Rafał Fulianty z wykształcenia jest romanistą, ale pracuje w branży technicznej i „od zawsze” interesował się elektroniką. Mówi przy tym o sobie to samo co Blaz Erzetich, kolega po audiofilsko-technicznym fachu ze Słowenii: w młodości nie stać mnie było na dobrej klasy aparaturę audio, sam musiałem ją sobie zrobić.
Sądząc po dwóch tych przykładach to najwyraźniej dobra droga do stworzenia czegoś nadprzeciętnego, co nie powinno szczególnie dziwić, wszak na tym opiera się cała idea kapitalizmu jako efektywności gospodarczej: – Nikt nie zrobi dla ciebie więcej niż sam dla siebie zrobisz, nikt nie prześcignie cię w dążeniu do twojego własnego szczęścia. No, może poza rodzicami, ale kiedy na coś ich nie stać, to trudna rada – albo nie będziesz tego miał, albo sam sobie zrobisz, albo inaczej się o to postarasz po wyjściu spod ich skrzydeł. Z których to dwóch dróg prowadzących do celu pierwsza nie musi oznaczać wyprowadzki do własnego siedliska i przejścia na własny garnek, w odniesieniu do sprzętu audio wystarczy że się dorosło do samodzielnego czytania schematów, lutowania i zdobywania części. Z takich części samodzielnie wykonana aparatura będzie co najmniej dziesięć razy tańsza od odpowiedników sklepowych – i może nie będzie taka ładna, ale może być równie dobra, może nawet być lepsza. Bo kiedy coś projektujesz i wykonujesz dla siebie, nie będziesz przecież ciął kosztów ani obniżał jakości w imię większego zysku; sam na sobie wszak nie zarobisz, nie podniesiesz siebie za włosy.
Blaz Erzetich, już jako przedsiębiorca tworzący na potrzeby rynku, stworzył serię słuchawkowych wzmacniaczy i kilka modeli słuchawek; Rafał Fulianty stworzył jak dotąd jeden komercyjny model słuchawkowego wzmacniacza, lecz za to maksymalistyczny. Nie taki „zaledwie” bardzo dobry, i nie taki „tylko” high-endowy, ale w ogóle najlepszy z najlepszych jaki udało się wymyślić.
Droga do tego nie była łatwa i oczywiście nie całkiem samodzielna. Najpierw, na samym początku, było kilka mniej ambitnych konstrukcji, które okazały się być udane – dobrze służyły twórcy i gronu jego zainteresowanych audio znajomych. Dopiero po tym sukcesie przyszła pora na cel szczytowo ambitny, a jego punktem wyjścia mozolne przeglądanie uznanych za najlepsze w historii schematów urządzeń lampowych. Droga wiodła od nich przez sześć kolejnych prototypów, uwzględniających już pomysły własne i własne rozwiązania praktyczne, czemu przyświecało kilka założeń: urządzenie miało być oczywiście lampowe, ale w oparciu o możliwie jak najprostszy schemat, więc pracujące w klasie A i z wyjściem OTL single-ended. Lecz nie o schemat dual-mono – cały tor to zaledwie trzy różne pojedyncze lampy, a nie trzy różne lampowe pary.
Nim szerzej o tych lampach i całym urządzeniu, inne słowa zachęty i inne pochwały. Nie moje, nawet nie z Polski, choć i z ojczyzny płyną. Lecz że ta Polska wciąż skundlona, o własną godność mało dbająca, zasobna obywatelami gotowymi wszystko co cudze wyżej stawiać i inne nacje mieć za lepsze, to z zagranicy przychodzące na pewno więcej znaczą. – No, przecież tacy Anglicy o wiele lepiej mówię po angielsku, Francuzi po francusku… Zupełnie jakby poprzez ten angielski czy francuski można było więcej świata zobaczyć i lepiej go zrozumieć… No tak, studiowali niegdyś klasyczną grekę aspirujący do kultury wyższej Rzymianie, żeby móc czytać w oryginale Platona i Arystotelesa, tak jak stulecia wcześniej dysponujący klasyczną greką z urodzenia Tales i Demokryt zawędrowali do Egiptu, by poznać dokonania stojących od nich cywilizacyjnie wyżej Egipcjan. Ale do zrozumienia artykułu po angielsku wystarcza dziś Google translator, a ruszać się sprzed oferującego go ekranu nie trzeba ani o centymetr, wystarczy powykupywać subskrypcje na naukowe pisma. W których to pismach ciekawe rzeczy i liczne dokonania nowe, a pośród nich od czasu do czasu przypominająco wzmiankują, że poznać świata całkiem dogłębnie w żadnym języku się nie da, a gdy już chcieć możliwie najdogłębniej, to nie po angielsku czy francusku, tylko w języku matematyki wyższej. Którego to języka na równi co Polacy nie znają Anglicy, Niemcy i Francuzi – nie znają tak dogłębnie, że nawet jednego zdania nie są w stanie w języku tym zrozumieć i nie zamierzają tego zmieniać, mimo iż nie ma Google translatora z niego na żaden inny. Ale kto by tam sobie głowę zaśmiecał takimi dziwadłami jak całki po historiach bez ważnych historycznych dat, albo na przykład kiełki funkcji, których to dziwnych kiełków nie da się ani zjeść, ani wysiać na żadnej glebie poza własną istotą szarą.[1]
No dobrze, użyłem sobie na krajowych snobach, co to się liczą w miliony, ale co z tymi pochwałami? Te spłynęły na wzmacniacz Fulianty Audio ST-18 najwięcej po niemiecku, po włosku i po francusku. Po niemiecku i w internacjonalistycznym quasi-angielskim na wystawie w Monachium, gdzie stał się dla słuchawkowych maniaków przywiezioną z Polski sensacją, ale że to wystawa światowa, to zawędrował stamtąd do Włoch i Francji, gdzie się świetnie sprzedaje. Ale sprzedaje także u nas – dwa egzemplarze wystawione na tegorocznym AVS nie wróciły z konstruktorem do domu, kupiono je na miejscu. Kupujący w ogóle nie chcieli słyszeć o jakimś zamawianiu – zapłacili, pozabierali. W efekcie egzemplarz u mnie stojący musiał zostać ściągnięty z Włoch, co trwało i kosztowało.
Coś się ten wstęp przydługi robi, ale coś jeszcze napiszę. W niedawnym czasie pojawiły się trzy grubego kalibru polskie słuchawkowe wzmacniacze – Feliks Audio Envy, Fulianty Audio ST-18 i Lucarto Audio Songolo HPA300SE. Wszystkie potężne, wszystkie chwalone i wszystkie trzy lampowe. Wszystkie nie tylko duże, ale także z dużymi triodami mocy (co bynajmniej nie jest regułą), też wszystkie trzy pracujące w klasie wzmocnienia A układu single-ended. Wszystkich można było posłuchać na tegorocznym AVS, ale jakoś nikt się nie zdobył na przejście od jednego do drugiego z tymi samymi słuchawkami i napisanie, co usłyszał. Ale może sam zdołam porównać na większym dystansie czasowym, chociaż wygląda na to, że nie będzie to proste.
[1] Jest że li taki kraj, z którego audiofile wiedzą, że do przybliżonego chociaż zrozumienia zjawiska przepływu prądu potrzebne jest pojęcie czterowymiarowej hiperpowierzchni zanurzonej w przestrzeni pędów?
Dzień dobry. Spędziłem dużo czasu przy stoliku Final Audio / Fulianty na tegorocznym AVS. W mojej ocenie dźwięk był tam bezkonkurencyjny. Dokonywałem różnych roszad, ostatecznie tor SoulNote S3 – Fulianty – Final D8000 Limited jest tym, który wybrałbym dla siebie. Osobiście uważam D8000 za najlepsze słuchawki, których słuchałem, a Fulianty pozwolił im rozwinąć skrzydła. Robiłem też sporo porównań pomiędzy wersjami Pro i Limited i wersja Limited podoba mi się bardziej – jest w niej więcej „zwiewności”, bez takiego osadzenia w basie, jak w przypadku Pro. No i co może nie mniej ważne – cała „rodzina Fonnexa” oraz p. Rafał to wspaniali ludzie, z którymi bardzo fajnie się przez te kilka godzin spędzało czas. Pozdrowienia!
A Feliksa Envy i Lucarto Audio czasem nie słuchałeś?
Niestety nie. Ani Feliks, ani Lucarto nie mieli do odsłuchu słuchawek, które mnie interesowały, więc skupiłem się w zasadzie na stanowisku Fonnexa – już jakiś czas temu uznałem, że D8000 to słuchawki dla mnie i chciałem przede wszystkim porównać Pro z Limited. Słuchałem ich też na Ferrum oraz T+A, ale szybko można było wybrać tor SoulNote/Fulianty, jako ten zdecydownanie lepszy. Co ciekawe, kiedyś słuchałem D8000 na wzmacniaczach tranzystorowych, z którymi w mojej opinii również potrafią się bardzo dobrze zgrać (Questyle / Burson). Z drugiej strony, z Cayinem HA-300 nie potrafiły się odpowiednio otworzyć, więc tutaj był pewien niedosyt. Tak więc przed ew zakupem wzmacniacza zdecydowanie warto zrobić wycieczkę i wybrać optymalny dla siebie, bo wybór wcale nie jest taki oczywisty. Pozdrowienia!
Dzięki za odpowiedź.
Z tego wynika, że ten Fulianty mógłby dobrze zagrać z Crosszone.
No i z Quad ERA-1 też…
Jak dowiedziałem się ostatnio, dystrybutor tymi Quad w dalszym ciągu nie dysponuje. Osobliwe.
Dla mnie Fulianty i Final grało jeszcze lepiej w niedzielę, z gramofonem Nobumasy ( bodajże stary Technics, jeśli dobrze pamiętam). Wszystko było lżejsze, bardziej zwiewne. Z SoulNote bardzo gęste, wręcz przytłaczające dźwiękiem ( co nie znaczy źle, ale dla mnie za potężnie). Rozmawiałem z konstruktorem wzmacniacza, który sugerował w takim przypadku ewentualną zmianę lamp. Możliwe też, że na taki odbiór miał wpływ czas odsłuchu ( sobota dużo słuchania, zmęczenie, przez to wyczulony czy też już przeczulony mój słuch na dźwięki). Sumując jedno z topowych brzmień na AVS.
PS. Lucarto też w topie, zwłaszcza z Audeze. Natomiast Feliks Envy z Susvarami…dla mnie nr 1. Po prostu zatapianie się w muzyce, bez analizy, wsłuchiwania się, porównywania. po prostu muzyka. A wizualnie Feliks…jakby go sam Michał Anioł…:)
W niedzielę zawsze gra najlepiej, bo sprzęt jest najbardziej ograny. A o Feliks Envy mamy już dwie przeciwstawne opinie. Ciekawe.
Słyszałam także wiele różnych komentarzy na temat tego zestawu. Raczej więcej negatywnych. W niedzielę miałem już możliwość bezpośrednio po sobie słuchać Susvar z DCS i Feliksem. Świetne, dokładne, przejrzyste granie z DCS. Natomiast Feliks to co pisałem wcześniej, więcej muzyki jako takiej, po prostu. Ciepło i spokój. Mój Syn, z którym się bardzo często zgadzamy co do ocen/porównań, w tym przypadku też był bardziej przekonany do brzmienia z DCS. Może się starzeję i bardziej doceniam spokój:)
Pozdrawiam Mariusz
dCS z Susvarami właśnie słucham, ale mam lepszy kabel 🙂
Tak nawiasem ten dCS był chyba na AVS nie całkiem optymalnie ustawiony.
Nie wiem czy się już pytałem, ale czy będzie recenzja tego czegoś?
https://www.q21.pl/mytek-liberty-thx-aaa-hpa.html
Nie wiem. Na razie przyjechały elektrostaty Warwick Acoustic i parę innych rzeczy, kończę recenzję dCS LINA i trzeba przed końcem roku przyznać nagrody.