Recenzja: Grandinote MACH 2

Technologia i wygląd

   Kolumny są wysokie na 116 cm i smukłe, bo szerokie jedynie na 24. Podobnie też i niegłębokie, rozciągające się do tyłu na tyle samo bez centymetra. Są natomiast ku temu tyłowi także lekko odgięte, albowiem stoją na przytwierdzonych od spodu niewielkich platformach, które wspierają się na trzech kolcach, z których tylny jest niższy. W komplecie znajdujemy pod te kolce podkładki, a sami możemy poszukać lepszych, np. świetnych od Harmoniksa. Na tylnej ściance nic poza zaciskami pojedynczego przyłącza, odnośnie którego Massimiliano wyjaśnia, że technologia bi-wiringu nie idzie w parze z jego ideą bardzo specjalnej zwrotnicy. Bardzo specjalnej, gdyż tak naprawdę to nie żadna zwrotnica, w której kondensatory i rezystory, tylko pozbawiony elektrycznych dodatków trójdrożny kanał akustyczny, nazwany przez Grandinote „zwrotnicą mechaniczną”.
    Opisowo rzecz biorąc można nie bez racji powiedzieć, że wyposażone w nie kolumny Grandinote są jak instrumenty muzyczne, a nie aparatura elektryczna. Dostrojenie harmoniczne głośników poprzez podział na role nie następuje tutaj drogą wymuszenia poprzez elektryczne rozkazy płynące ze zwrotnicy – rozkazy odcinające, włączające, ściszające lub wzmacniające. Zamiast tego rzecz uzgadnia się sama w kanale akustycznym, w tym wypadku potrójnie rozgałęzionym i za specjalnie, nietypowo w nim ulokowanymi głośnikami, za którymi specjalne tłumienie. Skutkiem którego pojedynczy tweeter o jedwabnej kopułce ø25 mm przystępuje do pracy dopiero powyżej 12 800 Hz, podczas gdy wcześniej całe brzmienie za sprawą dwóch wooferów ø130 mm o wzmocnionych przez Grandionote impregnatem membranach, które to woofery są nieodcięte i nie equalizowane, natomiast osadzone głębiej niż zwykle to się robi – identycznie jak tweeter są lekko zagłębione w swoich kanałach akustycznych. Otrzymujemy tym sposobem coś w rodzaju trąbienia, a całe to wiązanie potrójnym kanałem opracowano z drobiazgową precyzją, tak żeby powstał autentyczny instrument, a nie elektryczna zabawka z bezdusznym, wymuszanym prądowo rozdzielaniem częstotliwości.
     Układ tej potrójności to klasyczne d’Appolito, czyli tweeter pomiędzy i wszystko u góry. Całość osadzana w pancernych, wielowarstwowych korpusach, które nie tylko są grube i ciężkie, ale też podczas opukiwania głuche. Prócz tego miłe w dotyku – takie lekko zamszowe – a jak zamsz, to i matowość, konkretnie półmatowość. Co kontrastuje z lśnieniem lekko wychodzących za obrys, z tyłu zaokrąglonych owych z kolcami podstaw, a dodatkowym elementem ozdobnym firmowa plakietka Grandinote umieszczona na froncie pod głośnikami.

Kolumny mogą być całe ciemne – opatulone zamszową czernią – albo mogą mieć boki lśniąco srebrne bądź okryte fornirem z drzewa tulipanowca. Tak, tak czy tak będą kosztowały te dziesięć i pół tysiąca euro, jako że to muzyczny instrument, od razu na dodatek perfekcyjnie nastrojony. Nie płacimy więc za napylanie membran diamentem, jak to dzieje się u Raidho, ale za ogrom godzin pracy nad zestrojeniem głośników i za służący temu wynalazek mechanicznej zwrotnicy, będącej instrumentem muzycznym, a nie elektryczną pstrykawką.
    Dźwięk w tych kolumnach się samorzutnie kształtuje, sam między trzema głośnikami się łączy i sam między nimi dopieszcza; i tą jego samorzutną naturalność ukształtowania słychać, jako bliższość prawdziwej muzyce.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Grandinote MACH 2

  1. Piotr+Ryka pisze:

    AVS już w przyszłym tygodniu. Ale mi się nie chce jechać. Pociechą to, że mają być Dan Clark Corina, nowe HEDD i flagowe Austrian Audio (te za 2600 euro).

    1. Royber pisze:

      Jedź Piotrze.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Jadę, jadę. Już hotel wykupiłem, jak dożyję to jadę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy