Recenzja: LRT – czyli słuchawki elektrostatyczne napędzane zwykłym wzmacniaczem

Brzmienie cd.

LTR_05

Biedny Cairn bedzie musiał to jakoś znieść

   Gdy chodzi o jazz, gorąca atmosfera i dźwiękowe bogactwo są oczywiście tym czego najbardziej on potrzebuje, toteż warunki miał wymarzone. Nie będę się rozwodził, zwrócę tylko uwagę na klasę instrumentów dętych. Podmuch miały fantastyczny, a klasa podmuchu jest jednym z głównych wyznaczników muzycznego przekazu, wraz z ludzkim głosem czynnikiem decydującym. Przy słabszej aparaturze nie ma się nawet co na ten temat rozpisywać, bo zawsze jest to tylko karykatura, ale na high-endowych wyżynach nabiera to zasadniczego znaczenia, toteż zmuszony jestem napisać, że instrumenty dęte zabrzmiały w tym zestawieniu rewelacyjnie i te czerpane porównawczo z Grado i HiFiMAN’a były słabsze zdecydowanie.

Z kolei muzyka elektroniczna miała lekki problem z owym gorącym i całościowo optymistycznym w tym zestawieniu wydźwiękiem staksowskich „dziewiątek”, bo w odróżnieniu od jazzu, a na podobieństwo rocka, miewa potrzeby bardziej pesymistyczne, nostalgiczne i metafizyczne. Mniej jest zabawą, a bardziej zadumą. Oczywiście jazz metafizyczny też być potrafi, ale w większej mierze jest muzyką pocieszenia niż refleksji czy udręki. Nie zmienia to faktu, że muzyka elektroniczna zaprezentowała się z najwyższą klasą, a jej wydźwięk emocjonalny pomimo ciepła i ogólnego optymizmu mniej był optymistyczny i beztroski niż u Staksa Omegi II.

Na koniec została nam muzyka rozrywkowa, dla której ciepły wiaterek i ślad słodkiego smaku na końcu dźwięków był oczywiście czynnikiem zadowolenia, czyniącym ją bardziej smakowitą, relaksującą i odprężającą. A że podobnie jak cała reszta pławiła się w dźwiękowym bogactwie i magii głosów, był to spektakl najwyższej rangi.

LTR_12

Najdroższe, i zarazem najlepsze

Finalizując zabawy sprzętowe dokonałem ostatniej translokacji, zastępując Crofta monoblokami Restek Extent. To dwa audiofilskie „maleństwa”, po 32 kilogramy każde, o mocy 250 W przy 8 Ohm. Kiedy je pożyczałem, tłumacząc, że są mi bardzo potrzebne do słuchawkowego odsłuchu, gromadka pracowników firmy dystrybucyjnej przypatrywała mi się uważnie i tylko czekałem kiedy się rzucą i zaczną krępować wariata zanim przyjedzie pogotowie i policja. Chciałem jednak dopełnić recenzorskiego obowiązku, ponieważ pojawiły się sugestie, że LRT naprawdę dobrze gra jedynie w towarzystwie wzmacniaczy o dużej mocy. I faktycznie, z takimi wzmacniaczami gra on lepiej. Croft może sobie być bardzo dobry i w samych superlatywach, ale pewne rzeczy Restek do tych superlatywów dorzucił, a były to rzeczy wagi istotnej. Pojawiła się większa swoboda i dynamika, a także większa przejrzystość i otwartość. Brzmienie nabrało wiatru w żagle i wypłynęło na otwarty ocean, pomykając wartko przed siebie poprzez ogromy przestwór i bezgraniczny horyzont. Wszystkiego było tu więcej – przestrzeni, swobody, powietrza, głębi oddechu, przejrzystości, światła.

Tak więc używanie najwyższej klasy potężnych wzmacniaczy ma w przypadku LRT sens, o ile ktoś goni za ekstremum, nie wahając się przekraczać barier skrępowania konwenansem. I w sumie dlaczego nie? Nie udawajmy naiwnych. Te potężne wzmacniacze, niejednokrotnie tysiąc i więcej watów mające, służą wprawdzie do napędzania wielkich głośnikowych kolumn ustawionych w kilkudziesięciometrowych salach, ale jakże często słucha tego na co dzień jeden człowiek i nikogo to nie śmieszy ani nie szokuje. Dlaczego zatem jeden słuchacz słuchający wielkich głośników napędzanych przez wielkie wzmacniacze miałby być czymś jak najbardziej normalnym i nawet zasługującym na szacunek, a taki sam pojedynczy człowiek słuchający nie głośników tylko słuchawek ma budzić śmieszność i zasługiwać na drwiny. To przecież nic innego jak nawyki myślowe i  przywiązanie do stereotypów. Nikt się nie dziwi wielkim silnikom w autobusach, ale nikt się także nie dziwi im w sportowych kabrioletach, bo takie kabriolety weszły do myślowego obiegu, stały się czymś w miarę zwyczajnym i tylko wszyscy na ich widok z zazdrości się ślinią. Dlaczego zatem słuchanie na słuchawkach za pośrednictwem wielkich wzmacniaczy miałoby być śmieszne, a w przypadku kolumn głośnikowych szacowne?

LTR_08

LRT „udźwigną” Staksy bez problemu

Tu i tu chodzi przecież o jak najlepsze brzmienie, a skoro LRT potrzebuje mocnego wzmacniacza dla rozwinięcia całego potencjału, to trzeba mu ten wzmacniacz dać bez szemrania i głupich uśmieszków, o ile nas na to stać i jesteśmy zdecydowani mieć najlepsze możliwe brzmienie na słuchawkach. Nie ma się co względem tego wahać, tym bardziej, że taki duży wzmacniacz zawsze stanowił będzie zaplecze dla kolumn, choćby i niewielkich monitorów, które znakomicie będzie napędzał. A ci, których na takie wielkie wzmacniacze stać i tak mogą sobie pozwolić na wyższe rachunki za energię i nie chodzi im o oszczędności, tylko najwyższą przyjemność czerpaną z muzyki. Klepiąc się po grubych portfelach i ściskając w rękach złote karty płatnicze z politowaniem mogą popatrywać na miotających się oszczędnickich z ich pustawymi portmonetkami. Pasja zawsze prowadzi poza granice standardu, bo na tym właśnie polega pasja. Lepiej, lepiej i lepiej; więcej, więcej i więcej – aż wszystko zostanie zdobyte, zgromadzone, sprawdzone i osiągnięte. Brat mojej babki był przewodniczącym Polskiego Związku Filatelistów i zgromadził najwspanialszą znaczkową kolekcję tematyczną. A kiedy ją doprowadził do ostatecznego finału, sprzedał, bo mógł już tylko kupować nowe znaczki o tej tematyce, co go nie interesowało. Z muzyką na szczęście jest inaczej i zdobycie najlepszego możliwego zestawu słuchawkowego nie oznacza końca tylko początek przygody. To wielka przewaga audiofilizmu nad filatelistyką.

 

Podsumowanie 

   Dobrze się stało. Świetnie się stało. Ogromnie jestem zadowolony. Słuchawki Stax SR-009 nareszcie zabrzmiały tak jak chciałem i udowodniły, że są najlepsze spośród obecnie produkowanych. Nie jest to wprawdzie brzmienie lepsze od Orpheusa, SR-Omegi i Sony MDR-R10, ale bardzo zbliżone klasą i stanowiące bezpośrednie nawiązanie do tamtych osiągnięć. Jedynie budowa sceny nie jest tu aż tak dobra, co dotyczy wyłącznie dalekich planów, bo ten bliski okazuje się być równie zachwycający. Trochę zarazem żal i jednocześnie dziwi niemało, że nie opracował jak dotąd Stax wzmacniacza pozwalającego wiedzieć to wszystko natychmiast, zmuszając jakże nielicznych posiadaczy adaptera LRT do wzmacniaczowych wygibasów na wysoce abstrakcyjnych poziomach audiofilskiej abstrakcji. Jednocześnie rad jestem, że moje lampy „45” miały w tym wszystkim swój udział, udział jak sądzę istotny, bo dla słuchawek SR-009 lampowy tor wydaje się przeznaczeniem, a królewska trioda 45 pasuje tutaj jak ulał z jej wspaniałym powabem i magią dźwięku. Zwraca przy tym uwagę, że efekt końcowy zbliżony był do tego jaki oferował wzmacniacz Euridice, przy dwóch istotnych zastrzeżeniach. Tym razem była to Euridice stanowiąca syntezę dwóch tamtych – jednocześnie bajecznie analogowa i porażająco misterna. Druga rzecz, to nieporównanie większy zapas mocy. W tym względzie nie było najmniejszych ograniczeń z żadnym z użytych wzmacniaczy i nawet piekielnie głośne granie pozostawało na wyciągnięcie ręki.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy