Recenzja: Niimbus Ultimate Series HPA US4+

Budowa

Niimbus.

Tak jest także tym razem, Niimbus Ultimate Series HPA US 4+ ma przedni panel z grubego na centymetr elegancko wyszczotkowanego i anodyzowanego na czarny półmat aluminium. Obrzeża są zaokrąglone, a ranty wyraźnie wystają poza korpus obudowy, ażeby było ładniej. By zadać jeszcze więcej szyku, poprowadzono wkoło panelu srebrną  obwódkę z nierdzewnej stali, i by coś jeszcze dorzucić, duże pokrętło potencjometru (tak samo jak reszta czarne), objechano kropkowo-kreskowymi znacznikami, wymuszającymi łukowate poszerzenie panelu od góry i od dołu.

Obudowa jest ze stalowej blachy proszkowo natryśniętej kolorem ciemnopopielatym z dodatkiem plastikowych osłon bocznych, ażeby się nie obijała. I wszystko byłoby cacy, gdyby nie pięć świecących lampek. Malutkie punkty świetlne, mające informować o wyborze we/wy oraz prądowym statusie urządzenia, świecą drapieżną bielą i niewiele mniej kąsającym szkarłatem. Dochodzi do tego świetlny indykator na boku walca potencjometru w postaci mocno świecącej kreski, skutkiem czego, aby w spokoju słuchać, musiałem łącznie użyć sześciu oskomków plasteliny. To wszystko jednak skutkiem tego, że przywieziony z AVS egzemplarz nie miał instrukcji obsługi, ale ta jest do odszukania w Internecie i okazuje się bardzo długa. Na przeszło trzydziestu stronach jest mnóstwo informacji, pomiędzy którymi także ta, jak zredukować siłę światła. Okazuje się ośmiozakresowa, a regulacja to przytrzymanie przez dwie sekundy guziczka XLR (pozostałe wtedy migają) i poprzez naciskanie PHONES OUT redukowanie, a poprzez LINE OUT wzmacnianie. Takimi guziczkowymi regulacjami można także przestawiać parę innych czynników, ale to już zabawa dla przyszłych właścicieli.

Potencjometr ulokowano z lewej i zaraz obok dużo mniejszy regulator balansu. Dalej ku prawej trzy malutkie przyciski wyboru gniazda wejścia (nad nimi te błyskające lampki), następnie gniazdo słuchawkowe 4-pin i obok dwa na duży jacki, ponad którymi dwa też dziko w razie niezredukowania świecące guziczki wybierania trybu pracy: „sam wzmacniacz słuchawkowy” – „sam przedwzmacniacz” – „obydwa naraz”. Jeszcze na prawo indykatory statusu prądowego (jeden przy starcie przez pięć sekund  miga, drugi zapala się od razu) i na sam koniec wieńczący sprawy obsługowe nieduży przycisk POWER.

W dodatku Ultimate.

Z tyłu także bogato: rzecz jasna gniazdo zasilania; dwa wejścia niesymetryczne i jedno symetryczne; symetryczne i niesymetryczne wyjście oraz po osobnym na każdy kanał klasycznym czterosuwakowym regulatorze mocy w gniazdach „input pre gain”, „output gain”. Każda parka wg instrukcyjnej tabeli daje osiem wariantów wzmocnienia (od – 24 po + 24 dB), przy czym głośność wyjść słuchawkowych reguluje ta „input pre gain”. (Ustawienie fabryczne to 0 dB, a testy prowadziłem głównie przy maksymalnym, bo takie jest najlepsze dla słuchawek wysokoomowych i planarnych.) Dostępna jest także wersja prostsza wzmacniacza – bez regulatora balansu oraz mająca po pojedynczym symetrycznym i niesymetrycznym wejściu i wyjściu.

Całość opiera się na czterech walcach ze srebrnymi boczkami i gumowymi podkładkami o dobrze dobranym rozmiarze i ożywczym połysku.

Kompletu dopełnia metalowy pilot: płaski, srebrzysty na korpusie i czarny w polu obsługowym; pozwalający wybierać wejścia i wyjścia, ustawić głośność oraz zadawać „mute”.

Urządzenie jest dual mono, waży 7,5 kg, przenosi pasmo 5 Hz – 250 kHz (- 0,5 dB), sygnał od szumu dzieli odstęp 129 dB, przesłuch międzykanałowy to 106 dB, dynamika 135 dB, a maksymalny poziom podbicia sygnału w zależności od impedancji słuchawek waha się od 32,4 dB dla sześćsetomowych, po 7,3 dB dla szesnasto. Całości dopełnia abstrakcyjnie niski (jak często u tranzystorów) poziom zniekształceń harmonicznych – THD: 0,00063%.

Słuchawek naraz grać mogą trzy pary i można je przełączać w locie pomiędzy trzema źródłami, a moc wyjściową gniazd dopasowywać od pchełek po starego typu planary. Dopasowanie impedancyjne nie ma regulatora (szkoda), za to cały obwód wzmocnienia jest w domenie analogowej. Komponenty dobrano pod kątem audiofilskim, co w praktyce oznacza, że kondensatory i rezystory nie są no-name.

A zatem Niimbus Ultimate.

Wzmacniacz chwali się opóźnionym o parę sekund startem (ażeby prądowo się ogarnął), symetrycznością, licznymi wewnętrznymi zabezpieczeniami przed przeładowaniem oraz tym dużym odstępem S/N, dzięki któremu tło za muzyką ma być czarniejsze. Nie tylko też ręcznym wykonaniem w Niemczech, ale także indywidualną selekcją swoich niemieckich podzespołów (te niemieckie selekcje…), a przede wszystkim całościową jakością, która ma być z samego szczytu.

Wewnątrz dla każdego kanału po osobnym średniej wielkości transformatorze z tych w niebieskim tworzywie, przy każdym, zgodnie z obietnicą, osiem markowych kondensatorów, też średniej pojemności. Na dalszym planie rozbudowany montaż powierzchniowy w oparciu o dwie jedna nad drugą płyty główne – i pośród tego komputerowego skomplikowania czai się osiem w każdym kanale tranzystorów wzmacniających o nie podanej specyfikacji. Można wewnętrznym przełącznikiem przerzucać prąd zasilania między 110 a 230V, aczkolwiek trochę szkoda, że nie można od zewnątrz, bo jeden czy drugi właściciel może  być globtroterem wożącym ze sobą wzmacniacz, lecz za to jest  fools protected – nie wiadomo, co lepsze.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: Niimbus Ultimate Series HPA US4+

  1. Paweł pisze:

    Zostanę shejtowany, ale co mi tam. Wzmacniacz wygląda jak w środku jak violectric v281 po tuningu,który nawiasem mówiąc jest słaby. We wzmaku za 24.000 pln, w torze 8 najsłabszych opampów jakie było dane mi słuchać ne5532/5534, które nawiasem mówiąc degradują dźwięk.

    Jeżeli wierzyć ludziom z headfi Wzmacniacz gra ponoć trochę lepiej niż v281. Taki Kinki thr-1 gra o ligę wyżej niż v281, co sprawdzałem empirycznie. Mam nadzieję,że będzie mi dane posłuchać HPA US 4+.
    Cena to chyba błąd w druku

    1. Piotr Ryka pisze:

      1. Dlaczego zhejtowany? Każdy ma prawo do własnego zdania, o ile nie jest jawnie bezsensowne.
      2. Odnośnie jakości podzespołów, to wielu producentów twierdzi, że lepiej wyselekcjonować najlepsze z przeciętnych niż zdawać się nie nieselekcjonowane drogie.
      3. Wg producenta wzmocnienie sygnału daje szesnaście tranzystorów, a nie osiem op-ampów.
      4. Nie porównywałem do V281.
      5. Porównywałem do Phasemation EPA-007, który ma bardzo podobną konstrukcję do VISION THR-1 – i Niimbus wygrał.
      6. Nie odpowiadam za dokonania firmy LP, ale musieliby kompletnie zgłupieć, wypuszczając za takie pieniądze tandetę.
      7. Niimbus Ultimate nie jest łatwy do ustawienia w torze, ale dobrze ustawiony w pełni zadowala i jest high-endowy.

    2. Marek S. pisze:

      Cena Niimbusa nie napawa optymizmem. Rzeczywiście użytkownicy twierdzą, że jest tylko troszkę lepszy od Violectrica V281, który daje cieplejszy dźwięk. Miałem Phonitora 2, który uważam za wybitny wzmacniacz. V281 ma kilka cech lepszych, a kilka gorszych od P2. U mnie przede wszystkim wygrał V281 jako przedwzmacniacz, który pozamiatał tym w P2, a na równi w Heglu HD30.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Cena to oddzielna, choć oczywiście o kluczowej wadze nabywczej sprawa. Po to się tworzy luksusową markę, by dyktować wysokie ceny i się promować. Wzmacniacz nie powstał dla zwykłego Kowalskiego, to oczywiste. Jego posiadacz ma być wyróżniony, nobilitowany, spełniony.
        Dla mnie największą zaletą Niimbusa jest postać sopranów, które nie kłują, nie są jasne i nie są płaskie (za cienkie). Ten brak jazgotliwości i świecenia sopranami po oczach bardzo sobie ceniłem. Phonitor jest tu trochę słabszy, a ściślej domaga się lepszego źródła. Za to trójwymiarowość sceny ma chyba lepszą – tak podpowiada mi pamięć.

      2. Paweł pisze:

        Na średnim źródle, owszem v281 może wydawać się lepszy po xlr. Lepsza rozdzielczość , większa precyzja. Natomiast na dobrym źródle, kinki jest i może bardziej ciepły(mniej naturalny?), ale jest też bardziej wyrafinowany, z większą ilością powietrza i większą scena. Pamiętajmy,że kinki to single ended. Już nawet pomijam, jak na tym tle wypada agd nfb1.
        Problem w tym ,że za kinkiego dałem 2000pln……

        1. Piotr Ryka pisze:

          A co to jest dobre źródło w tym wypadku?

    3. Tomix pisze:

      Chyba ci ludzie z headfi nigdy nie mieli na teście v281, a co dopiero niimbusa.
      Miałem wzmacniacz v281 i v550. Ten drugi ma już dużo lepsze brzmienie więc tyle w temacie i temacie znawców z headfi.

  2. Paweł pisze:

    Uważam,że jays audio dac2 + transport cdt2 mk2+dussun xc-1 jest dobrym transportem.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niezależnie od źródła Phasemation wydaje mi się co najmniej nie gorzej od Kinki zbudowanym urządzeniem. Ale wyglądy wyglądami, a brzmienie brzmieniem.

  3. Marek S. pisze:

    Dzięki AVcorp udało mi się posłuchać Kinki Thr-1. Dodatkowo przy porównaniu towarzyszył mi mój V281 oraz wypożyczony Phonitor XE. Słuchawki Meze Empyrean, Heddphone, Ultrasone ED5 Unlimited.
    Paweł napisał: „Taki Kinki thr-1 gra o ligę wyżej niż v281, co sprawdzałem empirycznie”
    Jednak niestety nie okazało się to prawdą. Jak na wzmacniacz za 5900 zł gra całkiem fajnie i oczywiście polecam go sprawdzić. Mi przeszkadzało szczególnie, że dźwięk gra w głowie. Być może z takimi słuchawkami jak HD800, HE1000 lub ADX5000 będzie synergia, ale i V281 i XE mają dźwięk na wiele wyższym poziomie, zaczynając od dynamiki, otwarcia brzmienia, rozciągnięcia podzakresów, sceny, przestrzeni i można tak wymieniać dalej. Mocą również V281 pozamiatał tańszym wzmacniaczem. Ale z drugiej strony i Violectric i Spl kosztują/kosztowały ok 9-10 tyś. zł, więc nie można oczekiwać od Kinki, że zagra na tym samym poziomie. Co mnie zaintrygowało, że SPL z Heddphone gra bardzo synergicznie. O ile mógłbym narzekać na zbyt bliską średnicę w V281, o tyle z XE średnica ustawia się pięknie przed głową. Niewiem na ile jest to prawda, ale czytałem gdzieś, chyba na headfi, że Heddphone były skonstruowane w oparciu o Phonitora.

    1. Mateusz pisze:

      Przecież Pan Paweł to był ewidentny troll…

  4. Mateusz pisze:

    Jest to kapitalny wzmacniacz, już po dwóch dniach odsłuchu wiedziałem że prędzej czy później muszę go mieć. Bardzo dobrze zgrywa się z różnego rodzaju słuchawkami, wszystkie moje słuchawki zagrały lepiej na Niimbusie niż na moim dotychczasowym wzmacniaczu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy