Recenzja: Sony MDR-R10

 Odsłuch cd.

SonyR10_7Skoro tak, skoro różnica jest aż tak wielka, musimy sięgnąć po lepszego zawodnika. Oczywiście mam na myśli AKG K1000. Nachwaliłem się ich co niemiara i szczerze mówiąc pewny byłem, że nigdy nie spotkają one na swej drodze przeciwnika zdolnego tak całkiem serio im zagrozić. Przekonanie to brało się zarówno z faktu, że dźwięk K1000 wydawał mi się pod wieloma względami wręcz perfekcyjny, jak i stąd, że czytałem kilka ich porównań z R10 i przeważnie konkluzja końcowa brzmiała – remis.
Nie, nie cieszcie się jeszcze, nie napiszę za chwilę, że K1000 są w porównaniu z R10 do bani, ale uczciwie trzeba przyznać, że membrany R10 są niewątpliwie wrażliwsze na sygnał akustyczno-prądowy, dzięki czemu na pewno są bardziej przenikliwe i misterne. Można to porównać do wielu rzeczy; na przykład do tego, że po założeniu R10 odniesiecie wrażenie jakby wasz słuch stał się lepszy, albo do tego, że utkana z drobniejszych nitek dźwiękowa materia Sony dużo lepiej dopasowuje się do poszczególnych dźwięków, dzięki czemu bez wątpienia lepiej je odwzorowuje. Przykłady można mnożyć i pisać, że R10 to ekran o większej rozdzielczości, deszcz o drobniejszych kroplach, albo sieć o drobniejszych oczkach. Sądzę, że wiecie już o co chodzi.
Ale ten brzmieniowy medal R10 ozdobiony bardziej wycyzelowanym i staranniejszym rysunkiem ma jednak i drugą stronę. Otóż niewątpliwie dźwięk K1000 jest bardziej postawny, bardziej twardy, bardziej męski. Sony to przyobleczona w muśliny i jedwabie kobieca delikatność w najlepszym tego słowa znaczeniu, bez żadnej histeryczności czy humorzastej skazy, a K1000 to facet z torsem i bicepsami w świetnie skrojonym garniturze i z pistoletem za pazuchą, który potrafi przywalić, postawić na swoim i nie zawsze się cacka. W efekcie na przykład fortepian w jego wydaniu jest potężniejszy a poprzez to jednak dla mnie ciekawszy, bardziej frapujący. Jednakże kiedy weźmiemy płytę pokazową Staxa i puścimy sobie znakomicie nagrane oklaski z wielkiej koncertowej sali, to wrażenie ich realności i ich wielogłosowość na R10 bez wątpienia tworzy obraz bogatszy i bardziej realny. O zdecydowanie większej czułości R10 zaświadcza też to, że przejawia się ona niezależnie od tego jakie wzmacniaczowi zaaplikujemy lampy, podczas gdy K1000 mają tu swoje zdecydowane preferencje i bez odpowiedniego bodźca nie mają ochoty wnikać w muzyczną materię równie głęboko.
SonyR10_5Nie znaczy to wcale, że R10 grają ze wszystkim jak leci i nie mają żadnych specjalnych wymagań. Przeciwnie – jest dokładnie na odwrót. To słuchawki niebywale wybredne, a nawet można powiedzieć, potrafiące wpędzać w rozpacz. Bierze się to oczywiście z ich delikatności. Kiedy jakość sygnału i sposób jego przyrządzenia im nie odpowiada, może być za jasno, za krucho albo zbyt zwiewnie, co natychmiast zapala czerwone światło ostrzegawcze u każdego audiofila rozmiłowanego w dolnych regionach pasma. I słusznie. Nie jest wszak żadną tajemnicą, że nawet te z potężniejszym basem, zwane przez anglosasów „bass heavy”, bas mają raczej taki sobie. Rzecz jasna nie w sensie rozdzielczości czy elegancji, tylko impaktu. Kiedy porównywałem je do HD 650 na Lebenie (z którym bardzo dobrze zagrały, ale jednak to było nie to co z Twin-Head), pod względem basowego wymiaru były to prezentacje krańcowo przeciwstawne. U HD 650 bas był dominantą i na nim jego reprodukcja się zasadzała, a u R10 był tylko skromnym dodatkiem do muzycznego tortu o całkiem odmiennych niż basowy smakach. Inna rzecz, że porównanie to robiłem zaraz drugiego dnia, a z każdym kolejnym dniem ilość basu w R10 narastała i tak naprawdę nie jestem w stanie niczego powiedzieć o ich ostatecznej w tym względzie postaci. Niektórzy posiadacze utrzymują, że bas w tych „bass heavy” jest całkowicie wystarczający i muszę przyznać, że piątego dnia byłbym niemal gotów się z nimi zgodzić. Poza tym te słuchawki mają tyle zachwycających cech, że pewien niedostatek basowości, nawet jeżeli faktycznie ma miejsce, mnie osobiście guzik by obchodził. One tak grają, że gdyby tylko było mnie stać, ani sekundy nad wydaniem siedmiu tysięcy dolarów bym się nie zastanawiał. Jakże przykrą przy tym jest rzeczą, że w bieżącej produkcji ich nie ma i nawet nie można kupić niczego co by je choć trochę przypominało. Ja wiem, Stax Omega II, Stax 4040, T1, HD 800, PS-1000, E8 – wszystkie one mają swoje niezaprzeczalne zalety. Ale to nie jest liga R10. Jak powiadają Anglicy – no way. Tylko Orfeusz i K1000 reprezentują ten sam czy zbliżony (to już zależy od indywidualnych ocen) poziom i w tym sensie wielka korona słuchawkowości faktycznie należy się tylko tym trzem królom i nikomu więcej. Bardzo przy tym możliwe, że Stax Omega II z lepszymi do oryginalnych wzmacniaczami też wznosi się na takie wyżyny – jest wielu którzy tak utrzymują – ale nie dane mi było tego sprawdzić i najpewniej nie będzie.
SonyR10_6Cóż jeszcze dodać? Może to, że scenę R10 mają nie tylko otwartą i naturalną, ale także wielką, wręcz ogromną. Czy równie wielką jak K1000, czy równie naturalną? Wiecie, tak naprawdę to nie jest ważne. Kto by tam latał po tych scenach z centymetrem i mierzył? I po co? Scena R10 jest wspaniała, a dźwięki rozchodzą się po niej tak, że serce zamiera z zachwytu. I co to za dźwięki są, mój Boże, co za dźwięki…Aż łzy się w oczach kręcą. Kiedy oddawałem sprzęt Nautilusowi zaszedłem do ich pokoju odsłuchowego, a tam grała Wadia 581se, która jest na pewno od Ayona nie gorsza i dzielony wzmacniacz Audio Research za straszne pieniądze, i monitory Sonus Faber „Guarnieri”, a okablowanie było z tych po kilkadziesiąt tysięcy za kabel. I nie dało się tego słuchać z przyjemnością, no nie dało. To tak jakbyś sobie głowę kocem owinął, albo inaczej – tak jakby to był tylko sam pokrowiec dźwięku a nie dźwięk we własnej osobie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Sony MDR-R10

  1. mario pisze:

    Wspaniala recenzja,wspaniale sluchawki.Pozdrawiam audiofil.

  2. Piotr pisze:

    Witam panie Piotrze .Mam pytanie .Na ebay uk można je kupić za 5000 £.Czy uważa pan, ze ta cena jest dobra czy zawyżona .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cena jest adekwatna w sensie obecnej wyceny rynkowej. Trzeba tylko uważać na jakość sprzedawcy, bo oszustów oferujących tak drogie słuchawki nie brakuje. Warto zwłaszcza zweryfikować, czy nie miały wymienianego któregoś przetwornika, bo są spece od zastępowania oryginalnych takimi z niższych modeli. W tej sprawie polecam konsultacje z Wiktorem z forum audiohobby. Na pewno pomoże.

  3. dominator8 pisze:

    Witam. Odsłuch tych słuchawek to moje wielkie marzenie – nie ukrywam. Posiadam Stax Lambda Pro, HD600, DT770Pro oraz AKGQ701 i w każdym z wymienionych mam pewne ale.. Najbliżej do mojego ideału brakuje Staxom. Sony R10 to wedłóg wielu najlepsze słuchawki elektrodynamiczne w historii – coś w tym musi być.

  4. dominator8 pisze:

    Zapomniałem dodać, że posiadam też AH5000 w wersji zmodowanej (marks mod). Brakuje odklejenia dźwięku od głowy oraz przesada w ekspozycji basu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy