Recenzja: oBravo HAMT Signature

„The supreme collection, that puts you in a live concert hall”

Tak ostatnio się składa, że recenzje doskakują na przemian do rzeczy drogich lub tanich, jakby środek nie istniał. Albo niedrogie słuchawki od Sennheisera i Takstara, albo super drogi kondycjoner od Unicorn Audio i teraz te oBravo. Bo wyjaśnijmy sobie – za to hasłowe przenoszenie do koncertowych sal tajwańskie oBravo życzy sobie dwadzieścia cztery tysiące złotych. Bez tradycyjnej jednej złotówki, ale tym mnie lepiej nie złośćcie, bo sobie pójdę.

oBravo dla nas nie pierwszyzna; w 2015 recenzowałem szczytowy wówczas model HAMT-1, który – jako że to zamierzchła już przeszłość – kosztował tylko sześć pięćset. W wymiarze wzrostu cen poszliśmy daleko naprzód i teraz to by było prawie tanio, a wtedy było drogo. Nie będę tematyki wzrostu cen raz enty komentował, niech rzeczywistość robi co chce, gdzieś ją to zaprowadzi. Jej zdaniem, a dokładniej tym razem zdaniem oBravo, jest to efekt wysiłków w dążeniu do perfekcji – którą to perfekcyjnością od zewnątrz i od środka zaraz się bliżej zajmiemy, a teraz tylko słowo przypomnienia o producencie i akronimie HAMT.

„H” znaczy w tym wypadku „Hybrid”, czyli konstrukcję mieszaną, bo jeden przetwornik jest dynamiczny, a drugi AMT. Trzy te litery to coś z repertuaru audiofilskiej klasyki – technologia Air Motion Transformer to przetwornik nie w kształcie wibrującej membrany (jak u elektrostatów, dynamików i słuchawek planarnych), tylko w postaci harmonijki. Poskładanej z pasków mylaru lub kaptonu i podzielonej na zakładki nitkami przewodnika, najczęściej z aluminium. Całość zawisa w polu magnetycznym i w zależności od polaryzacji rozdyma się lub kurczy, ssąc lub wypychając powietrze na podobieństwo miecha. Efektem dźwięk powstający w płaszczyźnie poprzecznej do kierunku ruchu, mający inną mechanikę propagacji.

Przetworniki o tej budowie wymyślił w latach 60-tych i opatentował w 70-tych inżynier Oskar Heil (1908-1994), niemiecki wynalazca osiadły po II wojnie w USA. Pierwsze takie konstrukcje wyprodukowało jeszcze w latach 70-tych ESS z Kalifornii, a później dołączyły JET, Adam i Precide. Obecnie wciąż oferuje je Precide, a oprócz niego Eton, Martin Logan, Mundorf, FAL oraz RAAL. Znajdziemy pośród nich przetworniki elektroakustyczne wszystkich trzech rodzajów – wysoko, średnio i nisko tonowe, jak również słuchawkowe. Z całościową konstrukcją tego rodzaju mieliśmy do czynienia w słuchawkach RAAL SR1a i był to, że przypomnę, przypadek nie byle jaki. U oBravo jest to natomiast ponownie stan mieszany, co do składników identyczny jak w zrecenzowanych HAMT-1.

I słowo o samym oBravo. Firma lokuje się w Tajpej – trzymilionowej metropolii stołecznej i zarazem centrum technologicznym Tajwanu. oBravo zaś to słuchawkowa marka wchodząca w skład Stymax International Co. Ltd., konsorcjum firm elektronicznych należących do Davida Tenga. Konsorcjum powstało w 2005 i ma ambicję zawojować świat, co wcale nie jest w zwariowany sposób optymistyczne, bo jeśli macie komputer, to większość jego podzespołów pochodzi prawdopodobnie z Tajwanu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy