Recenzja: Sony MDR-R10

  Odsłuch cd.

SonyR10_4No dobrze, ale jak powiedział mądry lis do Małego Księcia w pięknej przypowieści de Saint-Exupéry – nie ma rzeczy doskonałych. Niemożliwością jest, by cokolwiek miało same zalety. Spróbujmy zatem wskazać wady. Poza wspomnianym basem i ogromnymi problemami z odpowiednim napędem właściwie trudno o takie. Można wprawdzie powiedzieć, że pewne płyty lepiej wypadają w mniej realistycznych klimatach i z nimi takie GS-1000, Stax Omega albo W5000 będą brzmiały ciekawiej – mniej realistycznie, ale bardziej wciągająco. Można też powiedzieć, że twardszy i dostojniejszy dźwięk z K1000 może się komuś bardziej podobać. Można – i to może jest najważniejsze – powiedzieć wreszcie, że równie wytworny i dystyngowany Orfeusz potrafił połączyć dźwiękową misterność i najwyższego stopnia realizm z potężnym basem, co czyni go bardziej uniwersalnym, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że dostarczano go od razu z odpowiednim wzmacniaczem. Wszystko to prawda, a przy tym szkoda, że Sony nie wpadło na pomysł stworzenia do R10 własnego wzmacniacza, bo na pewno stać ich na to było, a wówczas legenda byłaby jeszcze większa. Ale kiedy teraz słucham R10 z lampami sterującymi CCa, które właśnie przed chwilą wróciły z wypożyczenia, słyszę je piękniejszymi i bardziej basowymi niż przedtem i potężna muzyka Vangelisa z płyty „El Greco” brzmi na nich także zachwycająco, podobnie wielkie orkiestrowe realizacje i rockowe szaleństwa. Co by jednak nie rzec, impakt jest skromny i nie doznamy tutaj fizjologicznego łupnięcia z PS-1000, K1000 czy Ultrasonów E9. Tego nie ma i zapewne z żadnym wzmacniaczem nie będzie. Ten dźwięk jest za delikatny i zbyt miękki. Prawdopodobnie zdawszy sobie z tego sprawę Sony pogrubiło membrany w egzemplarzach z późniejszego okresu produkcji, tych zwanych bass heavy. Dlatego na zakończenie trzeba napisać, że Sony MDR-R10 w zakresach częstotliwości które osiągają są jakości niezrównanej. Nie sięgają jednak samego basowego fundamentu i nie potrafią nadać dźwiękowi potęgi bezdyskusyjnej. Cóż, prawdziwa muzyka realizuje się przecież poprzez wiele instrumentów, z których każdy ma inny zakres i inną dźwiękową moc, a R10 mają tylko jedną biocelulozową membranę, która musi to wszystko odtworzyć. To prawdopodobnie zadanie niewykonalne, w każdym razie nie na dostępnym naszej cywilizacji poziomie technologicznym. Ale sam fakt, że te słuchawki potrafiły zmiażdżyć najwyższej klasy dwudrożne głośniki monitorowe kosztujące dziewięć tysięcy dolarów za parę ukazuje skalę ich perfekcji.

SonyR10_3Warto może też jeszcze chwilę pospekulować o odpowiednich dla nich wzmacniaczach. Podobno wyjątkowo pięknie grają z dzielonym symetrycznym SinglePowerem, tym co kosztował piętnaście tysięcy dolarów. No tak, ale z SinglePowerem jest już po ptakach – zbankrutował, naciągną ludzi na duże pieniądze, wyparował. Prawdopodobnie bardzo dobrze by było z WooAudio 5, zwłaszcza takim mającym wszystkie proponowane do niego ulepszenia. Ten wzmacniacz wydaje mi się szczególnie interesujący z powodu możliwości zastosowania w nim bardzo różnych lamp prostowniczych. Sam sprawdziłem, że Mullardy GZ-34 bardzo dobrze pasują, ale Woo ma możliwość użycia nie tylko ich ale także wielkich antycznych prostowników 274B, których najwyższej klasy udoskonalone względem oryginału repliki oferuje firma Emission Labs. W połączeniu z meshowymi lampami 300B tego producenta Woo powinien tchnąć w R10 zachwycające muzyczne bogactwo. Jest jeszcze Cary Audio 300SEI, Eddie Currenta Ballancing Act i Emmeline II B-52 od Raya Samuelsa. Jest wielu kandydatów. Oczywiście osobną sprawą jest odpowiednie źródło. Tu przychodzą na myśl wszystkie wybitne gramofony albo zawodnicy w rodzaju Accuphase DP-700 czy dzielonego Jadisa.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Sony MDR-R10

  1. mario pisze:

    Wspaniala recenzja,wspaniale sluchawki.Pozdrawiam audiofil.

  2. Piotr pisze:

    Witam panie Piotrze .Mam pytanie .Na ebay uk można je kupić za 5000 £.Czy uważa pan, ze ta cena jest dobra czy zawyżona .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena jest adekwatna w sensie obecnej wyceny rynkowej. Trzeba tylko uważać na jakość sprzedawcy, bo oszustów oferujących tak drogie słuchawki nie brakuje. Warto zwłaszcza zweryfikować, czy nie miały wymienianego któregoś przetwornika, bo są spece od zastępowania oryginalnych takimi z niższych modeli. W tej sprawie polecam konsultacje z Wiktorem z forum audiohobby. Na pewno pomoże.

  3. dominator8 pisze:

    Witam. Odsłuch tych słuchawek to moje wielkie marzenie – nie ukrywam. Posiadam Stax Lambda Pro, HD600, DT770Pro oraz AKGQ701 i w każdym z wymienionych mam pewne ale.. Najbliżej do mojego ideału brakuje Staxom. Sony R10 to wedłóg wielu najlepsze słuchawki elektrodynamiczne w historii – coś w tym musi być.

  4. dominator8 pisze:

    Zapomniałem dodać, że posiadam też AH5000 w wersji zmodowanej (marks mod). Brakuje odklejenia dźwięku od głowy oraz przesada w ekspozycji basu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy