Recenzja: oBravo HAMT-1

Brzmienie cd.

I faktycznie - grają jak żadne inne słuchawki, z którymi mieliśmy do czynienia.

I faktycznie – grają jak żadne inne słuchawki, z którymi mieliśmy do czynienia.

   Cóż rzec? Właściwie z czymś takim mieliśmy już do czynienia, a jedynie nie w takim rozmiarze. Opisywałem swego czasu słuchawki także mające znakomicie wyraźny pierwszy plan, a za nim w dali basową łunę niedopowiedzeń, a były nimi, jak być może niektórzy pamiętają, Grado GS1000. Nie mam ich i dlatego bezpośredniego porównania nie będzie, ale oba style są bardzo zbliżone, niemniej nie identyczne. A to głównie z tej racji, że dawne flagowe Grado stwarzają całościowo atmosferę bardziej artystyczną i bardziej mroczną. Klimat mają na poły rembrantowski, z dominującym światłocieniem i dużym udziałem posępnej warstwy skojarzeń. Patos, nostalgia, groza i zaduma to bardzo częste u nich nastroje. Natomiast oBrawo są bardziej trzeźwe i na pewno bardziej radosne. Ich brzmienie jest żywe i żwawe, sumarycznie będąc o wiele weselszym i jaśniejszym nawet niż u HD 800, a co dopiero GS1000. A jednak także posiadają owo niezwykłe tło, które u nich nie buduje w tak dużym stopniu nastroju powagi i grozy, natomiast wnosi ogromny wkład do wagi samego dźwięku i do tego jak bardzo konkretny się on okazuje. Wyrażając się bardziej potocznie i obrazowo można powiedzieć, że tu sobie ktoś śpiewa na pierwszym planie – ktoś stojący w oddaleniu, a więc niezbyt duży – a za nim i wkoło niego bas wali przeogromny, o ile tylko towarzyszy temu soliście czy ansamblowi jakikolwiek składnik basowy. Kiedy ów wokalista akompaniuje sobie samą gitarą, jak na przykład Faina Nikolas śpiewając Bubliczki, to ani byś pomyślał, że to jakieś niezwykłe słuchawki. Pomyślałbyś oczywiście, że są świetne, bo super wyraźnie i melodyjnie grają, a soprany i średnicę mają w pełnym wymiarze high-endowe, ale nigdy byś się nie domyślił, jaki tam bas z tyłu się chowa i ci może przygrzmocić. Ale kiedy puścisz jakiś Dire Straits czy Van Halen, dowiadujesz się o tym natychmiast i musisz zbierać zęby z podłogi.

Ale jest wielki problem - bo ciężko powiedzieć, czy to brzmienie jest dobre czy nie...

Ale jest wielki problem – bo ciężko powiedzieć, czy to brzmienie jest dobre czy nie…

Generalnie z tym basem są perypetie, a konkretnie z jego kontrolą i oceną. Z jednej strony schodzi piekielnie nisko, jest wszechobecny i na całej scenie aż po horyzont rozlany, z drugiej ma postać niezdefiniowaną, bardzo trudną do ocenienia.

Z ASL Twin-Head

Darujemy sobie już inne słuchawki, a z analizą tego basu przeniesiemy się w okolice toru bardziej tradycyjnego; mającego źródło w postaci odtwarzacza oraz lampowy wzmacniacz.

Często można napotkać opinie, że wzmacniacze lampowe bas mają słabszy od tranzystorowych, i to nawet zdecydowanie. Jednak podzielenie takiej opinii na podstawie mojego lampowca jest całkiem niemożliwe. Wiele już razy dowodził, że bas od tranzystorowego ma potężniejszy (choć nie w przypadku każdych słuchawek), tak więc żadne uogólnienia o basowej przewadze tranzystorów nie są możliwe. Ale nie o to chodzi, tylko o fakt, że bas tych oBravo z Twin-Head okazał się już zdecydowanie przedobrzony, wręcz monstrualny. Zupełnie jakby posiadał osobny potencjometr i ten potencjometr ustawiony został na dużo wyższy poziom. Lecz gdyby nawet, to i tak nie oddaje to całokształtu. Albowiem bas ten stanowił całe tło i niósł się swoim ogromem zalewając całą scenę, a więc coś na kształt tej szalejącej powodzi okalającej wysepkę z wykonawcami, o której pisałem na samym początku. A wcale nie jest łatwo ocenić sytuację, kiedy na przykład wokalistka śpiewa jakiś klasyk muzyki rozrywkowej, a w tle słychać gitarę basową, kontrabas i perkusję, które jej śpiew brzmieniowo niemal przytłaczają, a już na pewno nie są jedynie tłem i wtórowaniem. Na Sennheiserach HD 800 i OPPO PM-2 takim wtórowaniem były, ale nie z oBravo.

Albo inaczej - jest tak inne, że nie idzie go porównać z innymi flagowymi słuchwkami .

Albo inaczej – jest tak inne, że nie idzie go porównać z innymi flagowymi słuchwkami .

W sumie to kwestia aranżu i realizacyjnego podejścia. Perkusja w realu na pewno jest głośniejsza do wokalisty nie wspieranego mikrofonem i wzmacniaczem, a ustawienie gitary basowej może być dowolne. Istnieje natomiast i poprzez niezliczone sytuacje odtwórcze zakodowane zostało w naszej świadomości przeświadczenie, że tego rodzaju produkcje muzyczne powinny eksponować wokalistę jako postać główną – linię melodyczną oraz narrację słowną prowadzącą – a reszta powinna być raczej tłem. No więc u oBravo ta reszta tłem nie jest. Jest równoważna, a to łamie odtwórczy kanon. Wszakże tu nie chodzi jedynie o głośność, ale także o postać dźwięku. Mianowicie to coś basowe, bardzo tu głośne, nie jest dokładnie zdefiniowane i zawęźlone. Uderzenia pałeczek w bębny oraz szarpnięcia strun gitar basowych i kontrabasu nie mają charakteru punktowego, który ewentualnie potem mniej czy bardziej niesie się w przestrzeń, tylko są od początku rozpostarte na całą przestrzeń, tak więc gdyby ktoś chciał być złośliwy albo krytyczny, mógłby powiedzieć, że są rozmazane. Ale można to także nazwać ekstensją, bowiem od samego momentu uderzenia czy szarpnięcia pokazuje się dźwięk rozległy i w pogłos natychmiast przechodzący, a nie punktowy i dopiero ekspandujący. Doskonale to słychać przy każdym rodzaju bębnienia, a także dobrze było widoczne w tym stale przywoływanym przeze mnie koncercie Pepe Romero, do którego wciąż wracam, ale są nagrania szczególnie wyraźnie pewne rzeczy obrazujące. Na innych słuchawkach obecne tutaj tupnięcia to był dźwięk podeszwy buta uderzającej o deski sceny z charakterystycznym pomieszaniem trzasku wyższego zakresu z dudnieniem niskich. Natomiast u oBravo (chociaż nie mają one żadnych sopranowych ubytków, a przeciwnie, soprany bogate i przepiękne) był to sam jeno łomot całej pobudzonej tupnięciem estrady, wypełniający po brzegi salę. Odcięcie wysokich składowych tupnięcia czy uderzenia pałeczki w werbel mają te słuchawki z niektórymi wzmacniaczami zupełne, a to daje zupełnie inny obraz niskich częstotliwości, który z uwagi na swój ogrom posiada niezaprzeczalny powab, jednak o coś zarazem niewątpliwie jest zubożony. Stąd wniosek, że zszycie głośnika wysokotonowego AMT ze średnio/niskotonowym dynamicznym nie zostało tutaj przeprowadzone perfekcyjnie i jest tam gdzieś luka, która na wykresach powinna być dobrze widoczna, przy czym siła akustyczna niskich częstotliwości jest zdecydowanie większa niż na jakichkolwiek innych słuchawkach.

A przynajmniej tak jest w systemach stacjonarnych.

A przynajmniej tak jest w systemach stacjonarnych.

Tak w każdym razie się dzieje w przypadku wzmacniaczy lepiej przystosowanych do obsługi słuchawek o wysokiej impedancji, czyli takich stacjonarnych wielorybów jak Twin-Head. Zważywszy zarazem, że są te oBravo przeznaczone przede wszystkim do sprzętu przenośnego, trudno mieć o to do nich pretensję. Tak czy inaczej w muzyce symfonicznej dawało to efekt wypełniania filharmonii bliżej nieokreślonym grzmotem, stanowiącym potężne tło dla partii smyczkowych czy instrumentów dętych, a w muzyce popowej to co u innych było jedynie słabymi akcentami gitary basowej i kontrabasu, u oBravo stawało się równoważnym dla wokalu, bardzo donośnym składnikiem.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: oBravo HAMT-1

  1. Maciej pisze:

    Hm, albo prototyp ewoluował albo był źle napędzony kiedy miałem go na uszach. Bo wrażenia odmienne 🙂

    1. Maciej pisze:

      Albo tradycyjnie, winny pośpiech…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Można przyjechać i zweryfikować, są jeszcze u mnie. A potem wrócą pewnie do Warszawy. A niezależnie od tego czy tamtego te bass-refleksy miały pewnie inaczej ustawione – prawdopodobnie otwarte.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Jeżeli były słuchane na stoisku obravo to niestety ale na 90% miały otwarte wszystkie dziury.
      Producent zostawia zabawę z zatyczkami dla użytkowników.

  2. AAAFNRAA pisze:

    Wygląda na to, że są one celowo strojone pod przenośne grajki, a „solidne” wzmacniacze słuchawkowe tylko degradują dźwięk. Pewnie ukłon w stronę młodszej klienteli, która będzie używać przenośnych odtwarzaczy i komputerowego audio. Ciekawe jakby zagrały z Hugo? To mogą być jedne z nielicznych, jeżeli nie jedyne, słuchawki, które bardzo dobrze zagrają podłączone bezpośrednio do komputera…
    Z tego co wyczytałem, to będą niedługo dostępne tańsze modele: HAMT-2 € 1199; HAMT-3 € 699 Ten ostatni o ponad połowę tańszy od bohatera recenzji. Ciekawe na czym zaoszczędzili?
    Na stronie producenta są też inne hybrydy z planarnym tweeterem 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie mam już Hugo, nie ma jak sprawdzić. A szkoda.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Z tego co widziałem to chyba hamt-1 będą jedynymi rozbieralnymi modelami które będzie można stroić przez zestaw zatyczek.
      hamt-3 ma chyba też mniejsze głośniki, przynajmniej tak mi się wydaję jak widziałem na zdjęciach.

  3. lord pisze:

    Czy jest przewidziany test Schiit audio Ragnarok?
    Podobno to bardzo dobry wzm. słuchawkowy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Obecny dystrybutor wycofuje się z Schiita. Ale mogę zapytać.

      1. Maciej pisze:

        A nie wiesz dlaczego?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wiem. Schiit stawia na sprzedaż bezpośrednią i nie zależy mu na dystrybutorach. Inaczej mówiąc, nie daje zarobić.

  4. Konrad Obravo pisze:

    Gratuluję, chyba najlepsza jak dotąd recenzja tych słuchawek.
    Sam zestawiając je z innymi mam problem jak się do nich odnieść, jednak jedno jest pewne grają one zupełnie inaczej od reszty stawki. Jak ktoś szuka kolumnowego, monstrualnego grania ze świetną sceną i wyśmienitą górą, oraz monstrualnym dołem to znajdzie to właśnie w obravo hamt-1.
    Ja jak już wcześniej pisałem sparowałem je ze świetnym rezultatem z vioelectric hpa v281.
    Jak dla mnie parowanie ich z lampą nie ma najmniejszego sensu ,a potrzebny jest jasny, szeroko grający, tranzystor który odejmuje z dołu więcej niż dodaje.

  5. Szymon pisze:

    Mnie słuchawki niczym nie urzekły. Pobrudzily mi jedynie skórzaną kanapę kiedy to wygrzewaly się i na chwilę zostawiłem słuchawki padami do kanapy…. Przy takiej cenie słuchawek to niedopuszczalne. Dźwiękowo odebrałem je zupełnie inaczej i słuchawki oceniam jako bardzo słabe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy