Recenzja: HiFiMAN Susvara

Brzmienie – z kablami wyższej jakości przy wzmacniaczu EAR HP4

Ażurowa opaska nagłowna zapewnia wentylację.

   Ten passus mógłby się znaleźć jako pointa przed chwilą, ale że to zaistniało dopiero w porównaniach kabli do Susvar, a lepsze przybyły później, niech będzie wstępem tutaj. Kabel oryginalny nie jest kiepski i nie jest nawet zły – jest beznadziejny. To skandal, że słuchawki tak kosztowne wyposażano w tak tandetny, zwłaszcza, że szeroko już znana Forza Audio proponuje naprawdę niedrogie a świetne. Użyty przeze mnie najdroższy z jej obecnej oferty Noir Hybrid HPC z końcówką 4-pin Neutrika przy wersji trzymetrowej (sam miałem 1,8 m) kosztuje detalicznie 1800 PLN (plus ewentualna przejściówka na duży jack za 400 PLN) – a przecież HiFiMAN nie kupowałby w detalu. W tej samej cenie byłyby bezpośrednie podejścia na złącza głośnikowe. Czymże to jest wobec ceny słuchawek, a daje inny świat. W tym stanie rzeczy kable wyposażeniowe trudno nazwać inaczej niźli ponurym żartem, i w żadnym razie nie jest to sytuacja analogiczna do wyposażania elektroniki w przeciętnej jakości lampy, ponieważ te jakościowo aż tak podłe nie są, a lepsze vintage są drogie i w większych partiach niedostępne. Reasumując – wstyd! Mogłyby te Susvary kosztować o kilkadziesiąt dolarów więcej i grać od razu jak sanskrycka „susvara” – a gdyby ktoś miał mimo to ochotę na jakiegoś Entreqa Olympusa czy inny Transparent Ultra, to przecież wolna droga.

HiFiMAN Susvara z kablem FAW Noir Hybrid HPC przy wzmacniaczu EAR HP4

Dobrze, złość już mi prawie przeszła, już mogę pisać co i jak. Zacznę od Susvar z kablem FAW przy wzmacniaczu Tima de Paravicini, potem słowo o odmiennościach po zastosowaniu Tonalium.

Co tak mnie rozsierdziło? Oczywiście dramatyczna różnica. Kabel FAW względem oryginalnego podał brzmienie ciemniejsze, głębsze, dźwięczniejsze, dużo bardziej wilgotne i dużo bardziej całościowo złożone, w tym drastycznie bardziej trójwymiarowe. Z rzeczy opisowo wymagających więcej niż jednego przymiotnika wyeliminował soprany typu „szzz”, nie będące u oryginalnego aż jadowitą sybilacją, lecz niewątpliwie jej zaczątkiem. FAW to do zera wyczyścił, z szurania nie zostało śladu. Dał także tylko wybitnemu brzmieniu przynależne skomplikowane przejście graniczne pomiędzy dźwiękami a przestrzenią, gdzie dzieją się różne wibracje, dotyki, mgiełki, kropelki, zjawiają i znikają lepkości. Wyrażając się po marynarsku – z tym kablem ślad torowy, albo inaczej kilwater, był o wiele bardziej złożony, nie tylko same brzmienia.

Słuchawki można odkładać na płask.

Prócz tego soprany zrosły się jeszcze bardziej z pasmem, a bas schodził niżej i miał zdecydowanie bogatszą strukturę. Równocześnie napięcie strun zelżało – dźwięk zrobił się zwinniejszy i mniej naprężony. Wokale skutkiem tego wszystkiego jako zupełnie inna klasa; jakbyś przetarł zaparowaną szybę, a manekiny zmienił w ludzi. Nic temu brzmieniu nie brakowało, nie czuć było dławienia brakiem mocy, ale do naprawdę głośnego grania trzeba było pojechać potencjometrem aż między 15-tą a 16-tą. Jedynie głośne pliki potrzebowały mniej, ale jakościowo na tym nie zyskiwały. I jeszcze jedno – pierwszy plan się na FAW przybliżył, dodatkowo wzmagając bezpośredniość.

 

HiFiMAN Susvara z kablem Tonalium

Co względem tego z Tonalium? Ten dodatkowo skasował pogłos, dodał tradycyjnie srebrzenie i wraz z nim nutkę impresjonistyczną bardziej postrzępionego obrysu. Wzmocnił też oświetlenie, czyniąc atmosferę mniej mroczną i mniej zgęszczoną. Odjął tym tajemniczości, dodał pogody ducha. Więcej nie będę pisał o tym, to nie jest recenzja kabli.

Jak grały Susvary z oboma lepszymi przewodami względem mających je flagowców konkurencji? O tym też się nie będę rozwodził, ale trzeba przynajmniej w paru zdaniach. Wciąż przy tym pamiętając, że dla nich jednych mocy na tym etapie mało – dedykowany im wzmacniacz firmowy oferuje o wiele większą.

Porównania

Sennheiser HD 800 operowały nieco mniej wilgotnym i trochę prostszym brzmieniem. Kolory bardziej były u nich pastelowe – mniej nabłyszczone, migotliwe, nasycone sopranowym podszerstkiem, świetliste i głębokie. Przy budowaniu ogromu sceny w większym też stopniu używały niskich dźwięków pogłosu, Susvary bardziej penetrowały obszar wysokimi. Dawało im to więcej jasności i większą radość – coś było w ich muzyce z atmosfery wakacyjnego plakatu, podczas gdy nastrój Sennheiserów poważniejszy, bardziej zwrócony ku dostojeństwu. Największa różnica to migotliwa złożoność Susvar, natomiast odnośnie wielkości sceny – właściwie żadna, poza tym, że ta od Sennheiserów z wyższym sufitem, a zatem większą kubaturą, ale nie większą powierzchnią. Ten wyższy sufit był jedyną pozostałością wielkiej przewagi akustycznej Sennheiserów w porównaniu z pierwszym etapem, co uświadamia, jak dramatyczna zaszła zmiana po zastąpieniu oryginalnego kabla.

Pady od spodu wykończone miłym w dotyku polimerem.

Ultrasone Tribute 7 okazały się jeszcze bardziej wymagającym konkurentem, mającym oczywistą przewagę łatwości napędzania. Wyposażone na stałe w ten sam kabel Tonalium, zatem porównanie łeb w łeb przetworników. To Ultrasonów soprany okazały się bardziej przenikliwe, bardziej srebrzyste i koronkowe; w przypadku utworów wielkoscenicznych kształtowanych właśnie przez sopran, zaczynały wędrówkę bliżej słuchacza i nie docierały tak daleko. A zatem mniejsza scena. Z kolei wyczulenie na najmniejsze brzmieniowe drgnienia – cały ten towarzyszący muzyce szelest ściółki – był u nich bardziej obecny i jednocześnie operowały całym dźwiękiem o wyraźnie wyższych ciśnieniach. Brzmienie Susvar mimo to było całościowo nieznacznie niższe i ciemniejsze, z większą zdecydowanie ilością miejsca między źródłami i dalszym pierwszym planem. Mniej także było kontrastowe, skoro u Ultrasone sopran jaśniejszy, a ciemniejszy bas. Przywołanie obecności równie u obu silne; odnośnie subiektywnych ocen, to większa swoboda sceniczna Susvar górą, ale też górą potęga ciśnieniowa Ultrasone. Przy słabszych jakościowo plikach wpadająca nierzadko w przesadę, ale u pozostałych dająca większą satysfakcję.

Meze Empyrean okablowane Tonalium podały dźwięk ciemniejszy i głębszy niż Susvary. Także melodyjniejszy. Od razu można było wyczuć, że wzmacniacz im świetnie pasuje. Wprawdzie Susvary i teraz zachowały przewagę większej przestrzeni między źródłami, ale w porównaniu dźwięk miały bardziej piaskujący i płytszy. Mniej było w nim śpiewności, większy nacisk szedł na techniczne aspekty szczegółowości i analizy. (Która to bardziej analityczna szczegółowość z melodyki się bardziej wyodrębniała.) Od subiektywnej strony biorąc, Meze słuchało się przyjemniej – i ani większa scena Susvar, ani ich większa przejrzystość nie mogły tego nadgonić. „Kruche ciasteczko przegrało z tłustym tortem”. Co mnie zastanowiło i postanowiłem dać Susvarom kabel FAW. Lecz nic nowego względem wiedzy posiadanej – zagrały teraz ciemniej i z pogłosem, melodyjnością Meze nie dorównały.

Dla Focal Utopia nie miałem już Tonalium albo FAW, to porównanie nie tak sprawiedliwe. Ale przewody Luny są tylko trochę inne. Dla lepszego przeglądu dałem Susvarom oba kable. FAW jako produkujący ciemniejsze, głębsze i pogłosowe brzmienie; Tonalium w roli jaśniejszego, bardziej lirycznego i bez pogłosu. Jaśniej czy ciemniej, z pogłosami czy bez nich, także Utopie okazały się brzmieniowo głębsze i bardziej melodyjne. Gładka spoistość ich przekazu przeciwstawiała się sopranami podostrzanej fakturze Susvar, co doskonale obrazowało się w wokalach. Jednocześnie scena u Susvar o wiele była większa i z kablem FAW bardziej tajemnicza; przy obu okablowaniach tak samo dokładniej spenetrowana na głąb i lepiej uwidaczniająca dalekie obszary. Wobec takiej scenerii atmosfera Susvar bardziej odpowiadała mi w muzyce elektronicznej, Focali w rozrywkowej.

W komplecie dwa przewody.

Detaliczność u obu podobnie znakomita (u wszystkich pozostałych też), natomiast separacja u Susvar wyraźnie lepsza, z kolei koherentność u Focali. Co w muzyce symfonicznej dawało remis, ale w oglądzie mojego gustu z wskazaniem na Susvary – wolałem separację i lepsze wyosobnianie z tła od spoistości i melodyjności. Bardziej te oba czynniki działały na wyobraźnię w sensie przywoływania realizmu, lecz to wokale Focal Utopii miały anatomię prawdziwszą – w ogóle lepsza ich melodyka, skutkiem czego na długą metę to ich słuchało się przyjemniej.

Final D8000 Pro

Te przyjechały ostatnie, słuchałem ich następnego dnia. I znów, jak w dwóch poprzednich porównaniach, mocno zaznaczyła się różnica koherentności i melodyjności na korzyść konkurenta Susvar. Jaśniejsze, cieńsze i bardziej szorstkie soprany chińskich planarów raz jeszcze lepiej wyodrębniały brzmienia z tła, ale działo się to kosztem melodyki, tonalnej jednorodności i przede wszystkim ładności. Na dodatek ze wzmacniaczem EAR flagowe Final okazały się grać rewelacyjnie i w ramach tego oferowały coś, co nazwać można aromatem. Ich brzmienie było o wiele więcej niż czymś dobrym, było specjalne. Co jeszcze potęgowane było mocnym zaangażowaniem całej przestrzeni w muzykę, zarówno w sensie tworzenia scenografii akustyką, jak wypełniania świata po same brzegi dźwiękami. Wrażenie otoczenia słuchacza dźwiękiem i intensywność muzycznego życia dawały dużo większe, i na dodatek samą muzykę też ładniejszą. Mało tego – jako jedyne okazały się lepiej od Susvar eksportować dźwięk poza muszle – ich brzmieniowa ekstensja niemal zupełnie znosiła wrażenie słuchania poprzez słuchawki. Toteż powtórzyła się sytuacja z AVS 2018, gdzie na stoisku Aurisa porównywaliśmy z jego gospodarzem Susvary do Final 8000 (takich jeszcze bez Pro). Japońska inżynieria i tam i teraz górowała – specjalnie przez pół godziny słuchałem tylko Susvar, później w tym samym repertuarze Finali – na pewno je bym wolał. Lecz cóż, przeplata się cały czas wątek mocy wzmacniacza, pora na taką już bezdyskusyjną. Tylko jeszcze dopowiem, że podobnie wysoka umiejętność wyprowadzania dźwięku za muszle (bez zaburzającego efektu odbicia), wcale nie oznaczała podobnego brzmienia. Porównywane u obu wokale brzmiały czasem tak różnie, jakby należały od różnych osób. No, prawie.

Zanim o tym pełnej mocy wzmacniaczu, jeszcze dopisek na margines. Dźwięk Focal Utopii przy tym samym okablowaniu Luny okazał się bardziej spoisty i melodyjny nawet niż Meze Empyrean, ale nieco chłodniejszy. Bardziej też był melodyjny i krągły niż z Final D8000, które przy tej samej temperaturze i barwie światła prezentowały brzmienie mniej domykające się na obrysach, takie bardziej strzępione. Z dalszym najczęściej pierwszym planem na zawsze większej scenie. I oczywiście z większą otwartością propagacji, jakby muszle w nich nie istniały.

Warto dokupić inne.

I jeszcze jedno uzupełnienie. Ktoś może poczuć się zdezorientowany tym jednoczesnym przypisywaniem Susvarom bycia „kruchym ciasteczkiem” i wilgotnego, głębokiego, dosyć ciemnego brzmienia. Ale one już takie są – niczym kruche ciasteczko z kremem. Potrafią łączyć suchawy szelest sopranów z gładką wilgotnością średnicy i potężnym zejściem basowym. Wszystkie pozostałe słuchawki okazały się dużo bardziej brzmieniowo jednorodne z wyjątkiem Ultrasonów. Ich sopran nie był jednak szorstkawy, jedynie jaśniejszy i z jeszcze wyższymi pikami.

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

23 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN Susvara

  1. Sławek pisze:

    Różne myśli przychodzą do głowy po przeczytaniu tej recenzji. Może ja tak naprawdę nie znam jeszcze moich HE-6 – mają tak samo podłą skuteczność – 83,5 dB (no dobra, o pół decybela lepszą)? Ale moja końcówka mocy ma 125 W kanał przy 8 omach, więc przy 50 omach ile to będzie? 20 W? No trochę się boję, że że z HE-6 pójdzie siwy dym… A wzmacniacz słuchawkowy ma 8 watt/50 Ohm (Audio-gd Master 11 Singularity, już nieprodukowany).
    Tak przy okazji odnośnie kabli – mam FAW Noir Hybrid HPC kilkuletnią już wersję (teraz jest chyba wersja nowsza), Tonalium i Lavricables Ultimate. Tonalium zdecydowanie najlepsze, całkowicie się zgadzam z opisem brzmienia – „srebrne” wysokie tony, ale po pierwsze to mi się bardzo podoba, a po drugie zależy od źródła i od tego, czym to źródło jest podłączone. Bo jak źródło podłączone jest coaxialem RCA WireWorld Gold Starlight 7 to wysokie tony robią się złociste i wręcz ciepłe. A jak coaxialem BNC Argentum Cw 1/1 to bardziej naturalne i niesamowicie wręcz rozdzielcze. Źródło to transport płyt CD Jay’s Audio CDT2 MKII. Natomiast FAW wycisza moim zdaniem wysokie tony.
    Jeszcze o Tonalium – ten mój to raczej nie jest „MetrumLab” – jaka jest różnica Panie Piotrze – i co zrobić by zwykły Tonalium stał się „MetrumLab”?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sam podchodziłem do mocy wzmacniacza z dużą ostrożnością, bo mam przedwzmacniacz z potencjometrami krokowymi, czyli nie da się startować od zera głośności. Ale w odtwarzaczu miałem regulację do minus kilkudziesięciu decybeli, czyli zupełne bezpieczeństwo. Obawy zresztą płonne – Susvary grały głośno na czwartym-piątym kroku (zależnie od głośności nagrania) przy pełnej mocy odtwarzacza.

      HiFiMAN HE-6 na pewno lepiej zagra z normalnym wzmacniaczem, o ile tylko nie będzie dużego brumu, a być nie powinno. Startować należy od zerowej głośności i powinno być OK.

      Ze zrobienie ze zwykłego Tonalium wersji Metrum Lab może być problem, bo ta firma na rynku kabli słuchawkowych raczej się nie udziela, ale można się skontaktować i może akurat. Jej metoda przedmuchiwania kabli prądem jest opatentowana i objęta tajemnicą – różnica względem zwykłego Tonalium nie jest duża, ale poprawia się transparentność. Mnie przedmuchali kilka kabli gratis, cena oficjalna od kabla to zdaje się koło tysiąc złotych, ale nie jestem pewien.

      PS
      Mnie to srebrzenie Tonalium też się bardzo podoba.

      1. Sławek pisze:

        Bardzo dziękuję odpowiedź. Tylko jak bezpiecznie podłączyć słuchawki do odczepów głośnikowych – kiedyś była taka kosteczka HiFiMan HE – Adapter w sklepie RMS, z tyłu wpinało się kable ze wzmacniacza, a z przodu było wejście xlr 4 pin (szkoda że nie 2 x 3 pin xlr), ale teraz to jest produkt archiwalny. No i nie chciałbym rozbebeszać kabla…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Widziałem tę kostkę niedawno w ofercie, chyba jest do kupienia. Sam mam przejściówkę od Tonalium – ono i FAW też robią takie. Można też kupić cały kabel od razu z przyłączami głośnikowymi. W przypadku HE-6 to się powinno opłacić – z Lebena CS300 grały dużo lepiej poprzez odczepy niż gniazdo słuchawkowe.

          1. Sławek pisze:

            Dziękuję.
            A zatem są możliwości. Lebena nie mam, końcówka mocy to Audio-gd A1 125W/8 Ohm.
            Napędzi HE-6 i pod Susvary w przyszłości będzie jak znalazł 🙂

          2. Piotr Ryka pisze:

            O Lebenie pisałem tylko przykładowo.

          3. Piotr Ryka pisze:

            I jeszcze jedno – ewentualnie za dużą moc wzmacniacza można korygować przy użyciu iFi iESL.

  2. Tomasz (Tichy62) pisze:

    Mam Coplanda 215. W tej chwili „wzmacnia” ATH-ADX5000. Czy da radę napędzić Susvary/HE-6?

    1. Piotr Ryka pisze:

      HE-6 napędzał znakomicie Leben CS-300 F, który ma moc 2 x 15 W. Copland podaje dla siebie wzmocnienie 10 dB – i to się wydaje za mało.

      1. Tomasz (Tichy62) pisze:

        A gdyby tak podpiąć pod tego Coplanda wzmacniacz IFI CAN SE? Wyciąga 2W na kanał. Napędziłby te HE-6?

        Pytam, bo mam ochotę na dobre planary. Susvary raczej nie, ale te HE-6 mogłyby być tymi „drugimi”

        1. Piotr Ryka pisze:

          Ten iFi napędzi, ale czy dostatecznie dobrze, tego nie umiem powiedzieć.

  3. Alucard pisze:

    A propo IFI wyszedł bardzo interesujący IFI Diablo. Wg specyfikacji po balansie podaje 5 W więc można wpinać każde planary. Może zrecenzujesz?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rzeczywiście mocny diabełek, ale dla HE-6 nie dość. One z takiej około dziesięciowatowej mocy brzmią całkiem inaczej niż z pięcio.

      1. Sławek pisze:

        Już z 8-mio watowej jest dobrze, ale jak może być bardzo dobrze z odczepów głośnikowych to grzech nie spróbować.

      2. Sławek pisze:

        No i spróbowałem – mam od wczoraj przejściówkę od Tonalium.
        HE-6 grają całkiem inaczej – ciemniej, gęściej, pełniej bardziej tak dostojnie. To na początek, bo przejściówka całkiem świeża jeszcze.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie powinno się tak mówić, ale powiem: – A nie mówiłem?

          1. Sławek pisze:

            No mówił Pan, no i wielkie dzięki za recenzję Susvar – natchnienie do eksperymentu.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Widzę, że na forum audiohobby dywagowane są wątpliwości odnośnie basu w moich K1000. Skąd ten bas i jaki, o tym pisałem przy wielu okazjach, ale wyłożę raz jeszcze, zaznaczając na wstępie, że nic a nic i pod żadnym względem nie ustępuje temu od Susvar; technicznie nawet okazał się nieco lepszy – lepiej obrazował pojemności i architekturę brzmieniową bębnów przy takim samym zejściu i mocy ogólnej.
    Na to, że bas ten jest nie tylko dobry, ale rewelacyjny, mam wielu świadków, bo wiele osób słuchało moich AKG po przeróbce, a dwie posłuchawszy nabyły i poszły w ich przerabianiu tą samą drogą. Prócz tego, przy okazji recenzji słuchawek Mysphere, byłem w kontakcie z projektantem K1000, który zapewniał mnie (a wcześniej robił to na forum head-fi), że ich egzemplarz wzorcowy dysponował rewelacyjnym basem, jednym z najdoskonalszych w słuchawkowej historii. Niemniej należy nadmienić, że bas z Ultrasone T7 oraz wcześniejszych Ultrasone Edition 7 i 9 jest potężniejszy i od tego w K1000, i od tego w Susvarach, co u T7 wymaga wymiany kabla, a u Edition 7 i 9 nie.

    Przejdźmy do tego, jak taki bas uzyskać. Rzecz nie bierze się z przerabiania Twin-Head. Jego wkład to wyłącznie bycie PRZEDWZMACNIACZEM – nic nie ma wspólnego z mocą, jedynie z pięknem brzmienia. Przeróbka wręcz go osłabiła – oryginalne lampy 2A3 zastąpione zostały też dużymi, ale słabszymi triodami 45᾽. Przeróbka kompleksowa, nawet całkowita – z oryginału została obudowa. Wymieniono wszystkie kondensatory oraz dodano dwa wielkie wyjściowe wyrzucone na zewnątrz i dwa bocznikujące w środku. Zmieniony został transformator, podstawki lamp i same lampy, zmieniono wszystkie gniazda słuchawkowe i interkonektów, a w miejsce pojedynczego potencjometru Alpsa są teraz dwa krokowe, osobne dla każdego kanału. To wszystko robił pan Darek, a całe zewnętrzne (łączenie części, bo jest dzielony) i wewnętrzne okablowanie wymieniło Tonalium.

    Twin-Head to, jak podkreślam, przedwzmacniacz – w roli słuchawkowego wzmacniacza za słaby nawet dla HEDDphone. Dlatego dla nich, Susvar i K1000 źródłem mocy był Croft Polestar1, także solidnie przerobiony. To klasyczna końcówka mocy, kosztująca kiedyś (już nieprodukowana) zaledwie 800 funtów – przeróbki kosztowały mnie kilka tysięcy, a koszt pary (w oryginale jest jedna) lamp sterujących to dodatkowe 3600 złotych. Ważny jest też interkonekt pomiędzy T-H a Croftem, tu był nim Sulek Edia (wypełnienie i muzykalność), ważne też kable zasilania, podstawki i kondycjoner masy.

    Ale to wszystko jest o wiele mniej ważne, niż przeróbka samych słuchawek, bo każdy wysokiej klasy system o wystarczającej mocy sobie świetnie poradzi. (Osobiście preferuję w torze obecność dużych triod, byle nie tych tandetnych, sam używam Emission Labs.) Koniecznie – i to jest clou! – trzeba w K1000 wymienić kabel; co nie jest łatwe, ale Tonalium potrafi. Dla pełni szczęścia powinien to być kabel Entreq Atlantis, lub może ich nowy flagowiec – Entreq Olympus. (Olympus jest podobno bardziej przejrzysty i szybszy, ale daje trochę mniej wypełnienia, czyli problematyczna sprawa, wymagająca porównania.) Atlantisa mogę polecić w ciemno, jest polski dystrybutor – GFmod. Sam do wymiany kabla dodałem usunięcie grilli po stronie ucha i usunąłem bliższe twarzy poduszeczki skroniowe, zastępując je płaskim aksamitem. Zdjęcie maskownic poprawia bezpośredniość brzmienia, usunięcie poduszeczek zmienia pozycję względem ucha, dając poprawę nasycenia. Ale najważniejszy jest kabel:

    POSIADANIE AKG K1000 Z ORYGINALNYM KABLEM TO NAWET NIE POŁOWA PRZYJEMNOŚCI ICH POSIADANIA!!!

    BASU NIE BĘDZIE Z NIM NIGDY!!!

  5. Miltoniusz pisze:

    To fakt – przy K1000 z oryginalnym kablem HD800 to pluszowy miś.
    Problem z kablami jest taki, że co słuchawki to inne złącza. W przypadku wymiany kabla w K1000 konieczna jest dodatkowo ingerencja w słuchawki. Czy to by miało sens, aby mając kilka par słuchawek, w tym K1000 zrobić tak:
    – kupić jeden dobry kabel
    – w K1000 wymienić oryginalny kabel na dwie krótkie końcówki wystające z muszli z jakimiś uniwersalnymi złączami, np. mini jack jak np. w HiFi Man czy Fostex.
    Wtedy nowy dobry kabel pasował by bezpośrednio do HiFiMan jak i do tych K1000 z dorobionymi końcówkami.
    Ponadto, stosując odpowiednie adaptery na końcówki mini jack w dobrym kablu, można by go podłączyć też i do HD800 i do EtherFlow.
    Teoretycznie można – ale czy to ma sens? A jeżeli tak, to jaki standard byłby najlepszy na te końcówki dobrego kabla, bo może niekoniecznie mini jack?
    No i kwestia drugiego końca kabla i mnogości standardów – czy teoretycznie jest możliwa przejśćiówka na łącze asymetryczne np. duży jack w sytuacji gdy oryginalny kabel jest symetryczny 2,5mm?
    No bo inaczej to trzeba by kupić identyczne cztery Entreq Atlantisy z różnymi końcówkami. A właściwie osiem. A to już psychiatryk na długie lata.
    ps. W GFmod jest Entreq Atlantis w wersji Infinity. Czy wiadomo coś Panu czym różni się od starej wersji?

    1. Piotr Ryka pisze:

      – Nie wiem czym i czy w ogóle Atlantisy się różnią, spróbuję dopytać.

      – Odnośnie możliwości podłączania K1000 poprzez gniazda przy muszlach, to zakładający Atlantisa takie coś mi proponował, ale odmówiłem, bo to by oznaczało degradację jakości. Ale zrobić oczywiście można, byle nie na złącza Lemo od Sennheiser HD 800, bo one przyjmują tylko włosowo cienkie druciki. Najlepiej chyba na mini XLR, tylko żeby pomiędzy złączką a przetwornikiem słuchawek też był porządny kabel. Tonalium chyba może dać swój, ale nie jestem pewny.

      – Odnośnie przejścia z symetrycznej końcówki 2,5 mm na niesymetryczną, to da się chyba zrobić dystansową, ale czy są gotowe takie, to muszę przyznać – nie wiem. Któreś drogie słuchawki mają oryginalne kable z tym zakończeniem, to może jest tam na wyposażeniu także przejściówka?
      oBravo HAMT Signature ma kabel zakończony 4-pinem i do niego firmowe przejściówki na symetryczne jacki 2,5 mm i 4,4 mm, a także na niesymetryczne 6,35 mm i 3,5 mm. Wystarczy zatem na kabel założyć 4-pin i z niego można przejściówką w cokolwiek, również symetrycznie w 2 x 3-pin.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Odpowiedź na pytanie zadane na audiohobby (nazwę forum w poprzednim wpisie już wczoraj poprawiłem, tak nawiasem audiohobby to forum potomne pierwotnego audiostereo):

    Przepraszam za Error 500, jego usunięcia nie mogę się u informatyków doprosić. Odnośnie Tonalium, proszę kontaktować się pod numerem 734 147 746, można powoływać się na mnie.

    I jeszcze jedna uwaga – słuchanie Cary 300B na takich 300B, ta jak jazda do tyłu na rowerze. Jest lepszy od SLI-80, ale wymaga większej pieczołowitości. Brumienie tego ostatniego pewnie by spadło po odsunięciu od reszty sprzętu, można też spróbować go czymś odgrodzić. Ważny jest też kabel pomiędzy nim a gramofonowym pre – jak jest prowadzony i czy ma grubą izolację. Najlepsze są specjalne do gramofonów.

  7. Adam pisze:

    A tak z ciekawości, co z Auris Nirvana? Jak przeglądałem o nim fora, czy headfaje czy cokolwiek, to właśnie bardzo często pojawiał się w towarzystwie Susvar.
    Mocy też mu nie brakuje, może nie ma tyle co głośnikowe, ale 6,5W na kanał to też mało nie jest.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Możliwe, że dobrze pasuje, ale ja go nie słyszałem. Flagowy Auris Headonia pasuje raczej średnio, aczkolwiek po wymianie lamp pewnie grałyby z nim lepiej. Jednak sto procent możliwości Susvary pokazują dopiero z normalnym wzmacniaczem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy