Recenzja: Fulianty Audio ST-18

Eufonia

Ta ilość też jest nietypowa.

    Nie dałem rozdziałowi tytułu „Odsłuch” ani „Dźwięk”, ponieważ rzecz odnosi się do wzmacniacza o wyjątkowych aspiracjach, w dodatku lampowego. Niby to żadna nowość, niejeden taki mi się prezentował, ale przeczytawszy na stronie francuskiego dystrybutora skierowane pod jego adresem określenia NATURALNOŚĆ, PRZEJRZYSTOŚĆ, NAMACALNOŚĆ, RÓWNOWAGA i PIĘKNO postanowiłem chociaż raz wyjść poza nudną sztampę, która mi się przejadła. Tytuł więc niby na wyrost, jako że eufoniczność oznacza piękno brzmienia (zarówno w odniesieniu do formy jak i treści), ale czym, jak nie tym, winna odznaczać się muzyka wychodząca z takiego wzmacniacza, zwłaszcza że ona sama definiuje się jako przemawiająca do nas piękność dźwięków.

    Starczy już tego pojęciowego kołowrotka – co tak naprawdę usłyszałem?

   Pomiędzy słuchawkami

    To w pierwszym rzędzie, że wzmacniacz okazuje się być dobitnie różnicujący. Nic to zaskakującego w sumie, po tym poznaje się klasę. Kiedy wchodzimy na pewien poziom, rzeczy zaczynają bardziej się różnić, gdyż więcej się z nich wyciska. – W mig okazuje się, że z jednych można więcej, z innych mniej…

    Na tej zasadzie odpadły w porównaniach przywiezione przez twórcę wzmacniacza AKG K812 z okablowaniem Audiomica Laboratory i Beyerdynamic T1 V1 z okablowaniem własnym. Nie, żeby one źle grały, ani trochę z tych rzeczy, ale inne okazały się lepsze. Dlaczego inne, na to pytanie trzeba udzielić odpowiedzi dwutorowej. Według wszelkiego podobieństwa dlatego, że miały lepsze okablowanie, poza tym może lepiej pasowały do konstrukcji wzmacniacza.

    Przypomnę, że swego czasu wiele uwagi poświęciłem porównaniom AKG K812 z Beyerdynamic T1 V1 i V2 oraz Sennheiser HD 800 – niezbicie wyszło na to, że jakościowo wszystkie są równe. Lecz wówczas grały z moim wzmacniaczem i miały okablowanie Tonalium albo FAW, gdy tu jedynie HD 800 z takim, przez co rodzinnie bliską konkurencję z niemieckojęzycznego obszaru przemysłowego dość wyraźnie zdystansowały. Nie dały natomiast rady tego zrobić w odniesieniu do dużo od siebie tańszych AudioQuest NightHawk z kablem FAW, ani dużo od siebie droższych Meze Elite z okablowaniem Sulka.

Ale typowe to, że sterująca ECC88 i wysterowuje dużą triodę mocy.

    Te trzy oceniłem jako równie pasujące i równe jakościowo, ale nie na zasadzie całkowitej równości, tylko jedne z jednym utworem naj, drugie z drugim, a trzecie z trzecim. W zależności od muzycznego materiału jedne się wysuwały przed pozostałe; i tak HD 800 najudaniej prezentowały muzykę kameralną i klubową, Meze wielkosceniczną, a NightHawk były pomiędzy, ale ze zwrotem ku większym scenom.  

    Zaskoczeni? No jasne. Sam byłem zaskoczony. Lecz cóż, okazało się, że znane z wielkoscenicznych możliwości HD 800 w duecie z tym wzmacniaczem najlepiej realizują bliski kontakt dzięki bliskości pierwszego planu i największym obrazom źródeł, gdy przy NightHawk i Meze lepiej prezentuje się perspektywa i lepiej holografia. Wszystko to były jednak różnice małe – czasem wprawdzie dobrze uchwytne, lecz przy innych utworach wcale, a generalnie wybór pozostawał kwestią gustu i preferowanego repertuaru. Sam, przyznam szczerze, nie umiałbym się zdecydować. Umiem natomiast ocenić, że Meze dysponowały najdelikatniejszym dźwiękiem, co brało się z najwyżej ustawionej tonalności, która powodowała także, że brzmienia były odbierane jako mniej trójwymiarowe i jaśniejsze, ale w zamian bardziej misterne i głębiej penetrujące przestrzeń. Nie były przy tym jasne ani pozbawione trzeciego wymiaru, tylko w odniesieniu do źródeł dźwięku najbardziej zogniskowane i najgłębiej osadzone scenicznie.

   Idźmy dalej, przed nami ciekawe rzeczy. Pisaniu tej recenzji towarzyszyła bowiem najszersza z dotychczasowych gama wybitnych słuchawek, a opisane dotąd nie były tymi naj, naj z wyjątkiem jednych. Ale najpierw o innych.

   Chętnie używane przeze mnie Ultrasone T7, mające wyjątkowy fun factor wynikający z niezrównanej siły basu, ciśnieniowości, gęstości energii i niespotykanego rozpostarcia pomiędzy ekstra basem a strzelistymi sopranami, okazały się brzmieć niespecjalnie. Wzmacniacz podkreślał pewną sztuczność tych ich nadzwyczajnych przymiotów, każąc im wychodzić za przekaz w sensie jego naturalności. Nie było to dobre pasowanie, oba moje wzmacniacze współpracują z T7 lepiej. W sumie szkoda, bo te słuchawki potrafią brzmieć olśniewająco i swymi przymiotami przyćmiewać inne, poza tym, jak na zawołanie, potrzebują niewielkiej mocy (skuteczność 96 dB). Ale ich bardzo niska, 30-ohmowa impedancja, była chyba za niska, chociaż… Meze mają 32-ohmową, ale brzmieniowo są mniej ekstrawaganckie, nie tak nietypowo aranżowane. Jeszcze niższą mają NightHawk (25 Ω/100 dB), co przy ich rewelacyjnej współpracy wskazywałoby na to, że dla Fulianty Audio ST-18 liczy się nie sam poziom impedancji, a przede wszystkim naturalność. Też skuteczność.

   Skuteczność właśnie, w obu wypadkach zbyt niska, kazała niestety odrzucić HiFiMAN Susvary (83 dB/60 Ω) i Dan Clark Audio STEALTH (87 dB/23 Ω). Te ostatnie przy głośnych nagraniach bliskie były wprawdzie użyteczności, niemniej pewien deficyt dynamiki i drajwu także i wtedy się rysował; Susvary zaś, jak to one, raczyły wprawdzie wydawać charakterystyczne dla siebie melodyjne dźwięki, lecz wobec deficytu watów wyzute z witalności. Tak samo dziać się będzie z nieobecnymi w teście Abyss AB-1266, to samo działo się z T+A Solitaire P.  

Z tyłu trzy wejścia RCA, a pojedyncze wyjście to przelotka.

   Te rzeczy wiedziałem z góry, poinformowany przez twórcę wzmacniacza (ale i tak sprawdziłem), wiedziałem także co innego – że najlepiej pasują Final Audio D8000. To te właśnie naj, naj – tak mi je zaanonsowano. I nie bez racji, przy czym miałem okazję posmakować z Fulianty Audio ST-18 wszystkich trzech odmian D8000 – zwykłej, Pro i Limited Edition. (Wszystkich z parametrami 98 dB/60 Ω). Do ich charakterystyki zaraz przejdę, ale najpierw napiszę, że dwie inne pary słuchawek zagrały równie dobrze. Równymi okazały się Meze Elite po podmienieniu kabla z Sulka na Tonalium – Metrum Lab oraz Focal Utopia w nowej wersji z okablowaniem Luna Audio. (Starszej wersji nie miałem.)   

   Krótko o cechach Final D8000. Te najstarsze, bez Pro ani Limited, tonalność mają ustawioną najwyżej i są prawie bezpogłosowe. Co daje im przymiot największej otwartości, biorący się z dwóch czynników. Primo, poprzez ten brak pogłosów nie zamykają przestrzeni ścianami. Secundo, ta ich wyższa tonalność pozwala dźwiękom bardziej strzępić się na krawędziach, a mniej się dopieszczać się melodycznie, gibkimi krawędziami domykać. Ich brzmienie czerpie bardziej z natury wiatru i jednocześnie jest mniej perliste. Też odrobinę jaśniejsze oraz lżejsze wagowo. Z trzech najmniej mi się podobało we współpracy z Fulianty, zwłaszcza poprzez skromniejszy ambience. Pozostałe –  Pro i Limited – różnią się bardzo mało, i znów to różnica tonalna, lecz mniejsza. Limited są odrobinę niej ustawione od Pro, przez co odrobinę ciemniejsze i odrobinę pełniejsze. Ambience też oddają najpełniej i najlepiej panują nad basem; zdecydowanie lepiej niż te najstarsze bez przydomków, u których bas czasem żyje własnym życiem, zanadto sobie swawoli. Holografia, czucie przestrzeni i pieszczotliwość brzmienia w wydaniu tych Limited były w sumie najlepsze, ale śladowo tylko lepsze niż w Pro bez limitacji. Zarazem wszystkie trzy odmiany tryskały życiem i dźwiękową obfitością, zdumiewały czystością medium i zniewalały bezpośredniością. Bliskość kontaktu z muzyką i tej muzyki bogactwo kazały mi podziwiać zarówno własne ich możliwości, jak i talenty wzmacniacza.

   Ale w tym wszystkim Final nie były same, Meze i Focal nie okazały się gorsze.   

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Fulianty Audio ST-18

  1. Roman pisze:

    Dzień dobry. Spędziłem dużo czasu przy stoliku Final Audio / Fulianty na tegorocznym AVS. W mojej ocenie dźwięk był tam bezkonkurencyjny. Dokonywałem różnych roszad, ostatecznie tor SoulNote S3 – Fulianty – Final D8000 Limited jest tym, który wybrałbym dla siebie. Osobiście uważam D8000 za najlepsze słuchawki, których słuchałem, a Fulianty pozwolił im rozwinąć skrzydła. Robiłem też sporo porównań pomiędzy wersjami Pro i Limited i wersja Limited podoba mi się bardziej – jest w niej więcej „zwiewności”, bez takiego osadzenia w basie, jak w przypadku Pro. No i co może nie mniej ważne – cała „rodzina Fonnexa” oraz p. Rafał to wspaniali ludzie, z którymi bardzo fajnie się przez te kilka godzin spędzało czas. Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A Feliksa Envy i Lucarto Audio czasem nie słuchałeś?

      1. Roman pisze:

        Niestety nie. Ani Feliks, ani Lucarto nie mieli do odsłuchu słuchawek, które mnie interesowały, więc skupiłem się w zasadzie na stanowisku Fonnexa – już jakiś czas temu uznałem, że D8000 to słuchawki dla mnie i chciałem przede wszystkim porównać Pro z Limited. Słuchałem ich też na Ferrum oraz T+A, ale szybko można było wybrać tor SoulNote/Fulianty, jako ten zdecydownanie lepszy. Co ciekawe, kiedyś słuchałem D8000 na wzmacniaczach tranzystorowych, z którymi w mojej opinii również potrafią się bardzo dobrze zgrać (Questyle / Burson). Z drugiej strony, z Cayinem HA-300 nie potrafiły się odpowiednio otworzyć, więc tutaj był pewien niedosyt. Tak więc przed ew zakupem wzmacniacza zdecydowanie warto zrobić wycieczkę i wybrać optymalny dla siebie, bo wybór wcale nie jest taki oczywisty. Pozdrowienia!

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dzięki za odpowiedź.

  2. Sławek pisze:

    Z tego wynika, że ten Fulianty mógłby dobrze zagrać z Crosszone.
    No i z Quad ERA-1 też…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jak dowiedziałem się ostatnio, dystrybutor tymi Quad w dalszym ciągu nie dysponuje. Osobliwe.

  3. Mariusz pisze:

    Dla mnie Fulianty i Final grało jeszcze lepiej w niedzielę, z gramofonem Nobumasy ( bodajże stary Technics, jeśli dobrze pamiętam). Wszystko było lżejsze, bardziej zwiewne. Z SoulNote bardzo gęste, wręcz przytłaczające dźwiękiem ( co nie znaczy źle, ale dla mnie za potężnie). Rozmawiałem z konstruktorem wzmacniacza, który sugerował w takim przypadku ewentualną zmianę lamp. Możliwe też, że na taki odbiór miał wpływ czas odsłuchu ( sobota dużo słuchania, zmęczenie, przez to wyczulony czy też już przeczulony mój słuch na dźwięki). Sumując jedno z topowych brzmień na AVS.
    PS. Lucarto też w topie, zwłaszcza z Audeze. Natomiast Feliks Envy z Susvarami…dla mnie nr 1. Po prostu zatapianie się w muzyce, bez analizy, wsłuchiwania się, porównywania. po prostu muzyka. A wizualnie Feliks…jakby go sam Michał Anioł…:)

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W niedzielę zawsze gra najlepiej, bo sprzęt jest najbardziej ograny. A o Feliks Envy mamy już dwie przeciwstawne opinie. Ciekawe.

      1. Mariusz pisze:

        Słyszałam także wiele różnych komentarzy na temat tego zestawu. Raczej więcej negatywnych. W niedzielę miałem już możliwość bezpośrednio po sobie słuchać Susvar z DCS i Feliksem. Świetne, dokładne, przejrzyste granie z DCS. Natomiast Feliks to co pisałem wcześniej, więcej muzyki jako takiej, po prostu. Ciepło i spokój. Mój Syn, z którym się bardzo często zgadzamy co do ocen/porównań, w tym przypadku też był bardziej przekonany do brzmienia z DCS. Może się starzeję i bardziej doceniam spokój:)
        Pozdrawiam Mariusz

        1. Piotr+Ryka pisze:

          dCS z Susvarami właśnie słucham, ale mam lepszy kabel 🙂

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Tak nawiasem ten dCS był chyba na AVS nie całkiem optymalnie ustawiony.

  4. Alucard pisze:

    Nie wiem czy się już pytałem, ale czy będzie recenzja tego czegoś?
    https://www.q21.pl/mytek-liberty-thx-aaa-hpa.html

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wiem. Na razie przyjechały elektrostaty Warwick Acoustic i parę innych rzeczy, kończę recenzję dCS LINA i trzeba przed końcem roku przyznać nagrody.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy