasie umiejętnością modyfikowania słuchawek, sprowadzającą się w praktyce do uszlachetniania popularnych dzięki taniości i wysokiej jakości Fostex TR-50. Zrazu były to modyfikacje wyłącznie na użytek własny, później też na prezenty, a potem zaczęło to zataczać coraz szersze kręgi; i tak zaistniało ZMF Headphones – nietypowa działalność istniejącej już ale powoływanej do czego innego firmy. Zaistniało jako mała manufaktura z Berwyn, Illinois na obrzeżach Chicago, działająca najpierw skromniutko, zaledwie w jednym pomieszczeniu. Mała, wręcz chałupnicza, ale wiedziona ambitnym zamiarem zostania wielką i sławną – chociaż cokolwiek zmyślam z tą sugerowaną wielkością, o której nigdzie napomknienia. Ale każdy pragnie się wybić, o ile tylko coś go ciągnie do brania udziału w wyścigu życia, a Zacha coś ciągnęło, nawet więcej rzeczy niż jedna.

   Reżyseria po pierwsze, gra na gitarze drugie, sztuka ich budowania trzecie, a słuchawki już czwarte. Wiedza odnośnie budowy gitar bardzo się im przydała – tu i tu bowiem strojenie dźwięku, i tu i tu obróbka drewna. Jako że ZMF Headphone to miały być słuchawki z drewnianymi muszlami, skądinąd zaś oryginalne fosteksowskie TR-60 to także poprzez drewniane muszle rozwinięcie plastikowych TR-50. I jeszcze jedno należy odnotować odnośnie Fostex z linii TR: tkwić musiała w nich jakaś magia, bo do budowania słuchawek przywiodły dwóch znanych dziś konstruktorów – nie tylko Zacha Mehrbacha, ale też Dana Clarka.

    Tak oto, osobliwym zbiegiem okoliczności, któremu w najmniejszym stopniu nie towarzyszył skryty zamiar, jedne po drugich na tych łamach zrecenzowane zostają słuchawki krętymi ścieżkami biorące początek od Fostex TR-50. Te zaś początkiem sięgają aż 1975 roku, w którym zaczęły konkurować z elektrostatycznymi konstrukcjami Staksa; konkurować zarówno ceną jak i energetycznością dźwięku, w tym potężniejszym basem. I dodajmy dla przypomnienia, że były to i wciąż w nowych wcieleniach pozostają słuchawki planarne, dlatego ważna uwaga – słuchawki Fostex TR-50 zaprowadziły Zacha Mehrbacha do konstruowania takich własnych, w tym zatem sensie to protoplasta historyczny teraz recenzowanych, lecz tytułowe ZMF Atrium mają konstrukcję dynamiczną, nie są więc blisko spokrewnione.

   Zanim się te recenzowane pojawiły (w 2016 jako pierwotna wersja zamknięta) najpierw w 2014 ujrzały światło dzienne pierwsze wysokojakościowe słuchawki ZMF, model Eikon. – I z miejsca wywołały zbiegowisko; nowa manufaktura oferująca najwyższej klasy nauszniki to przecież zawsze wydarzenie. Tym jeszcze łatwiej miało ZMF ze zdobywaniem popularności, że było z USA, gdzie rozpowszechnił się zwyczaj zlotów i wystaw audio, w tym takich tylko słuchawkowych. Zaraz więc masa pokazów i odsłuchów, wywiadów z twórcą i recenzji, zaraz też wrzawa na forach i w Internecie dużo zdjęć, a słuchawki się dobrze przyjęły i prędko przestały być postrzegane w roli nuworysza – bez żadnych potknięć weszły do elity i tam sobie wygodnie siadły.  

    Dziś już nikogo nie dziwi, że ZMF Vérité, ZMF Atrium czy ZMF Caldera to ceny kilkanaście, nieraz ponad dwadzieścia tysięcy – firma wyrobiła sobie najwyższą renomę bazując na muszlach z naturalnego drzewa[1] frezowanego obrabiarkami CNC i najstaranniej wykańczanego, też na membranach berylowych lub biocelulozowych pracujących w przetwornikach dynamicznych albo planarnych. Do kompletu eleganckie opakowania i duży wybór kabli, też i firmowe stojaki i przede wszystkim chęć nawiązania osobistego kontaktu z nabywcą poprzez oddanie mu słuchawek budujących prawdziwą więź. Wyznacznikiem bowiem muzyka niczym w żywym kontakcie – nie sama technologia, przeżycia artystyczne. Słuchawki ZMF strojone są w taki sposób, żeby intymny związek między słuchaczem a muzyką możliwie mocny się nawiązał, co najwyraźniej działa – firma odniosła sukces. A gdy pytają Zacha o najlepszy możliwy wzmacniacz, wymienia  produkt manufaktury L0rdGwyn na lampach 45’ (https://www.head-fi.org/threads/l0rdgwyns-diy-audio.921105/page-241#post-16687908), co dobrze wróży współpracy z moim, mającym ten sam typ triod mocy.

    Debiutanckimi dla ZMF były słuchawki zamknięte z dyfuzorami bocznymi, czyli de facto półzamknięte. Z czasem pojawiły się też otwarte i wybór pomiędzy przetwornikami planarnymi (jako odziedziczoną po modyfikowanych Fosteksach pierwotną linią rozwojową) a całkowicie własnej konstrukcji drajwerami dynamicznymi.

    Trzeba nawiązać jeszcze do dwóch przynajmniej rzeczy. Primo, spotyka się określenie „dźwięk ZMF”, mający stanowić synonim ciepłego i melodyjnego lecz jednocześnie transparentnego i otwartego, co będzie okazja sprawdzić. Secundo, fama głosi, że nabywcy słuchawek ZMF najczęściej pozostają wierni marce, czego już nie sprawdzimy, ale odnośnie czego można doszukiwać się uzasadnień bądź szukać kontrargumentów. 

    Finalnie odnotujmy, że model Atrium to przykład słuchawek ZMF o konstrukcji otwartej z przetwornikami dynamicznymi o membranach z biocelulozy, lokujący się z ceną, w zależności od wykończenia w granicach 14-17 tys. poniżej flagowego modelu planarnego Caldera (21 999 PLN) i dynamicznego Vérité (18 999 PLN), obu o membranach z berylu.

[1] A jest też drzewo ciekłe, robione z celulozowej pulpy, którego w sposób bardzo udany użyła firma AudioQuest w swoich słuchawkach NightHawk i NightOwl.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: ZMF Atrium

  1. Sławek pisze:

    „Konkurencja jest tak obfita, że człowiek aż się w tym już gubi. (Choć od przybytku głowa nie boli, o osiłku przy żłobie także trzeba pamiętać.)”

    Całej wódki nie wypijesz, wszystkich słuchawek nie przesłuchasz, ale trzeba próbować!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      No to próbuję 🙂

  2. dziunn pisze:

    Można prosić o bliższą informację na temat kabla Audeos (model). Na stronie Audeos brak takiego kabla.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jutro postaram się dowiedzieć. Do mnie po prostu trzy przyszły.

  3. Audeos pisze:

    Są to przewody oparte o 8 żył (produkowanej dla nas) miedzi UP-OCC w geometrii litz type 6, z rdzeniem nylonowym. Wariant z czystej miedzi, miedzi posrebrzanej oraz hybryda pół na pół. Lutowane odpowiednio dobraną cyną (dodatkowo nieco zmodyfikowaną), konfekcjonowane kilkoma markami wtyków (zależnie od wariantu – Furutech, Plussound, Ranko, AECO).
    Wkrótce (przewodnik już czeka) dojdzie wariant z czystego srebra (podobnie jak w/w – type 6 litz, UP-OCC).
    Przewody są oferowane od dłuższego czasu, ale na stronę trafią dopiero na dniach (ostatnie szlify – zdjęcia, wybór wariantów).
    Ceny są bardzo przystępne, okolice 1500 zł. za warianty miedziane / posrebrzane. Z czystego srebra jeszcze nie został wyceniony, zależnie jakie wtyki zostaną wybrane.

    1. Sławek pisze:

      Grzebałem trochę na stronce. Tylko długości kabla nie ma, a to dość istotny parametr…

  4. Andre pisze:

    Atrium… Czy to może być dobry wybór dla fana Audioquest Nighthawk ? W sensie coś podobnego tylko lepszego technicznie?
    Kiedy recenzja? ZMF Cardela ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Do pewnego stopnia, ale to nie są takie same słuchawki pod każdym względem lepsze. Na przykład bas będzie trochę mniej potężny, za to przestrzeń ciekawsza. Jednoznacznie lepsze słuchawki to dopiero T+A Solitaire P albo RAAL. Ale to też będzie miało niuanse, bo NightHawk są bardziej relaksacyjne, na długi dystans mniej męczące. Pomijając to wszystko można jednak powiedzieć: tak, te Atrium są podobne a lepsze.

      1. Andre pisze:

        A Sony MDR-Z1R?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dawno tych Sony nie słuchałem, ale moim zdaniem ZMF bardziej przypominają NH.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy