Recenzja: Mola Mola Tambaqui

   Mola Mola, Bora-Bora, hola, hola, Coca-Cola. Dola ma dola piszącego – to wszystko nie jest łatwe i na dodatek się podwaja. Ale spróbujmy przebrnąć. Mola Mola to wg innego nazewnictwa niezwykła ryba księżycowa, do dwóch ton wagi dochodząca największa kostnoszkieletowa. Niezwykłość czerpie jednak skądinąd, z kształtu niczym wielgachna broszka. Tambaqui zaś to też ryba, lecz w odróżnieniu od tamtej słodkowodna, jak również dużo mniejsza, z wagą do góra czterdziestu kilo. Mola Mola żywi się planktonem i meduzami, a Tambaqui lubi spadłe do Amazonki z nadbrzeżnych drzew orzechy – jedno i drugie duże rybsko posłużyło holenderskiemu producentowi aparatury audio za nazwę wyrobu. Wyrobem tym nie byle jaki, a wysoce kosztowny przetwornik, który nazwano trzema słowami widniejącymi w tytule, ponieważ sam producent wziął za nazwę tę wielką Mola Mola, a wyrób swój, w postaci przetwornika, opatrzył imieniem pluskającej się w Amazonce lub Orinoko Tambaqui. Na cześć rybiego pochodzenia aluminiowy grzbiet urządzenia uformowano w falę; innym ważnym tego powodem to, że nie wolno nic na nim kłaść, niczego tym bardziej stawiać. Mola Mola Tambaqui rozgrzewa się bowiem pomału, ale na koniec znacznie; solidnie rozgrzał też ten wyrób Internet, gdzie nie brakuje głosów, że to przetwornikowe samo złoto, może nawet najlepszy konwerter D/A ze wszystkich.
– E tam, e tam – powiecie, ale naprawdę takie głosy, poparte na dodatek pomiarami, toteż skontaktowałem się z polskim dystrybutorem, skoro akurat jest takowy. On już nie nazywa się rybio ani nie nazywa podwójnie, tylko z angielska Sound Source, i ma swój sklep w Warszawie opodal hotelu Sobieski, czyli w pobliżu AVS.

    Sam o tym producencie, co nazwę wziął od Mola Mola, jeszcze parę dni temu nie wiedziałem, jako że trudno znać te wszystkie, podobno w chmarę przeszło osiemnastu tysięcy liczone marki zajmujące się sprzętem audio. Obecnie wiem natomiast, że – cytuję: „Projekt Mola-Mola rozpoczął się w styczniu 2012, kiedy to Jorrit Mozes rozbił obóz w naszym laboratorium w Belgii, aby zaprojektować obudowę, podczas gdy ja usiadłem, aby zrobić schematy i płytki PCB. Prototypy zmontowano w kwietniu i po raz pierwszy pokazano w maju na wystawie High End Show 2012 w Monachium.”
    Cóż to za „ja” – spytacie, a zatem informuję, że chodzi o urodzonego w Brukseli (1973) inżyniera i wynalazcę Brunona Putzeysa, który po studiach technicznych zaczynał karierę w belgijskich laboratoriach Philipsa, po 2005 kontynuował ją w Grimm Audio i Hypex, a w 2014-tym stał się współzałożycielem producenta głośników Kii Audio, już wcześniej tworząc elektroniczną markę Mola Mola. Wraz z Larsem Risbo i Peterem Lyngdorfem współtworzył też firmę Purifi Audio – podczas tej wieloma ścieżkami idącej kariery zyskując miano jednego z najwybitniejszych specjalistów od wzmacniaczy, przetworników i zasilaczy impulsowych, na potwierdzenie czego liczne patenty, min. ten na nowy typ wzmacniaczy w klasie D. Zalicza się przy tym inżynier Putzeys do grona tych, dla których matematyczne obliczenia i laboratoryjne pomiary są czymś równie istotnym co sprawdzające stan bieżący i finalne odsłuchy – bo owszem, zaangażowanie słuchacza w dźwięk końcowy jest wprawdzie najważniejsze, ale technicznych brudów i niedociągnięć również nie wolno tolerować. Zwłaszcza że prędzej czy później wylegną z pasma i zachwyconemu zrazu słuchaczowi uprzykrzą odsłuchowe życie; profilaktycznie trzeba się ich pozbywać, inaczej będzie źle.

    Wstęp podsumujmy remanentem, w ramach którego wyliczę, że posiadający adres kontaktowy w holenderskim Groningen wytwórca Mola Mola ma w obecnej ofercie oprócz tytułowego przetwornika także symetryczny przedwzmacniacz Makua, 150-watowy wzmacniacz Kula, przedwzmacniacz gramofonowy Lupe, 400-watowy wzmacniacz dzielony Kaluga i połówkową względem niego końcówkę mocy Perca. Wszystko to jest innowacyjne i na najwyższym technicznym poziomie, który teraz sobie sprawdzimy odnośnie tego super przetwornika.

Technologia i wygląd

   Urządzenie nie jest obszerne i co do formy podługowate. Przy szerokości połówkowej 20 centymetrów na aż 32 głębokie i 11 wysokie. Fronton zdobi okrągły wyświetlacz w daleko wystającej grubej, chromowanej oprawie, po którego każdej ze stron małe chromowane przyciski. Przyciski nie są podpisane, trzeba się ich funkcji nauczyć, służą zaś do tego co zawsze – włączania i zmiany parametrów. Pierwszy po lewej włącza, a wówczas czerwona lampka „Stand by” na górnej krawędzi nad wyświetlaczem zmienia światło na białe i podświetlają się, też na biało, indykatory aktywnych przełączników. Aktywnych, czyli tego włączającego i tego, który się odnosi do aktualnej aktywacji wejścia.
    Tych wejść jest łącznie sześć: idąc od lewej na tylnej ściance u dołu to I²S, Ethernet, S/PDIF, AES/EBU, Optical i USB. Na przodzie przełączają się w konwejerze, a w danej chwili wybrane wyświetla się na ekranie. Oprócz tego na ekran może wskoczyć regulowany drabinką poziom głośności, lecz zmianę tej głośności, czyli poziom decybelowy sygnału, można regulować tylko z pilota własnego urządzenia, albo poprzez konieczny do zainstalowania program obsługowy działający na wszystkich smartfonach. Poprzez ten program możemy też zmieniać aktywne wejście, z pilota możemy także dobierać poziom głośności.    Mamy już zatem trzy różne stacje użytkowej obsługi, a może dojść do tego jeszcze jedna, kiedy zdecydujemy się dokupić dużego pilota o szerszym zakresie regulacji, zdolnego zastąpić smartfon. Kogo obsługa interesuje bliżej, może na Google Play obejrzeć sobie cztery ekrany przypisane programowi „Mola Mola remote”, gdzie najważniejsze poza wyborem wejścia i regulacją głośności są funkcje mute, zmiany równowagi kanałów i aktywacji słuchawkowych wyjść. Takie wyjścia są dwa – 4-pin i duży jack – obydwa umieszczone z tyłu, aktywujące się zamiennie z pojedynczym analogowym wyjściem 2 x XLR. Na tylnej ściance jest tylko takie, ale uspokajam posiadaczy wzmacniaczy mających wejścia RCA – w komplecie z przetwornikiem dostajemy nie tylko podstawowego pilota (aluminiowego tak samo jak ten większy) i zwykły kabel zasilania, ale też parę przejściówek do zamieniania wyjść XLR w RCA poprzez nakładki Neutrika.
    Od razu powiem o tym słuchawkowym wzmacniaczu, że w odróżnieniu od samego przetwornika nie aspiruje do bycia najlepszym na świecie, ale jest dobrej jakości i bardzo mocny, zdolny napędzać nawet Susvary. Nie aż tak na sto procent, ale do dużej głośności, z naciskiem przy tym na szczegółowość i wyraźność przy słabszej nieco melodyjności.
    Dokończmy sprawy z tylną ścianką, bo już niewiele zostało. Prócz wymienionych jest tam jeszcze klasyczne trzybolcowe gniazdo zasilania z szufladą bezpiecznika i dwa małe wtyki Trigger do zespalania w funkcyjną całość obsługiwaną jednym pilotem różnych urządzeń Mola Mola.

Wracając na panel przedni należy zauważyć, że łączy się z grzbietem i bokami w jedną aluminiową bryłę, o której można znaleźć we wspomnieniach Brunona Putzeysa uwagę, iż drogą przez mękę było znalezienie jej producenta zdolnego zaspokoić wymagania odnośnie jakości i ilości oraz terminowości. O samej substancji użytego aluminium nie będę się wypowiadał, zauważając jedynie, że jest satynowo-szorstkawa i bardzo jasna w proszkowym wykończeniu, przy czym najtrudniejsze było z pewnością to, że fronton jest wklęsły, a wierzch dużą falą. Wypiętrza się za przełamaniem startowym, schodzi łukiem i znów się zadziera, a okalające go boki łącznie z tyłem tworzą szersze obramowanie w czarno-matowym wykończeniu. Osobliwa jest też podstawa, mająca nie postać nóżek, tylko dwóch długich listew ciągnących się stronami. Całość waży 5,2 kg, nie jest zatem specjalnie masywna, ale i nie w wadze piórkowej.

    Przeniknijmy do wnętrza. Tam dwie jedna nad drugą płyty montażu powierzchniowego; górna z trzema jeden obok drugiego procesorami konwersji D/A Analog Devices ADSP 214-89 SHNRC, dolna dystrybuuje energię impulsowego zasilacza i obrabia wstępnie sygnał wejściowy. Na stronie producenta czytamy:

Konwerter to zestaw składający się z dwóch płytek, dopasowujących sygnał do gniazd w przedwzmacniaczu. Na pierwszej cały przychodzący dźwięk cyfrowy jest próbkowany w górę do 3,125 MHz/32 bity i konwertowany do PWM w kształcie szumu. Na drugiej znajdują się dwa monofoniczne przetworniki cyfrowo-analogowe, w których dyskretny 32-stopniowy przetwornik cyfrowo-analogowy FIR i jednostopniowy konwerter I/V z filtrem czwartego rzędu przekształcają sygnał PWM na sygnał analogowy z zapierającym dech w piersiach współczynnikiem SNR wynoszącym 130 dB.
Jest to blisko teoretycznej granicy dla plików 24-bitowych i znacznie przekracza nawet czteroszybkość DSD. W sposób unikalny zniekształcenia zostają poniżej poziomu szumów nawet w przypadku sygnałów pełnowymiarowych. Szybki rzut oka na obecne i historyczne trendy w zakresie wysokiej klasy układów scalonych wskazuje, że w dającej się przewidzieć przyszłości tego rodzaju wydajność pozostanie niedostępna dla producentów zmuszonych polegać chipie, który napędza również produkty konkurencji.

Przekraczając dzisiejsze rygorystyczne standardy, dołożono też nadzwyczajnych starań, aby uporać się z jitterem. Przetwornik cyfrowo-analogowy Mola Mola wykorzystuje autorski algorytm asynchronicznego upsamplingu, którego pomiar częstotliwości wejściowej gwałtownie spowalnia, aż po kilku sekundach blokowania pomiar współczynnika częstotliwości zostaje zamrożony. Stabilność częstotliwości jest wówczas w całości określana przez wewnętrzny zegar – laboratoryjny oscylator o częstotliwości 100 MHz z wycinaniem SC. Jest to w rzeczywistości zegar atomowy, który nie wnosi nic do czystości widmowej. (Ale sporo kosztuje).

    Surowe dane mówią o PCM do 384 kHz/32 bity, S/N 130 dB, THD -140 dB (a więc poniżej progu mierzalności), paśmie przenoszenia do 80 kHz i tłumieniu jittera o 80 dB przy częstości zegara 300 femtosekund.

    O właściwościach, a tak naprawdę najważniejszej cesze swego urządzenia producent pisze:
Nasz PWM (Pulse Width Modulation) DAC z 32-stopniowym dyskretnym i analogowym stopniem wyjściowym FIR pozwala uniknąć tonów „delta sigma”, usterek „R2R” i błędów liniowości niskiego poziomu.
Posiada asynchroniczny upsampling do 3,125 MHz/32 bity i układ kształtujący szumy siódmego rzędu, oczyszczający pasmo 80 kHz. Każda częstotliwość wejściowa ma swój zoptymalizowany łańcuch filtrów upsamplingu.

    Wygląda więc na to, iż to faktycznie przetwornik celujący w bycie najlepszym na świecie, a w każdym razie zdolny prześcigać jakościowo konkurencję spod znaku zgrubniejszej modulacji uśredniającej delta-sigma i ograniczonych bitowo drabinek R2R. Nie od dziś wszak wiadomo, że kości przetwornikowe Analog Device (obecnie stanowiącego część Texas Instruments) to najlepsze w historii narzędzia do przekładów D/A.

    Przetwornik Tambaqui szczyci się jednak nie tym tylko. Twórcy za rzecz bardzo ważną uważają też jego cechę bycia „Roon Ready”, dzięki czemu podpięcie ethernetowego przewodu oznacza gotowość do streamowania – i to takiego, że proszę siadać, jeszcze takiego nie słyszeliście. Opinię tę podtrzymuje dystrybutor, zdaniem którego bez zapoznania się z umiejętnościami Tambaqui odnośnie Roon nie zyskamy pełnego obrazu jego możliwości i przydatności.
    Atmosfera przedodsłuchowa zatem zgęstniała, szykowały się duże i złożone sprawy, ale dokończmy najpierw estetycznych, tyczących samej powierzchowności.

Mola Mola Tambaqui wyróżnia się wyglądem, takiej fali na wierzchu inne urządzenia nie mają. Cyklopie oko wyświetlacza atakuje frontalnie i to jeszcze stanie na płozach – nie da się tego urządzenia nawet z daleka pomylić z innym. Zarazem jest dopasowane do pozostałych wyrobów marki – wszystkie wzmacniacze i cała reszta od Mola Mola mają takie faliste wierzchy. Nie ma zatem stawiania w stack, czyli po polsku w wieżę; urządzenia od Mola Mola muszą stawać jednowarstwowo – fala przy fali. Nawet ten duży pilot do dokupienia też ma falisty styl grzbietowy; i nie powiem, interesująco to się prezentuje, zwłaszcza gdy kilka Mola Moli staje obok siebie. Faliste grzbiety falowanie wzmacniają, odstępy fale przełamują – symfonia falowania w srebrzystym aluminium…

    Została ekonomia. Z cenami przetworników nie ma żartów, zupełnie tak samo jak z ciotkami na weselu w „Ożenku” Gogola, przed którymi ostrzegał Podkolesina Koczkariew. Taki przetwornik potrafi kosztować i kilkaset tysięcy, może się także składać z kilku sekcji i mieć zewnętrzny zegar. Tambaqui kosztuje ćwierć tego, a zegar mieści w brzuchu. Trudno jednak powiedzieć, by był okazyjny czy tani, bądź choćby nawet średni, wszelako liczni entuzjaści przekonują, że kiedy zacząć słuchać, natychmiast ta niemała cena zaczyna się kurczyć i znika – zostaje samo piękno i nim zauroczenie. Równolegle rodzi się pogląd, że warto, że mieć trzeba, że nawet mieć się musi, że inaczej boleści. Zatem popróbujmy i my, niech i nam zafaluje.

Brzmienie: Pliki dyskowe i z TIDAL

   Majstrowanie przy zacząłem od tych płóz, co Tambaqui dźwigają. Podłożyłem pod nie trzy czarne kwarce Acoustic Revive; dwa pod jedną, jeden pod drugą, bo inaczej zwichnięcie. Zaczęło grać cieplej, a ogólnie przyjemniej – i guzik mnie obchodzi, dlaczego. Nikt z nas pojęcia nie ma, dlaczego w ogóle słyszy i czemu dana muzyka może mu sprawiać przyjemność, to tym się będę przejmował? Fakt faktem, no i tyle. Widocznie modulacja PCM ceni sobie czarne podkładki pod czarnymi płozami, zapewne ceni też inne rzeczy, ale tego już nie sprawdzałem. Za wyjątkiem zasilających kabli, z których najwyżej oceniła bardzo drogiego Sulka, na co też nic nie poradzę.

    Samo słuchanie zacząłem od plików z dysku i Internetu bez pośrednictwa Roon, słuchanie poprzez aplikację i wbudowany strimer zostawiając na deser. Za punkt odniesienia dla trzech układów przetwornikowych Analog Devices ADSP 214-89 SHNRC Pulse Width Modulation w Mola Mola posłużył przetwornik Phasemation w oparciu o dwa (po jednym w kanale) konwertery PCM1794 od Texas Instruments, współpracujące z procesorem AD9852 od Analog Devices i unikalnym, stworzonym przez Harmoniksa procesorem naturalizacji brzmienia o kryptonimie K2. Alternatywny przetwornik PrimaLuny w oparciu o Burr-Brown by Texas Instruments DSD 1792A, Burr Brown SRC4192 i XYLINX Spartan z lampowym zegarem miał wkroczyć do porównań przy odtwarzaczu

   Wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation EPA-007, do konwertera własnej firmy podpięty interkonektem RCA Sulka, alternatywnie do Tambaqui symetrycznym XLR Tellurium Q Black Diamond. Różnice? Różnice wypisywałem w miarę jak do mnie napływały, notując je z zamiarem przekształcenia finalnie w tok narracyjny. Ale po raz kolejny spoglądając na taką listę doszedłem do końcowego wniosku, że snucie na jej kanwie opowieści tylko by zaciemniało. Punkty są na pewno przejrzystsze, dlatego wyliczenie zostawiłem; niech ktoś, kto nie lubi zawracać sobie głowy czytaniem długich tekstów i wyławianiem z nich spraw kluczowych tylko przeleci po niej wzrokiem i odnośnie pytania, czy warto pchać się w drogie Tambaqui już mając dobry przetwornik, mieć będzie w miarę jasną sytuację. Wszystkie „za” wyłapane przez moje uszy zostały tam wyliczone, a czy te „za” są wystarczające, na to już każdy poprzez pryzmaty portfela i wyobraźni sam sobie musi dać odpowiedź.

Wyliczam zatem. DAC Mola Mola Tambaqui na tle bardzo dobrego, high-endowego nawet przetwornika Phasemation to:

  • większy pietyzm oraz dokładność (dykcja i wyraźność konturów, pietystyczne ujęcie każdego dźwięku)
  • zwiększona, zgoła niezwykła różnorodność barw oraz tonów
  • lepsze wydobywanie poszczególnych dźwięków z tła
  • gładsze i głębsze brzmienie
  • minimalnie dłuższe wybrzmienia
  • lepsze lokowanie dźwięków w przestrzeni
  • wzrost dynamiki
  • mocniejsze, świetnie realizowane oprawy pogłosowe
  • minimalnie niższa tonalność
  • głębsze zanurzenie w muzykę
  • bardziej homogeniczne pasmo akustyczne z lepiej kontrolowanym i bardziej trójwymiarowym sopranem, nawet przy sytuacjach ekstremalnych nie popadającym w płaską krzykliwość
  • znakomicie wplatana w całość szczytowego poziomu szczegółowość
  • mocniejsze wrażenie uczestnictwa, jako impresja bycia „tam” na bazie wyjątkowo silnej, automatycznie zjawiającej się wizualizacji
  • potęgujące się w miarę słuchania przekonanie o naturalności i braku zniekształceń
  • ogólnie wyższy poziom materializowania się doznań
  • znakomite czucie przestrzeni i – w razie faktu – jej ogromu
  • bogatszy i potężniejszy bas
  • lepiej oddane relacje przestrzenne w oparciu o rozleglejsze brzmieniowo, zarazem dokładniej uplasowane źródła
  • wspaniałe niesienie się dźwięku, aż po wrażenie lotu
  • ładniejszy zaśpiew
  • perfekcyjne wyważenie emocjonalne na linii radość-smutek
  • wszystko, każde nagranie, brzmiące piękniej
  • chwilami aż niezdrowy, przywołujący metafizyczne dreszcze autentyzm obecności osób od dawna nieżyjących
  • wszystko razem przywracające wiarę w sens muzyki cyfrowej

Powyższe przełożyło się min. na pogląd, iż rzeczą bardzo pożądaną byłoby posiadanie przetwornika Mola Mola w roli referencji redakcji, choć z drugiej strony byłoby to zapewne boleśniejsze dla porównywanych urządzeń, szczególnie takich tańszych, zmuszonych w całości polegać na jednej kości konwertera i skromnej sekcji zasilania, bo jaki mają wybór? Dla nich pociechą jedynie to, że grać mogą przyzwoicie i przyzwoicie kosztować, a gdy rozglądam się dokoła, nieustająco konstatuję, że chęć posiadania dobrego, takiego naprawdę dobrego dźwięku, stała się dziś potrzebą wąską, co bardzo odróżnia taki stan rzeczy od lat 70-tych, kiedy była powszechna. Nawet kosztem niemałych wyrzeczeń młodzi ludzie chcieli mieć wtedy możliwie najlepszy dźwięk, a dziś wystarcza im smartfon i słuchawki bezprzewodowe. W tej sytuacji uchodząca za trendsettera firma Apple przynajmniej te smartfony postanowiła uczynić może nie aż ekskluzywnymi, ale przynajmniej droższymi, na co wielu pomstuje, ale to już inna historia.

Odsłuch cd. Z Roon

   W przypadku grania poprzez Roon, do którego odtwórczego protokołu przetwornik został przystosowany, dało się zaobserwować parę zmian. Bardziej zaczęła narzucać się wyraźność i separacja, podkręcone także zostało muzyczne tempo, a jednocześnie pokazały się mocniejsze zależności od jakości ethernetowych kabli. Zdecydowanie najgorzej wypadło granie po trochę lepszym od zwykłych kablu dołączanym do kompletów urządzeń Silent Angel – prosto z routera grało krzykliwiej i bardziej płasko, zarówno w odniesieniu do scenerii, jak i głosów (ogólnie źródeł). Lekiem na to okazało się już użycie niedrogiego przewodu Neyton Ethernet CAT7+ (2,0 m za 25 €), na jeszcze wyższy poziom dźwignął brzmienie drogi już nie na żarty, 12-żyłowy przewód Ethernet Pearl o żyłach z miedzi 7N. Użycie switcha Bonn N8 w przypadku tych najtańszych sytuację poprawiało o tyle, że zanikała krzykliwość, ale pozytywny wkład lepszych przewodów okazał się większy. W odniesieniu do nich, zwłaszcza Ethernet Pearl, trzeba podkreślić doskonałość przekazu z Roon – nie sama wygoda dostępności była świetna plus uzupełniający ją opis muzycznego materiału dopełniany zdjęciami okładek, ale też samo brzmienie na znakomitym poziomie, nic, albo bardzo mało ustępując temu via przewód koaksjalny i konwerter M2Tech z PC. Brzmienie od Roon bardziej przy tym uzależnione było także i od jakości plików, przy czym jedynie ten typ transferu umożliwiał odczyt pozyskanych z formatu SACD, czyli o jakości szczytowej. Mogłem więc tylko żałować, że takie nie stanowią większości, ale na pociechę opisywana kiedyś na tych łamach płyta Aqualung Jethro Tull w masteryzacji Stevena Wilsona także wypadła znakomicie. Zresztą, poprzez kabel Ethernet Pearl (niestety już niedostępny, pochodzący z limitowanej serii), a nawet poprzez niedrogiego Neytona, wszystko prezentowało się znakomicie – słuchanie było czystą przyjemnością, jeszcze wzmaganą obsługową łatwością i obfitość bibliotek.

Jako przetwornik dla odtwarzacza

    Finalny odsłuch przy odtwarzaczu potwierdził wyważenie brzmienia i reprodukcyjną precyzję, jako cechy u Tambaqui wiodące. Wyraźność obrazowania i czystość medium to cechy nieodłączne dzisiejszych dobrych przetworników, ale tak precyzyjna rzeźba dźwięku i taka dokładność konturów to unikalne zjawisko. Cała morfologiczna strona prezentacji muzycznej to u Tambaqui popis dokładności zarówno w odniesieniu do obrysów, jak i trójwymiarowości i złożoności wnętrza W niejednej recenzji przyszło mi jednak zwracać uwagę, że taka lepsza od innych dokładność rysunku to następstwo sopranowego ołówka.
Sopran, jako najkrótsza fala akustyczna, ma naturalną predyspozycję do wyostrzania obrazu, ale z tym przesadzanie, przesadzanie choćby nieznaczne, to dla słuchacza żadna frajda. Nie dość, że burzy naturalność odbioru jawnym zdeformowaniem, to jeszcze nieprzyjemnie uprzykrza, nadmiar sopranów męczy. Dlatego większość ludzi woli deformację odwrotną, woli przerost basowy. Aparatura audio klasy high-end potrafi te deformacje łączyć, jednocześnie zwiększać i ilość sopranów, i basów. Potrafi robić to nawet w sposób bez mała perfekcyjny, obydwa skraje pasma prezentując z kulturą. Niemniej to nie będzie prawdziwa muzyka, mimo iż ta faktycznie – na przykład w wydaniu symfonicznej orkiestry, a nawet fortepianu solo – potrafi dawać orgiastyczne ilości sopranów i orgiastyczne basów. Ale nie na tym sztuka, by ich było wiele, ani by były ekstremalne, tylko ażeby były jak prawdziwe i żeby to, co między nimi, nie doznawało uszczerbku od ich wielkiej ilości. Mówiąc najprościej – by całe pasmo w widmie słyszalnym istniało w naturalnej formie. A więc taka niezwykła wyraźność nie dochodziła do skutku za sprawą addycji sopranów, tylko by dana była par excellence, jako wyraźność naturalna. – I taką właśnie umie ją oddać przetwornik Mola Molla. A nawet umie zrobić więcej, bo gdyby była całkiem naturalna, to byśmy na nią nie zwracali uwagi, podczas kiedy w trakcie słuchania samorzutnie dociera do nas, że jest nadzwyczajnie wyraźnie, a nie wyraźnie po prostu. Dźwięki jakby do nas mówiły „popatrz, jaki jestem wyraźny – jak trójwymiarowo zobrazowany, a nie tylko płynący”. Ta wyraźność się wpiera w świadomość, a gdy ją zacząć analizować, dociera właśnie to, co powiedziałem o sopranach, że nie ma ich przerostu. Nie ma także przerostu basu – wszystko jest wyważone. Wyważone tak dobrze, że chyba nie da się lepiej. Nie da się lepiej utrafić i wieku wykonawców, i stroju instrumentów, a jeszcze przy tym ozdobić minimalnym dodatkiem tlenu i poczucia świeżości. Jednocześnie holenderski przetwornik o ambicji bycia najlepszym potrafił tak się obchodzić z pogłosem, że całkowicie zabijał pogłosową obecność osobną, a jednocześnie pogłosów nie zjadał. Oczywiście nagrania z kościołów zachowywały walor pogłosu jako oddzielnej składowej obecności architektury, ale te estradowe i studyjne pogłos całkowicie wchłaniały w obręb głównego nurtu brzmienia, a naturalność głosów wydawała się perfekcyjna. Mogłaby wprawdzie być zwyklejsza – nie tak wyraźna i chropawa – ale to byłoby nudniejsze, a niekoniecznie bardziej prawdziwe.

    Mola Mola Tambaqui nie usiłuje być gramofonem, zachowywał cokolwiek odrealniającą specyfikę muzyki cyfrowej, ale czynił to na pograniczu magii i realności; powiedziałbym – w sposób zdobiący i taki, jaki najbardziej lubię. Nie sama gładź, nie proza życia i nie akustyka zminimalizowana do postaci zredukowanej, tylko pewien wątek nadrealności, dzięki tej inkorporacji pogłosu i mocnym grasejacjom, snujący się nieustannie w muzyce, obecny także jako wyjątkowo dokładne i złożone obrazowanie składników harmonicznych u fortepianów, wiolonczel, skrzypiec – wszędzie gdzie drgają struny. Wszystko w oprawie brzmieniowej głębi, ale znowu nieprzesadzonej. Także w oprawie światłocienia, na scenach uporządkowanych, ze stereofonią jak od linijki.

Słuchany porównawczo, uzbrojony w najlepsze lampy przetwornik PrimaLuny okazał się mieć zauważalnie wyższą tonalność, zwiększony procentowy udział sopranów. Te soprany spuszczone ze smyczy, dodające dźwięczności i srebrzeń, a przede wszystkim poprzez nie atmosfera odmienna – dźwięk bardziej marzycielski, natomiast mniej konkretny. Mniejsza waga substancji, mniej głębokie nasycanie kolorów, mniej też intensywny światłocień i tła mniej intensywne czernią. Z kolei scena głębsza i holografia lepsza, zarówno poprzez samą tę głębię, jak i bardziej wyraźne rozwarstwienie na plany.
    Dźwięk lampowego przetwornika był delikatniejszy i większy nacisk kładący na aspekt melodyczny, a ten od Mola Mola konkretniejszy, trzeźwiejszy, ciemniejszy i masywniejszy. W porównaniu z jego super precyzją rysunku obraz od PrimaLuny bardziej był impresjonistyczny, jako trochę strzępiący się na krawędziach i obleczony mgiełką srebrzeń. Bardziej też zawodzący, śpiewny i z minimalnym sopranowym podszerstkiem, którego u Tambaqui nie było śladu. Od biedy można uznać (kiedy coś już koniecznie uznawać), że ten od tranzystorowego przetwornika jawił się jako lepszy technicznie, a ten od lampowego zdradzał manierę artystyczną. Obydwa przy tam pierwszorzędne, high-endy na całego. Każdego słuchało się inaczej, każdy miał swoje za i przeciw.

Podsumowanie

   Z powyższego wynika, że do składnika toru zwanego przetwornikiem należy się zwracać z szacunkiem, mówić do niego per „Pan”. Pan przetwornik może być byłe jakim panem, a może być wytwornym, i wiadomo którego lepiej mieć za gościa u siebie.
    Może wystarczy tych paralel, powiedzmy bezpośrednio: przetwornik Mola Mola Tambaqui należy do najlepszych i powstał z myślą o tych, którzy cenią realizm. Aczkolwiek trochę to problematyczne w wymiarze prostej realności, ponieważ rzeczywistość przywoływana przezeń może być tak realna, że aż niesamowita. Muzyczny koncert to nie śniadanko – tu się nie mówi „podaj mi masło”, tylko słucha się pasji Jana Sebastiana, trąbki Milesa, perkusji Bonzo, głosu Ewy Demarczyk. To są różne muzyki, ale każda z nich nadrealna, ponieważ samo zjawisko muzyki ma posmak nadrealności. Pytanie brzmi: jak głęboko w muzyczny nadrealizm pragniemy zaglądać? Bo może nie jest nam potrzebny, starcza naśladownictwo najprostsze? Albo może wystarcza zaglądanie troszeczkę, tylko na jeden kroczek? Sam każdy musi zdecydować, czy magia oraz jaka jest mu do życia potrzebna. Czy woli nurzać się w dźwiękach, czy może woli obrazy, a może zawartość butelki albo hopsa na dyskotece? Jedno drugiego nie wyklucza, ale odbiera środki. Więc na co chcesz je wydać, te swoje najdroższe pieniądze? Magiczny dźwięk od Mola Mola słono sobie kosztuje, ale niemało daje w zamian, co się starałem opisać. Na pewno ten opis posiada luki, na pewno też nie przystaje do niejednego gustu, ktoś inaczej będzie to słyszał. Ale na pewno jest to przetwornik szczytowy i na pewno ma funkcję znakomitego streamera, czyli są to dwa urządzenia w jednym i oba świetnie wyposażone. Mało dwa – one są trzy, bo jeszcze słuchawkowy wzmacniacz. Ten nie jest już szczytowy, ale jest bardzo przyzwoity i na dodatek mocny. A więc można postawić Mola Mola Tambaqui, wykupić abonament Roon, nabyć któreś porządne słuchawki – i już bilet wstępu do magii. A gdy dokupić słuchawkowy wzmacniacz szczytowego poziomu, świat magii cały nasz. Potrzebny? Niepotrzebny? Tak czy też tak magiczny.

 

W punktach

Zalety

  • Jeden z najlepszych przetworników na świecie.
  • Sprzedający szczytowy realizm.
  • Tranzystorowy, a mimo to magiczny.
  • Magiczny, a mimo to prawdziwościowy.
  • Wyjątkowa precyzja obrazowania.
  • Cyzelowane kontury.
  • Trójwymiarowa ich zawartość.
  • Masywność i konkretność.
  • Uwodzicielska muzykalność.
  • Szczegółowość z samego topu.
  • Perfekcyjne operowanie pogłosem.
  • Na rzecz poprawy plastyczności wspieranie się światłocieniem.
  • Czarne tła.
  • Gęste barwy.
  • Świetne wyczucie rytmu.
  • Idealnie wyważona tonalność.
  • Pełne po obu stronach rozwarcie pasma.
  • Ale żadnej przesady z sopranami i basem – wszystko zostaje pod kontrolą.
  • W efekcie niezabarwiona żadnym skrajem, znakomicie oddana średnica.
  • Ludzkie głosy stuprocentowo naturalne, zarazem wolne od prozaicznej nudy.
  • Dokładnie opisane sceny.
  • Wzorcowa stereofonia.
  • Trzy urządzenia w jednym: przetwornik, streamer i słuchawkowy wzmacniacz.
  • Pełna paleta przyłączy.
  • Symetryczna konstrukcja.
  • Unikalna architektura konwersji D/A.
  • Oryginalny, z daleka rozpoznawalny design.
  • Aluminiowa obudowa i dwa aluminiowe piloty.
  • Sławny projektant.
  • Same entuzjastyczne recenzje.
  • Szeroki poklask internetowy.
  • Made in Holland.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

Wady i zastrzeżenia

  • Luksus, swoim zwyczajem, taniością nie częstuje.
  • Za jaskrawo świecące diody.
  • Konieczność zainstalowania oprogramowania w smartfonie.
  • Przyciski nie są podpisane, trzeba się ich nauczyć.
  • Bardziej wielofunkcyjny pilot za dopłatą.
  • Rybny targ w nazewnictwie.
  • Porządny kabel ethernetowy byłby miłym dodatkiem.
  • Lepszy rodzaj podstawy także by nie zaszkodził.

Dane techniczne:

ZASADA DZIAŁANIA

  • PWM DAC z 32-stopniowym dyskretnym analogowym stopniem wyjściowym FIR. Pozwala uniknąć tonów „sigma delta”, usterek „R2R” i błędów liniowości niskiego poziomu.
  • Asynchroniczny upsampling do 3,125 MHz/32 bity. Układ kształtujący szumy siódmego rzędu oczyszczający pasmo 80 kHz. Każda częstotliwość wejściowa ma zoptymalizowany łańcuch filtrów upsamplingu.

PARAMETRY

  • Poziom wyjściowy w pełnej skali: 20 dBu (Jednostka dBu jest używana do określania poziomu wartości skutecznej napięcia. 0 dBu jest zawsze równe 0,775 wolta.)
  • Stosunek sygnału do szumu: 130 dB
  • THD, IMD: niemierzalne (szacunkowo -140 dB)
  • Szerokość pasma: Do 80 kHz (odpowiedź apodyzacyjna)
  • Zintegrowany jitter: <1 ps od 10 Hz w górę, <300 fs od 1 kHz w górę
  • Tłumienie jittera : >80 dB przy 1 Hz po 20 sekundach blokady

OBSŁUGIWANE FORMATY

  • PCM do 384 kHz/32 bity (>192 kHz i >24 bity tylko przez USB i Roon)
  • DoP i natywne DSD do poczwórnej prędkości (tylko USB i Roon)

PRZYŁĄCZA

  • I²S
  • AES/EBU (XLR)
  • S/PDIF
  • Optyczne (Toslink)
  • USB typu B
  • Ethernet (Roon Ready)
  • Bluetooth (SBC, AAC, APTX, LDAC)

KONTROLA

  • Wybór źródła i regulacja głośności za pomocą przedniego przycisku
  • 4 programowalne ustawienia wstępne
  • (Premium) Pilot
  • Mola Aplikacja Mola Remote

WYMIARY I WAGA

  • 200 mm (szer.) x 110 mm (wys.) x 320 mm (gł.)
  • 5,2 kg

Cena: 51 900 PLN

System:

  • Źródła: PC, Roon, Cairn Soft Fog 2.
  • Przetworniki D/A: Mola Mola Tambaqui, Phasemation HD-7A K2 i PrimaLuna EVO 100.
  • Wzmacniacz słuchawkowy: Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel FAW), Dan Clark Audio STEALTH i EXPANSE (kable VIVO Cables i Tonalium), HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Audioform 304.
  • Interkonekty: Sulek Edia & Sulek 6×9 RCA, Tara Labs Air 1 RCA, Next Level Tech (NxLT) Flame XLR,
    Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
  • Ustroje akustyczne: Audioform.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

7 komentarzy w “Recenzja: Mola Mola Tambaqui

  1. Sławek pisze:

    I2S na pokładzie, szkoda, że się Jay’sem nie spotkał…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Był taki plan, ale właściciel Jay’s prosił o szybki zwrot, bo bardzo tęsknił 🙂

      1. Sławek pisze:

        Pewnie nie wiedział, że gruba ryba nadpływa 🙂

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Miała nadpłynąć wcześniej, ale się spóźniła.

  2. Wlodek pisze:

    W wielu recenzja h jest on na swiecie chwalony i Pan Panie Piotrze to w pelni potwierdza wspaniala recenzja. A czy Pana zdaniem ma on na tyle dobra regulacje glosnosci ze w bigh endowym systemie mozna go podpiac do koncowki mocy i bedzie swietnie?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tego nie sprawdzałem. Suwak w programie na smartfon chodzi gładko, ale nie jest długi. Skoki głośności przycisków pilota są nieduże – tyle mogę powiedzieć.

  3. Prymus pisze:

    Od pół roku jestem posiadaczem mola Tambaqui i mam go połączonego z Grimm MU1. Piękna synergia, a dźwięk cały czas mnie zadziwia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Potwierdzam pozytywy wymienione w artykule, natomiast negatywy to bardziej trzeba czytać przez „różowe okulary”. Ps. Jasność i jej diod na panelu przednim można regulować w aplikacji na telefonie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy