Recenzja: Mola Mola Tambaqui

Brzmienie: Pliki dyskowe i z TIDAL

   Majstrowanie przy zacząłem od tych płóz, co Tambaqui dźwigają. Podłożyłem pod nie trzy czarne kwarce Acoustic Revive; dwa pod jedną, jeden pod drugą, bo inaczej zwichnięcie. Zaczęło grać cieplej, a ogólnie przyjemniej – i guzik mnie obchodzi, dlaczego. Nikt z nas pojęcia nie ma, dlaczego w ogóle słyszy i czemu dana muzyka może mu sprawiać przyjemność, to tym się będę przejmował? Fakt faktem, no i tyle. Widocznie modulacja PCM ceni sobie czarne podkładki pod czarnymi płozami, zapewne ceni też inne rzeczy, ale tego już nie sprawdzałem. Za wyjątkiem zasilających kabli, z których najwyżej oceniła bardzo drogiego Sulka, na co też nic nie poradzę.

    Samo słuchanie zacząłem od plików z dysku i Internetu bez pośrednictwa Roon, słuchanie poprzez aplikację i wbudowany strimer zostawiając na deser. Za punkt odniesienia dla trzech układów przetwornikowych Analog Devices ADSP 214-89 SHNRC Pulse Width Modulation w Mola Mola posłużył przetwornik Phasemation w oparciu o dwa (po jednym w kanale) konwertery PCM1794 od Texas Instruments, współpracujące z procesorem AD9852 od Analog Devices i unikalnym, stworzonym przez Harmoniksa procesorem naturalizacji brzmienia o kryptonimie K2. Alternatywny przetwornik PrimaLuny w oparciu o Burr-Brown by Texas Instruments DSD 1792A, Burr Brown SRC4192 i XYLINX Spartan z lampowym zegarem miał wkroczyć do porównań przy odtwarzaczu

   Wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation EPA-007, do konwertera własnej firmy podpięty interkonektem RCA Sulka, alternatywnie do Tambaqui symetrycznym XLR Tellurium Q Black Diamond. Różnice? Różnice wypisywałem w miarę jak do mnie napływały, notując je z zamiarem przekształcenia finalnie w tok narracyjny. Ale po raz kolejny spoglądając na taką listę doszedłem do końcowego wniosku, że snucie na jej kanwie opowieści tylko by zaciemniało. Punkty są na pewno przejrzystsze, dlatego wyliczenie zostawiłem; niech ktoś, kto nie lubi zawracać sobie głowy czytaniem długich tekstów i wyławianiem z nich spraw kluczowych tylko przeleci po niej wzrokiem i odnośnie pytania, czy warto pchać się w drogie Tambaqui już mając dobry przetwornik, mieć będzie w miarę jasną sytuację. Wszystkie „za” wyłapane przez moje uszy zostały tam wyliczone, a czy te „za” są wystarczające, na to już każdy poprzez pryzmaty portfela i wyobraźni sam sobie musi dać odpowiedź.

Wyliczam zatem. DAC Mola Mola Tambaqui na tle bardzo dobrego, high-endowego nawet przetwornika Phasemation to:

  • większy pietyzm oraz dokładność (dykcja i wyraźność konturów, pietystyczne ujęcie każdego dźwięku)
  • zwiększona, zgoła niezwykła różnorodność barw oraz tonów
  • lepsze wydobywanie poszczególnych dźwięków z tła
  • gładsze i głębsze brzmienie
  • minimalnie dłuższe wybrzmienia
  • lepsze lokowanie dźwięków w przestrzeni
  • wzrost dynamiki
  • mocniejsze, świetnie realizowane oprawy pogłosowe
  • minimalnie niższa tonalność
  • głębsze zanurzenie w muzykę
  • bardziej homogeniczne pasmo akustyczne z lepiej kontrolowanym i bardziej trójwymiarowym sopranem, nawet przy sytuacjach ekstremalnych nie popadającym w płaską krzykliwość
  • znakomicie wplatana w całość szczytowego poziomu szczegółowość
  • mocniejsze wrażenie uczestnictwa, jako impresja bycia „tam” na bazie wyjątkowo silnej, automatycznie zjawiającej się wizualizacji
  • potęgujące się w miarę słuchania przekonanie o naturalności i braku zniekształceń
  • ogólnie wyższy poziom materializowania się doznań
  • znakomite czucie przestrzeni i – w razie faktu – jej ogromu
  • bogatszy i potężniejszy bas
  • lepiej oddane relacje przestrzenne w oparciu o rozleglejsze brzmieniowo, zarazem dokładniej uplasowane źródła
  • wspaniałe niesienie się dźwięku, aż po wrażenie lotu
  • ładniejszy zaśpiew
  • perfekcyjne wyważenie emocjonalne na linii radość-smutek
  • wszystko, każde nagranie, brzmiące piękniej
  • chwilami aż niezdrowy, przywołujący metafizyczne dreszcze autentyzm obecności osób od dawna nieżyjących
  • wszystko razem przywracające wiarę w sens muzyki cyfrowej

Powyższe przełożyło się min. na pogląd, iż rzeczą bardzo pożądaną byłoby posiadanie przetwornika Mola Mola w roli referencji redakcji, choć z drugiej strony byłoby to zapewne boleśniejsze dla porównywanych urządzeń, szczególnie takich tańszych, zmuszonych w całości polegać na jednej kości konwertera i skromnej sekcji zasilania, bo jaki mają wybór? Dla nich pociechą jedynie to, że grać mogą przyzwoicie i przyzwoicie kosztować, a gdy rozglądam się dokoła, nieustająco konstatuję, że chęć posiadania dobrego, takiego naprawdę dobrego dźwięku, stała się dziś potrzebą wąską, co bardzo odróżnia taki stan rzeczy od lat 70-tych, kiedy była powszechna. Nawet kosztem niemałych wyrzeczeń młodzi ludzie chcieli mieć wtedy możliwie najlepszy dźwięk, a dziś wystarcza im smartfon i słuchawki bezprzewodowe. W tej sytuacji uchodząca za trendsettera firma Apple przynajmniej te smartfony postanowiła uczynić może nie aż ekskluzywnymi, ale przynajmniej droższymi, na co wielu pomstuje, ale to już inna historia.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Mola Mola Tambaqui

  1. Sławek pisze:

    I2S na pokładzie, szkoda, że się Jay’sem nie spotkał…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Był taki plan, ale właściciel Jay’s prosił o szybki zwrot, bo bardzo tęsknił 🙂

      1. Sławek pisze:

        Pewnie nie wiedział, że gruba ryba nadpływa 🙂

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Miała nadpłynąć wcześniej, ale się spóźniła.

  2. Wlodek pisze:

    W wielu recenzja h jest on na swiecie chwalony i Pan Panie Piotrze to w pelni potwierdza wspaniala recenzja. A czy Pana zdaniem ma on na tyle dobra regulacje glosnosci ze w bigh endowym systemie mozna go podpiac do koncowki mocy i bedzie swietnie?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tego nie sprawdzałem. Suwak w programie na smartfon chodzi gładko, ale nie jest długi. Skoki głośności przycisków pilota są nieduże – tyle mogę powiedzieć.

  3. Prymus pisze:

    Od pół roku jestem posiadaczem mola Tambaqui i mam go połączonego z Grimm MU1. Piękna synergia, a dźwięk cały czas mnie zadziwia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Potwierdzam pozytywy wymienione w artykule, natomiast negatywy to bardziej trzeba czytać przez „różowe okulary”. Ps. Jasność i jej diod na panelu przednim można regulować w aplikacji na telefonie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy