Recenzja: Mola Mola Tambaqui

Technologia i wygląd

   Urządzenie nie jest obszerne i co do formy podługowate. Przy szerokości połówkowej 20 centymetrów na aż 32 głębokie i 11 wysokie. Fronton zdobi okrągły wyświetlacz w daleko wystającej grubej, chromowanej oprawie, po którego każdej ze stron małe chromowane przyciski. Przyciski nie są podpisane, trzeba się ich funkcji nauczyć, służą zaś do tego co zawsze – włączania i zmiany parametrów. Pierwszy po lewej włącza, a wówczas czerwona lampka „Stand by” na górnej krawędzi nad wyświetlaczem zmienia światło na białe i podświetlają się, też na biało, indykatory aktywnych przełączników. Aktywnych, czyli tego włączającego i tego, który się odnosi do aktualnej aktywacji wejścia.
    Tych wejść jest łącznie sześć: idąc od lewej na tylnej ściance u dołu to I²S, Ethernet, S/PDIF, AES/EBU, Optical i USB. Na przodzie przełączają się w konwejerze, a w danej chwili wybrane wyświetla się na ekranie. Oprócz tego na ekran może wskoczyć regulowany drabinką poziom głośności, lecz zmianę tej głośności, czyli poziom decybelowy sygnału, można regulować tylko z pilota własnego urządzenia, albo poprzez konieczny do zainstalowania program obsługowy działający na wszystkich smartfonach. Poprzez ten program możemy też zmieniać aktywne wejście, z pilota możemy także dobierać poziom głośności.    Mamy już zatem trzy różne stacje użytkowej obsługi, a może dojść do tego jeszcze jedna, kiedy zdecydujemy się dokupić dużego pilota o szerszym zakresie regulacji, zdolnego zastąpić smartfon. Kogo obsługa interesuje bliżej, może na Google Play obejrzeć sobie cztery ekrany przypisane programowi „Mola Mola remote”, gdzie najważniejsze poza wyborem wejścia i regulacją głośności są funkcje mute, zmiany równowagi kanałów i aktywacji słuchawkowych wyjść. Takie wyjścia są dwa – 4-pin i duży jack – obydwa umieszczone z tyłu, aktywujące się zamiennie z pojedynczym analogowym wyjściem 2 x XLR. Na tylnej ściance jest tylko takie, ale uspokajam posiadaczy wzmacniaczy mających wejścia RCA – w komplecie z przetwornikiem dostajemy nie tylko podstawowego pilota (aluminiowego tak samo jak ten większy) i zwykły kabel zasilania, ale też parę przejściówek do zamieniania wyjść XLR w RCA poprzez nakładki Neutrika.
    Od razu powiem o tym słuchawkowym wzmacniaczu, że w odróżnieniu od samego przetwornika nie aspiruje do bycia najlepszym na świecie, ale jest dobrej jakości i bardzo mocny, zdolny napędzać nawet Susvary. Nie aż tak na sto procent, ale do dużej głośności, z naciskiem przy tym na szczegółowość i wyraźność przy słabszej nieco melodyjności.
    Dokończmy sprawy z tylną ścianką, bo już niewiele zostało. Prócz wymienionych jest tam jeszcze klasyczne trzybolcowe gniazdo zasilania z szufladą bezpiecznika i dwa małe wtyki Trigger do zespalania w funkcyjną całość obsługiwaną jednym pilotem różnych urządzeń Mola Mola.

Wracając na panel przedni należy zauważyć, że łączy się z grzbietem i bokami w jedną aluminiową bryłę, o której można znaleźć we wspomnieniach Brunona Putzeysa uwagę, iż drogą przez mękę było znalezienie jej producenta zdolnego zaspokoić wymagania odnośnie jakości i ilości oraz terminowości. O samej substancji użytego aluminium nie będę się wypowiadał, zauważając jedynie, że jest satynowo-szorstkawa i bardzo jasna w proszkowym wykończeniu, przy czym najtrudniejsze było z pewnością to, że fronton jest wklęsły, a wierzch dużą falą. Wypiętrza się za przełamaniem startowym, schodzi łukiem i znów się zadziera, a okalające go boki łącznie z tyłem tworzą szersze obramowanie w czarno-matowym wykończeniu. Osobliwa jest też podstawa, mająca nie postać nóżek, tylko dwóch długich listew ciągnących się stronami. Całość waży 5,2 kg, nie jest zatem specjalnie masywna, ale i nie w wadze piórkowej.

    Przeniknijmy do wnętrza. Tam dwie jedna nad drugą płyty montażu powierzchniowego; górna z trzema jeden obok drugiego procesorami konwersji D/A Analog Devices ADSP 214-89 SHNRC, dolna dystrybuuje energię impulsowego zasilacza i obrabia wstępnie sygnał wejściowy. Na stronie producenta czytamy:

Konwerter to zestaw składający się z dwóch płytek, dopasowujących sygnał do gniazd w przedwzmacniaczu. Na pierwszej cały przychodzący dźwięk cyfrowy jest próbkowany w górę do 3,125 MHz/32 bity i konwertowany do PWM w kształcie szumu. Na drugiej znajdują się dwa monofoniczne przetworniki cyfrowo-analogowe, w których dyskretny 32-stopniowy przetwornik cyfrowo-analogowy FIR i jednostopniowy konwerter I/V z filtrem czwartego rzędu przekształcają sygnał PWM na sygnał analogowy z zapierającym dech w piersiach współczynnikiem SNR wynoszącym 130 dB.
Jest to blisko teoretycznej granicy dla plików 24-bitowych i znacznie przekracza nawet czteroszybkość DSD. W sposób unikalny zniekształcenia zostają poniżej poziomu szumów nawet w przypadku sygnałów pełnowymiarowych. Szybki rzut oka na obecne i historyczne trendy w zakresie wysokiej klasy układów scalonych wskazuje, że w dającej się przewidzieć przyszłości tego rodzaju wydajność pozostanie niedostępna dla producentów zmuszonych polegać chipie, który napędza również produkty konkurencji.

Przekraczając dzisiejsze rygorystyczne standardy, dołożono też nadzwyczajnych starań, aby uporać się z jitterem. Przetwornik cyfrowo-analogowy Mola Mola wykorzystuje autorski algorytm asynchronicznego upsamplingu, którego pomiar częstotliwości wejściowej gwałtownie spowalnia, aż po kilku sekundach blokowania pomiar współczynnika częstotliwości zostaje zamrożony. Stabilność częstotliwości jest wówczas w całości określana przez wewnętrzny zegar – laboratoryjny oscylator o częstotliwości 100 MHz z wycinaniem SC. Jest to w rzeczywistości zegar atomowy, który nie wnosi nic do czystości widmowej. (Ale sporo kosztuje).

    Surowe dane mówią o PCM do 384 kHz/32 bity, S/N 130 dB, THD -140 dB (a więc poniżej progu mierzalności), paśmie przenoszenia do 80 kHz i tłumieniu jittera o 80 dB przy częstości zegara 300 femtosekund.

    O właściwościach, a tak naprawdę najważniejszej cesze swego urządzenia producent pisze:
Nasz PWM (Pulse Width Modulation) DAC z 32-stopniowym dyskretnym i analogowym stopniem wyjściowym FIR pozwala uniknąć tonów „delta sigma”, usterek „R2R” i błędów liniowości niskiego poziomu.
Posiada asynchroniczny upsampling do 3,125 MHz/32 bity i układ kształtujący szumy siódmego rzędu, oczyszczający pasmo 80 kHz. Każda częstotliwość wejściowa ma swój zoptymalizowany łańcuch filtrów upsamplingu.

    Wygląda więc na to, iż to faktycznie przetwornik celujący w bycie najlepszym na świecie, a w każdym razie zdolny prześcigać jakościowo konkurencję spod znaku zgrubniejszej modulacji uśredniającej delta-sigma i ograniczonych bitowo drabinek R2R. Nie od dziś wszak wiadomo, że kości przetwornikowe Analog Device (obecnie stanowiącego część Texas Instruments) to najlepsze w historii narzędzia do przekładów D/A.

    Przetwornik Tambaqui szczyci się jednak nie tym tylko. Twórcy za rzecz bardzo ważną uważają też jego cechę bycia „Roon Ready”, dzięki czemu podpięcie ethernetowego przewodu oznacza gotowość do streamowania – i to takiego, że proszę siadać, jeszcze takiego nie słyszeliście. Opinię tę podtrzymuje dystrybutor, zdaniem którego bez zapoznania się z umiejętnościami Tambaqui odnośnie Roon nie zyskamy pełnego obrazu jego możliwości i przydatności.
    Atmosfera przedodsłuchowa zatem zgęstniała, szykowały się duże i złożone sprawy, ale dokończmy najpierw estetycznych, tyczących samej powierzchowności.

Mola Mola Tambaqui wyróżnia się wyglądem, takiej fali na wierzchu inne urządzenia nie mają. Cyklopie oko wyświetlacza atakuje frontalnie i to jeszcze stanie na płozach – nie da się tego urządzenia nawet z daleka pomylić z innym. Zarazem jest dopasowane do pozostałych wyrobów marki – wszystkie wzmacniacze i cała reszta od Mola Mola mają takie faliste wierzchy. Nie ma zatem stawiania w stack, czyli po polsku w wieżę; urządzenia od Mola Mola muszą stawać jednowarstwowo – fala przy fali. Nawet ten duży pilot do dokupienia też ma falisty styl grzbietowy; i nie powiem, interesująco to się prezentuje, zwłaszcza gdy kilka Mola Moli staje obok siebie. Faliste grzbiety falowanie wzmacniają, odstępy fale przełamują – symfonia falowania w srebrzystym aluminium…

    Została ekonomia. Z cenami przetworników nie ma żartów, zupełnie tak samo jak z ciotkami na weselu w „Ożenku” Gogola, przed którymi ostrzegał Podkolesina Koczkariew. Taki przetwornik potrafi kosztować i kilkaset tysięcy, może się także składać z kilku sekcji i mieć zewnętrzny zegar. Tambaqui kosztuje ćwierć tego, a zegar mieści w brzuchu. Trudno jednak powiedzieć, by był okazyjny czy tani, bądź choćby nawet średni, wszelako liczni entuzjaści przekonują, że kiedy zacząć słuchać, natychmiast ta niemała cena zaczyna się kurczyć i znika – zostaje samo piękno i nim zauroczenie. Równolegle rodzi się pogląd, że warto, że mieć trzeba, że nawet mieć się musi, że inaczej boleści. Zatem popróbujmy i my, niech i nam zafaluje.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Mola Mola Tambaqui

  1. Sławek pisze:

    I2S na pokładzie, szkoda, że się Jay’sem nie spotkał…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Był taki plan, ale właściciel Jay’s prosił o szybki zwrot, bo bardzo tęsknił 🙂

      1. Sławek pisze:

        Pewnie nie wiedział, że gruba ryba nadpływa 🙂

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Miała nadpłynąć wcześniej, ale się spóźniła.

  2. Wlodek pisze:

    W wielu recenzja h jest on na swiecie chwalony i Pan Panie Piotrze to w pelni potwierdza wspaniala recenzja. A czy Pana zdaniem ma on na tyle dobra regulacje glosnosci ze w bigh endowym systemie mozna go podpiac do koncowki mocy i bedzie swietnie?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tego nie sprawdzałem. Suwak w programie na smartfon chodzi gładko, ale nie jest długi. Skoki głośności przycisków pilota są nieduże – tyle mogę powiedzieć.

  3. Prymus pisze:

    Od pół roku jestem posiadaczem mola Tambaqui i mam go połączonego z Grimm MU1. Piękna synergia, a dźwięk cały czas mnie zadziwia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Potwierdzam pozytywy wymienione w artykule, natomiast negatywy to bardziej trzeba czytać przez „różowe okulary”. Ps. Jasność i jej diod na panelu przednim można regulować w aplikacji na telefonie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy