Recenzja: oBravo HAMT Signature

Brzmienie cd.

Przy odtwarzaczu

Lampy dla tych oBravo lampy.

Zmieniło się i nie zmieniło. Zmieniło to, że nikt nie był faworyzowany, nie zmienił wysoki poziom. A właściwie, to zmienił – na jeszcze wyraźnie wyższy. Nowy odtwarzacz Ayona (tu w wersji Signature) robi świetną robotę za rozsądne jeszcze pieniądze, a w ramach tego może podać na wyjściu sygnał 6V, który do Twin-Head w roli wzmacniacza słuchawek planarnych pasuje lepiej od niższego standardu 2-3V. To dawało się odczuć, energia wartko płynęła. Odnośnie samych słuchawek, to ustawiły się w równą linię na jakościowej skali. Na jednym jej stylistycznym skraju Meze, mające najsłabsze zejście, nie lepsze ani nie gorsze ładnie skomponowane z resztą pasma soprany i przede wszystkim uwodzicielsko trójwymiarowe całe brzmienie, w tym wyjątkowo ujmujące wokale z dodatkiem nutki ciepła. Względem sytuacji przy komputerze wyraźnie zyskały w każdym aspekcie, doskonale dopasowały też do lamp oraz pojawiło się coś, czego poprzednio nie było – wyraźnie odczuwany dodatkowy ładunek tlenu. Jeżeli powiem, że grały oszałamiająco, na pewno nie przesadzę. Na drugim skraju stylistycznym oBravo. Dysponujące zdecydowanie niższym zejściem, nieco ciemniejszym i bardziej gęstym brzmieniem, a także lepszą kontrolą dźwięku w zamian za mniej popisywania się. Styl zdecydowanie bardziej profesjonalny, chociaż w pełni do uświadomienia sobie tego dopiero przy porównaniach. Nie dziwota, bo grały wyczynowo pod każdym względem, a zatem też pod względem czaru. Kontakt z żywymi ludźmi jeszcze modniejszy, ale nie mniej imponująca całościowa potęga brzmienia. To jedyne znane mi słuchawki grające równie potężnie jak Ultrasone E7 & E9 plus ich wznowienie Tribute 7. W każdym razie jedyne spośród słuchawek przylegających do głowy.

Najlepiej duże triody.

To prawda, że wiele można wskazać takich, które nieznacznie tylko ustępują, ale gdy grzmią oBravo potężnym basem i przygniatają całościową mocą, jasnym jest, że to ewenement. Podobnie jak u wspólnie z nimi dzierżących palmę pierwszeństwa Ultrasone, potęga ta nie łączy się z utratą kontroli w żadnym zakresie pasma. Ekstremalne basowe zejścia niemalże rozsadzają komory, ale sam dźwięk się nie wynaturza. Przeciwnie, zachowuje prawdziwą postać i tym imponuje najbardziej. Ale imponuje też drugim skrajem, niecodziennymi sopranami z tweeterów AMT. Sprawiających, że względem Meze i Ultrasone sopran oBravo jest równie ekspansywny, ale nie jest rozjaśniający i jest lepiej kontrolowany. Jego tonacja barwna okazuje się bliższa rzeczywistej i chyba głównie dzięki temu możemy mówić o oBravo, że grają dźwiękiem artystycznym w manierze profesjonalnej. Wyraźnie lepiej przy tym pasują do do nich wzmacniacze lampowe, potrafiące dawać im więcej przestrzeni, wilgoci i nastroju. Często też więcej basu, ale to mniej istotne, czasami wręcz przeszkadza. Tu jednak, przy Twin-Head, były same zachwyty – nie większe ale też i nie mniejsze niż podczas słuchania Meze. Grało natomiast prawdziwiej, dźwięk mniej się popisywał, ale też mniej swawolił. Oczywiście gust może podpowiadać te lub te, ale inżynier dźwięku na pewno wybrałby oBravo. Co do mnie zaś, to nie będąc inżynierem pozostawałem w kropce. Na szczęście mam te swoje Ultrasone, które lądowały na stylistycznym środku. Popisywały się mniej od Meze, lecz bardziej od oBravo. Może nawet nie tyle bardziej popisywały, co oferowały większą ekstensję, dzięki większemu mieszaniu się sopranów z pozostałymi częściami pasma. Sopranów przy tym jaśniejszych oraz cieńszych, ale bardziej pienistych. Jeszcze bardziej pieniste zjawiały się przy Meze, ale tam trochę brakowało basu. U Ultrasone natomiast obfitość (co było do przewidzenia), ale soprany nie trzymane w ryzach jak u oBravo, co miało dobre i złe strony. Złe, gdyż cierpiał na tym profesjonalizm; dobre, ponieważ zyskiwał popis. Przyjemnie było percypować ultrasonowe obłoczki i łuny, przyjemnie przyglądać się, jak powiększają obszar dźwięku. Ale cóż, z tych samych utworów brane soprany w reprodukcji oBravo miały na pewno lepszą barwę i kontrolę.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy