Recenzja: dCS LINA

    Świat słuchawkowy eskaluje we wszystkich kierunkach jakościowych: na jednym biegunie ogromne parcie na jak najlepsze, ale tanie, słuchawki bezprzewodowe zasilane wprost ze smartfona, na drugim ekskluzywność maksymalna w oparciu o rozbudowane systemy stacjonarne. Pomiędzy skrajnościami też gęstniejące możliwości, a tą recenzją podejmujemy wyprawę do Północnego Bieguna – tam gdzie najdrożej i najświetniej.

    Brytyjskie dCS (Data Conversion Systems LTD), wywodzące rodowód z informatyki na rzecz przemysłu obronnego, to wraz z kilkoma innymi markami trzon największej ekskluzywności. Pisałem o tym wytwórcy przy okazji recenzji ich odtwarzacza Rossini – o tym, że przedstawiają siebie jako gremium specjalistów szczytowego poziomu ze specjalizacją elektroniczną i miłośników muzyki zarazem. Gremium tworzące zespół analityczny oraz badawczo-rozwojowy sięgający korzeniami uniwersytetu w Cambridge, na którym studiowali, by działać potem w branży militarnej, kosmicznej i telekomunikacyjnej. Początkowo jako założona w 1987 przez Mikeʼa Story niezależna grupa ekspercka, obsługująca między innymi British Aerospace, Royal Navy i Ferrari, od 1989 stopniowo przekierowująca swe zainteresowania w stronę branży muzycznej, poczynając od przeznaczonego dla studiów nagraniowych konwertera analogowo-cyfrowego dCS 900. Niedługo potem, w 1993, powstał pierwszy konwerter odwrotny – cyfrowo-analogowy dCS 950; coś zatem bardziej na użytek masowy; urządzenie przekształcone dwa lata później w dCS 952 DAC, ze zdolnością konwersji do 24-bit/96kHz – pierwsze z taką na świecie.

    Od tego momentu sprawy przybrały szybszy obrót i już rok później (1996) zjawił się sławny dCS Elgar 24/96 Ring DAC (unikalnej konstrukcji rozbudowany przetwornik), a sama firma przeniosła siedzibę z Cambridge do Great Chesterford manufacturing site, z głównie programistycznej i konsultanckiej zmieniając w produkcyjną.

    Tam, w 2002, powstała pierwsza „piramida” – obsypany nagrodami i poczytywany za najlepszy na świecie czteroczęściowy odtwarzacz SACD, złożony z napędu Verdi, upsamplera La Scala, zegara Verona i przetwornika Elgar Plus. Dekadę później pojawiło zaś to, co do dzisiaj stanowi szczyt dokonań – stale udoskonalany, również czteroczęściowy zestaw dCS Vivaldi System, w 2015 uzupełniony znacznie przystępniejszym, jedno lub dwuczęściowym (z zegarem albo bez) odtwarzaczem Rossini. Ale na tym nie koniec, do głosu w 2019 doszły nareszcie słuchawki; ich coraz mocniejsze wdzieranie się do sfer muzycznego high-endu oddziałało także na dCS, prowokując powstanie wyposażonego w Ring DAC przetwornika/streamera Bartók, opcjonalnie wyposażanego we wbudowany słuchawkowy wzmacniacz.

   Tego pacjenta miałem przyjemność badać niedługo po premierze, i był to pacjent ze wzmacniaczem, a teraz stoi tuż koło mnie najnowsze dzieło dCS – przetwornik z funkcją streamera wspierany wyosobnioną sekcją zegara i wyosobnionym słuchawkowym wzmacniaczem, zbiorczo tytułujący siebie mianem dCS LINA.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: dCS LINA

  1. Sławek pisze:

    Bardzo dobra recenzja, dziękuję Panie Piotrze, dużą radość mi sprawiła!
    Tym niemniej kilka spostrzeżeń:
    Odnośnie wygrzewania – napisał Pan:
    U mnie to trwało dwa tygodnie grania od rana do północy, a przecież to ten zestaw brał udział w AVS, nie przyjechał zatem surowy.
    No zonk! To ja tych Susvar na AVS (co prawda nie z kablem bladawcem, a jakimś innym lichym czarnym od HiFiMana – tak mi powiedziano) na niewygrzanym sprzęcie słuchałem, a i tak czuć było dużą klasę i potencjał LINY.
    Odnośnie przetwornika – szkoda, że nie ma wejścia I2S, Jay’sa by można podłączyć w najlepszym dla niego ustawieniu, a tak to trzeba będzie coaxialem, BNC, albo AEC-EBU. Coraz więcej DAC-ów ma wejście I2S, ale no cóż, nie tym razem. Wejścia USB na zdjęciach wypatrzyłem B i A, a nie jak Pan pisze B i C. No i tu pojawia się pytanie – czy do A można podpiąć twardy dysk? Rozumiem, że sekcja streamera bezproblemowo współpracuje z Tidalem?
    Odnośnie wejść samego wzmacniacza słuchawkowego – do wejść RCA zapewne można podpiąć wyjście przedwzmacniacza gramofonowego i cieszyć się winylem…
    Zaś co do Susvar to w ich recenzji konkluzja była taka, że one to najlepiej grają z odczepów głośnikowych. A tu proszę – 2 waty i grają. Ale sam Pan wyjaśnił :
    Przy czym, powiedzmy sobie szczerze – dCS LINA nie wycisnęła wszystkiego z Susvar, one potrafią jeszcze piękniej. Ale Susvary wycisnęły wszystko z LINA, pasowały najlepiej.
    Ciekawe, jak by LINA sprawowała się z Crosszone CZ-1.
    Na następny AVS zabiorę moje Crosszone CZ-10 i QUAD-y ERA-1 i jak będzi LINA to posłucham jak będzie możliwość.
    Eurojackpota trzeba by puścić, bo to wszystko dużo €szekli kosztuje…

  2. Marek S. pisze:

    Brak pilota w sprzęcie za tyle pieniędzy, to troszkę słabo.
    Rozumiem, że jest to produkt stworzony dla bogatych. Tyle pieniędzy wydać i co chwilę wstawać, żeby zmienić głośność, współczuję użytkownikom. Nie każdy słucha z bliskiej odległości.
    Ja zanim cokolwiek kupię najpierw patrzę, czy w zestawie znajduje się pilot.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      dCS Bartóka będziesz w tej sytuacji zmuszony kupić, jego można obsłużyć smartfonem. Do niego zegar od Rossini – i hajda w pliki za sto pięćdziesiąt parę tysięcy! (Czy coś koło tego.) Ech, życie…

      1. AudioFan pisze:

        I tu mam dylemat, czy dokupić zegar Rossini, czy zestaw Muteców z REF 10 SE 120. Bardziej pasuje mi Rossini, wizualnie i pod względem okablowania, ale podobno referencyjny dźwięk dają dopiero Muteci. Jakie Wy macie doświadczenia z tymi zegarami?

        Czyli w zestawie LINA nie ma możliwości regulacji głośności z ROON tak jak w Bartoku? Pozostaje tylko i wyłącznie kręcenie potokiem?

        1. Pawcio pisze:

          Na FB odszukaj Ireneusz Sulewski i spytaj. Przećwiczył wszystkie kombinacje, ma już kolejna generację dCS. Teraz użytkuje dCS Vivaldi One. Wybrał topowe zegary Mutec. Ale do nich ma zasilacze liniowe i drogie okablowanie. Tak więc to kupa gratów znacznie droższa niż fabryczny zegar.

      2. Pawcio pisze:

        Można kupić pilota od Rossini lub od Vivaldi, tak samo sterują Bartokiem. Nie trzeba męczyć się z tabletem.

    2. Sławek pisze:

      No fakt, trochę słabo. Ale z drugiej strony na ogół kable słuchawkowe bardzo długie nie są, więc może siedząc obok dosięgniesz. Do gramofonu i tak wstawać trzeba – jak kto gramofon ma i używa. No i trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi. Ale fakt – zdalne sterowanie powinno być.

  3. Robson pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja, zwłaszcza że wypróbował Pan dużo różnych słuchawek. Byłem na AVS i słuchałem tego zestawu z Susvarami, mi też było to idealne połączenie. Na stanowisku rozmawiałem z przedstawicielem z dCSa i zapytałem się o różnice w stosunku do Bartoka, powiedział że konstrukcyjnie Ring DAC w Lina Network DAC to jest to samo, tyle że bez wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego i przedwzmacniacza.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Na moje ucho Ring DAC w Bartoku jest bardziej zaawansowany. I przecież samo dCS to stwierdza. Trudno żeby nie, skoro ten z Bartoka ma więcej filtrów. A po upgrade oprogramowaniem Rossini różnice muszą być jeszcze większe.

  4. AudioFan pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Dziękuję za jej napisanie. Z największym zaciekawieniem odczytywałem fragmenty, gdzie starałeś się porównać dCS Lina vs Bartok. Powiem, że nie mam co pluć sobie w brodę, że się pospieszyłem i na ubiegłoroczną gwiazdkę 2021 sprawiłem sobie jeszcze w rozsądnej cenie Bartoka. Powiem szczerze już nie wspominając o walorach i ekonomi rozwiązania jednopudełkowego – mi Bartok bardziej się podoba. Czytałem, że w posiekanym Bartoku 🙂 zastosowano inny układ zasilania i źe to może mieć pewne przeloźenie na jeszcze lepszy dźwięk. Trzeba by kiedyś zorganizować testy i łeb w łeb porównać obydwa urządzenia. Sam wzmacniacz jest nieco mocniejszy niż w Bartoku i może i ciut lepszy, ale i to spokojnie przyjmuję, bo w 70% gram na Feliksie Envy a 25% to wzmak z Bartoka 5% tak dla przypomnienia zostawiam dla hybrydy Pathosa Aurium, którego podłączam po RCA do Bartoka. Mógłbym już go odsprzedać.

    Nigdy nie miałem okazji słuchać Liny, nie mniej jednak uważam, ze Bartok jest lepszym urządzeniem od Liny, choćby z tego powodu ze jest to urządzenie klasy high-end i ona według dCS stoi powyżej serii Lina. W dodatku obecnie po upgrade software’u do wersji 2.0 Bartok praktycznie z automatu stal się tym co kiedyś prezentował model Rossini.

    Chciałbym się kiedyś dowiedzieć ile dodatkowej magii do zestawu Liny dodaje zegar. Czy jest wart swojej ceny, czy też można śmiało go pominąć i tym samym dać sobie spokój z myślami zakupu zegara do Bartoka.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Pożycz zegar Rossini od Audiofastu i sam oceń różnice. Niech go przywiozą chociaż na kilka godzin.

      1. AudioFast pisze:

        Gdyby była taka możliwość to nie zadawałbym powyższych pytań. Nie mają na stanie zegara Rossini, który mógłbym w obecności dilera posłuchać. Musiałby go zakupić, a gdyby zmiany były niewarte kolejnej sporej inwestycji (z odpowiednim okablowaniem, to drugi Bartok) i bym go nie kupił, to musieli by z nim zostać.
        W dodatku sprzedawca odwiedził mnie z zegarem MUTEC MC-3+USB oraz REF10 SE120 i zaobserwowałem zmianę jaką wnosi ten mały zegar, ale liczyłem, że po podłączeniu REF10 SE120 odpali petarda a tu nic. Nik z trzech osób nie słyszał zmian. Sprzedawca również. Uznaliśmy, że albo REF10 jest popsuty, lub coś źle podłączony. Dlatego chciałbym nawiązać kontakt z posiadaczami jednego czy drugiego zegara i porozmawiać o faktycznych zmianach po zainwestowaniu w te urządzenia.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Audiofast chyba ma kontakt z jakimś posiadaczem zegara Rossini, może by dali namiar, rozmowa powinna być pouczająca. Można ewentualnie zadzwonić do krakowskiego Studio999, oni używają Bartoka, może mieli jakieś podejścia do kwestii zegara.

          1. AudioFan pisze:

            Dziękuję za podpowiedź. Zaczynam od telefonu do Studio999.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy