Odsłuch cd.
oBravo HAMT-1
Tośmy się nachwalili poprzedników, bo rzeczywiście z tymi flagowymi klocami od Audio-gd się popisywali, a teraz pora skoncentrować uwagę na przedmiocie recenzji, korzystając z odniesień do tamtych.
Muszę zacząć od tego, że żadne słuchawki z jakimi miałem do czynienia, a miałem z niejednymi, nie sprawiły mi takich trudności z oceną i żadnym nie poświęciłem tak wiele uwagi. Naprawdę są trudne do ocenienia i dlatego nie dziwię się, że oceniane bywają różnie. Nie brakuje opinii entuzjastycznych, ale na przykład producent wzmacniaczy słuchawkowych Headroom i autor słuchawkowego bloga InnerFidelity – Tyll Hertsens – ocenił je jako nic specjalnego i nic do świata słuchawek nie wnoszącego. Ale czy rzeczywiście? Czy te podwójne przetworniki, w tym jeden AMT, nic nam nowego nie oferują?
Kwestia ta jest mocno problematyczna tak naprawdę z jednego tylko powodu. Otóż flagowe słuchawki oBravo na pewno wnoszą coś nowego, nie jest natomiast łatwo wycenić tę nowość. Więcej, to jest cholernie trudne.
Zacznę raz jeszcze, tym razem od tego, że przez kilka dni już po tej ostatniej przemianie z różnymi wzmacniaczami ich słuchałem – i gdybym się ograniczył tylko do wzmacniacza Audio-gd, niczego prawdopodobnie bym już nie zmienił. Ale po podłączeniu do Twin-Heada stało się oczywiste, że coś zmienić należy. W efekcie zastąpiłem obie zatyczki mające tylko zatykowe obwódki takimi połowicznymi, natomiast trzecią, całkowitą, zostawiłem w spokoju. A wszystko to po to, by bas unormować. Albowiem ma ten bas w słuchawkach HAMT-1 postać niezwykłą, niespotykaną, ogromną, wręcz gigantyczną. Z Audio-gd nie aż tak bardzo monstrualną, ale z Twin-Head był ten bas niczym statek kosmitów z Dnia Niepodległości. Cały nieboskłon przysłaniał aż po horyzont i wszystko przy nim wydawało się mikre. Do tego wszakże dopiero dojdziemy, a na razie jesteśmy przy komputerze z aparaturą Audio-gd i już po trzeciej, ostatecznej, podmianie zatyczek na dwie połowiczne i jedną zupełną.
Jak to grało? Bez wątpienia bardzo ciekawie i specyficznie. Przede wszystkim dźwięk miał charakter głośnikowy a nie słuchawkowy. Wszystko pozostawało w pewnym oddaleniu i w ujęciu scenicznym, a nie tuż albo w głowie. Postaci pierwszego planu w zależności od utworu okazywały się bliższe lub dalsze, ale zawsze w odległości co najmniej paru metrów. Poza tym źródła dźwięku pokazywały się małe niczym u flagowej Audio-Techniki ATH-W5000, a może nawet jeszcze mniejsze. Horyzont zaś roztaczał szeroko i stykał z niebem, które kazał gonić Stachura. A jedna z rzeczy najbardziej specyficznych, których tu nie brakuje, jest taka, że horyzont ten okazuje się być domknięty pośrodku, to znaczy nie ma tam żadnej dziury.
Rozmawiałem niedawno ze znanym konstruktorem Jarkiem Waszczyszynem, który przymierza się do zrobienia czegoś słuchawkowego. Posłuchawszy paru wysokiej klasy słuchawek wyraził opinię, że największą wadą słuchawkowego grania jest brak środka sceny. Wszystko lokuje się po bokach, a na środku zostaje dziura. Faktycznie, o ile nie mamy do czynienia z nagraniami binauralnymi, tak to właśnie wygląda. Ale nie u tych oBravo. Nie zawsze, a jedynie w przypadku niektórych nagrań, ale bez konieczności użycia binauralnych, potrafią grać prosto przed słuchaczem i tam stawiać wykonawców. A niezależnie od tego zawsze, ale to zawsze grają poza głową, o które to wewnętrzne granie wiele jest do słuchawek pretensji. Tak więc kto chce mieć słuchawki z głośnikową w naprawdę dużym stopniu sceną, dla tego są te oBravo. Ale nie tak prędko, nie zaraz, bo inne rzeczy też mają specyficzne i niekoniecznie dla każdego do brania bez zastanowienia. Albowiem taka na poły głośnikowa scena gwarantuje zarazem pewien dystans do wykonawców, a z drugiej strony to właśnie słuchawki potrafią być szczególnie bezpośrednie (jak choćby te słuchane przed chwilą OPPO), tak więc trzeba rozważyć, czy na pewno chcemy u słuchawek takiej sceny w oddaleniu i perspektywie. Kiedy jednak na taką się decydujesz, dostajesz od oBravo znakomitą wyrazistość tych oddalonych postaci, że żadne słabsze choć minimalnie od najwybitniejszych słuchawki, żeby nie wiem jak blisko słuchacza i w głowie mu grały, tak wyraźnie muzyki nie ukażą.
Mamy zatem do czynienia z wyraźnością szczególną, tyle że oddaloną. A wraz z tą wyraźnością super szczegółowość, taką naprawdę w popisie. Poza tym mimo małości źródeł otrzymujemy dźwięk dociążony i konsystentny. Materializm jest tutaj zupełny; żadnego ezoteryzmu czy ulotnych mgiełek niedopowiedzeń. Pewne niedopowiedzenia są wprawdzie, ale nie w sensie ulotności, tylko całkiem przeciwnie – tajemniczej ciemnej materii, do której zaraz dojdziemy. A wszystko zarazem rozgrywa się dokładnie w płaszczyźnie horyzontu, to znaczy bez perspektywy żabiej albo ptasiej, jak to nazywają mistrzowie pędzla. (OPPO mają lekką tendencję do żabiej, a Sennheisery do ptasiej.) Sam dźwięk ma natomiast cechy bardziej podobne do tego od OPPO, to znaczy jest otwarty, pozbawiony powierzchni, nasycony powietrzem i zarazem głęboki. Jest także stosunkowo jasny, na pewno jaśniejszy niż u Sennheiserów – a także niż u nich cieplejszy, chociaż chłodniejszy niż u OPPO. Żywy jest, bardziej radosny niż smutny, ale ani trochę nie podgrzany, tylko taki w temperaturze pokojowej i z jasnym ale broń boże jaskrawym światłem.
Pomimo braku takich jak u Sennheiserów kroplistych granic, jest także świetnie wykończony, to znaczy na przykład dzwony, dzwonki czy cymbałki brzmią głęboko i wybrzmiewają dźwiękami pełnymi, natychmiast materializując swój obraz w wyobraźni słuchacza. To samo dotyczy wokalistów, którzy stają jak żywi i wyjątkowo starannie są cyzelowani. Stają jak mówiłem stosunkowo jak na słuchawki daleko, tak jakbyś siedział w piątym albo jeszcze dalszym rzędzie, ale widać ich i słychać bardzo wyraźnie, toteż żaden szczegół czy niuans nas nie ominie. Przeciwnie – wszystko zostaje wyjątkowo dobitnie podane, a indywidualizm brzmień i głosów wyjątkowo dobrze zostaje wyrażony.
To wszystko to jednak jakby jedna warstwa, której jakość łączenia się z drugą zależy przede wszystkim od wzmacniacza i od tego jak dobierzemy te zatyczki w bass-refleksach. Bowiem ta druga warstwa to przede wszystkim bas oraz to wszystko co się z nim łączy. A łączy się tu naprawdę wszystko, jako że bas ów jest najobszerniejszy i najniżej schodzący spośród wszystkich słuchawkowych, przy czym jego postać i jakość są właśnie tym, co stanowi jednocześnie o wkładzie tych oBravo do słuchawkowego świata i co rodzi problem z ich definitywną oceną. Dlatego nazwałem go „ciemną materią”, mimo iż same te brzmienia przeważnie nie mają ciemnej barwy. Niewątpliwie jednak na wszystko wpływają i mają swoją wagę, czyli wkład grawitacyjny, jak to nazywają fizycy.
Ani trochę nie obiecuję na okoliczność oceny tego brzmienia być obiektywnym i nie mam zamiaru wystawiać definitywnych ocen. Nie czuję się dość kompetentny ani nie mam opiniotwórczych zakusów, tak więc graniczę się jedynie do opisu i pewnych sugestii, a wnioski pozostawię czytelnikom.
Hm, albo prototyp ewoluował albo był źle napędzony kiedy miałem go na uszach. Bo wrażenia odmienne 🙂
Albo tradycyjnie, winny pośpiech…
Można przyjechać i zweryfikować, są jeszcze u mnie. A potem wrócą pewnie do Warszawy. A niezależnie od tego czy tamtego te bass-refleksy miały pewnie inaczej ustawione – prawdopodobnie otwarte.
Jeżeli były słuchane na stoisku obravo to niestety ale na 90% miały otwarte wszystkie dziury.
Producent zostawia zabawę z zatyczkami dla użytkowników.
Wygląda na to, że są one celowo strojone pod przenośne grajki, a „solidne” wzmacniacze słuchawkowe tylko degradują dźwięk. Pewnie ukłon w stronę młodszej klienteli, która będzie używać przenośnych odtwarzaczy i komputerowego audio. Ciekawe jakby zagrały z Hugo? To mogą być jedne z nielicznych, jeżeli nie jedyne, słuchawki, które bardzo dobrze zagrają podłączone bezpośrednio do komputera…
Z tego co wyczytałem, to będą niedługo dostępne tańsze modele: HAMT-2 € 1199; HAMT-3 € 699 Ten ostatni o ponad połowę tańszy od bohatera recenzji. Ciekawe na czym zaoszczędzili?
Na stronie producenta są też inne hybrydy z planarnym tweeterem 🙂
Nie mam już Hugo, nie ma jak sprawdzić. A szkoda.
Z tego co widziałem to chyba hamt-1 będą jedynymi rozbieralnymi modelami które będzie można stroić przez zestaw zatyczek.
hamt-3 ma chyba też mniejsze głośniki, przynajmniej tak mi się wydaję jak widziałem na zdjęciach.
Czy jest przewidziany test Schiit audio Ragnarok?
Podobno to bardzo dobry wzm. słuchawkowy.
Nie wiem. Obecny dystrybutor wycofuje się z Schiita. Ale mogę zapytać.
A nie wiesz dlaczego?
Wiem. Schiit stawia na sprzedaż bezpośrednią i nie zależy mu na dystrybutorach. Inaczej mówiąc, nie daje zarobić.
Gratuluję, chyba najlepsza jak dotąd recenzja tych słuchawek.
Sam zestawiając je z innymi mam problem jak się do nich odnieść, jednak jedno jest pewne grają one zupełnie inaczej od reszty stawki. Jak ktoś szuka kolumnowego, monstrualnego grania ze świetną sceną i wyśmienitą górą, oraz monstrualnym dołem to znajdzie to właśnie w obravo hamt-1.
Ja jak już wcześniej pisałem sparowałem je ze świetnym rezultatem z vioelectric hpa v281.
Jak dla mnie parowanie ich z lampą nie ma najmniejszego sensu ,a potrzebny jest jasny, szeroko grający, tranzystor który odejmuje z dołu więcej niż dodaje.
Mnie słuchawki niczym nie urzekły. Pobrudzily mi jedynie skórzaną kanapę kiedy to wygrzewaly się i na chwilę zostawiłem słuchawki padami do kanapy…. Przy takiej cenie słuchawek to niedopuszczalne. Dźwiękowo odebrałem je zupełnie inaczej i słuchawki oceniam jako bardzo słabe.