Lecz może mimo to da się coś uratować? Bo piosenka Henry Manciniego i Johnny Mercera jest jedną z najsławniejszych, Hepburn mimo niepasowania okryła się sławą, poezja dopuszcza rzeki gdziekolwiek, tęcze nic na tym nie tracą, że nie mają końców… Zostaje jeszcze audiofilizm, i o nim będzie najwięcej, ażeby go odkręcić.
Firma Moonriver Audio jest szwedzka, z siedzibą w Malmö. Powołał ją do życia inżynier George Polychronidis – Szwed o greckich korzeniach, miłośnik muzyki i znawca technologii audio. Ktoś ze sprzętem audiofilskim wyjątkowo od lat otrzaskany, jako projektant, twórca, znawca, entuzjasta i serwisant zarazem; ktoś powiadający o sobie, iż wolny czas mu upływa gównie na sesjach muzycznych i rozmyślaniu o nowych konstrukcjach. Na koniec ktoś, kto postanowił wcielić te projekty w życie – zaprojektować własny wzmacniacz do rzucenia na rynek, co mu zajęło przeszło trzy lata i w co włożył cały zasób doświadczeń. Zarówno tych odniesionych do brzmienia, jak i tyczących niezawodności – tak żeby projekt miał jednocześnie owo brzmienie wspaniałe, ładny wygląd, był niezawodny i kosztował przytomnie. To wszystko się sfinalizowało w roku zeszłym, pod postacią pokaźnej skrzynki o klasycznym „vintage” wyglądzie i numerze kodowym 404, będącej jak na razie jedynym produktem w ofercie świeżo zaistniałej firmy. W realizacji zamierzenia kolejne, a mnie się numer tego jedynego produktu nie spodobał, ponieważ 404 to symbol klasycznego błędu „404 error: File not found”, oznaczającego niemożność nawiązania łączności z serwerem. Reaguję nań zatem trochę jak tresowany negatywnymi bodźcami pies Pawłowa, ale może o to właśnie chodziło, aby bóść tym po oczach? Nie wiadomo – w każdym razie wzmacniacz to Moonriver Audio Model 404. Wzmacniacz zintegrowany i jednocześnie modułowy, ponieważ można go kupować w wersji czystej, a można z modułami przetwornika USB-DAC i jednocześnie (albo tylko) przedwzmacniacza gramofonowego; tego ostatniego w dwóch wersjach: MM albo MM/MC.
Nie sam zatem wygląd nawiązuje do dawnych czasów – zaopatrzenie w możliwość obsługi gramofonu było niegdyś standardem. Standardem czasów nowych jest natomiast obsługa źródeł cyfrowych, w tym też takich, które własnego przetwornika nie mają. A patrząc z jeszcze szerszej perspektywy – najdziwniejszym jest, iż coś tak klasycznego i zdawać by się mogło ponadczasowego, jak wzmacniacz zintegrowany do napędzania głośnikowych kolumn, przestało być czymś oczywistym samym przez się i najczęstszym; tym czymś stały się niepostrzeżenie samowystarczalne plejery przenośne do napędzania słuchawek.
Na koniec wstępu rzucę, że wzmacniacz był prezentowany przez pozyskanego już polskiego dystrybutora (Audiofast) na ubiegłorocznym AVS, wzbudzając powszechne uznanie wybijającym się dźwiękiem. Sam też zwróciłem uwagę, bo i wygląd ciekawy, i dźwięk faktycznie niczego sobie. Uzgodniłem w tej sytuacji recenzję – i tak oto się ziszcza.