Recenzja: HiFiMAN Susvara

   Starożytni Grecy byli pierwszymi, o jakich nam wiadomo, którzy podjęli trud analitycznego i syntetycznego opisu świata bez uciekania się do religijnych odwołań. Zamiast wypracowania wspólnego stanowiska i jednolitej wizji wynikła z tego wielokierunkowa komplikacja – przedłożono multum opisów, wszystkich różnych, w tym skrajnie się różniących. Na jednym skraju Parmenides z Elei, uczeń Ksenofanesa[1], utrzymywał, że świat jest całkowicie nieruchomy, a wszelka zmienność jedynie złudą[2], na drugim Heraklit z Efezu widział go jako zbiorowisko samych faktycznych i nieustannych zmian.

Słuchawki opisowo są dużo prostsze od świata, ale też przysparzają kłopotów. W odróżnieniu od niego, który rozciąga się przed nami, bywają trudne do pozyskania, a pozyskane tak samo jak on nieskore do odkrywania tajemnic. Ileż to razy się zdarzyło, że mi się któreś podobały, a później podobały mniej, gdy inne początkowo nie, by potem dawać satysfakcję. Poza tym, znów w odróżnieniu od świata, który jest jeden (a w każdym razie z jednym mamy do czynienia poznawczo, inaczej rozpadłaby się nasza jaźń), słuchawki występują w wielu egzemplarzach, a te potrafią się różnić. Potrafią i w sensie samych narodzin, jako od powstania różniące, jak również w historycznym – niektóre są po przejściach. I właśnie o egzemplarzu tych Susvar prezentowanym na AVS 2019, wyraził się jeden z polskich sprzedawców, że „grały jak ta szmata”, bo były po światowych przejściach. Tour odbyły, wędrowały z kraju do kraju – i nie zrobiło im to dobrze. Czy ktoś za bardzo się do nich dobrał, potraktował za mocnym prądem, tego oczywiście nie wiemy, bo kto by się tam przyznał. Poza tym nie chcę wyrokować, jak to z tym wędrowaniem naprawdę było, lecz pozostaje faktem, że te z AVS i mnie się nie spodobały. Nie podobały także te, które rok wcześniej miał ze sobą wystawca wzmacniacza Auris Headonia – ale może to były te same? Na pewno – wiem z pierwszej ręki – tamte też były wypożyczone od producenta, czyli niewykluczone. I z całą pewnością te udostępnione teraz, to już inny egzemplarz. Ale nie wypakowany przeze mnie z zapieczętowanego pudełka, zatem także po przejściach.

No nic – warunki są jakie są, słowo o tych Susvarach w kontekście najogólniejszym. Na początek wyjaśnię tym, którzy tego jeszcze nie wiedzą, że w internetowym obiegu są postrzegane jako jedne z najdroższych. Co nie jest prawdą, ale tłumaczy, dlaczego aż tak bardzo się startowo nadąłem, przywołując Parmenidesa z antagonistą Heraklitem. Tych, co to starali się objąć opisem jak najwięcej i wyszło im całkiem co innego. Niech będzie to przestrogą, jak bardzo można się różnić interpretując to samo, zwłaszcza kiedy przedmiot opisu ma dużą wagę znaczeniową. A kto bierze te Susvary do ręki i zaczyna internetową gadkę o nich (jest takich gadek dosyć sporo), ten na początku zawsze powie, że są jednymi z najdroższych, najważniejszych, wiodących. Nie do końca to prawda, bo nawet pomijając Sennheiser HE-1, które są sprzedawane wyłącznie w komplecie ze wzmacniaczem (ale szacując, że stanowią jedną trzecią wartości setu, kosztują jakieś dwadzieścia dwa tysiące euro!), mamy jeszcze od tego samego HiFiMAN-a też elektrostatyczne Shangri-La, wycenione solo na, bagatelka, osiemnaście tysięcy dolarów. A w takim razie równiutko trzy razy wyżej od Susvar – gdzie im tam do najdroższych. Prócz tego mamy rynek wtórny, a na nim bardzo rzadko teraz spotykane Sony MDR-R10 też są od Susvar dużo droższe (mowa o dobrze zachowanych), bezdyskusyjnie droższe też dawne Sennheiser Orpheus i dawne Stax SR-Ω. Droższe również sprzedawane przed paru laty słuchawki Final Muramasa VIII z dwoma typami przetworników ($8000), nie tańsze, gdy uwzględnić inflację, rocznicowe Audio-Technica ATH-L3000 i limitowane Ultrasone Edition 7. A zatem te Susvary bardzo drogie, droższe od pozostałych planarnych, lecz do najdroższych historycznie i aktualnie brakuje im ho-ho ile. Tym samym wysuwanie ich na pozycję lidera mija się z opisowym sensem – nie są słuchawkowego świata szczytem, aż tyle znaczeniowo nie ważą. Badając ich zdolności nie wyznaczali więc będziemy możliwości słuchawek jako takich, lecz nie ma też co postponować, są technologicznym wyczynem. Są też wyczynem marketingowym – wszak samo bycie postrzeganym za najdroższe, kiedy najdroższymi się nie jest, to nie lada wizerunkowy wyczyn. I jak w przypadku każdego wyczynu i każdej rzeczy ważnej, po cały Wszechświat włącznie, stajemy wobec możliwości popełnienia błędu oceny – błędu własnego i cudzych. Ostrożnie zatem …

Teraz odrobina historii i odrobina prywaty. Susvary zjawiły się na rynku w 2017-tym, jako przebicie jakościowe poprzedniego planarnego lidera firmy, modelu HiFiMAN HE-1000. (HiFiMAN oprócz planarów produkuje dynamiki i elektrostaty.) Dwa razy od poprzednika droższe, ale o podobnym wyglądzie i z analogiczną, jedynie bardziej wysiloną techniką. Tak zaskakująco wysoka cena, równiutkie $6000 (u nas na początku to było równe 30 000 PLN, a teraz jest już garbik), okazała się dobrym pociągnięciem w sensie zwrócenia uwagi; wszystkie spojrzenia na tych Susvarach się zogniskowały, w głowach rodziły się domysły, co też to może być? Szczególnie w świetle tego, że słuchawki planarne na nowo zostały wypromowane – przez tego właśnie HiFiMAN-a i konkurujące z nim Audeze. Przy wtórze bardzo drogich i specyficznie planarnych Abyss 1266 od Joe Skubinskiego (magnesy tylko po jednej stronie) oraz robiących zawrotną karierę MrSpeakers od Dana Clarka. Same planary bowiem, to technologia znana od dekad, ale podtrzymywana przez długi okres jedynie dzięki firmie Fostex na bazie modeli bardzo tanich. Kiedyś wprawdzie wiodąca – pamiętny debiut Yamaha YH-1 z 1975 i przejście do ekskluzywnych YH-1000 w 1978 (teraz na rynku wtórnym za przeszło tysiąc dolarów) – ale to tylko tak się mawia, że „pamiętny”, a naprawdę nikt nie pamięta. Poza – rzecz jasna – tymi, którzy pamiętać lubią. Takim kimś był dr Fang Bian, fundator HiFiMAN-a, i takim kimś Alex Rosson z Audeze. Rok 2009 (trzydzieści cztery lata po starcie technologii) to data przełomowa – od tego momentu rozpoczyna się tryumfalny powrót planarów. Znaczony teraz takimi modelami szczytowymi, jak Audeze LCD-4, Final D800 Pro, czy Abyss AB-1266 PHI TC – lecz spośród nich Susvara wciąż najdroższa. Wciąż, gdyż to już cztery lata, a rynek z cenami pnie się w górę. Choć ostatnimi czasy przystopował; mocno pną się jedynie słuchawkowe kable, u których oszacowania na kilka do kilkunastu tysięcy zaczyna być już normą. Rynek nasycił się arcy drogimi słuchawkami – Sennheiser HE-1 i HiFiMAN Shangri-La wykarmiły miliardowo bogatych; a cała gama mniej kosztownych wraz ze wzmacniaczami pokroju Woo Audio WA234-MONO czy Wells Audio HEADTRIP II LEVEL II skarmiła zamożną resztę. Oferta modeli powyżej dziesięciu tysięcy to teraz kilkadziesiąt pozycji i ciągle dołączają nowe. A czy wśród takiej obfitości najdroższe spośród nie jeszcze szaleńczo drogich są tymi najlepszymi – to usiłowałem rozgryźć od dawna. I nie byłoby z tym problemu, gdybym nie był skłócony z polskim przedstawicielstwem. Ale skłócony byłem. Zresztą – a nawet gdybym nie był, zostałbym prawdopodobnie poczęstowany tymi ze światowego tour. Ba – częstowany nimi byłem, lecz warunkowo – pod warunkiem pozytywnej recenzji. Dla mnie warunek nie do przyjęcia, chociaż ulegli mu mieniący siebie Rebelsami. Lecz może im warunków nie stawiano? – nie wiem; mnie w każdym razie postawiono. Dlatego ta recenzja powstała okrężną drogą i nie uwzględnia sporządzonego przez HiFiMAN-a specjalnego wzmacniacza EF1000 (za 72 000 PLN), którym Rebelsi dysponowali. A który wcześniej nie zdążył dotrzeć na AVS (problemy z cłem) i zastąpiony tam został wzmacniaczem włosko-estońskiej ViVa Audio, o którym krążą słuchy, że do tych Susvar nie pasuje. Nie mam dostępu także do ViVa Audio, które nie ma polskiego przedstawicielstwa (nie ma się nawet z kim skłócić), więc tego też nie sprawdzę. Lecz to i owo sprawdzić da się – przyrówna do kilku nobilitowanych i spróbuje odpowiedź dać na to, czy ponadnormatywna moc wzmacniacza ma faktycznie znaczenie węzłowe. Jako że krążą opinie, iż są te Susvary genialne, jednakże pod warunkiem nastowatowej przynajmniej mocy.

Tyle przydługawego wstępu, głos oddajmy realiom – niech przemówią same Susvary.

[1] Tego, który wyśmiewał mitologiczne opisy bogów na podobieństwo ludzi z ich wadami.

[2] To na złudności tej dowód Zenon z Elei przedłożył swe sławne paradoksy.

Inżynieria, podobanie, wygoda

Pudło.

   Skoro wygląd to rzecz wcześniejsza, znana z modelu HE-1000, zostawmy go na potem, zacznijmy od ulepszonej technologii. Susvara znaczy w sanskrycie „piękno dźwięku” (albo coś koło tego), więc technologii najwyższej.  Tutaj planarnej i klasycznej, z magnesami po obu stronach membrany. Magnesami równymi co do siły, co wcale nie jest normą, bo choćby w HE-1000 mocniejsze były po zewnętrznej, a w Abyss z jednej w ogóle bez. Dlaczego teraz równe, skoro wcześniej nierówne? Firma tłumaczy to dbałością o wolny od interferencyjnych zakłóceń przepływ dźwięku w otoczeniu membrany. W połączeniu ze specjalnym kształtem obrysu belkowatych magnesów o przydomku Stealth (zapożyczonym od samolotów niewidzialnych dla radarów, z angielskiego znaczącym „skradać się”) znosi ta równość turbulencje, powodując dramatyczny wręcz przyrost czystości akustycznej. A w takim razie naturalność i całkowity brak zniekształceń – ale to dopiero magnesy, a membrana też wnosi wkład, jako zdecydowanie lepsza od wcześniejszych. Supercienka  (<10−6 m) – tak cienka, że patrząc z boku nie można zobaczyć krawędzi; także specjalnie ukształtowana pod kątem transparentności akustycznej i w tym celu ze złotymi elektrodami grubości zaledwie 5 mikronów (5 x 10−6 m). Co powoduje fenomenalnie niską wagę łączną struktury akustycznie tworzącej – lżejszej o wiele i gładszej od wszystkich dotychczasowych w planarach. Trzecim czynnikiem poprawy są siatki nad przetwornikami z drutu o przekroju zaledwie 50 mikronów (50 x 10−6 m) – przez które bez zakłóceń mogą przechodzić fale o częstotliwości 106 Hz (miliona herców).

Czułość tak sporządzonych przetworników to 83 dB, impedancja 60 Ω, pasmo przenoszenia 6 Hz – 75 kHz.

Z tej właśnie niskiej czułości bierze się wymóg wzmacniaczy dużej mocy; w przypadku dedykowanego firmowego wynoszącej 20 watów w klasie A dla oporności 35 Ω. Czy mniejszej, równej albo wyższej niż u też znanych z dużych wymagań AKG K1000 (czułość 74 dB przy impedancji 120 Ω), to będzie okazja sprawdzić.

Miarą innowacyjności i stopnia zaangażowania producenta w osiąganie najwyższej jakości niech będzie informacja, że z pozoru identyczne surowcowo i bardzo podobnie uformowane elementy metalowe, tworzące obudowy z rodziny HE-1000 (trzy modele), są u Susvar aż siedem razy droższe.

Już przechodzimy do tego kształtowania oraz wynikających z niego urody i wygody, ale jeszcze o kablu. W odróżnieniu do najwyższych wzlotów technicznych odnośnie przetworników, kabel jest byle jaki. Ma się rozumieć – prąd przewodzi, lecz nie osiąga w tym wyżyn. Jest wiązką czterech cienkich przewodów z chińskiej produkcji monokrystalicznej miedzi w otoczce monokrystalicznego srebra; gdzie chińskie pochodzenie jest tłumaczone odmową współpracy przez japońską Furukawa Electric Co., Ltd. – producenta najlepszej takiej miedzi i najlepszego takiego srebra. Tym jednak HiFiMAN się nie przejmuje i wcale nie zabiega o to, by kabel był jak najlepszy. Przyczyna, jak tłumaczą, pozostaje czysto praktyczna: praktyka pokazuje bowiem, że nabywca Susvar i tak nie będzie używał ich oryginalnego kabla. (Ponoć sprawdzono i zawsze tak się dzieje.) Jako doświadczony audiofil użyje przez siebie cenionego i nic go przed tym nie powstrzyma. Szkoda w takim razie zachodu i podwyższonej ceny – niech każdy sam zabiega o swe kablowe optimum. To tłumaczenie, muszę przyznać, stanowi ewenement – producenci wolą podkreślać wysoką jakość swoich kabli niezależnie od faktycznego stanu. Trudno jednak odmówić temu podejściu szczerości, też pewnej słusznej racji, aczkolwiek czai się w tym też niebezpieczeństwo: zakosztowawszy Susvar z takim kablem potencjalny nabywca może nie zdecydować się na zakup. Z drugiej strony – faktycznie, najwyższej klasy kabel mocno podniósłby cenę i tak nie dając gwarancji pełnego ukontentowania. Lepiej więc, w każdym razie wg HiFiMAN-a, właściciela spuścić ze smyczy – niechże sobie pohasa za swoim lepszym kablem; a co się przy tym napoci, jakie miał będzie wzruszenia …

Z metalową plakietką.

Organoleptycznie kabel Susvar to bladawiec o niewielkim przekroju oraz dużej giętkości, z lekka tylko sprężynujący. Tak naprawdę to rurka bladej izolacji uginająca się po naciśnięciu – w środku muszą biec druty o naprawdę włosowej średnicy. Kable dostajemy ze słuchawkami dwa: jeden z końcówką duży jack, drugi na wtyk 4-pin. Oba są trzymetrowe z wszystkimi przyłączami od Neutrika (przy muszlach to małe jacki 3,5 mm z normalną głębokością ale wąskie). Na swoich kabli obronę dr Bian zauważa, że mają małą oporność, co poprawia ekstensję sopranów, chociaż ich niska pojemność równocześnie osłabia bas.

Poprzez bladawe kable docieramy nareszcie do muszli. Gawędziarze internetowi zwykli trzymać Susvary w jednej ręce na wysokości głowy i wywijając nimi krzywić się – ich zdaniem za te pieniądze wygląd mógłby być szacowniejszy. Nie podzielam takiej opinii, mnie słuchawki się podobają. Płaskie muszle i niezbyt grube pady są dalekie od groteskowej baloniastości, a pałąk też się nie narzuca swym cienkim, metalowym łukiem i podwieszoną ażurową opaską. Najbardziej znaczące estetycznie srebrzyste maskownice są z bardzo lekkiego stopu; z pyszną precyzją obrobione i naprawdę gustowne – głupi ten, co się czepia.

Słuchawki są stosunkowo lekkie, ważą 450 gramów, co pośród grona najdroższych jest bardzo dobrym wynikiem. Świetnie do tego osiadają, swobodnie otaczając uszy a nie zachodząc na szczękę ani skronie. Na obszarze kontaktu z głową pady są z polimeru podobnego do Alcantary, a boczne ich otoki z wysokogatunkowej sztucznej skóry. Ekolodzy będą zadowoleni, a użytkownik nic nie straci na ekologicznych surowcach: wygoda, kontakt dotykowy i wygląd prima sort. Nic nie uwiera, nic nie ciśnie i się nie czuje ciężaru, a punktowo-zatrzaskowa regulacja wysokości trzyma pewnie i przeskakuje z potwierdzającym zmianę trzaskiem. Między pałąkiem a muszlami są 360° obrotnice, które u Grado powodują skręcanie i marszczenie kabla, lecz ten jest odpinany i odporny na marszczenie. Chodzą te obrotnice gładko, jak wszystko w tych słuchawkach, dzięki czemu to świetne osiadanie i dodatkowa możliwość odkładania na płask. Co się przyda – brak obaw o poobijanie chwytaków, którymi wspieramy o podłoże.

Prętowe maskownice zdobią pośrodku niewielkie wizytówki HiFiMAN-a, a pałąk zaraz nad obrotnicami ma opaski z napisem SUSVARA i ponad nimi herby firmy. Żadnej związanej z tym krzykliwości: napisy wygrawerowano delikatnie i bez lakierniczych dodatków. Fornir użyty na otoki muszli nie jest przez producenta nazwany – na oko to heban zebrano lub jego imitacja. Pady można bez trudu ściągać i są wypiętrzone z tyłu – ogólnie wszystko tip-top, poza jakością kabli i tym niezbędnie mocnym wzmacniaczem.

I słuchawkami.

Oprócz dwóch kabli towarzyszy słuchawkom książka w twardej oprawie z obwolutą, bez wątpienia będąca nawiązaniem do podobnie wytwornej towarzyszącej kiedyś Sony MDR-R10. Tamte słuchawki dr Bian ma zresztą mocno w głowie, sporządził ich replikę, sporządził nawet dwie. Droższa, za ponad pięć tysięcy dolarów, ma przetworniki planarne, a taka sama dynamiczna jest cztery razy tańsza. To jednak konstrukcje zamknięte i jak na razie nie słyszane, a Susvara to czysto autorski popis firmy w konwencji otwartej muszli i technologii owiewu Stealth.

Opakowaniem sztywne pudło w pokryciu imitacji skóry, z metalową winietą opisu i metalowym zapięciem. W środku oprócz słuchawek, wspomnianej książki i dwóch nienajlepszych kabli tylko welurowy pokrowiec ochronny. Same z tego zbioru słuchawki najbardziej luksusowe.

 

 

Brzmienie – z kablami oryginalnymi

U których metal  dominantą.

   Zacznijmy od siły wzmacniacza. Bo jeśli zwykłe nie poradzą, to szkoda na nie czasu. I drugi problem wstępny – jak to jest z tymi kablami? Poprosiłem Mateusza Przychodnia, właściciela kablowej firmy FAW, o dostarczenie przewodu wysokiej jakości i dobrze pasującego, wiedziałem bowiem, że używa tych słuchawek do strojenia swoich wyrobów. Prośba została rozpatrzona pozytywnie, przysłany został FAW Noir Hybrid HPC, najlepiej pasujący. W odróżnieniu od producenta porównałem go z oryginalnymi – i nie dziwcie się temu „w odróżnieniu”, bo Mateusz powiedział, że oryginalnych nawet nie wypakował, szkoda mu było czasu na takie marne kable …

Trzymajmy się jednak chronologii i nie odpuszczajmy kablom z wyposażenia. FAW przyszedł po paru dniach, w międzyczasie nie próżnowałem. Zacząłem od wspomnianego sprawdzania wzmacniaczy, zostawiając pewniaka Crofta (2 x 25 W) na koniec. Do porównania stanęły tranzystorowy Phasemation EPA-007 (2 x 2,5 W dual mono) i nie podający swej mocy EAR Yoshino HP-4 na czterech średnich triodach 6SL7.

Phasemation okazał się nie pasować – jego podwyższona tonalność nieprzyjemnie wzmagała taką samą u kabli. Grało głośno lecz cienko; deficyt wypełnienia i rozjaśnienie tworzyły nieprzyswajalny komplet. Poza tym brzmienie nad wyraz gładkie, zjawiskowo też płynne, koherentne i transparentne, ale w kierunku jasnej piskliwości.

Diametralnie lepiej zaprezentował się EAR, który głośność dawał podobną przy lepszym wypełnieniu. (Nierewelacyjnym, lecz już akceptowalnym.) Jego – zwłaszcza z głośno nagranymi plikami – słuchało się bardzo dobrze, ale dopiero po wymianie lamp w przetworniku.

Tu dochodzimy do ważnej sprawy – kluczowej cechy Susvar. O jednej wiedzieliśmy od początku – o konieczności dużej mocy. Ta druga to wrażliwość – ogromnie są wyczulone na jakość podawanego sygnału. Na sprzedażowe lampy w przetworniku PrimaLuny nie narzekały ani Focal Utopie, ani HEDDphone, ani Meze Empyrean. W ogóle nie narzekały żadne z wielu, dopiero te Susvary. Ze sprzedażowym kompletem zagrały przyzwoicie, ale zaraz wiedziałem, że je te lampy hamują. Pewne cechy miały najlepsze, lecz całościowo grały słabiej nawet od najtańszych przyrównywanych Sennheiser HD 800. (Z kablem Tonalium-Metrum Lab.) Tańszych aż pięciokrotnie, choć kiedy liczyć kabel, tylko trzy. Dźwięk Susvar oferował gładszy przepływ, lecz całościowa akustyka została w tyle za sennheiserowską, zwłaszcza że te dawały popis. Przy komputerze nigdy aż tak dobrze nie grały, to brzmienie mnie poruszyło. Cienistości, nasycenia oraz walorów sceniczno-teatralnych Susvary mogły pozazdrościć. Jednak pod względem swobody rozchodzenia dźwięku górowały, i podobne w tym były do Final D8000.

Wyjątkowo dokładnie obrobiony.

Kolejno wymieniłem trzy pary lamp w PrimaLunie, każdorazowo sprawdzając różnicę – i przede wszystkim zaistniała po zmianie prostowników na GZ-37 Amperex „Buggle boy” i wkroczeniu do akcji ECC83 Mullard M8137. Po tych wymianach Susvary brzmiały już, rzekłbym – pełnowartościowo, choć wciąż najwyżej tonalnie z licznego towarzystwa. Ale większą bolączką był brak dynamiki takiej z najwyższej półki. Też wciąż deficyt wypełnienia; już grało bardzo dobrze, ale jeszcze nie tak, jak w takich słuchawkach grać powinno.

Przeszedłem pod system głośnikowy. Mateusz mnie ostrzegał, że Susvary naprawdę dobrze grają dopiero z odczepów głośnikowych. (Zapewne Headtrip by wystarczył, ale nie miałem Headtripa.) Do jednego kompletu odczepów podpiąłem przejściówkę Tonalium na 4-pin, wprost w drugi AKG K1000. Te jednak, póki co, wyłącznie na mój użytek, jako punkt odniesienia. Nic o nich teraz – niesprawiedliwym byłoby porównywanie słuchawek dysponujących najwyższej światowej klasy kablem z wpiętymi nędzną żyłką. Tyle jedynie ze wstępnych uwag, że jednak to AKG okazały się bardziej prądożerne; tak o krok do półtora na krokowych potencjometrach. Z kolei mniej wzmagające o taką samą wartość okazały się porównywane też tutaj HEDDphone (o których także wtedy, kiedy Susvary z lepszym kablem). Tyle na razie powiem, że grały dużo ciemniej i jak Sennheiser lepiej akustycznie, lecz też mniej gładko i z odmienną niż Susvary finezją – bardziej trójwymiarową, a mniej opływową na kształtach.

Teraz o tym, co najważniejszego w trakcie tej pierwszej próby się zdarzyło. Susvary przy bezdyskusyjnej mocy (która na dalszym niż piąty z dwudziestu jeden kroków mogłaby je uszkodzić), brzmiały względem obu porównywanych za jasno, za piskliwe i za mało chropawo. Zjawiskowo subtelnie, z niezaburzoną propagacją, popisowym oddzielaniem dźwięków od tła i bez najmniejszych zniekształceń, ale nie dość głęboko i esencjalnie, pomimo potężnego zejścia basu. Ha! – pomyślałem sobie – a może by tak?… Na wielkiej tacy z testowymi płytami (szkoda czasu na otwieranie pudełek) leżała samotna plastikowa oprawka, w niej płyta Harmoniksa do poprawiania dźwięku. Próbować? Nie próbować? A co tam – spróbowałem. Długie minuty jadowitych wizgów w dwóch ohydach, musiałem opuścić pokój.

Już napisałem o wrażliwości Susvar, teraz tym mocniej się zaznaczyła. Nigdy w poprzednich razach ta płyta tyle nie zdziałała. W ślepym odsłuchu dałbym głowę, że użyto lepszego kabla. W dodatku, jakby na zamówienie, pojawiły się cechy najbardziej pożądane: dźwięk ściemniał, nabrał chropawości, pogłębił się i zmężniał. Wszystko w następstwie obniżenia – tonacja zeszła w dół na prawidłowy poziom; soprany przestały przyćmiewać resztę – a jak przestały, to już nie piłowały – nareszcie przestały być za cienkie. Teraz dopiero słuchanie Susvar stało się audiofilskim przeżyciem na wszystkich frontach przeżywania. Chóry Verdiego, opery Mozarta, jazz, swing, rock, elektronika, bossa nova – wszystkie gatunki zyskały. Nie będę się rozpisywał, bo zaraz te lepsze kable (w międzyczasie Tonalium też się podjęło dostarczyć), ale muszę podkreślić dwie rzeczy:

Zatrzaskowa regulacja pałąka spisuje się bez zarzutu.

i) Jeżeli ktoś słucha Susvar ze sprzedażowym kablem (nikt wg producenta, ale może są tacy), to płyta Harmoniksa jest obowiązkową częścią zestawu. Kosztuje bodaj trzysta złotych, zatem żaden wydatek, zmienia tak wiele, że aż mi głupio o tym pisać, bo pisząc czuję się jak nawiedzony duchami wariat. (Oczywiście płyta nie zmieniła samego kabla, wpłynęła też na słuchawki. Odnośnie natomiast toru, to najwyżej śladowo, bo on ją już wiele razy przyjmował.)

ii) Druga rzecz tyczy samych Susvar. Grały bajecznie płynnie, z budzącą podziw swobodą i maestrią lokowania dźwięku w przestrzeni. A napisałem w niedawnej recenzji wzmacniacza Kinki Studio, że umiejętność osadzania sopranów w paśmie i lokowania dźwięku w przestrzeni to dwa najważniejsze wyznaczniki jakościowe wysokiej klasy słuchawek – najbardziej genetyczne. W bardzo niewielkim tylko stopniu możliwe do skorygowania aparaturą (pomijając procesory akustyki, których zwykle się nie stosuje). Oba te atrybuty mają Susvary na poziomie topowym – słuchanie jak się ich dźwięk plasuje w przestrzeni i jak operują strzelistym sopranem, to audiofilskie misterium.

Jeszcze jedno z pierwszego etapu. Używszy płyty Harmoniksa wróciłem do wzmacniacza EAR. Zdecydowana poprawa – dynamiki, wypełnienia i światłocienia całkiem przestało brakować. Piękne słuchanie, pełna satysfakcja, jedynie te soprany wciąż były tutaj oderwane i wciąż za smukłe. Nie aż piskliwe czy jarzące, ale jeszcze nie takie, jakby się dla perfekcji chciało. Zapewne z winy kabla.

Resume tego etapu niech będzie lakoniczne porównanie z pozostałymi słuchawkami właśnie na EAR HP-4. Wszystkie (Sennheiser HD 800, HEDDphone, Ultrasone T7, Meze Empyrean i Focal Utopia) dysponowały markowymi kablami (Sulek, Tonalium, Luna Cables) i wszystkie grały ciemniejszym, wyraźnie gęstszym i potężniejszym dźwiękiem. Zdecydowanie też bardziej koherentnym, a mniej różnicującym brzmienia i słabiej oddzielającym je od tła. Mniej także potrafiącym podkreślać delikatność i skutkiem gęstości mniej przeziernym. Najbardziej podobne odnośnie tego różnicowania, wydobywania z tła i przezierności były Ultrasone T7, przy czym od wszystkich, a nie tylko Susvar, o cały poziom potężniejsze.

Brzmienie – z kablami wyższej jakości przy wzmacniaczu EAR HP4

Ażurowa opaska nagłowna zapewnia wentylację.

   Ten passus mógłby się znaleźć jako pointa przed chwilą, ale że to zaistniało dopiero w porównaniach kabli do Susvar, a lepsze przybyły później, niech będzie wstępem tutaj. Kabel oryginalny nie jest kiepski i nie jest nawet zły – jest beznadziejny. To skandal, że słuchawki tak kosztowne wyposażano w tak tandetny, zwłaszcza, że szeroko już znana Forza Audio proponuje naprawdę niedrogie a świetne. Użyty przeze mnie najdroższy z jej obecnej oferty Noir Hybrid HPC z końcówką 4-pin Neutrika przy wersji trzymetrowej (sam miałem 1,8 m) kosztuje detalicznie 1800 PLN (plus ewentualna przejściówka na duży jack za 400 PLN) – a przecież HiFiMAN nie kupowałby w detalu. W tej samej cenie byłyby bezpośrednie podejścia na złącza głośnikowe. Czymże to jest wobec ceny słuchawek, a daje inny świat. W tym stanie rzeczy kable wyposażeniowe trudno nazwać inaczej niźli ponurym żartem, i w żadnym razie nie jest to sytuacja analogiczna do wyposażania elektroniki w przeciętnej jakości lampy, ponieważ te jakościowo aż tak podłe nie są, a lepsze vintage są drogie i w większych partiach niedostępne. Reasumując – wstyd! Mogłyby te Susvary kosztować o kilkadziesiąt dolarów więcej i grać od razu jak sanskrycka „susvara” – a gdyby ktoś miał mimo to ochotę na jakiegoś Entreqa Olympusa czy inny Transparent Ultra, to przecież wolna droga.

HiFiMAN Susvara z kablem FAW Noir Hybrid HPC przy wzmacniaczu EAR HP4

Dobrze, złość już mi prawie przeszła, już mogę pisać co i jak. Zacznę od Susvar z kablem FAW przy wzmacniaczu Tima de Paravicini, potem słowo o odmiennościach po zastosowaniu Tonalium.

Co tak mnie rozsierdziło? Oczywiście dramatyczna różnica. Kabel FAW względem oryginalnego podał brzmienie ciemniejsze, głębsze, dźwięczniejsze, dużo bardziej wilgotne i dużo bardziej całościowo złożone, w tym drastycznie bardziej trójwymiarowe. Z rzeczy opisowo wymagających więcej niż jednego przymiotnika wyeliminował soprany typu „szzz”, nie będące u oryginalnego aż jadowitą sybilacją, lecz niewątpliwie jej zaczątkiem. FAW to do zera wyczyścił, z szurania nie zostało śladu. Dał także tylko wybitnemu brzmieniu przynależne skomplikowane przejście graniczne pomiędzy dźwiękami a przestrzenią, gdzie dzieją się różne wibracje, dotyki, mgiełki, kropelki, zjawiają i znikają lepkości. Wyrażając się po marynarsku – z tym kablem ślad torowy, albo inaczej kilwater, był o wiele bardziej złożony, nie tylko same brzmienia.

Słuchawki można odkładać na płask.

Prócz tego soprany zrosły się jeszcze bardziej z pasmem, a bas schodził niżej i miał zdecydowanie bogatszą strukturę. Równocześnie napięcie strun zelżało – dźwięk zrobił się zwinniejszy i mniej naprężony. Wokale skutkiem tego wszystkiego jako zupełnie inna klasa; jakbyś przetarł zaparowaną szybę, a manekiny zmienił w ludzi. Nic temu brzmieniu nie brakowało, nie czuć było dławienia brakiem mocy, ale do naprawdę głośnego grania trzeba było pojechać potencjometrem aż między 15-tą a 16-tą. Jedynie głośne pliki potrzebowały mniej, ale jakościowo na tym nie zyskiwały. I jeszcze jedno – pierwszy plan się na FAW przybliżył, dodatkowo wzmagając bezpośredniość.

 

HiFiMAN Susvara z kablem Tonalium

Co względem tego z Tonalium? Ten dodatkowo skasował pogłos, dodał tradycyjnie srebrzenie i wraz z nim nutkę impresjonistyczną bardziej postrzępionego obrysu. Wzmocnił też oświetlenie, czyniąc atmosferę mniej mroczną i mniej zgęszczoną. Odjął tym tajemniczości, dodał pogody ducha. Więcej nie będę pisał o tym, to nie jest recenzja kabli.

Jak grały Susvary z oboma lepszymi przewodami względem mających je flagowców konkurencji? O tym też się nie będę rozwodził, ale trzeba przynajmniej w paru zdaniach. Wciąż przy tym pamiętając, że dla nich jednych mocy na tym etapie mało – dedykowany im wzmacniacz firmowy oferuje o wiele większą.

Porównania

Sennheiser HD 800 operowały nieco mniej wilgotnym i trochę prostszym brzmieniem. Kolory bardziej były u nich pastelowe – mniej nabłyszczone, migotliwe, nasycone sopranowym podszerstkiem, świetliste i głębokie. Przy budowaniu ogromu sceny w większym też stopniu używały niskich dźwięków pogłosu, Susvary bardziej penetrowały obszar wysokimi. Dawało im to więcej jasności i większą radość – coś było w ich muzyce z atmosfery wakacyjnego plakatu, podczas gdy nastrój Sennheiserów poważniejszy, bardziej zwrócony ku dostojeństwu. Największa różnica to migotliwa złożoność Susvar, natomiast odnośnie wielkości sceny – właściwie żadna, poza tym, że ta od Sennheiserów z wyższym sufitem, a zatem większą kubaturą, ale nie większą powierzchnią. Ten wyższy sufit był jedyną pozostałością wielkiej przewagi akustycznej Sennheiserów w porównaniu z pierwszym etapem, co uświadamia, jak dramatyczna zaszła zmiana po zastąpieniu oryginalnego kabla.

Pady od spodu wykończone miłym w dotyku polimerem.

Ultrasone Tribute 7 okazały się jeszcze bardziej wymagającym konkurentem, mającym oczywistą przewagę łatwości napędzania. Wyposażone na stałe w ten sam kabel Tonalium, zatem porównanie łeb w łeb przetworników. To Ultrasonów soprany okazały się bardziej przenikliwe, bardziej srebrzyste i koronkowe; w przypadku utworów wielkoscenicznych kształtowanych właśnie przez sopran, zaczynały wędrówkę bliżej słuchacza i nie docierały tak daleko. A zatem mniejsza scena. Z kolei wyczulenie na najmniejsze brzmieniowe drgnienia – cały ten towarzyszący muzyce szelest ściółki – był u nich bardziej obecny i jednocześnie operowały całym dźwiękiem o wyraźnie wyższych ciśnieniach. Brzmienie Susvar mimo to było całościowo nieznacznie niższe i ciemniejsze, z większą zdecydowanie ilością miejsca między źródłami i dalszym pierwszym planem. Mniej także było kontrastowe, skoro u Ultrasone sopran jaśniejszy, a ciemniejszy bas. Przywołanie obecności równie u obu silne; odnośnie subiektywnych ocen, to większa swoboda sceniczna Susvar górą, ale też górą potęga ciśnieniowa Ultrasone. Przy słabszych jakościowo plikach wpadająca nierzadko w przesadę, ale u pozostałych dająca większą satysfakcję.

Meze Empyrean okablowane Tonalium podały dźwięk ciemniejszy i głębszy niż Susvary. Także melodyjniejszy. Od razu można było wyczuć, że wzmacniacz im świetnie pasuje. Wprawdzie Susvary i teraz zachowały przewagę większej przestrzeni między źródłami, ale w porównaniu dźwięk miały bardziej piaskujący i płytszy. Mniej było w nim śpiewności, większy nacisk szedł na techniczne aspekty szczegółowości i analizy. (Która to bardziej analityczna szczegółowość z melodyki się bardziej wyodrębniała.) Od subiektywnej strony biorąc, Meze słuchało się przyjemniej – i ani większa scena Susvar, ani ich większa przejrzystość nie mogły tego nadgonić. „Kruche ciasteczko przegrało z tłustym tortem”. Co mnie zastanowiło i postanowiłem dać Susvarom kabel FAW. Lecz nic nowego względem wiedzy posiadanej – zagrały teraz ciemniej i z pogłosem, melodyjnością Meze nie dorównały.

Dla Focal Utopia nie miałem już Tonalium albo FAW, to porównanie nie tak sprawiedliwe. Ale przewody Luny są tylko trochę inne. Dla lepszego przeglądu dałem Susvarom oba kable. FAW jako produkujący ciemniejsze, głębsze i pogłosowe brzmienie; Tonalium w roli jaśniejszego, bardziej lirycznego i bez pogłosu. Jaśniej czy ciemniej, z pogłosami czy bez nich, także Utopie okazały się brzmieniowo głębsze i bardziej melodyjne. Gładka spoistość ich przekazu przeciwstawiała się sopranami podostrzanej fakturze Susvar, co doskonale obrazowało się w wokalach. Jednocześnie scena u Susvar o wiele była większa i z kablem FAW bardziej tajemnicza; przy obu okablowaniach tak samo dokładniej spenetrowana na głąb i lepiej uwidaczniająca dalekie obszary. Wobec takiej scenerii atmosfera Susvar bardziej odpowiadała mi w muzyce elektronicznej, Focali w rozrywkowej.

W komplecie dwa przewody.

Detaliczność u obu podobnie znakomita (u wszystkich pozostałych też), natomiast separacja u Susvar wyraźnie lepsza, z kolei koherentność u Focali. Co w muzyce symfonicznej dawało remis, ale w oglądzie mojego gustu z wskazaniem na Susvary – wolałem separację i lepsze wyosobnianie z tła od spoistości i melodyjności. Bardziej te oba czynniki działały na wyobraźnię w sensie przywoływania realizmu, lecz to wokale Focal Utopii miały anatomię prawdziwszą – w ogóle lepsza ich melodyka, skutkiem czego na długą metę to ich słuchało się przyjemniej.

Final D8000 Pro

Te przyjechały ostatnie, słuchałem ich następnego dnia. I znów, jak w dwóch poprzednich porównaniach, mocno zaznaczyła się różnica koherentności i melodyjności na korzyść konkurenta Susvar. Jaśniejsze, cieńsze i bardziej szorstkie soprany chińskich planarów raz jeszcze lepiej wyodrębniały brzmienia z tła, ale działo się to kosztem melodyki, tonalnej jednorodności i przede wszystkim ładności. Na dodatek ze wzmacniaczem EAR flagowe Final okazały się grać rewelacyjnie i w ramach tego oferowały coś, co nazwać można aromatem. Ich brzmienie było o wiele więcej niż czymś dobrym, było specjalne. Co jeszcze potęgowane było mocnym zaangażowaniem całej przestrzeni w muzykę, zarówno w sensie tworzenia scenografii akustyką, jak wypełniania świata po same brzegi dźwiękami. Wrażenie otoczenia słuchacza dźwiękiem i intensywność muzycznego życia dawały dużo większe, i na dodatek samą muzykę też ładniejszą. Mało tego – jako jedyne okazały się lepiej od Susvar eksportować dźwięk poza muszle – ich brzmieniowa ekstensja niemal zupełnie znosiła wrażenie słuchania poprzez słuchawki. Toteż powtórzyła się sytuacja z AVS 2018, gdzie na stoisku Aurisa porównywaliśmy z jego gospodarzem Susvary do Final 8000 (takich jeszcze bez Pro). Japońska inżynieria i tam i teraz górowała – specjalnie przez pół godziny słuchałem tylko Susvar, później w tym samym repertuarze Finali – na pewno je bym wolał. Lecz cóż, przeplata się cały czas wątek mocy wzmacniacza, pora na taką już bezdyskusyjną. Tylko jeszcze dopowiem, że podobnie wysoka umiejętność wyprowadzania dźwięku za muszle (bez zaburzającego efektu odbicia), wcale nie oznaczała podobnego brzmienia. Porównywane u obu wokale brzmiały czasem tak różnie, jakby należały od różnych osób. No, prawie.

Zanim o tym pełnej mocy wzmacniaczu, jeszcze dopisek na margines. Dźwięk Focal Utopii przy tym samym okablowaniu Luny okazał się bardziej spoisty i melodyjny nawet niż Meze Empyrean, ale nieco chłodniejszy. Bardziej też był melodyjny i krągły niż z Final D8000, które przy tej samej temperaturze i barwie światła prezentowały brzmienie mniej domykające się na obrysach, takie bardziej strzępione. Z dalszym najczęściej pierwszym planem na zawsze większej scenie. I oczywiście z większą otwartością propagacji, jakby muszle w nich nie istniały.

Warto dokupić inne.

I jeszcze jedno uzupełnienie. Ktoś może poczuć się zdezorientowany tym jednoczesnym przypisywaniem Susvarom bycia „kruchym ciasteczkiem” i wilgotnego, głębokiego, dosyć ciemnego brzmienia. Ale one już takie są – niczym kruche ciasteczko z kremem. Potrafią łączyć suchawy szelest sopranów z gładką wilgotnością średnicy i potężnym zejściem basowym. Wszystkie pozostałe słuchawki okazały się dużo bardziej brzmieniowo jednorodne z wyjątkiem Ultrasonów. Ich sopran nie był jednak szorstkawy, jedynie jaśniejszy i z jeszcze wyższymi pikami.

 

 

Brzmieniez kablami wyższej jakości w torze głośnikowym

Konkurecja też miała dokupione.

   Teraz dwa inne porównania i przede wszystkim konfrontacja brzmienia z niewystarczającym mocowo wzmacniaczem EAR do dzielonego głośnikowego.

To ostatnie nie wymaga wywodu, Mateusz miał całkowitą rację odnośnie mocy i kabli – jedno i drugie to bariery nie pozwalające Susvarom zabłysnąć. Dwadzieścia pięć watów w kanale – tego im było trzeba, – tak samo zmiany kabla. I od tych kabli rozpoczniemy, znów dwa lepsze wkroczyły do gry.

FAW Noir Hybrid względem wyposażeniowego dał ciemniejszą scenerię i przyrost bogactwa brzmienia, same zaś dźwięki uczynił postawniejszymi, bardziej konkretnymi i staranniej formowanymi, to znaczy lepiej było słychać, gdzie dany dźwięk jeszcze jest, a gdzie już go nie ma. Efektem całościowe poczucie różnorodności, porządku i konkretności przy klimatycznym ściemnieniu – ani trochę jednakże nie powodującym, że coś zostawało nieoświetlone. Oferującym pełne oświetlenie z poprawiającym plastykę światłocieniem. Konkretniejszy budulec, bardziej trójwymiarowo wymodelowany, spójne nareszcie w zupełności pasmo, brzmieniowy aromat cudowności, mocny smak i jednoczesna przejrzystość. Takiego połączenia w kablu oryginalnym próżno szukać, tam jest tylko przejrzystość. Różnica wyglądu między FAW a kablem oryginalnym przewodem całkiem niezgorzej odpowiada różnicy jakościowej. Cienka, blada lichota naprzeciw grubego, ciemnego warkocza. A różnica cenowa najpewniej żadna, bo wątpię, czy kupując oryginalny zapłacimy miej niż za FAW.

Przewód Tonalium wprowadził inną atmosferę – o mniejszym nacisku na wypełnienie i wokół wyraźny kontur. Wraz z przyrostem dozy sopranów przyrosła także nośność i w wiatr zmieniając dźwięki rozwiała ich krawędzie. Nacisk z wypełnienia przeniósł się na ekstensję, poczucie bogactwa jeszcze wzrosło. Moc światłocienia zaś osłabła, dopełniło ją sopranowe srebrzenie. Bardziej wszędobylska obecność lżejszych ale ruchliwszych dźwięków wzmocniła muzyczne pulsowanie, część statyki przeszła w kinetykę. To wszystko jednak z zastrzeżeniem, że wszelkie takie porównania odnośnie rzeczy jakościowo zbliżonych przeszacowują różnice, które podczas słuchania okazują się znacznie mniejsze.

Za wyjątkiem Final D8000 Pro, które tego nie potrzebują.

Zostawmy nareszcie sprawy otoczenia, skupmy się na Susvarach. Dopiero teraz, przy obu lepszych kablach i tak mocnym wzmacniaczu, soprany zrosły im się bez żadnych zwężeń z resztą pasma i zjawiła całkowita otwartość. Teraz to mogę ujawnić – pod jej względem przy kablu oryginalnym dostały Susvary od K1000 surową lekcję otwartości, obecnie tak się nie działo. Doszło niemalże do zrównania, gdy chodzi kolumnowy a nie słuchawkowy styl przekazu: zanikło echo odbijania dźwięku od muszli, ograniczenia bezpośredniości, otwartości, dynamiki i relacji przestrzennych. Co było oczywiście znakomite, choć z drugiej strony ani trochę lepsze względem czterokrotnie tańszych HEDDphone.

Z trzech teraz próbowanych grały Susvary najcieplejszym i dzięki temu odnośnie większości utworów najmilszym, najprzyjaźniejszym dźwiękiem, chociaż nie najprawdziwszym i czasem aż za ciepłym, co mogłoby purystę zirytować. Prawdziwość nie miała jednak znaczenia w przypadku wokalnych produkcji rozrywkowych – dawała radość i poczucie satysfakcji. O wiele dla tej satysfakcji ważniejsze jednak było to, że całkiem znikły słuchawkowe bariery, jak choćby często ograniczona dynamika i nie takie do końca bogactwo dźwięku w odniesieniu do wypełnienia przestrzeni. Tutaj tych ograniczeń nie było – był pojedynek trzech par słuchawek grających jak wysokiej klasy głośniki. Misterium zupełnej otwartości, harmonicznego przepychu, nieskrępowanej dynamiki. Brzmienia kompletne, chociaż różne, każde ze swym motywem. Z nich to od Susvar najcieplejsze, ergo najbardziej radosne.

To o cieple już wiemy, co z resztą? Odnośnie kształtu dźwięków, były Susvary równie otwarte jak HEDDphone i trochę w tyle za K1000. Tych dźwięki niosły się jeszcze dalej i swobodniej, wpisane były też w dającą większe poczucie prawdziwości perspektywę. I na dodatek miały dużo mocniejszą brzmieniową aurę, co najmocniej się zaznaczyło (niemało byłem zaskoczony) przy płytach CD z sygnaturą masteringu K2. W przypadku których soprany Susvar były wyraźnie temperowane, co się nie działo u obu pozostałych. Pojęcia nie mam, dlaczego tak, ale było to bardzo wyraźne. Działało przy tym na dwie strony: może nie było autentyczne, ale podobało mi się temperowanie w przypadku stepowania z płyty Romero, gdyż dzięki niemu para nie szła cała w trzaski, mocny był także tępy pogłos. A ten budował scenerię – nie gubił kształtu otoczenia w jałowych geometrycznie pikach. Z drugiej strony w chórach Verdiego wokaliści śpiewali niższymi głosami i wraz z tym zdawali się konkretniejsi, znikała jednak sopranowa łuna, będąca u AKG i HEDDphone dodatkowym czynnikiem piękna. To wytłumienie sopranów, zwłaszcza w porównaniu do AKG, nie dotyczyło tylko K2. Na zwykłych płytach tylko na zabytkowych austriackich słuchawkach dokładnie było słychać wygaszanie dźwięku przez pianistę  pedałem.

A już Focale jak najbardziej, mimo iż ich łączówka jest dużo lepsza niż u Susvar.

Sceny dawały K1000 i HEDDphone względem Susvar głębsze i dobitniejsza u obu była też holografia. Przy czym HEDDphone grały z pogłosem, co mi się nieszczególnie podobało. Wzmagały pogłosami akustykę, ale często z tym przesadzały. Być może kabel Sulka zrobiłby z tym porządek, a może coś należałoby zmienić w torze.

A propos jeszcze kabli. Trzeba brać pod uwagę, że Susvary dysponowały FAW i Tonalium, HEDDphone też Tonalium, a AKG miały zamontowanego na stałe Entreqa Atlantisa. Przy całym szacunku do obu polskich kabi, szwedzka drożyzna to jednak wyższa liga; nie wiadomo jakby Susvary wypadły mając równie topowy.

Teraz a kysz mysz kable – nie chcemy więcej słyszeć o nich.

Nie tak aż popisowa holografia, cokolwiek mniej prawdziwa perspektywa i nie tak aż dalekie docieranie z dźwiękami względem K1000 nie oznacza, że Susvary nie dawały popisu. To wszystko pokazywało się dopiero w porównaniach, a samo z siebie było piękne. Gdybym musiał wybierać, na pewno wybrałbym K1000 i też wolałbym RAAL, ale Susvary byłyby dobrym zamiennikiem, żadnego szoku jakościowego. Wolałbym je przy tym od HEDDphone, z uwagi na radośniejsze, jaśniejsze, mniej matowe i mniej pogłosowe brzmienie.

Odnośnie tego brzmienia. Popisowo teraz było chropawe i zjawiskowo indywidualne. Pełen podziwu słuchając zanotowałem sobie: Astrud Gilberto z piękną finezją głosu – wspaniała melodyka i całkowita spójność; ciepły, przyjazny dźwięk ze światłocieniem i wieloaspektową magią. Znakomicie trójwymiarowe towarzyszące temu oklaski o ekstatycznej wręcz żywiołowości; całkowite też  ożywienie medium ciśnieniem i poszumem; swoboda i otwartość dźwięków tak samo całkowita.

Sennheiser HD 800 wciąż trzymają najwyższy poziom.

Względem HEDDphone to brzmienie było nie tylko cieplejsze, ale też wyższe i jaśniejsze, co mu wychodziło na dobre. Nie tak pomnikowe i dostojne, zdecydowanie podnosiło nastrój. Względem K1000 mniej było dalekonośne, elastyczne i natlenione, nie miało też sopranowej łuny i nie sprawiało wrażenia aż takiej naturalności, mimo że było cieplejsze. Głosy śpiewaków operowych z K1000 bardziej mieniły się i falowały, lepiej się plasowały w przestrzeni i były mniej krzykliwe, pomimo większej górnej ekstensji. Akustyka u K1000 też mocniej się zaznaczała, perspektywę miały ciekawszą, holografię wyraźnie lepszą. Silniejszy też aspekt dotykowy – muzyka od K1000 bardziej nas dotykała i jej wykonawców też łatwiej było w wyobraźni dotknąć.

Aż nie chce mi się po kolei wyliczać, jak wszystko miały lepsze – otwartość, trójwymiarowość, czytelność lokalizacji źródeł, transparentność, oklaski … Trudno, nic nie poradzę. Może to wszystko przez lepszy przewód?  – śmiem wątpić, ale może. Tak samo jak one bezpośrednio grały RAAL, ale miały problemy z wzbudzeniami obudów przetworników. A jeszcze transparentniej kiedyś Stax SR-009 z monoblokami i dopasowującym transformatorem LST. Inne aspekty ich dźwięku były dyskusyjne, ale transparentność i szczegółowość bezdyskusyjnie fenomenalne.

À propos szczegółowości: sprawdziłem na specjalnym nagraniu jaką dysponują Susvary i mogę z ręką na sercu napisać, że mają najlepszą z możliwych. Czym innym bowiem dobitność ekspozycji – to, jak szczegóły się narzucają – a czym innym zdolność oddania najsubtelniejszych i najbardziej śladowych. Ze szczegółami Susvary się nie pchają, co bardzo dobrze świadczy o ich posługiwaniu się sopranami przy odpowiednim wzmocnieniu i lepszych kablach. Natomiast zdolność oddania najdrobniejszych posiadły całkowitą, to nie podlega dyskusji.

Klasyczne AKG z kablem Entreqa ciągle czekają na pogromcę.

Bas jak zawsze wymaga swojego akapitu. Ten od Susvar jest potężny nawet ze słuchawkowym wzmacniaczem, przy kolumnowym jeszcze potężnieje i lepiej uwidacznia strukturę bębnów i materię membran. Dobrze napowietrzony, nośny, bardzo szybki i bardzo rozdzielczy, zasługuje na same pochwały. Niczego przy tym nie podbarwia, może jedynie stanowić dobitnie wybrzmiewające tło. Jest przy tym stosunkowo miękki, jak cały dźwięk tych słuchawek. Membrany jednak prężą się wystarczająco, by dać całkowitą satysfakcję. Energetycznie i ciśnieniowo potężniejszy w sposób od razu widoczny dają jedynie Ultrasone z rodziny 7/9 i śmiesznie w porównaniu tanie, wypadłe już z produkcji AudioQuest NightHawk.

Na koniec o relacji do trzykroć droższych własnej firmy elektrostatycznych Shangri-La. Sam dr Bian powiada, że elektrostaty oferują jeszcze mocniejszą górną ekstensję, nie mając tak mocnego basu. I to główna różnica, zarazem główny powód, że te i te powstały.[1]

[1] Wszystkie co smakowitsze kąski informacyjne zaczerpnąłem z recenzji Srayana Ebaena, który rozmawiał z Fangiem.

Podsumowanie

   Susvary to słuchawki najwyższych lotów, ale jak kilka innych – specyficzne. Tak samo jak AKG K1000, RAAL, HEDDphone i Abyss 1266, tak samo jak w istocie elektrostaty Staksa, potrzebujące normalnego a nie słuchawkowego wzmacniacza. Potrzebujące też bardziej od innych wymiany kabla na markowy, czego producent nie ukrywa, ale sam mógłby zrobić więcej. Bez tego są obarczone trudną do usunięcia aporią: przewyższają całą niemalże konkurencję swobodą propagacji i umiejętnością wyodrębniania dźwięków z tła, pozostałymi aspektami jej ustępując. Te aspekty nadganiają z lepszym okablowaniem, ale wówczas przewaga propagacji i wyosobniania znika. Dopiero wraz z wymianą kabla i jednocześnie kolumnowym wzmacniaczem oferują to wszystko, co zmienia słuchawki w otwarty system głośnikowy: zupełną bezpośredniość, trójwymiarowo formowane brzmienia o dużej kubaturze, wielką scenę, tętniące życiem ciśnieniowe medium, zupełną spójność pasma, głębię. Dźwięk maksymalnie szczegółowy, doświetlony, plastyczny, magiczny i wspaniały. Niezwykle też dokładnie odseparowany od tła i zindywidualizowany, dzięki czemu ponadprzeciętnie różnorodny. Niczym jedwabny kobierzec spójny, na obu skrajach rozciągnięty, przyjemnie ciepły, ze zjawiskowym pięknem przepływu głębokich barw i trójwymiarowych kształtów.

To wszystko ubożeje przy słuchawkowym wzmacniaczu, nawet tym bardzo mocnym i o wysokiej kulturze. Tam nie dorównają Susvary Final D8000 Pro i innym flagowcom sławnych firm. Zabraknie spoistości, brzmieniowej głębi i przede wszystkim sopranów, które nie będą piaskowały. Zostanie sama gładkość przepływu i nadzwyczajne wyczulenie na indywidualizm brzmieniowy. Wciąż znakomite będą szczegółowość i przejrzystość, ale przyjemność słuchania przy zbyt szeleszczących sopranach stanie się niekonkurencyjna.

To wszystko trzeba brać pod uwagę rozważając zakup i trzeba także to, że to słuchawki wyjątkowo wrażliwe na wszelkie zmiany otoczenia. Pod tym względem są lupą badawczą, pozwalającą doskonalej oceniać, co wniosła dana zmiana. Gdyby mogły grać przy wzmacniaczu słuchawkowym tak, jak grają przy głośnikowym, byłyby pośród innych liderem. Ale są z głośnikowego świata i tam mają inną konkurencję – jak one wygodne flagowe Staksy i nie przylegające do uszu RAAL, a także mniej wygodne HEDDphone i Abyss.

W punktach

Zalety

  • Równorzędny konkurent najlepszych słuchawkowych dokonań, ale tylko przy głośnikowym wzmacniaczu.
  • Zjawiskowa otwartość dźwięku, tak jakby muszle nie istniały.
  • Też popisowe szybkość i dynamika.
  • Pełne rozwarcie pasma po obu stronach – i to tak do wiwatu.
  • Soprany wymagają wzmacniaczowej mocy, za to w zamian stają się spójne i trójwymiarowe
  • Uspójnia się wraz z tym całe pasmo.
  • Przebogata harmonika.
  • Stuprocentowa detaliczność.
  • Znakomitego poziomu separacja.
  • Najwyższej klasy umiejętność indywidualizowania brzmień.
  • Pieszczą dźwiękiem.
  • Który zjawiskowo gładko przepływa i jest ciepły, co mu nie przeszkadza bywać kończystym czy chropawym.
  • Ogromna scena.
  • Wysokiego poziomu przejrzystość medium, które całe ożywa i jest ciśnieniowe.
  • Wyraźne akustyka, perspektywa i holografia.
  • Niezbyt daleki pierwszy plan podwyższa bezpośredniość i daje intymność kontaktu.
  • Niezwykle czułe na najmniejsze zmiany w podawanym sygnale.
  • Prawdziwy popis technologii planarnej.
  • W tym mikronowo cienkie membrany oraz magnesy Stealth.
  • Bardzo ładne.
  • Bardzo wygodne.
  • Przyjemne w dotyku.
  • Stosunkowo lekkie.
  • Porządnie opakowane.
  • Dwa kable w komplecie.
  • Znany producent.
  • Polska dystrybucja.

Wady i zastrzeżenia

  • Czasami trochę brak sopranowej łuny, zwłaszcza przy płytach K2.
  • Piekielnie drogie.
  • Tak naprawdę tylko do zwykłych wzmacniaczy, słuchawkowe nie dają rady.
  • Kable skandalicznej jakości.
  • W komplecie brak stojaka, a ochronny pokrowiec mógłby być czymś porządniejszym.
  • Pewne aspekty brzmieniowe konkurencyjne cenowo RAAL i Stax SR-009 mają lepsze.

Dane techniczne HiFiMAN Susvara:

  • Słuchawki wokółuszne, otwarte, planarne.
  • Obustronne magnesy Stealth o równej sile działania.
  • Membrana cienkości poniżej jednego mikrona ze złotymi elektrodami.
  • Pasmo przenoszenia : 6 Hz – 75 kHz
  • Impedancja : 60 Ω
  • Czułość : 83 dB
  • Waga : 450 g
  • Kable: miedź monokrystaliczna w otoczce monokrystalicznego srebra; 1 x 3,0 m z końcówką 6,35 mm; 1 x 3,0 m z końcówką 4-pin.
  • Opakowanie: sztywna kaseta.
  • W komplecie książkowa instrukcja i welurowy pokrowiec.
  • Cena: 30 990 PLN

System:

  • Źródło: gramofon CSPort TAT2, odtwarzacz Ayon CD-35 II.
  • Wkładka: ZYX Ultimate DYNAMIC.
  • Kabel ramię-przedwzmacniacz: Siltechem Signature Avondale II.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, EAR Yoshino HP4, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: AKG K1000 (kabel Entreq Atlantis), Final D8000 Pro, Focal Utopia (kabel Luna Cables), HEDDphone (kabel Tonalium-Metrum Lab i Sulek), HiFiMAN Susvara (kabel FAW Noir Hybrid i Tonalium-Metrum Lab), Meze Empyrean (kabel Tonalium-Metrum Lab i Sulek), Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium-Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab).
  • Kabel USB: Fidata.
  • Kabel LAN: Ayon.
  • Przetwornik: PrimaLuna EVO 100.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: Ancient Audio Silver Stage.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek Edia & Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Sulek.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Harmonix SF-200, Solid Tech „Disc of Silence
Pokaż artykuł z podziałem na strony

23 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN Susvara

  1. Sławek pisze:

    Różne myśli przychodzą do głowy po przeczytaniu tej recenzji. Może ja tak naprawdę nie znam jeszcze moich HE-6 – mają tak samo podłą skuteczność – 83,5 dB (no dobra, o pół decybela lepszą)? Ale moja końcówka mocy ma 125 W kanał przy 8 omach, więc przy 50 omach ile to będzie? 20 W? No trochę się boję, że że z HE-6 pójdzie siwy dym… A wzmacniacz słuchawkowy ma 8 watt/50 Ohm (Audio-gd Master 11 Singularity, już nieprodukowany).
    Tak przy okazji odnośnie kabli – mam FAW Noir Hybrid HPC kilkuletnią już wersję (teraz jest chyba wersja nowsza), Tonalium i Lavricables Ultimate. Tonalium zdecydowanie najlepsze, całkowicie się zgadzam z opisem brzmienia – „srebrne” wysokie tony, ale po pierwsze to mi się bardzo podoba, a po drugie zależy od źródła i od tego, czym to źródło jest podłączone. Bo jak źródło podłączone jest coaxialem RCA WireWorld Gold Starlight 7 to wysokie tony robią się złociste i wręcz ciepłe. A jak coaxialem BNC Argentum Cw 1/1 to bardziej naturalne i niesamowicie wręcz rozdzielcze. Źródło to transport płyt CD Jay’s Audio CDT2 MKII. Natomiast FAW wycisza moim zdaniem wysokie tony.
    Jeszcze o Tonalium – ten mój to raczej nie jest „MetrumLab” – jaka jest różnica Panie Piotrze – i co zrobić by zwykły Tonalium stał się „MetrumLab”?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Sam podchodziłem do mocy wzmacniacza z dużą ostrożnością, bo mam przedwzmacniacz z potencjometrami krokowymi, czyli nie da się startować od zera głośności. Ale w odtwarzaczu miałem regulację do minus kilkudziesięciu decybeli, czyli zupełne bezpieczeństwo. Obawy zresztą płonne – Susvary grały głośno na czwartym-piątym kroku (zależnie od głośności nagrania) przy pełnej mocy odtwarzacza.

      HiFiMAN HE-6 na pewno lepiej zagra z normalnym wzmacniaczem, o ile tylko nie będzie dużego brumu, a być nie powinno. Startować należy od zerowej głośności i powinno być OK.

      Ze zrobienie ze zwykłego Tonalium wersji Metrum Lab może być problem, bo ta firma na rynku kabli słuchawkowych raczej się nie udziela, ale można się skontaktować i może akurat. Jej metoda przedmuchiwania kabli prądem jest opatentowana i objęta tajemnicą – różnica względem zwykłego Tonalium nie jest duża, ale poprawia się transparentność. Mnie przedmuchali kilka kabli gratis, cena oficjalna od kabla to zdaje się koło tysiąc złotych, ale nie jestem pewien.

      PS
      Mnie to srebrzenie Tonalium też się bardzo podoba.

      1. Sławek pisze:

        Bardzo dziękuję odpowiedź. Tylko jak bezpiecznie podłączyć słuchawki do odczepów głośnikowych – kiedyś była taka kosteczka HiFiMan HE – Adapter w sklepie RMS, z tyłu wpinało się kable ze wzmacniacza, a z przodu było wejście xlr 4 pin (szkoda że nie 2 x 3 pin xlr), ale teraz to jest produkt archiwalny. No i nie chciałbym rozbebeszać kabla…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Widziałem tę kostkę niedawno w ofercie, chyba jest do kupienia. Sam mam przejściówkę od Tonalium – ono i FAW też robią takie. Można też kupić cały kabel od razu z przyłączami głośnikowymi. W przypadku HE-6 to się powinno opłacić – z Lebena CS300 grały dużo lepiej poprzez odczepy niż gniazdo słuchawkowe.

          1. Sławek pisze:

            Dziękuję.
            A zatem są możliwości. Lebena nie mam, końcówka mocy to Audio-gd A1 125W/8 Ohm.
            Napędzi HE-6 i pod Susvary w przyszłości będzie jak znalazł 🙂

          2. Piotr Ryka pisze:

            O Lebenie pisałem tylko przykładowo.

          3. Piotr Ryka pisze:

            I jeszcze jedno – ewentualnie za dużą moc wzmacniacza można korygować przy użyciu iFi iESL.

  2. Tomasz (Tichy62) pisze:

    Mam Coplanda 215. W tej chwili „wzmacnia” ATH-ADX5000. Czy da radę napędzić Susvary/HE-6?

    1. Piotr Ryka pisze:

      HE-6 napędzał znakomicie Leben CS-300 F, który ma moc 2 x 15 W. Copland podaje dla siebie wzmocnienie 10 dB – i to się wydaje za mało.

      1. Tomasz (Tichy62) pisze:

        A gdyby tak podpiąć pod tego Coplanda wzmacniacz IFI CAN SE? Wyciąga 2W na kanał. Napędziłby te HE-6?

        Pytam, bo mam ochotę na dobre planary. Susvary raczej nie, ale te HE-6 mogłyby być tymi „drugimi”

        1. Piotr Ryka pisze:

          Ten iFi napędzi, ale czy dostatecznie dobrze, tego nie umiem powiedzieć.

  3. Alucard pisze:

    A propo IFI wyszedł bardzo interesujący IFI Diablo. Wg specyfikacji po balansie podaje 5 W więc można wpinać każde planary. Może zrecenzujesz?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rzeczywiście mocny diabełek, ale dla HE-6 nie dość. One z takiej około dziesięciowatowej mocy brzmią całkiem inaczej niż z pięcio.

      1. Sławek pisze:

        Już z 8-mio watowej jest dobrze, ale jak może być bardzo dobrze z odczepów głośnikowych to grzech nie spróbować.

      2. Sławek pisze:

        No i spróbowałem – mam od wczoraj przejściówkę od Tonalium.
        HE-6 grają całkiem inaczej – ciemniej, gęściej, pełniej bardziej tak dostojnie. To na początek, bo przejściówka całkiem świeża jeszcze.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie powinno się tak mówić, ale powiem: – A nie mówiłem?

          1. Sławek pisze:

            No mówił Pan, no i wielkie dzięki za recenzję Susvar – natchnienie do eksperymentu.

  4. Piotr Ryka pisze:

    Widzę, że na forum audiohobby dywagowane są wątpliwości odnośnie basu w moich K1000. Skąd ten bas i jaki, o tym pisałem przy wielu okazjach, ale wyłożę raz jeszcze, zaznaczając na wstępie, że nic a nic i pod żadnym względem nie ustępuje temu od Susvar; technicznie nawet okazał się nieco lepszy – lepiej obrazował pojemności i architekturę brzmieniową bębnów przy takim samym zejściu i mocy ogólnej.
    Na to, że bas ten jest nie tylko dobry, ale rewelacyjny, mam wielu świadków, bo wiele osób słuchało moich AKG po przeróbce, a dwie posłuchawszy nabyły i poszły w ich przerabianiu tą samą drogą. Prócz tego, przy okazji recenzji słuchawek Mysphere, byłem w kontakcie z projektantem K1000, który zapewniał mnie (a wcześniej robił to na forum head-fi), że ich egzemplarz wzorcowy dysponował rewelacyjnym basem, jednym z najdoskonalszych w słuchawkowej historii. Niemniej należy nadmienić, że bas z Ultrasone T7 oraz wcześniejszych Ultrasone Edition 7 i 9 jest potężniejszy i od tego w K1000, i od tego w Susvarach, co u T7 wymaga wymiany kabla, a u Edition 7 i 9 nie.

    Przejdźmy do tego, jak taki bas uzyskać. Rzecz nie bierze się z przerabiania Twin-Head. Jego wkład to wyłącznie bycie PRZEDWZMACNIACZEM – nic nie ma wspólnego z mocą, jedynie z pięknem brzmienia. Przeróbka wręcz go osłabiła – oryginalne lampy 2A3 zastąpione zostały też dużymi, ale słabszymi triodami 45᾽. Przeróbka kompleksowa, nawet całkowita – z oryginału została obudowa. Wymieniono wszystkie kondensatory oraz dodano dwa wielkie wyjściowe wyrzucone na zewnątrz i dwa bocznikujące w środku. Zmieniony został transformator, podstawki lamp i same lampy, zmieniono wszystkie gniazda słuchawkowe i interkonektów, a w miejsce pojedynczego potencjometru Alpsa są teraz dwa krokowe, osobne dla każdego kanału. To wszystko robił pan Darek, a całe zewnętrzne (łączenie części, bo jest dzielony) i wewnętrzne okablowanie wymieniło Tonalium.

    Twin-Head to, jak podkreślam, przedwzmacniacz – w roli słuchawkowego wzmacniacza za słaby nawet dla HEDDphone. Dlatego dla nich, Susvar i K1000 źródłem mocy był Croft Polestar1, także solidnie przerobiony. To klasyczna końcówka mocy, kosztująca kiedyś (już nieprodukowana) zaledwie 800 funtów – przeróbki kosztowały mnie kilka tysięcy, a koszt pary (w oryginale jest jedna) lamp sterujących to dodatkowe 3600 złotych. Ważny jest też interkonekt pomiędzy T-H a Croftem, tu był nim Sulek Edia (wypełnienie i muzykalność), ważne też kable zasilania, podstawki i kondycjoner masy.

    Ale to wszystko jest o wiele mniej ważne, niż przeróbka samych słuchawek, bo każdy wysokiej klasy system o wystarczającej mocy sobie świetnie poradzi. (Osobiście preferuję w torze obecność dużych triod, byle nie tych tandetnych, sam używam Emission Labs.) Koniecznie – i to jest clou! – trzeba w K1000 wymienić kabel; co nie jest łatwe, ale Tonalium potrafi. Dla pełni szczęścia powinien to być kabel Entreq Atlantis, lub może ich nowy flagowiec – Entreq Olympus. (Olympus jest podobno bardziej przejrzysty i szybszy, ale daje trochę mniej wypełnienia, czyli problematyczna sprawa, wymagająca porównania.) Atlantisa mogę polecić w ciemno, jest polski dystrybutor – GFmod. Sam do wymiany kabla dodałem usunięcie grilli po stronie ucha i usunąłem bliższe twarzy poduszeczki skroniowe, zastępując je płaskim aksamitem. Zdjęcie maskownic poprawia bezpośredniość brzmienia, usunięcie poduszeczek zmienia pozycję względem ucha, dając poprawę nasycenia. Ale najważniejszy jest kabel:

    POSIADANIE AKG K1000 Z ORYGINALNYM KABLEM TO NAWET NIE POŁOWA PRZYJEMNOŚCI ICH POSIADANIA!!!

    BASU NIE BĘDZIE Z NIM NIGDY!!!

  5. Miltoniusz pisze:

    To fakt – przy K1000 z oryginalnym kablem HD800 to pluszowy miś.
    Problem z kablami jest taki, że co słuchawki to inne złącza. W przypadku wymiany kabla w K1000 konieczna jest dodatkowo ingerencja w słuchawki. Czy to by miało sens, aby mając kilka par słuchawek, w tym K1000 zrobić tak:
    – kupić jeden dobry kabel
    – w K1000 wymienić oryginalny kabel na dwie krótkie końcówki wystające z muszli z jakimiś uniwersalnymi złączami, np. mini jack jak np. w HiFi Man czy Fostex.
    Wtedy nowy dobry kabel pasował by bezpośrednio do HiFiMan jak i do tych K1000 z dorobionymi końcówkami.
    Ponadto, stosując odpowiednie adaptery na końcówki mini jack w dobrym kablu, można by go podłączyć też i do HD800 i do EtherFlow.
    Teoretycznie można – ale czy to ma sens? A jeżeli tak, to jaki standard byłby najlepszy na te końcówki dobrego kabla, bo może niekoniecznie mini jack?
    No i kwestia drugiego końca kabla i mnogości standardów – czy teoretycznie jest możliwa przejśćiówka na łącze asymetryczne np. duży jack w sytuacji gdy oryginalny kabel jest symetryczny 2,5mm?
    No bo inaczej to trzeba by kupić identyczne cztery Entreq Atlantisy z różnymi końcówkami. A właściwie osiem. A to już psychiatryk na długie lata.
    ps. W GFmod jest Entreq Atlantis w wersji Infinity. Czy wiadomo coś Panu czym różni się od starej wersji?

    1. Piotr Ryka pisze:

      – Nie wiem czym i czy w ogóle Atlantisy się różnią, spróbuję dopytać.

      – Odnośnie możliwości podłączania K1000 poprzez gniazda przy muszlach, to zakładający Atlantisa takie coś mi proponował, ale odmówiłem, bo to by oznaczało degradację jakości. Ale zrobić oczywiście można, byle nie na złącza Lemo od Sennheiser HD 800, bo one przyjmują tylko włosowo cienkie druciki. Najlepiej chyba na mini XLR, tylko żeby pomiędzy złączką a przetwornikiem słuchawek też był porządny kabel. Tonalium chyba może dać swój, ale nie jestem pewny.

      – Odnośnie przejścia z symetrycznej końcówki 2,5 mm na niesymetryczną, to da się chyba zrobić dystansową, ale czy są gotowe takie, to muszę przyznać – nie wiem. Któreś drogie słuchawki mają oryginalne kable z tym zakończeniem, to może jest tam na wyposażeniu także przejściówka?
      oBravo HAMT Signature ma kabel zakończony 4-pinem i do niego firmowe przejściówki na symetryczne jacki 2,5 mm i 4,4 mm, a także na niesymetryczne 6,35 mm i 3,5 mm. Wystarczy zatem na kabel założyć 4-pin i z niego można przejściówką w cokolwiek, również symetrycznie w 2 x 3-pin.

  6. Piotr Ryka pisze:

    Odpowiedź na pytanie zadane na audiohobby (nazwę forum w poprzednim wpisie już wczoraj poprawiłem, tak nawiasem audiohobby to forum potomne pierwotnego audiostereo):

    Przepraszam za Error 500, jego usunięcia nie mogę się u informatyków doprosić. Odnośnie Tonalium, proszę kontaktować się pod numerem 734 147 746, można powoływać się na mnie.

    I jeszcze jedna uwaga – słuchanie Cary 300B na takich 300B, ta jak jazda do tyłu na rowerze. Jest lepszy od SLI-80, ale wymaga większej pieczołowitości. Brumienie tego ostatniego pewnie by spadło po odsunięciu od reszty sprzętu, można też spróbować go czymś odgrodzić. Ważny jest też kabel pomiędzy nim a gramofonowym pre – jak jest prowadzony i czy ma grubą izolację. Najlepsze są specjalne do gramofonów.

  7. Adam pisze:

    A tak z ciekawości, co z Auris Nirvana? Jak przeglądałem o nim fora, czy headfaje czy cokolwiek, to właśnie bardzo często pojawiał się w towarzystwie Susvar.
    Mocy też mu nie brakuje, może nie ma tyle co głośnikowe, ale 6,5W na kanał to też mało nie jest.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Możliwe, że dobrze pasuje, ale ja go nie słyszałem. Flagowy Auris Headonia pasuje raczej średnio, aczkolwiek po wymianie lamp pewnie grałyby z nim lepiej. Jednak sto procent możliwości Susvary pokazują dopiero z normalnym wzmacniaczem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy