Recenzja: oBravo HAMT-1

oBravo_HAMT-1_006_HiFi_Philosophy   Chwila spora już upłynęła od ostatniej recenzji wielkokalibrowych nauszników, a takich przeciągających się chwil nie lubię, bo słuchawki to mój konik. W bardziej normalnym świecie nie miałbym o czym pisać, gdyż wysokiej klasy słuchawek byłoby tam ledwie parę, na cóż bowiem komu  ich więcej? Ale w naszym zwariowanym jest ich kilkadziesiąt modeli i wciąż wyskakują nowe, tak więc przerwy w opisach mogą być krótkie, a nawet muszą. Plan działań na najbliższe miesiące rysuje się przy tym ciekawy, jako że pozostały do zrecenzowania takie smoki i rewelacje jak Abyss 1266, HiFiMAN HE-1000, Audioquest NightHawk, Audeze LCD-X, czy nowy flagowy Pioneer SE-Master1. To wszystko grube ryby słuchawkowego świata, a pierwszego z tego świeżego zaciągu słuchawkowych szczupaków właśnie wyciągam.

Oto słuchawki bardzo szczególne – doprawdy wyjątkowe – niepodobne do żadnych spośród jakże ich licznej ławicy. Jak wiele innych szczególnych pochodzą z Azji, istnej wylęgarni słuchawkowych sensacji; a konkretnie z Tajpej – największego ośrodka technologicznego Tajwanu, co do którego bardzo małe jest prawdopodobieństwo, byście czegoś stamtąd nie mieli. Poczynając od płyty głównej i karty graficznej w swoim komputerze, o ile macie porządny, a przecież macie. Tajwan – czyli zamorskie Chiny – to sól w oku tych kontynentalnych i jednocześnie źrenica nowoczesnej technologii; wraz z Japonią i Południową Koreą techniczne serce Azji.

Dajmy wszakże spokój tym odwołaniom anatomicznym i przechodźmy do rzeczy. Marka oBravo to fragment poświęcony słuchawkom firmy Stymax International Co.Ltd – należącej do Davida Tenga i zajmującej się elektroniką audio. Produkują tam oprócz słuchawek także kable, kondycjonery, głośniki, przetworniki i odtwarzacze plikowe, a firma powstała w 2005 roku i właśnie dzięki słuchawkom chce zrobić światową karierę. Podchodzi do tego z zapałem i ciekawą wizją, a jaką dokładnie, o tym już piszę w rozdziale technicznym.

Technologia wygląd wygoda

Zaczynamy tą przygodę od na prawdę świetnie wyglądającego nesesera.

Zaczynamy tę przygodę od na prawdę świetnie wyglądającego nesesera.

   Flagowe słuchawki swego producenta – najlepszy spośród sześciu oferowanych przez niego model oBravo HAMT-1 – to nauszniki typu AMT, czyli z przetwornikami Air Motion Transformer. Skrót ów od razu coś przywołuje, mianowicie nazwę Ergo A.M.T. Z kolei Ergo wiedzie nas wstecz do nazwy Jacklin Float, a więc firmy założonej dawno już temu przez szwajcarskiego radiowca i inżyniera Jürga Jecklina; jeszcze w latach 80-tych oferującej specyficzne słuchawki elektrostatyczne o kształcie hełmofonu. Potem również dynamiczne, a także właśnie AMT.

Sławne (chociaż nie popularne) Ergo AMT wywodzą się z Jacklin Float i wciąż są oferowane (obecnie przez firmę Precide i w dystrybucji RCM-u) w cenie 850 € za nie same plus 1550 € za specjalny wzmacniacz, albowiem są to właśnie słuchawki specjalne.

Technologia Air Motion Transformer sprowadza się do przetwornika nie w kształcie wibrującej membrany, jak to ma miejsce w każdych słuchawkach dynamicznych, elektrostatycznych i ortodynamicznych, tylko takiego mającego postać harmonijki. Poskładana jest ta harmonijka z pasków mylaru albo kaptonu i podzielona na zakładki nitkami przewodnika, którym jest najczęściej aluminium. Całość zawieszona zostaje w polu magnetycznym i w zależności od polaryzacji rozpycha bądź przyciąga te harmonijkowe zakładki, powodując zasysanie albo wypychanie powietrza. W efekcie dźwięk nie powstaje tutaj w tej samej płaszczyźnie co jego propagacja, tylko w orientacji do niej poprzecznej; a wraz z tym posiada inną mechanikę ruchu.

Przetworniki o takiej budowie wymyślił w latach 60-tych i opatentował w 70-tych dr Oskar Heil (1908-1994), niemiecki inżynier i wynalazca osiadły po II wojnie światowej w USA. Pierwsze tego rodzaju konstrukcje wyprodukowała jeszcze w latach 70-tych firma ESS z Kalifornii, a później produkowały je też JET, Adam i Precide.  Obecnie oferuje zaś nieodmiennie Precide, a także Eton, Martin Logan, Mundorf oraz FAL. Znajdziemy pośród nich konstrukcje wszystkich rodzajów – wysoko, średnio i  nisko tonowe, jak również właśnie słuchawkowe.

A tam mieszczą się niezwykłe słuchawki - oBravo HAMT-1.

A tam mieszczą się niezwykłe słuchawki – oBravo HAMT-1.

Harmonijkowy kształt membrany ma swoje niezaprzeczalne zalety. Przede wszystkim jej powierzchnia zostaje ukryta w fałdach, dzięki czemu może być o wiele większa niż samego przetwornika, a jak wiadomo obszar działania nie jest dla precyzji budowania sygnału obojętny. (Współczynnik ukrycia powierzchni wynosi tutaj mniej więcej 8.) Druga rzecz o kluczowym znaczeniu to energia i prędkość tak powstającego dźwięku. W przetwornikowym miechu AMT następuje błyskawiczna reakcja na całej powierzchni (tak samo jak u elektrostatów i ortodynamików), ale już tylko dla tego rodzaju konstrukcji właściwa jednoczesna bardzo wyraźna akceleracja fali akustycznej, aż do pięciokrotnej wartości niesionej energii względem analogicznej powstałej w innego typu przetworniku. A nie tylko dzięki temu dźwięk jest szybszy i potężniejszy, ale jeszcze na dokładkę mniejsze ma zniekształcenia. Zwłaszcza dźwięki charakteryzujące się szybką pulsacją są przez przetworniki AMT odtwarzane lepiej, jednak wszystkie pozostałe również.

Zachodzi w tej sytuacji oczywiste pytanie, dlaczego przetworniki AMT nie wyparły wszystkich innych i nie są jedynymi spotykanymi. Niestety, każda róża ma kolce i nie spotyka się w świecie podsłonecznym rzeczy doskonałych, a w przypadku konstrukcji AMT problem polega na zwrotnicach i obudowach. Bardzo trudno opracować opartą na nich kolumnę, tak by poszczególne zakresy pasma dobrze się spajały a wylatujący z obudowy dźwięk nie był zniekształcany skutkiem odbić. Jest to tym bardziej rozczarowujące, że sam przetwornik AMT charakteryzuje się wyjątkowo niskimi rezonansami własnymi, o wiele niższymi od konstrukcji z nim konkurujących. Bardzo trudno to jednak wyzyskać w praktyce i w efekcie kolumny całościowo typu AMT nie są spotykane. Jeżeli już któraś posiada przetwornik AMT, to jest nim przeważnie sam głośnik wysokotonowy.

Już pierwszy kontakt jest sporym zaskoczeniem - tych słuchawek nie da się pomylić z innymi!

Już pierwszy kontakt jest sporym zaskoczeniem – tych słuchawek nie da się pomylić z innymi!

Wracając do naszych słuchawek. Odrobiwszy lekcje z historii techniki zyskujemy natychmiast odpowiedź na pytanie, dlaczego firma oBravo usiłuje skonstruować słuchawki właśnie z przetwornikiem AMT. Wszak jego potencjał jest największy i najwięcej obiecujący. Jednocześnie zaczynamy zdawać sobie sprawę, że rzuca się tym posunięciem na bardzo głęboką wodę, na której inni nie zdołali się utrzymać. Bo jak już mówiłem, o słuchawkach Ergo A.M.T. każdy znawca słuchawek słyszał, ale samych ich nie słyszał prawie nikt, jako że bardzo mało są popularne. W dodatku oBravo usiłuje zaaplikować przetwornik AMT w konstrukcji zamkniętej i jeszcze do tego pożenić go z przetwornikiem dynamicznym, podczas gdy Ergo używa tylko ich i zapobiegliwie zawiesiło swoje w obudowie całkowicie otwartej, nie narażającej na powstawanie odbić innych niż dopiero od głowy słuchacza. Wygląda to zatem w przypadku oBravo dość karkołomnie, ale zarazem ciekawie. Pocieszający i ułatwiający sprawę jest przy tym fakt aplikacji przez nie przetwornika AMT jedynie jako sekcji wysokotonowej, czyli w tradycyjnym, sprawdzonym stylu.

Wejdźmy w konkret i zacznijmy od powierzchowności. Słuchawki mają budowę pancerną, bezpośrednio nawiązującą do najdawniejszych wzorów z początku XX wieku. Okrągłe, zamknięte muszle opatrzono drewnianymi pokrywami (to raczej współczesna wariacja) o widocznej fakturze drewna i niemal surowym, matowym wykończeniu. Widnieją na nich odlane w metalu, stylizowane sygnatury oBravo, a spina masywny, aluminiowy pałąk o zaciskowej regulacji zawieszenia. Tak jak u sławnych Grado środek nad głową to metalowy płaskownik obszyty skórą, a konkretnie zamszem. Jest wyraźnie grubszy i obficiej wyścielony niż u amerykańskiego pierwowzoru, ale zarazem węższy. Pady są duże – obramowujące – a przy tym łatwo zdejmowalne. W pierwotnej wersji zarówno one jak i obszycie pałąka były na obszarze kontaktu ze skórą oprawione zamszem, a w nowszej jest to jak u flagowych Sennheiserów alcantara. Ponieważ otrzymałem pady w starszym i nowszym wydaniu, mogłem je porównać; i  z nowymi jest niewątpliwie wygodniej, bo nacisk na okolice ucha okazuje się mniejszy, a sam dźwięk wydaje bardziej swojski i naturalny.

Jednak ich prawdziwa wyjątkowość kryje się wewnątrz.

Jednak ich prawdziwa wyjątkowość kryje się wewnątrz.

Słuchawki dostajemy zapakowane w elegancki aluminiowy neseser wyścielony pianką, ale nie jest to jedyny neseser z nimi powiązany. Prócz dużego jest bowiem także malutki, a w nim niewielki śrubokręcik i trzy przegródki z plastikowymi koreczkami. Śrubokręcikiem o główce specjalnej, gwiazdkowej, odkręcamy sześć śrub mocujących drewniane pokrywy zewnętrzne, a wówczas odsłania się przetwornik z widniejącą na pierwszym planie sekcją dynamiczną, całkowicie od tej strony osłoniętą tworzywem i metalowym pierścieniem. Skrywa pod spodem membranę o średnicy aż 57 mm, tak więc naprawdę jak na konstrukcję dynamiczną bardzo dużą, napędzaną przez magnesy neodymowe. Zamknięcie tej membrany od strony zewnętrznej okazuje się jednak nie takie znów całkowite, bowiem w metalowej obwiedni są trzy niewielkie, owalne otwory, które w stanie zakupowym pozostają zupełnie odsłonięte; i to do nich przeznaczono te plastikowe zatyczki. Tych są trzy rodzaje – z pełnym zamknięciem, połowicznym, albo jedynie takim na kształt obwódki – dzięki czemu możemy regulować moc tych otworów działania. Albowiem te otwory to bass-refleksy, ulokowane na wierzchołkach trójkąta równobocznego wpisanego w obwód przetwornika. Zabawy może być z nimi masa, bo każdy oferuje cztery warianty pracy, co pomnożone przez trzy daje łącznie dwanaście kombinacji.

Po drugiej stronie, od ucha (co możemy zobaczyć poprzez cieniuteńką siateczkę przesłony) znajduje się centralnie nad sekcją dynamiczną umiejscowiony wysokotonowy przetwornik AMT o średnicy 40 mm. Ma od zewnątrz postać spłaszczonego metalowego krążka, opatrzonego w pięć owalnie zakończonych szczelin. Szczeliny te mają orientację poziomą, dokładnie prostopadłą do widocznych spoza nich pionowych fałd membrany i biegnących pośród nich pasków elektrod. Całość można obejrzeć jeszcze dokładniej zdejmując pad wraz z przytwierdzoną doń maskownicą, a ściąga się go jednym ruchem i jednym zakłada, pomimo czego osadzony jest bardzo solidnie.

Dopowiedzmy też jeszcze, że oBravo budując taki dwuprzetwornikowy słuchawkowy głośnik bynajmniej nie porywa się z motyką na Słońce, bowiem od wielu już lat buduje tego rodzaju głośniki do stawiania na biurku i ma z nimi bogate tudzież jak najbardziej pozytywne doświadczenia.

Tutaj poza klasycznym przetwornikiem dynamicznym mam też drugi, niezwykle żadki - ATM.

Tutaj poza klasycznym przetwornikiem dynamicznym mam też drugi, niezwykle rzadki – ATM.

Wraz ze słuchawkami trafia w nasze ręce przykręcany do obu muszli cienki i elastyczny kabel o długości zaledwie 1,2 metra, zakończony małym jackiem. W komplecie znajduje się też przejściówka, lecz nie zmienia to faktu, że kabel jest bardzo krótki. Byłby w sam raz dla słuchawek o przeznaczeniu przenośnym, którymi oBravo HAMT-1 faktycznie być usiłują, co ze względu na ich wagę i potrzebną moc napędową bardzo jest zaskakujące. Fakt, że moc ta nie okazuje się jakaś szczególnie duża, toteż mocny odtwarzacz przenośny całkiem dobrze sobie poradzi, a pancerna budowa zapobiega przypadkowym uszkodzeniom; jednak ciężkie to są słuchawki, aż 543 gramy ważące. Na głowie trzymają się wprawdzie krzepko, lecz jednocześnie trochę ciążą i spaceru raczej tym nie umilą. Ale moda jest moda i każdy chce się pod nią podpinać; tak więc słuchawki oBravo też pragną być modne, młodzieżowe, streetowe. Trochę będzie o to trudno, ponieważ kosztują aż 6500 PLN (w Anglii nawet  £1,499), tak więc młodzież musi być bananowa i dziana oraz na duży ciężar odporna. W zamian będzie mogła się chwalić, że słuchawki ma drogie i wyjątkowe.

Co się tyczy całościowej wygody, której nie możemy tutaj pominąć, to są poprzez ten ciężar nieco hardcorowe, ale mnie ani specjalnie nie uwierały, ani nie ciążyły. Czuć je wprawdzie mocno na głowie – to niewątpliwe – ale da się przeżyć i słuchać można przez parę godzin bez żadnego zaciskania zębów. Ale czy słuchać warto?

Odsłuch

Następna ciekawostka - brzmienie tych słuchawek można regulować na kilka sposobów.

Następna ciekawostka – brzmienie tych słuchawek można regulować na dwa sposoby.

   Edek Stachura śpiewał kiedyś w jednej ze swych ballad, że jeśli coś w życiu warto, to cwałować goniąc nieboskłon. Ale czy dzięki słuchawkom oBravo HAMT-1 pognamy przez muzykę i dopadniemy nieba?

Słuchawki dotarły wraz z zapewnieniem, że są już ograne. Podobno co najmniej dwieście godzin powinny mieć na liczniku, a tyle właśnie zaleca producent przed oceną brzmienia. Ochoczo przeto je odpaliłem – i w mig cała ochota na świetne granie ze mnie wyparowała. Ale nie ciekawość. Bo dziwnie zaiste to zagrało, tak jakby dwuskładnikowo. Na pierwszym planie czysto, z bardzo wyraźną artykulacją, a cała ta czystość oprawiona była w potężną łunę pogłosu, takiego biorącego się bardziej z dolnych rejestrów niż z normalnego echa. Pogłos ów całkiem był niespotykany, niby rwąca w tle rzeka; tak jakby muzyka rozbrzmiewała na wyspie otoczonej szalejącą powodzią. Akurat szalejący Dunajec parę razy w życiu widziałem i słyszałem jak dudni, tak więc wiem jak huczy wściekły nurt potrafiący znosić mosty i ten mi się z tym pogłosem od razu skojarzył. Dwa dni tak sobie dwuskładnikowo to grało, a trzeciego straciłem cierpliwość i rozkręciłem muszle. Okazało się wówczas, że wszystkie bass-refleksy są całkiem otwarte, co nie było dziwne, bo taki jest stan sklepowy. Zgodnie z zasadą kontrapunktu dla odmiany wszystkie całkowicie zatkałem, tak żeby różnica otwarte-zamknięte się ujawniła. Cała pogłosowość wraz z tym momentalnie zniknęła i zrobiło się całkiem zwyczajnie, a zarazem bardziej nudno. Dobry dźwięk, precyzyjny, ale żeby tylko tyle od dwóch przetworników i za takie pieniądze? Dzień tego znów posłuchałem i dokonałem kolejnej modyfikacji, takiej jaką zalecają w recenzji magazynu Absolute Sounds. A wówczas znów stało się ciekawie, a zarazem bez tak daleko idącego przegięcia.

Przy pomocy wymiennych padów...

Przy pomocy wymiennych padów…

Kilka dni znów to sobie dosyć ciekawie ale i nie oszałamiająco pograło, a jednocześnie nic w tym czasie się nie zmieniło, toteż na koniec wziąłem się za pisanie, sądząc że sprawa jest już rozstrzygnięta i nic więcej się zdarzyć nie może. Zdążyłem wykonać opis techniczny i z mieszanymi uczuciami oczekiwałem dnia następnego, mając świadomość, że brnąć trzeba będzie w opis słuchawek za wiele tysięcy, które może i są specyficzne, jednak nie w takim sensie, żeby wynikała z tego potrzeba zakupu. Te myśli do tego stopnia musiały się w powietrzu unosić, że leżące opodal oBravo je usłyszały i wzięły się do roboty. A tak serio, to jest zaiste w wysokim doprawdy stopniu zaskakujące, jak aparatura audio potrafi się przeobrażać. A prawie zawsze skokowo – i to jest najdziwniejsze.

Przyzwyczajeni jesteśmy pośród codziennych zajęć do zmian głównie stopniowych, łagodnie albo nieco tylko prędzej narastających; bynajmniej nie na zasadzie skoku czy przełomu. Jak się sprząta mieszkanie, to solidnie się trzeba napocić zanim jest posprzątane, a jak się wychowuje dziecko, to lata mijają zanim ukształtuje się człowiek. Są jednak także procesy oznaczające błyskawiczną przemianę. Nogę łamie się w jednej chwili a auto rozbija w ułamku sekundy. To wszakże mechanizmy destrukcji, a nam chodzi o konstruowanie. Może nie w sensie dosłownym, ale wykształcenia się cechy pozytywnej polegającej na skokowej poprawie. Coś jak powrót do przytomności albo zrozumienie czegoś niezrozumiałego. Jak wyklucie z jajka lub włączenie prądu. Błyskawiczna przemiana holistyczna, która wprawdzie znana jest dobrze fizykom zajmującym się procesami, jednak trudno tego rodzaju procesy (na przykład cykle graniczne czy oscylacje fazowe) utożsamiać ze zmianą pozytywną. A jednak porządek musi móc powstać z chaosu, gdyż inaczej niemożliwy byłby w miarę stabilny klimat, ani tym bardziej życie, będące wyjątkowo złożonym i uporządkowanym procesem bazującym na banalnej i chaotycznej dyssypacji termochemicznej.

...oraz różnych zatyczek ujść bass-reflexów.

…oraz różnych zatyczek ujść bass-reflexów.

Tego rodzaju narodziny porządku z chaosu w gwałtownej przemianie jakościowej stosunkowo często możemy natomiast obserwować właśnie w aparaturze audio. Wszystko zmienia się w jednej chwili, tak jakby ktoś coś odetkał albo włączył. Żadne tam powolne narastanie, tylko po dłuższym czy krótszym okresie pozornego zastoju błyskawiczna, całościowa przemiana. Dokładnie w ten sposób przeistoczyły się oBravo w dniu, w którym zabrałem się za opis ich brzmienia, co było z ich strony niewątpliwie perfidną zagrywką. Zostały z poprzedniego dnia podpięte do przetwornika i wzmacniacza Audio-gd, podłączonych do komputera i czekających na swój własny opis, a odpaliłem całą aparaturę zaraz rano, tak by na południe wszystko było w wyczynowej formie, gotowe do posłuchania. I grało tak to sobie a muzom przez jakieś trzy godziny, a potem założyłem oBravo i usłyszałem inne słuchawki.

Tego rodzaju przemiany mogłem wcześniej obserwować wielokrotnie, ale i tak głupio mi się zrobiło, jako że zdanie o nich miałem już ukształtowane i wiedziałem co chcę napisać. A miast tego zmuszony zostałem do napisania co się zmieniło i przyznania przed samym sobą, że moment tej przemiany okazał się dziwnym doprawdy zbiegiem okoliczności; tak jakby ktoś umyślnie to zaplanował i była to jakaś machinacja. Trudno jednak podejrzewać słuchawki o tego rodzaju  przebiegłość, tak więc pozostaje scedować sprawę na rzecz ślepego trafu a nie animistycznych czarów.

Co do tego, co się zmieniło. Właściwie tylko jedno – muzyczny obraz się uporządkował. Jak napisałem na samym wstępie, poza tą łuną pogłosową, głównie złożoną z niższych rejestrów, właściwie od początku był on uporządkowany i tylko sama ta pogłosowa oprawa wydawała się kotłująco-chaotyczna. Ale tak się tylko zdawało. Dopiero teraz wykształcił się prawdziwy pierwszoplanowy porządek, taki naprawdę popisowego formatu, a poprzedni basowy kocioł buchający w uszy bass-refleksami także się w sensie porządku poprawił. Nie do końca – i w sumie nawet dobrze – bo to właśnie wyznacza tych słuchawek specyfikę, ale w pewnym stopniu na pewno. Przejdę nareszcie do opisu właściwego, korzystając ze słuchawek Sennheiser HD 800 i OPPO PM-2 jako luster porównawczych.

Wszystkie te ciekawostki mieszczą się w niepozornych, trochę retro nausznicach.

Wszystkie te ciekawostki mieszczą się w niepozornych, trochę retro nausznicach.

Przy komputerze

Przy komputerze, a więc z tymi dwoma flagowymi Audio-gd, przy czym proszę nie podejrzewać, że to one a nie słuchawki się naraz wygrzały, bo rzecz sprawdzona została także z innymi wzmacniaczami. Zacznijmy od tego jak grali inni.

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

Na tle dwóch pozostałych uczestników porównań flagowe Sennheisery znów wypadły najłagodniej; tak samo jak miało to miejsce z systemem ifi Retro. To nie znaczy, że one zawsze są takie, a jedynie, że z bardzo niewieloma wzmacniaczami przejawiają inną naturę – na przykład z Eternal Arts albo Bakoonem. Lecz z Audio-gd też nie były spokojne, tylko stosunkowo najspokojniejsze. Spokój ten brał się zarówno z wyraźnie odczuwalnej melodyjności, którą określiłbym jako szczególnie czarującą, jak również z dużej i nie mającej bliskiego pierwszego planu sceny zalanej łagodnym światłem. A także z temperatury przekazu, którą można nazwać spacerową. Taką w atmosferze letniego lecz nie upalnego dnia, że miło jest być na dworze i na pewno nie zalejesz się potem. Wszakże wzmacniacz Audio-gd ma swoją moc, a ona ma swoją wymowę. Skutkiem tego bas stał się potężny, chociaż nie w jakimś narzucającym się stylu i nie aż taki jak z Bakoonem. Trzeba było dopiero utworu taki mocny bas pokazującego, a same od siebie słuchawki nie usiłowały niczego basem podbarwiać. Wszystko czyniły jedynie spójnym, gładkim i przede wszystkim melodyjnym; tak jakby wcale nie była to muzyka biorąca sygnał z komputera i jego plików, co niewątpliwie było też zasługą wysokiej klasy przetwornika. Jak zawsze u tych HD 800 źródła dźwięku okazały się duże, pomimo pewnego oddalenia pierwszego planu. Styl gry przy tym obiektywizujący z tym naciskiem na melodyjność, ukazujący najczęściej sytuację z pozycji widza a nie uczestnika. Gdyby chcieć wskazać przymiot najbardziej charakterystyczny, to byłyby nim na pewno fakt wyjątkowo starannej obróbki krawędzi dźwięków; tak jakby były one z kropli a nie z dźwiękowych kleksów. W żadnym stopniu nie poszarpane, tylko obłe, zaokrąglone, pełne.  Ulokowane przy tym na scenie wyjątkowo przejrzystej i uporządkowanej.

Do nich zaś sygnał jest doprowadzony solidnie wyglądającym, białym przewodem.

Do nich zaś sygnał jest doprowadzony solidnie wyglądającym, białym przewodem.

OPPO PM-2 (kabel symetryczny)

Atutem flagowych brzmieniowo a wiceflagowych formalnie (z uwagi na wykończenie) OPPO PM-2 jest niewątpliwie bezpośredniość. Bardzo bliski pierwszy plan, a w efekcie postaci i źródła dźwięku jeszcze większe niż u HD 800, zupełny też brak podbijania zakresów i dodawania pogłosu, a przy tym dźwięki bardziej otwarte, a poprzez to bardziej naturalne. Nie otoczone niczym krople powłoką napięcia powierzchniowego (choć u HD 800 też nie były twarde ani naprężone, a tylko z wykańczającą powłoką), a miast tego bardziej promieniujące, niosące się i nie mające wyraźnych granic. Bardziej przeto gazowe niż ciekłe, a wraz z tym bardziej nieograniczone i nośne. Ale zarazem wcale nie mniej substancjalne, tylko także jak najbardziej konkretne; mające gęstość, ciężar i dotyk. Basu także kawał, sopranową strzelistość i lotność, a przede wszystkim wspaniałą, przebogatą średnicę o wyjątkowej naturalności i bezpośredniości. Żywi ludzie i prawdziwe z nimi obcowanie, ciepło, cielesność, naturalna propagacja, a także pełny wachlarz emocjonalny o wielkiej sile przemawiania. Scena również duża, pomimo tego bliższego pierwszego planu, z doskonale słyszalnym rozchodzeniem się dźwięków w dal bezkresną, o ile tego rodzaju nastroje rodzącej muzyki będziemy słuchać. A jako zwieńczenie pozytywów doskonała spójność, fenomenalna artykulacja i dobre wyważenie proporcji pasma, bez żadnych przegięć sopranowych ani po drugiej stronie basowych, ani też zanadto wypchniętej przed resztę średnicy. W sumie więc czysta odsłuchowa rozkosz.

Odsłuch cd.

Zawieszenie słuchawek...

Zawieszenie słuchawek…

oBravo HAMT-1

Tośmy się nachwalili poprzedników, bo rzeczywiście z tymi flagowymi klocami od Audio-gd się popisywali, a teraz pora skoncentrować uwagę na przedmiocie recenzji, korzystając z odniesień do tamtych.

Muszę zacząć od tego, że żadne słuchawki z jakimi miałem do czynienia, a miałem z niejednymi, nie sprawiły mi takich trudności z oceną i żadnym nie poświęciłem tak wiele uwagi. Naprawdę są trudne do ocenienia i dlatego nie dziwię się, że oceniane bywają różnie. Nie brakuje opinii entuzjastycznych, ale na przykład producent wzmacniaczy słuchawkowych Headroom i autor słuchawkowego bloga InnerFidelity – Tyll Hertsens – ocenił je jako nic specjalnego i nic do świata słuchawek nie wnoszącego. Ale czy rzeczywiście? Czy te podwójne przetworniki, w tym jeden AMT, nic nam nowego nie oferują?

Kwestia ta jest mocno problematyczna tak naprawdę z jednego tylko powodu. Otóż flagowe słuchawki oBravo na pewno wnoszą coś nowego, nie jest natomiast łatwo wycenić tę nowość. Więcej, to jest cholernie trudne.

Zacznę raz jeszcze, tym razem od tego, że przez kilka dni już po tej ostatniej przemianie z różnymi wzmacniaczami ich słuchałem – i gdybym się ograniczył tylko do wzmacniacza Audio-gd, niczego prawdopodobnie bym już nie zmienił. Ale po podłączeniu do Twin-Heada stało się oczywiste, że coś zmienić należy. W efekcie zastąpiłem obie zatyczki mające tylko zatykowe obwódki takimi połowicznymi, natomiast trzecią, całkowitą, zostawiłem w spokoju. A wszystko to po to, by bas unormować. Albowiem ma ten bas w słuchawkach HAMT-1 postać niezwykłą, niespotykaną, ogromną, wręcz gigantyczną. Z Audio-gd nie aż tak bardzo monstrualną, ale z Twin-Head był ten bas niczym statek kosmitów z Dnia Niepodległości. Cały nieboskłon przysłaniał aż po horyzont i wszystko przy nim wydawało się mikre. Do tego wszakże dopiero dojdziemy, a na razie jesteśmy przy komputerze z aparaturą Audio-gd i już po trzeciej, ostatecznej, podmianie zatyczek na dwie połowiczne i jedną zupełną.

...jak i pałąk nagłowny są wykonane bardzo solidnie, ale całość waży dużo.

…jak i pałąk nagłowny są wykonane bardzo solidnie, ale całość waży naprawdę sporo.

Jak to grało? Bez wątpienia bardzo ciekawie i specyficznie. Przede wszystkim dźwięk miał charakter głośnikowy a nie słuchawkowy. Wszystko pozostawało w pewnym oddaleniu i w ujęciu scenicznym, a nie tuż albo w głowie. Postaci pierwszego planu w zależności od utworu okazywały się bliższe lub dalsze, ale zawsze w odległości co najmniej paru metrów. Poza tym źródła dźwięku pokazywały się małe niczym u flagowej Audio-Techniki ATH-W5000, a może nawet jeszcze mniejsze. Horyzont zaś roztaczał szeroko i stykał z niebem, które kazał gonić Stachura. A jedna z rzeczy najbardziej specyficznych, których tu nie brakuje, jest taka, że horyzont ten okazuje się być domknięty pośrodku, to znaczy nie ma tam żadnej dziury.

Rozmawiałem niedawno ze znanym konstruktorem Jarkiem Waszczyszynem, który przymierza się do zrobienia czegoś słuchawkowego. Posłuchawszy paru wysokiej klasy słuchawek wyraził opinię, że największą wadą słuchawkowego grania jest brak środka sceny. Wszystko lokuje się po bokach, a na środku zostaje dziura. Faktycznie, o ile nie mamy do czynienia z nagraniami binauralnymi, tak to właśnie wygląda. Ale nie u tych oBravo. Nie zawsze, a jedynie w przypadku niektórych nagrań, ale bez konieczności użycia binauralnych, potrafią grać prosto przed słuchaczem i tam stawiać wykonawców. A niezależnie od tego zawsze, ale to zawsze grają poza głową, o które to wewnętrzne granie wiele jest do słuchawek pretensji. Tak więc kto chce mieć słuchawki z głośnikową w naprawdę dużym stopniu sceną, dla tego są te oBravo. Ale nie tak prędko, nie zaraz, bo inne rzeczy też mają specyficzne i niekoniecznie dla każdego do brania bez zastanowienia. Albowiem taka na poły głośnikowa scena gwarantuje zarazem pewien dystans do wykonawców, a z drugiej strony to właśnie słuchawki potrafią być szczególnie bezpośrednie (jak choćby te słuchane przed chwilą OPPO), tak więc trzeba rozważyć, czy na pewno chcemy u słuchawek takiej sceny w oddaleniu i perspektywie. Kiedy jednak na taką się decydujesz, dostajesz od oBravo znakomitą wyrazistość tych oddalonych postaci, że żadne słabsze choć minimalnie od najwybitniejszych słuchawki, żeby nie wiem jak blisko słuchacza i w głowie mu grały, tak wyraźnie muzyki nie ukażą.

Wszystko to strasznie ciekawe, ale jak brzmi?

Wszystko to strasznie ciekawe, ale jak brzmi?

Mamy zatem do czynienia z wyraźnością szczególną, tyle że oddaloną. A wraz z tą wyraźnością super szczegółowość, taką naprawdę w popisie. Poza tym mimo małości źródeł otrzymujemy dźwięk dociążony i konsystentny. Materializm jest tutaj zupełny; żadnego ezoteryzmu czy ulotnych mgiełek niedopowiedzeń. Pewne niedopowiedzenia są wprawdzie, ale nie w sensie ulotności, tylko całkiem przeciwnie – tajemniczej ciemnej materii, do której zaraz dojdziemy. A wszystko zarazem rozgrywa się dokładnie w płaszczyźnie horyzontu, to znaczy bez perspektywy żabiej albo ptasiej, jak to nazywają mistrzowie pędzla. (OPPO mają lekką tendencję do żabiej, a Sennheisery do ptasiej.) Sam dźwięk ma natomiast cechy bardziej podobne do tego od OPPO, to znaczy jest otwarty, pozbawiony powierzchni, nasycony powietrzem i zarazem głęboki. Jest także stosunkowo jasny, na pewno jaśniejszy niż u Sennheiserów – a także niż u nich cieplejszy, chociaż chłodniejszy niż u OPPO. Żywy jest, bardziej radosny niż smutny, ale ani trochę nie podgrzany, tylko taki w temperaturze pokojowej i z jasnym ale broń boże jaskrawym światłem.

Pomimo braku takich jak u Sennheiserów kroplistych granic, jest także świetnie wykończony, to znaczy na przykład dzwony, dzwonki czy cymbałki brzmią głęboko i wybrzmiewają dźwiękami pełnymi, natychmiast materializując swój obraz w wyobraźni słuchacza. To samo dotyczy wokalistów, którzy stają jak żywi i wyjątkowo starannie są cyzelowani. Stają jak mówiłem stosunkowo jak na słuchawki daleko, tak jakbyś siedział w piątym albo jeszcze dalszym rzędzie, ale widać ich i słychać bardzo wyraźnie, toteż żaden szczegół czy niuans nas nie ominie. Przeciwnie – wszystko zostaje wyjątkowo dobitnie podane, a indywidualizm brzmień i głosów wyjątkowo dobrze zostaje wyrażony.

Producent chwali się, że to pierwsze słuchawki, które w udany sposób symulują brzmienie głośników. Sprawdźmy !

Producent chwali się, że to pierwsze słuchawki, które w udany sposób symulują brzmienie głośników. Sprawdźmy !

To wszystko to jednak jakby jedna warstwa, której jakość łączenia się z drugą zależy przede wszystkim od wzmacniacza i od tego jak dobierzemy te zatyczki w bass-refleksach. Bowiem ta druga warstwa to przede wszystkim bas oraz to wszystko co się z nim łączy. A łączy się tu naprawdę wszystko, jako że bas ów jest najobszerniejszy i najniżej schodzący spośród wszystkich słuchawkowych, przy czym jego postać i jakość są właśnie tym, co stanowi jednocześnie o wkładzie tych oBravo do słuchawkowego świata i co rodzi problem z ich definitywną oceną. Dlatego nazwałem go „ciemną materią”, mimo iż same te brzmienia przeważnie nie mają ciemnej barwy. Niewątpliwie jednak na wszystko wpływają i mają swoją wagę, czyli wkład grawitacyjny, jak to nazywają fizycy.

Ani trochę nie obiecuję na okoliczność oceny tego brzmienia być obiektywnym i nie mam zamiaru wystawiać definitywnych ocen. Nie czuję się dość kompetentny ani nie mam opiniotwórczych zakusów, tak więc graniczę się jedynie do opisu i pewnych sugestii, a wnioski pozostawię czytelnikom.

Brzmienie cd.

I faktycznie - grają jak żadne inne słuchawki, z którymi mieliśmy do czynienia.

I faktycznie – grają jak żadne inne słuchawki, z którymi mieliśmy do czynienia.

   Cóż rzec? Właściwie z czymś takim mieliśmy już do czynienia, a jedynie nie w takim rozmiarze. Opisywałem swego czasu słuchawki także mające znakomicie wyraźny pierwszy plan, a za nim w dali basową łunę niedopowiedzeń, a były nimi, jak być może niektórzy pamiętają, Grado GS1000. Nie mam ich i dlatego bezpośredniego porównania nie będzie, ale oba style są bardzo zbliżone, niemniej nie identyczne. A to głównie z tej racji, że dawne flagowe Grado stwarzają całościowo atmosferę bardziej artystyczną i bardziej mroczną. Klimat mają na poły rembrantowski, z dominującym światłocieniem i dużym udziałem posępnej warstwy skojarzeń. Patos, nostalgia, groza i zaduma to bardzo częste u nich nastroje. Natomiast oBrawo są bardziej trzeźwe i na pewno bardziej radosne. Ich brzmienie jest żywe i żwawe, sumarycznie będąc o wiele weselszym i jaśniejszym nawet niż u HD 800, a co dopiero GS1000. A jednak także posiadają owo niezwykłe tło, które u nich nie buduje w tak dużym stopniu nastroju powagi i grozy, natomiast wnosi ogromny wkład do wagi samego dźwięku i do tego jak bardzo konkretny się on okazuje. Wyrażając się bardziej potocznie i obrazowo można powiedzieć, że tu sobie ktoś śpiewa na pierwszym planie – ktoś stojący w oddaleniu, a więc niezbyt duży – a za nim i wkoło niego bas wali przeogromny, o ile tylko towarzyszy temu soliście czy ansamblowi jakikolwiek składnik basowy. Kiedy ów wokalista akompaniuje sobie samą gitarą, jak na przykład Faina Nikolas śpiewając Bubliczki, to ani byś pomyślał, że to jakieś niezwykłe słuchawki. Pomyślałbyś oczywiście, że są świetne, bo super wyraźnie i melodyjnie grają, a soprany i średnicę mają w pełnym wymiarze high-endowe, ale nigdy byś się nie domyślił, jaki tam bas z tyłu się chowa i ci może przygrzmocić. Ale kiedy puścisz jakiś Dire Straits czy Van Halen, dowiadujesz się o tym natychmiast i musisz zbierać zęby z podłogi.

Ale jest wielki problem - bo ciężko powiedzieć, czy to brzmienie jest dobre czy nie...

Ale jest wielki problem – bo ciężko powiedzieć, czy to brzmienie jest dobre czy nie…

Generalnie z tym basem są perypetie, a konkretnie z jego kontrolą i oceną. Z jednej strony schodzi piekielnie nisko, jest wszechobecny i na całej scenie aż po horyzont rozlany, z drugiej ma postać niezdefiniowaną, bardzo trudną do ocenienia.

Z ASL Twin-Head

Darujemy sobie już inne słuchawki, a z analizą tego basu przeniesiemy się w okolice toru bardziej tradycyjnego; mającego źródło w postaci odtwarzacza oraz lampowy wzmacniacz.

Często można napotkać opinie, że wzmacniacze lampowe bas mają słabszy od tranzystorowych, i to nawet zdecydowanie. Jednak podzielenie takiej opinii na podstawie mojego lampowca jest całkiem niemożliwe. Wiele już razy dowodził, że bas od tranzystorowego ma potężniejszy (choć nie w przypadku każdych słuchawek), tak więc żadne uogólnienia o basowej przewadze tranzystorów nie są możliwe. Ale nie o to chodzi, tylko o fakt, że bas tych oBravo z Twin-Head okazał się już zdecydowanie przedobrzony, wręcz monstrualny. Zupełnie jakby posiadał osobny potencjometr i ten potencjometr ustawiony został na dużo wyższy poziom. Lecz gdyby nawet, to i tak nie oddaje to całokształtu. Albowiem bas ten stanowił całe tło i niósł się swoim ogromem zalewając całą scenę, a więc coś na kształt tej szalejącej powodzi okalającej wysepkę z wykonawcami, o której pisałem na samym początku. A wcale nie jest łatwo ocenić sytuację, kiedy na przykład wokalistka śpiewa jakiś klasyk muzyki rozrywkowej, a w tle słychać gitarę basową, kontrabas i perkusję, które jej śpiew brzmieniowo niemal przytłaczają, a już na pewno nie są jedynie tłem i wtórowaniem. Na Sennheiserach HD 800 i OPPO PM-2 takim wtórowaniem były, ale nie z oBravo.

Albo inaczej - jest tak inne, że nie idzie go porównać z innymi flagowymi słuchwkami .

Albo inaczej – jest tak inne, że nie idzie go porównać z innymi flagowymi słuchwkami .

W sumie to kwestia aranżu i realizacyjnego podejścia. Perkusja w realu na pewno jest głośniejsza do wokalisty nie wspieranego mikrofonem i wzmacniaczem, a ustawienie gitary basowej może być dowolne. Istnieje natomiast i poprzez niezliczone sytuacje odtwórcze zakodowane zostało w naszej świadomości przeświadczenie, że tego rodzaju produkcje muzyczne powinny eksponować wokalistę jako postać główną – linię melodyczną oraz narrację słowną prowadzącą – a reszta powinna być raczej tłem. No więc u oBravo ta reszta tłem nie jest. Jest równoważna, a to łamie odtwórczy kanon. Wszakże tu nie chodzi jedynie o głośność, ale także o postać dźwięku. Mianowicie to coś basowe, bardzo tu głośne, nie jest dokładnie zdefiniowane i zawęźlone. Uderzenia pałeczek w bębny oraz szarpnięcia strun gitar basowych i kontrabasu nie mają charakteru punktowego, który ewentualnie potem mniej czy bardziej niesie się w przestrzeń, tylko są od początku rozpostarte na całą przestrzeń, tak więc gdyby ktoś chciał być złośliwy albo krytyczny, mógłby powiedzieć, że są rozmazane. Ale można to także nazwać ekstensją, bowiem od samego momentu uderzenia czy szarpnięcia pokazuje się dźwięk rozległy i w pogłos natychmiast przechodzący, a nie punktowy i dopiero ekspandujący. Doskonale to słychać przy każdym rodzaju bębnienia, a także dobrze było widoczne w tym stale przywoływanym przeze mnie koncercie Pepe Romero, do którego wciąż wracam, ale są nagrania szczególnie wyraźnie pewne rzeczy obrazujące. Na innych słuchawkach obecne tutaj tupnięcia to był dźwięk podeszwy buta uderzającej o deski sceny z charakterystycznym pomieszaniem trzasku wyższego zakresu z dudnieniem niskich. Natomiast u oBravo (chociaż nie mają one żadnych sopranowych ubytków, a przeciwnie, soprany bogate i przepiękne) był to sam jeno łomot całej pobudzonej tupnięciem estrady, wypełniający po brzegi salę. Odcięcie wysokich składowych tupnięcia czy uderzenia pałeczki w werbel mają te słuchawki z niektórymi wzmacniaczami zupełne, a to daje zupełnie inny obraz niskich częstotliwości, który z uwagi na swój ogrom posiada niezaprzeczalny powab, jednak o coś zarazem niewątpliwie jest zubożony. Stąd wniosek, że zszycie głośnika wysokotonowego AMT ze średnio/niskotonowym dynamicznym nie zostało tutaj przeprowadzone perfekcyjnie i jest tam gdzieś luka, która na wykresach powinna być dobrze widoczna, przy czym siła akustyczna niskich częstotliwości jest zdecydowanie większa niż na jakichkolwiek innych słuchawkach.

A przynajmniej tak jest w systemach stacjonarnych.

A przynajmniej tak jest w systemach stacjonarnych.

Tak w każdym razie się dzieje w przypadku wzmacniaczy lepiej przystosowanych do obsługi słuchawek o wysokiej impedancji, czyli takich stacjonarnych wielorybów jak Twin-Head. Zważywszy zarazem, że są te oBravo przeznaczone przede wszystkim do sprzętu przenośnego, trudno mieć o to do nich pretensję. Tak czy inaczej w muzyce symfonicznej dawało to efekt wypełniania filharmonii bliżej nieokreślonym grzmotem, stanowiącym potężne tło dla partii smyczkowych czy instrumentów dętych, a w muzyce popowej to co u innych było jedynie słabymi akcentami gitary basowej i kontrabasu, u oBravo stawało się równoważnym dla wokalu, bardzo donośnym składnikiem.

Odsłuch cd.

Sprawy nabierają zupełnie innych kształtów, gdy przechodzimy do mobilnego grania.

Sprawy nabierają zupełnie innych kształtów, gdy przechodzimy do mobilnego grania.

   Jak to ocenić? Nie podejmuję się. Na pewno jest w całościowym efekcie zupełnie inaczej niż zazwyczaj i na pewno słuchawki prezentują wyjątkowo wysoki poziom odtwórczy. Faktury wszystkiego co sopranowe albo ze średniego zakresu oferują w znakomitej jakości i nie budzą one najmniejszych zastrzeżeń. Brać trzeba tylko pod uwagę, że pierwszy plan jest oddalony, a to wyznacza inny styl i inną perspektywę niż u tych wszystkich słuchawek, które grają w głowie albo bardzo niej blisko. Jeżeli przyjąć, że firma Senheiser miała rację chwaląc się, iż ich flagowe HD 800 prezentują wzorzec odtwórczy normalnych głośników podłogowych, to trzeba uznać, że oBravo HAMT-1 potrafią ów styl naśladować jeszcze lepiej. Tak więc wszystko byłoby cacy, pozwalając entuzjastycznie składać gratulacje, gdyby nie ten problematyczny bas. Bas-gigant – prawdziwy jak na słuchawki potwór – nie tylko potrafiący schodzić wyjątkowo nisko, ale czyniący to nagminnie i towarzyszący stale odsłuchom, ilekroć najmniejszy bodaj basowy pomruk w materiale muzycznym został zawarty. A to działa w dwie strony. Po stronie pejoratywów nieco przysłania i topi w sobie owe pięknie wyrażone pozostałe składniki pasma, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że poza jedynie mniejszą niż u większości pozostałych słuchawek posturą, wokaliści i instrumenty zostają tu podane w formie mistrzowsko wyraźnej, a jedynie towarzyszące im partie basowe proporcjonalnie większe są niż zazwyczaj. To pozwalałoby stwierdzić, że słuchawki oBravo stanowią ofertę dla basolubów i uciąć na tym sprawę. Miesza się jednak do tego opisana przed chwilą postać tego basu, który bardziej jest zawsze otaczającym wszystko hukiem i dudnieniem, niż pojedynczym ciosem czy normalnym werblowaniem. Postać zawsze ma akustycznie przetworzoną i pogłosową, jak najdalej pozostając od punktowości. A chociaż niskie częstotliwości charakteryzują się właśnie tym stylem; to znaczy z natury nie są punktowe tylko rozlane i nieokreślone kierunkowo, to jednak w tym wypadku mamy do czynienia ze zdecydowaną przesadą, wynikającą z faktu, że owe składniki basowe okradziono z wyższej ich części, tej pojawiającej się w werblach czy nawet w momencie uderzenia pałką w kocioł.

oBravo_HAMT-1_024_HiFi_Philosophy

To do tego oBravo zostały stowrzone, i tam pokazują pełnię swoich możliwości.

Nie ma żadnego zwięzłego bach! i trach! – pozostaje sam jedynie rozchodzący się basowy pomruk. A ani psy tak nie warczą (nawet te największe), ani bębny tak grają. Jest jednak i druga strona – strona pozytywna. Ta taką ma postać, że jakie byś słuchawki po tych oBravo nie przywdział, dźwięk okaże się mniej basowo potężny. Nierzadko w stopniu aż żałosnym, co nie tyle zależy od słuchawek co od utworu. Wmieszałem jeszcze prowokowany tym stanem do porównań Fostex-y TH-900, które też znane są z potężnego basu – i sprawa przybrała taki obrót, że na niektórych utworach niemal one tym oBravo dorównywały (zwłaszcza w przypadku napędzania przez Audio-gd), ale kiedy indziej nawet one okazywały się żałośnie z basu wyprane. Zwłaszcza pod względem całościowego basowego klimatu, który często towarzyszy muzyce elektronicznej. Basowa łuna, na której tle wszystko inne się toczy, zdecydowanie pozostawała domeną oBravo, a zdarza się, że jest to szczególnie ważne, bo pisałem już kiedyś, iż na przykład płyta El Greco Vangelisa zdecydowanie najbardziej podobała mi się w wydaniu Grado GS1000. Dokładnie za sprawą tej właśnie łuny, którą także one potrafią wyłonić. U nich była ona bardziej posępna i mroczna, a u oBravo potężniejsza i niżej schodząca, ale nie dająca tak mrocznej atmosfery. A kiedy się nasłuchasz takiego grzmotu, przypominającego nadciągającą burzę, wówczas to samo puszczone na innych słuchawkach wydaje się śmiesznie lekkie i puste. Lepiej wprawdzie całościowo zdefiniowane i uporządkowane, ale zarazem ubogie. Niczym jakaś piana a nie ciecz sama. A zważyć przy tym należy, że porównywane na tym El Graco Grado, Fostexy i oBravo wszystkie mają niską impedancję, a jednak Fostexy reprezentowały z Twin-Head zdecydowany największy porządek, Grado jedynie pierwszoplanowy, a oBravo całkiem były szalone. Jednak tylko one przeznaczone są dla sprzętu przenmośnego.

oBravo_HAMT-1_025_HiFi_Philosophy

Tu bas jest dużo spokojniejszy…

Tak mnie te porównania na koniec zirytowały, że aż musiałem włączyć do nich AKG K1000, które tak między nami grają w sposób odbierający chęć słuchania innych słuchawek, tak więc ich zwykle nie tykam. Wniosek był taki, że AKG mają lepszą od tych oBravo całościowo definicję, esencję i dynamikę, co pozwala im się spokojnie wybronić, ale takiego zejścia i takiej łuny basowej nie posiadają, toteż nawet w ich przypadku to miejsce pozostawało puste. A chociaż można powiedzieć, że lepiej mieć bas mniejszy a za to lepiej zdefiniowany, to w całej rozciągłości sam się pod tym nie podpiszę. Fakt, że niekiedy w muzyce symfonicznej te oBravo ewidentnie się gubiły, przesadzając zdecydowanie z tym grzmotem, ale faktem też jest, że niektóre utwory muzyki elektronicznej brzmiały w ich wydaniu ciekawiej niż na innych słuchawkach, w każdym razie zdaniem mojego ego. W efekcie nie można ich polecić bezwarunkowo, ale warunkowo jak najbardziej. I nie usuwa tego faktu istnienie słuchawek Grado GS1000, bo od nich oBravo schodzą jeszcze niżej, basu mają jeszcze więcej, a całościowo grają jaśniej i bardziej radośnie.

Z odtwarzaczem przenośnym

Na koniec parę słów o brzmieniu sądząc po kablu formalnie dla tych oBravo dedykowanym, czyli z odtwarzaczem przenośnym. Może powinienem był od niego zacząć, bo wszystko miałoby wówczas inny wydźwięk, ale sam ich wygląd jakoś ciągnie do aparatury stacjonarnej a nie przenośnej.

...a pozostałe składowe dźwięku zaczynają stawać w szramki z najlepszymi na rynku. Do prawdy niesamowite są te oBravo!

…a pozostałe składowe dźwięku zaczynają stawać w szramki z najlepszymi na rynku. Doprawdy niesamowite są te oBravo!

Podłączone do Cowona Plenue zagrały wprost rewelacyjnie, a napędzanie nie stanowiło najmniejszego problemu. Bas w pełni tym razem został skontrolowany, znacznie lepiej niż ze wzmacniaczami użytymi poprzednio, a ponieważ wciąż był potężny, stanowił fantastyczne uzupełnienie całościowo pełnego i głębokiego brzmienia o walorach jak z bardzo dobrego toru stacjonarnego. Całkowita, śmiało można powiedzieć, satysfakcja i jak na system złożony z małego, bateryjnego czytnika plików oraz samych słuchawek fenomenalne brzmienie. Gęste i kapitalnie dociążone z jednej strony, a jednocześnie analogowe i melodyjne prawie jak z gramofonu. Tak więc w tej lokalizacji najmniejszych mieć nie można zastrzeżeń i co tu kryć – nie wyglądają na to, ale są te oBravo naprawdę słuchawkami dla odtwarzaczy przenośnych. Pełna, a nawet maksymalna w ich wypadku przyjemność i oczywista co za tym idzie rekomendacja.

Podsumowanie

oBravo_HAMT-1_011_HiFi_Philosophy   Nie bardzo wiem co powiedzieć, a tak naprawdę podsumowania powinny być dwa.

Jedno negatywne, podkreślające wady pojawiające się w torach stacjonarnych. Nie kupujcie tych słuchawek, bo strasznie są drogie i bardzo ciężkie, a przedział basowy pozbawiony mają dobrej definicji i okrojony w tego co sprawia, że zdefiniowany może być dobrze, to znaczy z wyższego basu oraz mieszających się z basem wyższych tonów. To wszystko okazuje się efektem nieprawidłowego zszycia przetwornika wysokotonowego AMT ze średnio/niskopasmowym dynamicznym, co da się wprawdzie poprawiać zatykając wszystkie bass-refleksy, ale wówczas na pewno nie będą to słuchawki warte takich pieniędzy, pomimo że jakościowo bardzo dobre.

Ale można też i trzeba pozytywnie: Słuchawki oBryvo HAMT-1 są niezwykłe i tak potężnego basu jak u nich w żadnych innych nie znajdziecie. Zarazem umożliwiają tego basu regulację poprzez dwanaście wariantów ustawiania bass-refleksów, co czyni je jeszcze bardziej wyjątkowymi. Poza tym mają przetwornik AMT, pozwalający w sposób mistrzowski operować górnym przedziałem pasma, a także przepięknie oddają partie wokalne i brzmienia samych instrumentów. Dźwięk generują głęboki, otwarty, naturalny i wspaniale różnorodny, a jednocześnie jak żaden u innych słuchawek doposażony fantastycznie nisko schodzącym basem. Żadne słuchawkowe produkcje nie są w stanie temu basowi dorównać i naprawdę pozostaje ewenementem. Jest wszechobecny jak atmosfera, a więc i atmosferę tworzący, dzięki czemu każda kreacja muzyczna zyskuje dodatkową wagę i inny wyraz. Ta basowa oprawa czyni muzykę bardziej poważną i brzmieniowo złożoną, pozwalając pod pewnymi względami obcować z dźwiękiem prawdziwszym i bliższym naturalnemu. Nie z basem jak zabawka, tylko z autentycznie potężnym. Nie jest wprawdzie ów bas idealny technicznie i nie posiada mechanizmów kontrolnych pozwalających uczynić go całkowicie realistycznym, ale jest przynajmniej najpotężniejszy i częstokroć potrafiący wręcz ośmieszać konkurencję. Poza tym słuchawki te mają również niezwykłą jak na słuchawki scenę, lokującą wszystko całkiem poza głową słuchającego, a nawet w sporym oddaleniu. Potrafiącą w dodatku stawiać wykonawców na wprost niego, do czego inne słuchawki nie są zdolne. Towarzyszy temu świetna muzykalność, jasne ale pozbawione jaskrawości oświetlenie i żywa pełna werwy atmosfera muzyczna. Ustawienie płaszczyzny horyzontu okazuje się idealne, a szczegółowość mistrzowska. Wygoda przy tym wprawdzie umiarkowana, ale nie urągająca komfortowi słuchacza i w oparciu o najwyższej jakości surowce. Eleganckie opakowanie to oczywiste przy tej cenie uzupełnienie.

Ale największy atut to współpraca z odtwarzaczami przenośnymi, dla których formalnie te oBravo zostały stworzone i z którymi grają naprawdę porywająco. Dopiero tam ich bas odnajduje pełny sens, bowiem w żadnym stopniu nie stanowi przegięcia, tylko wspaniale wszystko wzbogaca i naturalizuje. Nie potrzeba mu przy tym żadnej sprzętowej akceleracji, a samo napędzanie potężnych z wyglądu oBravo nie stanowi najmniejszego problemu. Kto zatem ma zamiar korzystać z nich przede wszystkim w przenośnym układzie, a pancerny wygląd i duży ciężar mu nie straszne, może je kupić w ciemno na moją odpowiedzialność. Pełnia szczęścia gwarantowana.

PS

Polecam używać ze sprzętem stacjonarnym oryginalnej przejściówki, bo z nią grają lepiej.

 

W punktach:

Zalety

  • Wyjątkowo czysty i wyrazisty dźwięk.
  • Zarazem głęboki i melodyjny.
  • Piękne uwydatnienie wszelkich akcentów indywidualnych i swoistości.
  • Popisowa szczegółowość.
  • Scena wielka i całkowicie poza głową.
  • W dodatku potrafiąca stawiać wykonawców prosto przed słuchającym.
  • Rewelacyjne soprany.
  • Ujmująca i autentyczna średnica.
  • Bas – monstrum.
  • I z uwagi na to szczególna atmosfera muzyczna, kapitalnie sprawdzająca się zwłaszcza w odtwarzaczach przenośnych.
  • Do których znakomicie pasują.
  • Idealnie ustawiona linia horyzontu.
  • Akceptowalna wygoda.
  • Najwyższej klasy surowce.
  • Rewelacyjnie spisujący się wysokotonowy przetwornik AMT.
  • Niepowtarzalna zabawa z bass-refleksami.
  • Łatwo wymienne pady obszyte alcantarą.
  • Nie sprawiająca problemów regulacja zawieszenia.
  • Dobrej jakości wymienne okablowanie.
  • Odporność na uszkodzenia.
  • Aluminiowy neseser jako opakowanie.
  • Od znanego producenta.
  • Madei in Tajwan.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Duża waga.
  • Łatwo o słuchawki bardziej wygodne.
  • Nie wyglądają na uliczne, ale de facto są nimi jak najbardziej.
  • W zestawie tylko kabel o długości 1,2 metra. (Albo dostałem zdekompletowane.)
  • Problemy z kontrolą basu w systemach stacjonarnych.
  • Wysoka cena.

 

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

mipbz

 

Strona producenta:

prt_220x135_1361012048

Dane techniczne:

  • Słuchawki wokółuszne, zamknięte, przeznaczone dla sprzętu przenośnego.
  • Podwójne przetworniki: AMT wysokotonowy o średnicy 40 mm i dynamiczny średnio/niskotonowy o średnicy 57 mm napędzany magnesem neodymowym.
  • W każdej muszli trzy bass-refleksy możliwe do regulowania w dwunastu konfiguracjach.
  • Pasmo przenoszenia: 15 Hz – 45 kHz.
  • Czułość: 105 dB.
  • Impedancja: 56 Ω.
  • Maksymalne ciśnienie dźwięku: 105 dB.
  • Kabel: 1,2 m, odpinany, z przejściówką na duży jack.
  • Waga: 543 g.
  • Cena: 6500 PLN. (W Anglii £1,499.)
Pokaż artykuł z podziałem na strony

13 komentarzy w “Recenzja: oBravo HAMT-1

  1. Maciej pisze:

    Hm, albo prototyp ewoluował albo był źle napędzony kiedy miałem go na uszach. Bo wrażenia odmienne 🙂

    1. Maciej pisze:

      Albo tradycyjnie, winny pośpiech…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Można przyjechać i zweryfikować, są jeszcze u mnie. A potem wrócą pewnie do Warszawy. A niezależnie od tego czy tamtego te bass-refleksy miały pewnie inaczej ustawione – prawdopodobnie otwarte.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Jeżeli były słuchane na stoisku obravo to niestety ale na 90% miały otwarte wszystkie dziury.
      Producent zostawia zabawę z zatyczkami dla użytkowników.

  2. AAAFNRAA pisze:

    Wygląda na to, że są one celowo strojone pod przenośne grajki, a „solidne” wzmacniacze słuchawkowe tylko degradują dźwięk. Pewnie ukłon w stronę młodszej klienteli, która będzie używać przenośnych odtwarzaczy i komputerowego audio. Ciekawe jakby zagrały z Hugo? To mogą być jedne z nielicznych, jeżeli nie jedyne, słuchawki, które bardzo dobrze zagrają podłączone bezpośrednio do komputera…
    Z tego co wyczytałem, to będą niedługo dostępne tańsze modele: HAMT-2 € 1199; HAMT-3 € 699 Ten ostatni o ponad połowę tańszy od bohatera recenzji. Ciekawe na czym zaoszczędzili?
    Na stronie producenta są też inne hybrydy z planarnym tweeterem 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie mam już Hugo, nie ma jak sprawdzić. A szkoda.

    2. Konrad Obravo pisze:

      Z tego co widziałem to chyba hamt-1 będą jedynymi rozbieralnymi modelami które będzie można stroić przez zestaw zatyczek.
      hamt-3 ma chyba też mniejsze głośniki, przynajmniej tak mi się wydaję jak widziałem na zdjęciach.

  3. lord pisze:

    Czy jest przewidziany test Schiit audio Ragnarok?
    Podobno to bardzo dobry wzm. słuchawkowy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Obecny dystrybutor wycofuje się z Schiita. Ale mogę zapytać.

      1. Maciej pisze:

        A nie wiesz dlaczego?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Wiem. Schiit stawia na sprzedaż bezpośrednią i nie zależy mu na dystrybutorach. Inaczej mówiąc, nie daje zarobić.

  4. Konrad Obravo pisze:

    Gratuluję, chyba najlepsza jak dotąd recenzja tych słuchawek.
    Sam zestawiając je z innymi mam problem jak się do nich odnieść, jednak jedno jest pewne grają one zupełnie inaczej od reszty stawki. Jak ktoś szuka kolumnowego, monstrualnego grania ze świetną sceną i wyśmienitą górą, oraz monstrualnym dołem to znajdzie to właśnie w obravo hamt-1.
    Ja jak już wcześniej pisałem sparowałem je ze świetnym rezultatem z vioelectric hpa v281.
    Jak dla mnie parowanie ich z lampą nie ma najmniejszego sensu ,a potrzebny jest jasny, szeroko grający, tranzystor który odejmuje z dołu więcej niż dodaje.

  5. Szymon pisze:

    Mnie słuchawki niczym nie urzekły. Pobrudzily mi jedynie skórzaną kanapę kiedy to wygrzewaly się i na chwilę zostawiłem słuchawki padami do kanapy…. Przy takiej cenie słuchawek to niedopuszczalne. Dźwiękowo odebrałem je zupełnie inaczej i słuchawki oceniam jako bardzo słabe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy