Recenzja: Fulianty Audio ST-18

Eufonia cd.

Gniazdo słuchawkowe jest jedno.

   Najpierw o Meze Elite, o których już pisałem, że z kablem Sulka okazały się równie świetne jak doskonale pasujące Sennheiser HD 800, ale ten kabel uspokaja i nacisk kładzie na melodyjność, najlepiej więc będzie się sprawdzał przy wzmacniaczach z naddatkiem mocy. Dopilnuje braku zniekształceń i poskromi wyrywność, natomiast z idealnie pasującym mocą Fulianty Audio ST-18 lepiej sprawdził się kabel Tonalium, podkreślający bujność brzmienia. Wyzwolone z przewagi melodyjności nad żywością dopędziło popisowe brzmienia Finali, a porównując je uważnie z pozostawionymi do porównań D8000 Limited zdiagnozowałem duże podobieństwo. Meze oferowały odrobinę większe dociążenie i dalszy plan pierwszy, w fakturowaniu były zaś trochę surowsze, mocniej akcentując wszelkie szorstkości. Nie ferowały natomiast tak całkowitej otwartości, ale tą samą bezpośredniość i w zamian za otwartość mocniej obecną scenerię oraz mocniejsze tarcie mniej gładkimi fakturami uszu. Wszystko to, za wyjątkiem większego oddalenia od pierwszego planu, było jednak z gatunku różnic się nie narzucających; dopiero w razie muzycznego materiału o wybitnie różnicującym charakterze (ludzkie głosy), można było jeszcze usłyszeć, że Meze mocniej obramowują dźwięki krawędziami i bardziej eksponują melodykę, podczas gdy Final brzmienia pozostawiają bardziej otwartymi i wyższą tonalnością odmładzają, dodając im świeżości i polotu w zamian za pełność i dojrzałość. Jeden i drugi typ traktowania głosów bardzo mi się podobał, trudno byłoby mi wybrać, zostawiam to bez rozstrzygnięcia.

    Ostatnie z trójki najlepiej pasujących to nowe Focal Utopia. Pewien byłem, że będą pasowały, toteż ich przyjazd zorganizowałem. Przybyły jako ostatnie i godnie zastąpiły Ultrasone T7, oferując dźwięk o największej spośród trójki najlepiej pasujących gładkości, najgęstszy i najbardziej basowy. Poprzez to ostatnie też najciemniejszy, aczkolwiek ta różnica też należała do pomijalnych, jako w kategoriach absolutnych niewielka. Na pewno mocniej od sposobu oświetlania wyróżniało Focale to, że najbardziej domykały i dopieszczały brzmienia melodyką,  jednocześnie najwyraźniej uobecniając scenerię. Poza tym były najcieplejsze. Ciepłe jednak znowu śladowo – minimalnie tylko cieplejsze od tamtych, podobnie jak minimalnie ciemniejsze, za to z brzmieniem zauważalnie cięższym, masywniejszym, pełniejszym.

Zdolne napędzać słuchawki o skuteczności nie mniejszej niż 94 dB.

   Żadnej pod tym względem przesady, ale jeśli ktoś lubi akcent na dociążenie, to na pewno Focale; a kiedy ceni zwłaszcza otwartość i swobodę wypływu, to któreś z trójki Final. Meze natomiast ciężarowo i klimatycznie ulokowały się pomiędzy, jednocześnie w swoich produkcjach najmocniej akcentując chropawość faktur, chrypki, wszelką inną surowość dźwięku. Wraz z czym wydały mi się najbardziej naturalne i gdybym już musiał wybierać, to dla siebie do wzmacniacza Fulianty dobrałbym Meze Elite z Tonalium. (Pytaniem pozostaje, jak miałaby się do tego wszystkiego niedawno jeszcze obecna na rynku flagowa Audio-Technica ATH-L5000. Przyznam, mocno mnie to intryguje.)

Pomiędzy wzmacniaczami

    Pora nareszcie na porównania pomiędzy wzmacniaczami. Odnośnie których trzeba na wstępie zauważyć, że się odnoszą do oferujących podobną moc oraz szerokie spektrum dopasowania do impedancji; obu także lampowych OTL single-ended w klasie A. Wszakże lampowych w różny sposób. Kiedy z uwagi na lampowy stopień zasilania ASL Twin-Head posługuje się aż pięcioma parami, Fulianty Audio ST-18 wystarczają trzy lampy pojedyncze. Jednak on też finalne wzmocnienie powierza dużej triodzie z gatunku takich o stosunkowo najmniejszej mocy. Oprócz tego taka różnica, że Twin-Head nie ma kondensatorów w ścieżce sygnału, a Fulianty ma pojedynczy – ale bardzo specjalny, wzięty z zasobu zaawansowanej technologii militarnej. Ma także zwykły potencjometr Alpsa, a Twin-Head oryginalnie też miał taki, zastąpiony sporym nakładem kosztów parą krokowych DACT. Mimo tych oraz  innych jeszcze różnic oba wzmacniacze okazały się absolutnie ciche, w żadnym brum nie zaistniał nawet przy potencjometrze na max. Same zaś brzmienia okazały się tak podobne, jak te oferowane przez najlepiej pasujące słuchawki. Twin-Head wystąpił tutaj w roli takiego z niższym i gęstszym, także ciemniejszym i pełniejszym. Ale znów to były różnice tak małe, że w sumie nieistotne. Jedyna istotniejsza odnośnie samego stylu.

Więc też niektóre planarne.

    Pod jego względem Fulianty Audio ST-18 podobny był do słuchawek Final, gdy Twin-Head do Focali. Fulianty oferował bardziej otwartą i strzępioną definicję dźwięków; Twin-Head zaś gładsze wykończenie i większą melodyjność. Z uwagi na to w Fulianty Audio większe wrażenie robiła czystość medium, w Twin-Head melodyjne dopieszczanie. Pomimo tej różnicy stylistycznej także swojemu wzmacniaczowi dobrałbym za optymalnego partnera słuchawki Meze Elite z kablem Tonalium; niewykluczone że dlatego, iż to z nimi nastrojowość była najbardziej refleksyjna, smak brzmienia najbardziej wytrawny, naturalność najbardziej szorstka.

Fulianty Audio ST-18 bez porównań

    Wzmacniacz jest zdumiewająco dobry, zwłaszcza pod względem otwartości, czystości i naturalizmu brzmienia. Nic nie ma w sobie z lampowego upiększania i nic z tranzystorowych uproszczeń. Oferuje czysty realizm na bazie cech wymienionych oraz wyrafinowania, różnorodności, szybkości i dynamiki dźwięku. Jego bezpośredniość uderza i nie przyczepisz do niej żadnego „ale”. Pasujące słuchawki plus on i dobre źródło – cała muzyka nasza. Tak bez żadnego kompromisu – wręcz przeciwnie – nasza powyżej oczekiwań.

    Tą bezpośredniość i otwartość znamionuje przynależność do szczytów; nie da się jeszcze bardziej bezpośrednio i jeszcze bardziej otwarcie na słuchawkach; można jedynie te zalety ozdabiać dodatkowymi wartościami. Te zaś będą zależeć bardziej od reszty toru niż samego wzmacniacza, zwłaszcza od źródła i słuchawek. Możemy poprzez ich wybór dobierać stylistyki melodyjniejsze lub surowsze, ciemniejsze lub jaśniejsze, bliżej lub dalej lokujące wykonawców. Lecz jakiej byśmy nie dobrali, otwartość i bezpośredniość uderzy, tak samo jak obrazowość scenerii, bogactwo samych dźwięków i natężenie emocjonalnego tła. Wzmacniacz zbiera z nagrania muzykę do ostatniego okruszka i rozdmuchuje ją na magiczną przestrzeń, rozdmuchuje ją pięknie. Poczucie piękna nieodłącznie towarzyszy słuchaniu, piękna biorącego się z autentyzmu. A poczucie spełnienia? Ono miesza się z niespełnieniem, bowiem chce się więcej i więcej – nie można tak się tym nasycić, żeby miało się dosyć.  

Które wypadają rewelacyjnie.

    Przesadzam z tym chwaleniem? Nie, wcale nie przesadzam. Wielość podobnych opinii oraz wielość słuchawek, przez które można to usłyszeć, potwierdzają stan rzeczy. Oto wzmacniacz nietani, ale z samego topu i niedrogi w eksploatacji (tanie lampy). Odcinający się wyglądem od sztampy aluminiowo-chromowego luksusu, odwołujący się do estetyki cechującej także słuchawki Abyss. (Które prądowo nie pasują, a szkoda.)

    Tak więc Fulianty Audio ST-18 wyróżnia się podwójnie – dręczy konkurencję jakością, urąga jej wyglądem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: Fulianty Audio ST-18

  1. Roman pisze:

    Dzień dobry. Spędziłem dużo czasu przy stoliku Final Audio / Fulianty na tegorocznym AVS. W mojej ocenie dźwięk był tam bezkonkurencyjny. Dokonywałem różnych roszad, ostatecznie tor SoulNote S3 – Fulianty – Final D8000 Limited jest tym, który wybrałbym dla siebie. Osobiście uważam D8000 za najlepsze słuchawki, których słuchałem, a Fulianty pozwolił im rozwinąć skrzydła. Robiłem też sporo porównań pomiędzy wersjami Pro i Limited i wersja Limited podoba mi się bardziej – jest w niej więcej „zwiewności”, bez takiego osadzenia w basie, jak w przypadku Pro. No i co może nie mniej ważne – cała „rodzina Fonnexa” oraz p. Rafał to wspaniali ludzie, z którymi bardzo fajnie się przez te kilka godzin spędzało czas. Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      A Feliksa Envy i Lucarto Audio czasem nie słuchałeś?

      1. Roman pisze:

        Niestety nie. Ani Feliks, ani Lucarto nie mieli do odsłuchu słuchawek, które mnie interesowały, więc skupiłem się w zasadzie na stanowisku Fonnexa – już jakiś czas temu uznałem, że D8000 to słuchawki dla mnie i chciałem przede wszystkim porównać Pro z Limited. Słuchałem ich też na Ferrum oraz T+A, ale szybko można było wybrać tor SoulNote/Fulianty, jako ten zdecydownanie lepszy. Co ciekawe, kiedyś słuchałem D8000 na wzmacniaczach tranzystorowych, z którymi w mojej opinii również potrafią się bardzo dobrze zgrać (Questyle / Burson). Z drugiej strony, z Cayinem HA-300 nie potrafiły się odpowiednio otworzyć, więc tutaj był pewien niedosyt. Tak więc przed ew zakupem wzmacniacza zdecydowanie warto zrobić wycieczkę i wybrać optymalny dla siebie, bo wybór wcale nie jest taki oczywisty. Pozdrowienia!

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Dzięki za odpowiedź.

  2. Sławek pisze:

    Z tego wynika, że ten Fulianty mógłby dobrze zagrać z Crosszone.
    No i z Quad ERA-1 też…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jak dowiedziałem się ostatnio, dystrybutor tymi Quad w dalszym ciągu nie dysponuje. Osobliwe.

  3. Mariusz pisze:

    Dla mnie Fulianty i Final grało jeszcze lepiej w niedzielę, z gramofonem Nobumasy ( bodajże stary Technics, jeśli dobrze pamiętam). Wszystko było lżejsze, bardziej zwiewne. Z SoulNote bardzo gęste, wręcz przytłaczające dźwiękiem ( co nie znaczy źle, ale dla mnie za potężnie). Rozmawiałem z konstruktorem wzmacniacza, który sugerował w takim przypadku ewentualną zmianę lamp. Możliwe też, że na taki odbiór miał wpływ czas odsłuchu ( sobota dużo słuchania, zmęczenie, przez to wyczulony czy też już przeczulony mój słuch na dźwięki). Sumując jedno z topowych brzmień na AVS.
    PS. Lucarto też w topie, zwłaszcza z Audeze. Natomiast Feliks Envy z Susvarami…dla mnie nr 1. Po prostu zatapianie się w muzyce, bez analizy, wsłuchiwania się, porównywania. po prostu muzyka. A wizualnie Feliks…jakby go sam Michał Anioł…:)

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W niedzielę zawsze gra najlepiej, bo sprzęt jest najbardziej ograny. A o Feliks Envy mamy już dwie przeciwstawne opinie. Ciekawe.

      1. Mariusz pisze:

        Słyszałam także wiele różnych komentarzy na temat tego zestawu. Raczej więcej negatywnych. W niedzielę miałem już możliwość bezpośrednio po sobie słuchać Susvar z DCS i Feliksem. Świetne, dokładne, przejrzyste granie z DCS. Natomiast Feliks to co pisałem wcześniej, więcej muzyki jako takiej, po prostu. Ciepło i spokój. Mój Syn, z którym się bardzo często zgadzamy co do ocen/porównań, w tym przypadku też był bardziej przekonany do brzmienia z DCS. Może się starzeję i bardziej doceniam spokój:)
        Pozdrawiam Mariusz

        1. Piotr+Ryka pisze:

          dCS z Susvarami właśnie słucham, ale mam lepszy kabel 🙂

        2. Piotr+Ryka pisze:

          Tak nawiasem ten dCS był chyba na AVS nie całkiem optymalnie ustawiony.

  4. Alucard pisze:

    Nie wiem czy się już pytałem, ale czy będzie recenzja tego czegoś?
    https://www.q21.pl/mytek-liberty-thx-aaa-hpa.html

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wiem. Na razie przyjechały elektrostaty Warwick Acoustic i parę innych rzeczy, kończę recenzję dCS LINA i trzeba przed końcem roku przyznać nagrody.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy