Recenzja: LRT – czyli słuchawki elektrostatyczne napędzane zwykłym wzmacniaczem

Brzmienie

LTR_23

Tylko to, co niezbędne

   Przejdźmy do sedna, a jego sednem, czyli sednem sedna, musi być w tym wypadku normalny wzmacniacz, bo o jego użycie rzecz biega. Takich wzmacniaczy użyłem trzech, przy czym każdorazowo była to konstrukcja odmienna, bo w przypadku Cary SLI-80 – lampowa integra średniej mocy, Crofta Polestar1 – hybrydowa końcówka małej mocy poprzedzona lampowym przedwzmacniaczem ASL Twin-Head na lampach wyjściowych „45”, a w przypadku monobloków Restek Extent – monofoniczne tranzystorowe końcówki wysokiej mocy, też poprzedzone przedwzmacniaczem ASL. W ramach konfrontacji i punktów porównawczego odniesienia użyłem też słuchawek Sennheiser HD 800 i Grado GS-1000, podpinanych do Cary i ASL Twin-Head w roli słuchawkowych wzmacniaczy, którą to opcją aktywującą się przestawieniem stosownego włącznika oba te urządzenia dysponują, a także słuchawek HiFiMAN HE-6 podpiętych równolegle do wyjść głośnikowych Crofta.

„Poczynajmy tedy i my w Imię Boże” – jak miał powiedzieć Władysław Jagiełło pod Grunwaldem, kiedy Krzyżacy byli już dobrze wysmażeni lipcowym słońcem i gotowi do wzięcia na pikę.

Słońce przyświeca nam dziś wprawdzie czerwcowe, ale też nieźle praży, a lampy i tranzystory od wielu godzin się żarzą i do wzięcia na audiofilskie ostrze całkowicie dojrzały.

LTR_23

Rzut okiem na sygnaturkę…

Podpiąłem Cary do Cairna kablem Crystal Cable Absolute Dream, a LRT spiąłem z nim kablami głośnikowymi, które wraz z nim przyjechały, wetknąłem Staksy w gniazdo Pro1, ustawiwszy zawczasu bias na 580 V, bo tylko takiego pozwolono mi z tymi słuchawkami używać, a ponieważ jest to ich bias nominalny, nie ma czego się czepiać. No i popłynęły dźwięki. Dźwięki bardzo klarowne, doskonale przejrzyste i sowicie obdarowane energią, przemierzające dużą i czytelnie zobrazowaną scenę o wieloplanowej i ładnie płaszczyznowo rozpostartej połaci. Z wielką przyjemnością można się było delektować mistrzostwem technicznym tego dźwięku; maestrią precyzji rysunku, wspaniałej szczegółowości, świetnie zarysowanej akustyki koncertowych sal i doskonałego różnicowania się głosów. Towarzyszyły temu jednak dwa pejoratywy. Dźwięk był za chłodny i w dodatku odczuwało się pewien do tego przekazu dystans. Nie chcę powiedzieć, że ozięble to grało, ale względem porównywanych z tego samego Cary słuchawek dynamicznych Grado GS-1000 i Sennheiser HD 800, chłodniej. Te z kolei też grały odmiennie względem siebie, a choć recenzja ta nie ich dotyczy, trzeba powiedzieć, że Sennheisery zabrzmiały z niewielką ale znakomicie wyczuwalną nutą ciepła, minimalnie kremową poświatą i jednocześnie większą niż SR-009 dynamiką. Scenę kształtowały przy tym równie wspaniałą, ukazując rozległą perspektywę uciekających w dal dźwiękowych planów, a całościowo zabrzmiało to nieco sympatyczniej i jednocześnie może minimalnie mniej precyzyjnie, chociaż to rzecz dyskusyjna. Ostrość samego rysunku mniej się może uwydatniała, ale w zamian dźwięki pięknie się wypełniały, tworząc większe obszary swojego przebywania i całościowo na pewno nie gorszy spektakl.

LTR_30

…i wnętrzności.

Grado zagrały jeszcze inaczej. Przede wszystkim towarzyszyła ich graniu wibracja. Cały obszar muzyczny wibrował, tworząc wszechobecną akustykę i nawet milimetr sześcienny nie ostał się w ich prezentacji muzycznie obojętny. Tonację miały nieco ciemniejszą, pierwszy plan bliższy, obszar równie ogromny, a dźwiękowy obraz mniej uporządkowany w sensie separacji, a bardziej skomasowany i całościowy; wszystko sobą ogarniający i niczego nie zamierzający pozostawić swojemu odrębnemu losowi. W efekcie zabrzmiało to bardziej bezpośrednio – nie na zasadzie pięknego pejzażu do podziwiania, tylko tak jakby pędzić na motorze bez kasku i czuć pęd powietrza. Mniej wszystko było wyraźne, bas trochę całość podbarwiał, bo przyjechały dopiero co i trzeba je będzie dopiero z tego wyleczyć, ale poryw miały według mnie największy, temperaturę najwyższą, a barwy najbardziej bajkowe, choć względem Grado PS-1000 nie tak zawiesiste i tłuste, tylko bardziej akwarelowe i bez werniksu.

Wszystkie trzy prezentacje były świetne, a każda inna. Staksów najchłodniejsza ale najbardziej precyzyjna, Sennheiserów chyba najbardziej naturalna, a Grado najbardziej porywcza i marzycielska.

W tym miejscu muszę poczynić uwagę techniczną. Przyjaźń przyjaźnią, a słuchawki dostałem praktycznie na jeden dzień, toteż musicie mi wybaczyć pewną powierzchowność opisu. Jeden dzień odsłuchów w gąszczu aparatury nie jest dobrą okazją do uważnych analiz i drobiazgowego rozbioru. Już samo to, że każdego dnia ma się inny nastrój i inne słuchowe predyspozycje, stanowi poważne utrudnienie i zmusza do pokory. Dlatego nie zamierzam się tu chełpić wiedzą ostateczną i wydawać ostatecznych wyroków. Jagiełło mógł pobić jednego dnia Krzyżaków pod Grunwaldem i pod wieczór 15 lipca 1410 sprawa była definitywnie rozstrzygnięta, ale Ryka nie pobije dylematów związanych z oceną brzmienia Staksów SR-009             13 czerwca 2013 i proszę na to nie liczyć. Coś się jednak w tej sprawie dało zrobić i parę potyczek udało się stoczyć, a kolejna po tej z Cary odbyła się w oparciu Twin-Heada i Crofta.

Zabrałem Cary arcywykwintny kabel Crystala i połączyłem nim Twin-Heada z Accuphase DP-700, który to nie mniej wykwintny odtwarzacz udało się z uścisku dystrybutora na tak ekskluzywne audiofilskie party wyrwać. Twin-Heada z kolei połączyłem z Croftem Tarą, żeby maksymalnie przejrzyście było, i hajda w las na audiofilskie łowy. A wyszedłszy z lasu zaśpiewałem:

Hejże ha, niech Kubuś żyje, niechaj żyje je i tyje. Czy przy środzie czy przy wtorku on w cudownym jest humorku, kiedy swe conieco zje, za godzinkę albo dwie.

LTR_29

Współczesny, słuchawkowy król?

Zacytowałem z pamięci mruczankę Kubusia Puchatka na cześć faktu, że słuchawki Stax SR-009, z którymi się tyle nawojowałem, zagrały nareszcie tak jak powinny, czyli w samych superlatywach i bez najmniejszych uwag krytycznych. Ciepło, namiętnie wyraziście, całościowo, energicznie i rewelacyjnie z każdym repertuarem. Żadnych histerycznych pogłosów, podwójnego ogniskowania, nerwowego rozdygotania, emocjonalnego dystansu, techniki zamiast muzyki – kompletnie nic z tych rzeczy. Faktem jest, że nie budują one aż tak cudownie odchodzącej w dal sceny jak SR-Ω, ale scenę niewątpliwie bardzo wysokiej klasy. A cała reszta…

Niedawno napisałem, że tych SR-009 nie kupię, bo to nie ma sensu. Ale sens jest. Sens jest jak najbardziej, bo mam już końcówkę mocy i przedwzmacniacz, toteż samych tylko słuchawek, LRT oraz odtwarzacza Accuphase DP-700 do kompletu brakuje. Jakież to zatem proste…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy