Recenzja: Shure Aonic 50

–  Ty, zrecenzowałbyś w końcu te Szczury – ładnie poprosił Pan Dystrybutor, z którym od lat się znamy.
–  Ale Karol ich słuchał – mówi, że są za ostre.
–  Też słuchałem i są bardzo fajne, o wiele lepsze niż te…, no wiesz, jak im tam. Porównywałem.

Fakt, „Szczury” są u mnie od dawna i nieładnie, że wciąż bez recenzji. Poza tym to słuchawki bezprzewodowe, uliczne, szczyt mody. W porównaniu z takimi reszta to sprzedażowo parę procent – nicość. A spośród takich Aonic stosunkowo arystokratyczne, co w tym przedziale wyznacza przekroczenie tysiąca złotych. W tym wypadku wyraźne, o ponad trzy stówy.

Dwa przeszło tysiące za bezprzewodowe, to już najwierzchniejsza śmietana (krem kremu, jak mawiają Francuzi), a ponad tysiąc też na wierzchu. Bo niżej – pomiędzy tysiąc a sto złotych – cała plejada rozmaitych od marek znanych i nieznanych w przedziale kablowego high-endu. – Od Apple i Bang & Olufsen. – Od Sony, Sennheisera i Audio-Techniki. – Od Bose, Klipsch, AKG i Jabry. – Od Beats, JBL, Technicsa, Samsunga, Monoprice – i cholera wie jeszcze kogo. Całe to bractwo obywa się bez przewodów, które ma tylko na wszelki wypadek; obywa dzięki Niebieskim Zębom, często też ma redukcję szumu. Poza tym jest w dwóch wzorcach – nausznym i dousznym.

Shure Aonic 50 są nauszne, a nawet wokółuszne. Wyposażone w najnowszą łączność bezprzewodową Bluetooth® 5 i redukcję szumu, zdolne podtrzymać łączność bezprzewodową przez aż 20 godzin. Szczycą się rodowodem profesjonalnym, kosztują 1369 złotych.

Produkty firmy Shure nieładnie nazywać „Szczurami”, ale samo się to narzuca i weszło w krwioobieg branżowy. (Któż się nie lubi przezywać? – nie udawajmy niewiniątek.)

W zamierzchłych czasach 2013-tego roku, kiedy słuchawki bezprzewodowe już istniały, ale jeszcze nie w tej ilości, popełniłem recenzję przewodowego modelu Shure SRH1840 (za wówczas 2300 PLN), o samej firmie pisząc:

A.D. 1925 Sidney N. Shure założył w Chicago „The Shure Radio Company”, zwane dziś Shure Incorporated. Firma początkowo zajmowała się sprzedażą podzespołów radiowych do samodzielnego montażu, z czasem  oferta rozrosła się o mikrofony, wkładki gramofonowe, sprzęt medyczny, taśmy i głowice magnetofonowe, miksery dźwięku, procesory DSP, kolumny głośnikowe, na koniec również słuchawki. Najpierw, od 1997 poczynając – douszne; od roku 2009 też nauszne.

Jeszcze wcześniej, aż w 2006-tym, sporządziłem recenzję dokanałowych Shure E2 – najbardziej reprezentatywnych dla firmy, oferowanych za śmieszną ilość złotych.

– Oba zrecenzowane modele cechował spokojny, elegancki styl o dużej tzw. neutralności – atrybuty charakterystyczne dla marki.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Shure Aonic 50

  1. Marek pisze:

    Crème de la crème, czyli śmietanka śmietanki.. jak mówią Francuzi, spośród których pozdrawiam. 🤭

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też pozdrawiam!

  2. Piotr pisze:

    W połowie tego roku można spodziewać się słuchawek z prawdziwym przenoszeniem bezstratnego audio, ponieważ został wyprodukowany nowy chip Snapdragon 8 Gen 1, w którym zaimplementowano ”Snapdragon Sound technology for 16-bit 44.1kHz CD Lossless”.

    1. Piotr pisze:

      Oczywiście miałem na myśli przesył 16-bit/44.1kHz po bluetooth.

  3. Lord Rayden pisze:

    Obecnie dostępna jest także „odchudzona” wersja 40.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy