Recenzja: Sony MDR-R10

Opublikowano: kwiecień 2010.

SonyR10_13No i stało się. Dzięki przyjacielskiej pomocy dostąpiłem nie byle jakiego zaszczytu możliwości kilkudniowego słuchania największej bez wątpienia obok Sennheisera Orfeusza słuchawkowej legendy – autentycznie legendarnych i budzących histeryczne niemal emocje Sony MDR-R10.
Słuchawki te to owoc wytężonych prac giganta branży elektronicznej; najbardziej znanej i szanowanej (przynajmniej niegdyś) spośród wielkich firm na tym rynku. Firmy, która zasłynęła dawno temu najlepszymi na świecie kineskopowymi telewizorami opatrzonymi logiem „Trynitron”, nieco później wsławiła się desperacką walką z formatem VHS, a jeszcze później nieskutecznie usiłowała wylansować w miejsce zwykłych CD ich ulepszoną wersję SACD. Obecnie koncern Sony ponownie jest w natarciu, liderując rozpoczynającej się batalii o popularyzację telewizji trójwymiarowej.

Słuchawki Sony MDR-R10, podobnie jak pierwsza wersja Staksa Omegi, powstały w zbliżonym czasie co popis sennheiserowskiego Orfeusza, ponieważ Sony zawsze pragnęło być liderem, przy czym warto nadmienić, że jedynie firmy Stax, Sony i AKG były w stanie podjąć rzuconą rękawicę, bo Koss i Audio-Technica tworzyły dalszy plan.
Orfeusz pojawił się w 1991 roku, Sony MDR-R10 dwa i pół roku wcześniej, a Stax SR-Omega dwa lata później, z obu stron dwuletnim japońskim nawiasem popis niemieckiego producenta ujmując. Dobrze pamiętam jak znajomy pokazywał mi w tamtych czasach niemiecki katalog Sony, w którym największą uwagę zwracały słuchawki wycenione na siedem tysięcy Deutsche Mark. Jak na należność za rzecz tak niepozorną, kwotę niewątpliwie wówczas astronomiczną nawet dla zamożnego niemieckiego nabywcy, że o polskim chudopachołku nie wspomnę.
W katalogu wyróżnione i podkreślone były dwie rzeczy, którymi Sony najbardziej się szczyciło i które miały uzasadniać porażającą cenę: muszle z drzewa zelkova – efekt niezmiernie ponoć długich poszukiwań odpowiedniego gatunku drewna na komorę głośnikową oraz ultracienkie biocelulozowe membrany – efekt niezwykle zaawansowanej biotechnologicznej inżynierii materiałowej. Z dołączonych do słuchawek materiałów reklamowych Sony możemy się także dowiedzieć o arcydelikatnej skórce greckich jagniąt, z której wykonano pokrycie wokółusznych padów, doskonałej jakości miedzi, z której wykonano przyłączeniowy kabel oraz znakomitych właściwościach ergonomicznych nagłownego pałąka, który sam dopasowuje się do kształtu głowy. Nasuwa się przy tym refleksja spod szyldu obrońców praw zwierząt, iż jagnięta na całym świecie ze słuchawkami mają krzyż pański, bo na użytek Ultrasona morduje się je w Etiopii, na użytek Audio-Techniki w Hiszpanii, a na użytek Sony mordowano je w Grecji. Mogliby już dać sobie z tym spokój i wyszukać jakieś bardziej miłujące zwierzęta okrycie.
Skoro drzewo zelkova i bioceluloza są tak niezwykle istotne, poświęćmy im chwilę.
Zelkova serrata, czyli zelkova japońska, a po japońsku Aizu zelkova, to okazałe drzewo z grupy wiązów, popularne także jako materiał na ozdobne drzewka bonsai. Specyfika pozyskiwanego zeń drewna, napawająca inżynierów-poszukiwaczy Sony taką dumą, to brak powstawania w odpowiednio ukształtowanej z niego komorze rezonansowej pogłosów, co przekłada się na bezpośredniość i naturalność dźwięku. Dodajmy od razu, iż jest tak faktycznie.
Z kolei membrana z biocelulozy to zupełna naonczas nowość, a i dzisiaj rzecz bardzo rzadko spotykana, choć jej obecność w popularnych i kosztujących zaledwie kilkaset złotych słuchawkach Creativa uzmysławia skalę dokonanego w międzyczasie postępu. Powiedzmy jednak od razu, że ta ultracienka membrana Sony była faktycznie bardzo niezwykła i na pewno zupełnie innej klasy gatunkowej niż ta obecnie spotykana Creativa, co słychać natychmiast po uruchomieniu jednych i drugich słuchawek.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: Sony MDR-R10

  1. mario pisze:

    Wspaniala recenzja,wspaniale sluchawki.Pozdrawiam audiofil.

  2. Piotr pisze:

    Witam panie Piotrze .Mam pytanie .Na ebay uk można je kupić za 5000 £.Czy uważa pan, ze ta cena jest dobra czy zawyżona .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena jest adekwatna w sensie obecnej wyceny rynkowej. Trzeba tylko uważać na jakość sprzedawcy, bo oszustów oferujących tak drogie słuchawki nie brakuje. Warto zwłaszcza zweryfikować, czy nie miały wymienianego któregoś przetwornika, bo są spece od zastępowania oryginalnych takimi z niższych modeli. W tej sprawie polecam konsultacje z Wiktorem z forum audiohobby. Na pewno pomoże.

      1. Paweł pisze:

        Witam!Czy słuchał Pan słuchawek Raal?Na ostatnim Audio Show miałem okazję.Cenowo kosmos,jakościowo też.Pozdrawiam.Paweł.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          RAAL Immanis były u mnie w ostatni weekend, relację z konfrontacji już napisałem, ukaże się prawdopodobnie jutro.

  3. dominator8 pisze:

    Witam. Odsłuch tych słuchawek to moje wielkie marzenie – nie ukrywam. Posiadam Stax Lambda Pro, HD600, DT770Pro oraz AKGQ701 i w każdym z wymienionych mam pewne ale.. Najbliżej do mojego ideału brakuje Staxom. Sony R10 to wedłóg wielu najlepsze słuchawki elektrodynamiczne w historii – coś w tym musi być.

  4. dominator8 pisze:

    Zapomniałem dodać, że posiadam też AH5000 w wersji zmodowanej (marks mod). Brakuje odklejenia dźwięku od głowy oraz przesada w ekspozycji basu.

  5. Krzysztof pisze:

    Nie jest to prawda że “Sony nie wpadło na pomysł stworzenia do R10 własnego wzmacniacza”. Otóż poza słuchawkami w serii referencyjnej R Sony wyprodukowała również inne równie wspaniale komponenty. Między innymi preamp zawierający wzmacniacz słuchawkowy dedykowany dla MDR-R10, był to model TA-ER1. Który zresztą był nazywany jednym z najlepszych przedwzmacniaczy.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Ten przedwzmacniacz był piękny oraz technicznie bardzo wysilony, ale z pewnością nie był przede wszystkim słuchawkowym wzmacniaczem.

      1. Krzysztof pisze:

        Tu chodziło bardziej o synergię i spasowanie z MDR-R10. Zresztą ten 1W mocy którym dysponuje sekcja słuchawkowa tego pre-ampa w zupełności wystarcza do napędzenia tych 40 Ohm słuchawek. Pre-amp ten ma dwa wyjścia słuchawkowe i to umieszczone z tyłu obudowy dedykowane było dla tych właśnie słuchawek.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Nie przeczę, chodziło mi tylko o brak konstrukcji będącej stricte słuchawkowym wzmacniaczem, bo na cóż komuś używającemu tylko słuchawek aż tak rozbudowany przedwzmacniacz. Zwłaszcza że japońskie warunki, z lokalami o leciutkich na wypadek trzęsienia ziemi przepierzeniach, najczęściej wykluczają użycie kolumn.

          1. Krzysztof pisze:

            Tak, zgadzam się jak najbardziej że stricte dedykowany wzmacniacz były lepszym rozwiązaniem choćby ze względu na cenę czy wielkość.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Tak nawiasem, kiedy już ten rzeczywiście tylko słuchawkowy wzmacniacz zrobili – Sony TA-ZH1ES (2016) – kariery on nie zrobił, nie udało się też pozyskać go do zrecenzowania. Odnośnie zaś tamtego przedwzmacniacza można usprawiedliwiająco dodać, że w czasach pojawienia się R10 słuchawki napędzano niemal wyłącznie z dziurek w głośnikowych wzmacniaczach, nawet kultowy Melos SHA-1 z 1992 roku formalnie też był przedwzmacniaczem, dopiero w tym samym roku wprowadzony Naim Headline klasycznym słuchawkowcem. A pierwowzór dużych triodowych to dopiero Moth 2A3 z 1997.

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Tak czy inaczej w latach ich rynkowej świetności, czyli niestety dawno minionych, parowano najchętniej R10 ze wzmacniaczami Singlepowera, którego szczytowym osiągnięciem był model SDS-XLR.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy