Recenzja: dCS LINA

Budowa, ekonomia i jak się użytkuje

W rozłożystej kompozycji poziomej.

    Samo dCS nie mówi tego prosto z mostu, ale pośród licznych opisów wydaje się tłumaczyć powstanie systemu LINA dwiema głównymi przesłankami: Po pierwsze, starano się stworzyć słuchawkowy wzmacniacz o większej mocy niż wbudowany w Bartóka, tak żeby już bez najmniejszych ograniczeń można było napędzać nawet najbardziej mocolubne słuchawki spośród dzisiejszych – w rodzaju HiFiMAN Susvara czy Abyss AB-1266. (Aczkolwiek jeszcze nie tak osobliwe, jak dawne AKG K1000 i teraźniejsze RAAL.) Po drugie, sięgnięto po konfigurację pozwalającą na redukcję zabieranego pod siebie miejsca – pełnorozmiarowego Bartóka zastępując midi wieżą, praktyczniejszą w zastosowaniach biurkowych. A jednocześnie w razie ochoty na salonową panoramę, możliwą do rozpostarcia poziomego, tak żeby rozłożystszą formą bardziej imponowała i jednocześnie mniej kłuła w oczy technicznością.
    Trzeba przyznać, że w obu ustawieniach zestaw LINA prezentuje się efektownie, a dana wchodzącemu w jego skład wzmacniaczowi moc faktycznie umożliwia bez żadnych ograniczeń napędzanie najtrudniejszych nawet słuchawek przylegających do głowy. Jest w tym jednakże pewien haczyk, chociaż nie odnoszący się do mocy. Moc w obu rozstawieniach będzie co prawda identyczna, lecz jakość dźwięku lepsza w konfiguracji pionowej, zapewniającej mniejsze interakcje elektromagnetyczne między elementami. Optimum zatem jedno – orientacja pionowa.   

    Tak ustawiona LINA zajmie powierzchnię 22 x 36 cm i cisnąć będzie na podłoże wagą 21,9 kg – jest zatem sporym kęsem szczytowej technologii na rzecz obsługi słuchawek. Słuchawek i niczego więcej: wzmacniacz nie ma odczepów głośnikowych do napędzania biurkowych głośników, choć oczywiście można wyprowadzić z któregoś słuchawkowego gniazda sygnał na małe kolumienki; to jednak nie będzie za szczególnie wyglądało, ponieważ wszystkie usytuowano z przodu. (Co bynajmniej nie jest regułą, niejeden słuchawkowy wzmacniacz ma jakieś z tyłu lub z boku.) Tym jednak nie musimy nadmiernie się frasować, zestaw jest stricte słuchawkowy.  

Przetwornik z dotykowym ekranem.

    Zgodnie z panującą dziś modą to nie sam słuchawkowy wzmacniacz; dawno minęły czasy, gdy jedynymi źródłami były gramofony, magnetofony i tunery, o których nie mówiło się „analogowe”, bo cyfrowych źródeł nie było. Teraźniejszość bazuje na plikach, czyli nowym pojęciu z audiofilskiej gwary, na streamowaniu. (Cyfrowym strumieniowaniu.) Co za tym idzie na obowiązkowych przetwornikach D/A – ma się rozumieć, możliwie jak najdoskonalszych; doskonałych zarówno zakresem oferowanych funkcji, jak i doskonałością samej konwersji. Ale o to w naszym wypadku też nie musimy się martwić, to specjalności dCS. Ich unikalny, całkiem odmiennie od konkurencyjnych zaprojektowany konwerter Ring DAC kontynuuje z powodzeniem karierę od przeszło ćwierćwiecza, mnogim powstałym w tym czasie przetwornikowym kościom i programowalnym procesorom nie udało się go prześcignąć, zwłaszcza że stale jest udoskonalany sprzętowo i programowo. Właśnie ten układ daje to, co stało się znakiem rozpoznawczym brzmieniowej szkoły dCS – niezwykłą aktywność całej przestrzeni, w której pojawia się muzyka. A choć to nie aż tak zaawansowany układ konwersji, jak ten obecny w Bartóku (zwłaszcza od kiedy dCS pozwoliło tamtemu korzystać z oprogramowania przeznaczonego dla odtwarzacza Rossini i przy okazji o kilkadziesiąt procent go podrożyło), niemniej to ta sama architektura i te same klimaty. Efektem unikalny rodzaj brzmienia, możliwy do profilowania wieloma zmiennymi funkcyjnymi, w tym wyborem pomiędzy konwersjami DXD i DSD oraz zaawansowanymi filtrami. Temu pierwszemu wyborowi, i w ogólności takim wyborom, poświęca dCS obszerny passus autorstwa Andrew Papanicolasa, który pozwolę sobie przytoczyć w odsyłaczu, ponieważ warto się z nim zapoznać.[1] Prócz tego mamy mnogie inne opcje, w tym stosowania albo nie wstępnego bufora (opóźnia o 2 sekundy, nie nadaje się  więc do współpracy z obrazem), a jak do tego wszystkiego podchodzić, właśnie wyjaśnia odsyłacz. Sam tyle mogę powiedzieć, że w odniesieniu do Ring DAC przeważnie odpowiadały mi ustawienia proponowane przez samo dCS, za istotnym wyjątkiem konwersji DXD; gdzie bardziej miękka prezentacja po aktywacji DSD lepiej trafiała mi do przekonania. (I to wszakże do czasu.) Ale już filtr cyfrowy F1 i dezaktywowany bufor – te rzeczy jak najbardziej; bezcelowe wydało mi się poszukiwania brzmień maksymalnie zbliżonych do lampowych, lub w jakiś inny sposób odbiegających od producenckich opcji. Zwłaszcza, że LINA nie ma podobającej mi się filtracji F5, oferowanej w Bartóku, wyłącznie wybór pomiędzy filtrami wejściowymi F1 i F2 dla DXD i od F1 do F4 dla DSD. Nie warto też w przypadku słuchawek wokółusznych kombinować z siłą wzmocnienia; schodzenie poniżej maksymalnych 6V spłyca dynamikę.

Bezobsługowy, automatycznie dopasowujący się zegar.

   W rozłożystym drzewie decyzji jest jeszcze jedna alternatywa kluczowa: wybór pomiędzy aktywacją albo nie krzyżowania kanałów. Ten jest dostępny natychmiastowo, w menu nie trzeba się zagłębiać – jednym dotknięciem sensora na dotykowym ekranie włączmy albo wyłączamy. O czym informuje zapalająca się ikonka krosu, która posiada aż trzy głębie (włączane kolejnymi przyciśnięciami), a sama funkcja już na pierwszym poziomie działa wprawdzie w sposób typowy (to znaczy zmiękcza dźwięk), czuć jednak, że jest nadprzeciętnie rozbudowana – to zmiękczenie jest mniejsze, a przeorganizowanie sceny lepsze. Bardzo dobrze wypełnia się centrum, a dźwięki bardziej zazębiają; wybór „cross or not cross” nie będzie zatem łatwy. Zwłaszcza że dwa pogłębione poziomy, zdecydowanie bardziej są zaawansowane, mieszające rewerby w złożony, opracowany przez samo dCS sposób; i dopiero tam się wyprawia – zazębia i kotłuje. Zjawia się towarzyszące temu inne utrudnienie odnośnie wyboru: oba zaawansowane poziomy krosu – E1 i E2 – po aktywacji powodują naczny spadek głośności względem zwykłego krosowania C1, które i tak trochę jest cichsze od stanu bez krosowania. Dużo się trzeba namachać potencjometrem podczas porównywania i trzeba też stopować sygnał, żeby nie słuchać wyrównywania. Pociechą to, że wszystkie trzy ustawienia odebrałem jako przyjemne, jedynie fortepian solo zdecydowanie wolałem bez któregokolwiek krosowania. Mimo to koniec końców doszedłem do wniosku (po paru godzinach prób), że wolę obróbkę dźwięku w wykonaniu własnego ośrodka słuchu od trzech opracowań dCS, te bowiem, niezależnie od zaawansowania i metody, zawsze redukowały głębię wnikania w dalsze obszary sceny.

    Powróćmy do wyglądu. Trzy sekcje składające się na piramidę mają identycznej wielkości fronty, też identyczną głębokość. Kolejność ich stawiania, jak mówiłem, nie jest jednakże obojętna – na spodzie powinien znaleźć się wzmacniacz, na nim zegar, a na szczycie przetwornik.

    Wzmacniacz (który możemy kupić oddzielnie i użytkować z dowolnym przetwornikiem) wyposażono w wielkie, gładko chodzące pokrętło nieobsługiwane z pilota, ponieważ takowego nie ma i smartfon też go nie zastąpi, mimo iż w innych urządzeniach dCS ta sytuacja jest normą. Oprócz pokrętła trzy słuchawkowe wyjścia (same gniazda wprawdzie są cztery, ale jedno to część składowa podwójnego 3-pinu). Oprócz niego pojedynczy 4-pin i niesymetryczny duży jack.  

Wzmacniacz słuchawkowy z potężną mocą i symetryczną konstrukcją.

   Moc można ustawiać wszystkim gniazdom wstępnie w bardzo szerokim zakresie, a oprócz regulacji w menu jest też dwupozycyjny przełącznik (od spodu pod potencjometrem), pozwalający preordynować pełnię mocy albo połowę.   

    Poniżej gniazd białym punktem przewierca przestrzeń lampka aktywacji, której siły świecenia nie da się regulować. Naprzeciw, w centrum u góry, stonowane do mocno zmatowionej bieli firmowe logo dCS, powtórzone na wyższym pudełku zegara, którego panel przedni to tylko ono i biały punkt.

    Na szczycie sam przetwornik, zaopatrzony w dotykowy ekran, którego jasność można już regulować w piętnastostopniowym zakresie, natomiast jego dotykowość ograniczono do czterech białych świateł, pod którymi sensory. Powyżej każdego światełka ekranowa ikonka – z lewej wyboru źródeł, z prawej wejścia do drzewa ustawień, pomiędzy dwie natychmiastowej obsługi krosowania, które po aktywacji którejś z bocznych zamieniają się w strzałki. Na pasku u góry ekranu wyświetlają się loga ustawień wybranych – i wszystko to działa sprawnie, trzeba tylko się przyzwyczaić do naciskania kropek a nie ikon.

     Same obudowy są z grubościennego aluminium – na bokach wykończonego chropawo, na frontach wygładzonego grubym natryskiem z tworzywa, dzięki któremu dotyk staje się ciepły, niemal welurowy. Kolor całości wyłącznie matowo-czarny, brak alternatyw kolorystycznych, a przynajmniej na razie. Na wszelki wypadek powtórzę, że nie ma obsługi z pilota, a ustawienie pionowe ze wzmacniaczem na spodzie zapewnia najlepszy dźwięk. Każdą z sekcji wyposażono w wyraźnie mniejszy niż obwód korpusu podest z płaskimi krążkami podkładek, dzięki czemu wygląd zyskuje aż trzy talie, stając się lżejszym i ciekawszym.

     Ogólnie biorąc architektura trzyczęściowego segmentu wywiera korzystne wrażenie, a na szczególną pochwałę zasługuje brak jaskrawizn i banalnych ozdób. LINA to wyrób dCS najmocniej powiązany z angielską szkołą designu – do oszczędnego wzornictwa, matowości lakierów, ostrych kantów i dużych, wygodnych pokręteł.

    Wybrawszy ustawienia trzeba jeszcze pamiętać, że używając słuchawek z okablowaniem symetrycznym lepiej będzie skorzystać (ewentualnie przez przejściówkę) z wyjścia 2 x 3-pin, dającego od 4-pinowego brzmienie cokolwiek żywsze, chociaż różnica jest nieznaczna. Dobrze będzie też wiedzieć, że pracujący nad zestawem LINA podobno aż cztery lata producent zaleca łączenie sekcji przetwornika ze wzmacniaczem okablowaniem symetrycznym, czego jest ważny powód, o którym za momencik.

    Sprawa łączenia sekcji przenosi nas do tyłu i wrzuca w ekonomię.  

Pełny zestaw przyłączy.

    No tak, trzyczęściowa wieża słuchawkowa dCS to trzy całkowicie rozłączne, pakowane podczas transportu w osobne pudła sekcje, z których środkowa – zegara – może być pominięta, nie musisz jej kupować. Lepiej jednak ją nabyć, z zegarem (poprzez dołączone do niego kable BNC) zagra lepiej, przy czym przetwornik sam wybierze optymalną formę współpracy po ustawieniu automatycznej optymalizacji w menu. Jeszcze lepiej wszystko to zagra, gdy trzy znalezione w komplecie zwykłe kable zasilające zastąpisz markowymi, a jak to dziobnie twój portfel, nie muszę chyba przybliżać. Lecz cóż, LINA od dCS nie należy do lin ratunkowych rzucanych szukającym taniości…

    Oprócz kabli zasilających, dedykowanych zegarowi BNC i pożądanego symetrycznego interkonektu dostarczanego z przetwornikiem, z zestawem LINA otrzymujemy trzy kable ethernetowe, którymi wszystkie sekcje łączymy w opisany w instrukcji sposób, tak żeby można było włączać i wyłączać całość przyciśnięciem jednego włącznika w DAC albo we wzmacniaczu. (Obydwu procedurom towarzyszyć będą głośne stuknięcia wszystkich sekcji.)

     Przyciski aktywacji ulokowano pod światełkami na panelu spodnim, przy czym ten we wzmacniaczu pełni dodatkową rolę selektora wejść: wyłączenie/wyłączenie następuje po dwusekundowym przytrzymaniu, a pojedyncze kliknięcia aktywują kolejno wejście XLR bez bufora (dedykowane współpracy z LINA DAC – dioda rozświetla się na biało), normalne wejście RCA (rozświetla się błękitem) i XLR sprzęgnięte z buforem, przeznaczone dla innych symetrycznych źródeł niż własny DAC (teraz rozświetla się purpurą).  

    Wzmacniacz ma zatem trzy wejścia; można go będzie podłączyć równocześnie aż do trzech źródeł. Ma też tę wielostopniowo regulowaną moc i bardzo dużą siłę wzmocnienia (6,0 V; aka 2,0 W/30 Ω), co okupuje pracą w klasie AB, dającą za to oszczędność prądu. Jednak w przypadku pobierania sygnału z LINA Ring DAC uruchomia się procedura cyfrowego naśladownictwa klasy A, zdolna łączyć tranzystorową liniowość pasma z lampowym bogactwem harmonicznym. (Tzw. mapowanie Ring DAC.) Ta jest jednak dostępna wyłącznie poprzez złącze XLR, stąd jego preferencja.

Przetwornik obsługuje nawet rzadko spotykane łącze cyfrowe 2 x AES/EBU.

  Optymalnie, czyli na górze, ustawiony przetwornik LINA oferuje szeroki wybór wejść cyfrowych: 2 x AES/EBU (3-pin XLR); 1 x S/PDIF koaksjalne; 1 x Toslink (optyczne); 2 x USB (B i C) oraz 3 x Ethernet (z czego dwa do połączeń z pozostałymi sekcjami). Ma po jednym analogowym wyjściu RCA i XLR oraz przyłącza WORDCLOCK BNC.  Odnośnie tego istotna kwestia: mianowicie te złącza USB mają dwa jakościowe poziomy pracy i tylko na wyższym „2”, po ustawieniu go w menu, będzie możliwe przyjmowanie plików o gęstości do 384 kHz/24-bit włącznie, plus pojedyncze i podwojone próbkowanie DSD.  

    Właściwie skonfigurowany zestaw LINA przez złącza AES/EBU również może operować sygnałem 384 kHz/24-bit, może też współpracować z urządzeniami mającymi cyfrowe wyjście przez parę AES/EBU. (Trzeba tę opcję wybrać w menu, inaczej każde AES/EBU będzie funkcjonowało oddzielnie.)

    Po skonfigurowaniu „LINA stack” będzie obsługiwać słuchawki o impedancji 8 – 600 Ω i zaoferuje siłę wzmocnienia od 0,2 W/300 Ω do 2,0 W/32 Ω w obszarze akustycznym 1 Hz – 100 kHz przy separacji kanałów powyżej 100 dB i zniekształceniach harmonicznych (THD) poniżej 0,005%.

    Wszystko to za jedyne 155 985 PLN – albowiem, jak wspominałem, ta lina nie jest ratunkowa – ciągnie nas w świat ekskluzywności i szczytowych doznań.

 

[1]PCM to Pulse Code Modulation, co oznacza, że sygnał analogowy jest mierzony z pewną stałą szybkością – częstotliwością próbkowania (np. 192 000 próbek na sekundę) – a każdy pomiar ma pewną głębię bitową (zwykle 16 lub 24 bity).

Płyty CD mają 16 bitów / 44 100 Hz, więc poziom sygnału analogowego został zmierzony (lub odtworzony) na podstawie 16-bitowych próbek pobieranych co 1/44 100 sekundy.

DXD jest skrótem dla PCM o dużej szybkości / dużej głębi i odpowiada 24/352 800 lub 24/384 000. Powodem dwóch szybkości jest to, że większość przetwarzania dźwięku odbywa się z szybkością, która jest wielokrotnością 44 100 lub 48 000 (a historia/rozumowanie tego jest długą, długą historią).

DXD nie jest metodą upsamplingu, to po prostu krótki i łatwy sposób na powiedzenie „24/352 800 lub 24/384 000”.

DSD to inny format, który opiera się na zupełnie innym podejściu do teorii samplowania. W nim próbki są pobierane z bardzo dużą częstotliwością – 2 800 000 Hz – ale każda próbka ma tylko jeden bit rozdzielczości. Ponadto, gdy każda próbka PCM reprezentuje rzeczywistą amplitudę sygnału w danym momencie, DSD jest w stanie stwierdzić tylko, czy amplituda wzrastała, czy spadała w stosunku do poprzedniej próbki. Bardzo wysoka częstotliwość próbkowania umożliwia rekonstrukcję sygnału analogowego tą metodą. DSD jest mniej więcej odpowiednikiem dostępnej rozdzielczości 24/176 400. DSDx2 podwaja częstotliwość próbkowania i jest efektywnie równoważny dostępnej rozdzielczości 24/384 000.

Trzy opcje w Rossini oznaczają, że przychodzące dane PCM są traktowane na jeden z trzech sposobów.

Upsamplowany do DSD (1 bit / 2 800 000 próbek na sekundę), a następnie przetwarzany przez Ring DAC

Upsamplowany do DSDx2 (DSD o podwójnej szybkości lub 1 bit / 5 600 000 próbek na sekundę), a następnie przetwarzany przez Ring DAC

Upsamplowany do formatu DXD (24/352 800 lub 24/384 000 w zależności od częstotliwości próbkowania sygnału wejściowego), a następnie przetwarzany przez Ring DAC.

Przychodzący DSD lub DSDx2 nie jest upsamplowany i jest przesyłany bezpośrednio do Ring DAC.

Efektem końcowym jest zasilanie samego przetwornika cyfrowo-analogowego strumieniem o bardzo dużej szybkości, co umożliwia późniejsze przetwarzanie w taki sposób, że filtrowanie odbywa się daleko poza słyszalnym pasmem.

Czego mogę się spodziewać, zmieniając te 3 opcje upsamplingu?

Różnice są subtelne i nie ma jednej „najlepszej” metody. Gdyby tak było, nie miałbyś wyboru, ponieważ już byśmy go dla Ciebie dokonali. Co więcej, różnice są bardziej zależne od tego, jak twój mózg interpretuje dźwięk przez twoje uszy, więc nie jestem w stanie powiedzieć ci, co usłyszysz.

Frustrującą radą jest to, że musisz wysłuchać różnych opcji i zdecydować o własnych preferencjach. Niektórzy ludzie są bardzo wrażliwi na różnego rodzaju anomalie akustyczne (faza, czas, zniekształcenia itp.), a niektóre systemy/pokoje wzmacniają te efekty. Ci ludzie są zwykle bardzo wrażliwi na różne ustawienia upsamplingu, mapowania i filtrów, aw wielu przypadkach te preferencje zmieniają się wraz z przychodzącą częstotliwością próbkowania. Inni ludzie nie mają tego obciążenia, wolą wiele różnych kombinacji (aw wielu przypadkach wartości domyślnych).

Krótko mówiąc, nie jestem w stanie powiedzieć ci, co powinieneś usłyszeć ani jaka jest najlepsza kombinacja ustawień. Byłoby to równoznaczne z stwierdzeniem, że zielony jest najlepszym kolorem, a ty masz silną preferencję dla czerwieni. Nie ma powodu, dla którego jedno lub drugie jest lepsze, ani dlaczego powinny istnieć preferencje, ale mamy silnie zakorzenioną różnicę zdań. Tę różnicę można powiązać z indywidualną strukturą naszych oczu, neurochemią, naszym środowiskiem i uwarunkowaniami. Nie ma uniwersalnej właściwej odpowiedzi, ale każdy z nas preferuje to, co wydaje się właściwe.

Moja rada dla ciebie to unikanie próbowania różnych ustawień A / B i zamiast tego słuchanie siebie. Zacznij od ustawień domyślnych i przyzwyczaj się do tego, jak to brzmi. Po jakimś czasie (dniach) zmień ustawienie upsamplingu i zobacz jak na to zareagujesz. Nie od razu, ale z czasem. Jeśli bardziej lubisz to i słuchasz dłużej, prawdopodobnie jesteś na właściwej ścieżce. Jeśli tracisz zainteresowanie, wypróbuj inne ustawienie i zobacz, co się stanie. Z biegiem czasu skupisz się na „najlepszych” ustawieniach (dla siebie), ponieważ nie będziesz już chciał z tym zadzierać i zamiast tego po prostu będziesz chciał się nim cieszyć. (Tłumaczenie Google translator.)

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: dCS LINA

  1. Sławek pisze:

    Bardzo dobra recenzja, dziękuję Panie Piotrze, dużą radość mi sprawiła!
    Tym niemniej kilka spostrzeżeń:
    Odnośnie wygrzewania – napisał Pan:
    U mnie to trwało dwa tygodnie grania od rana do północy, a przecież to ten zestaw brał udział w AVS, nie przyjechał zatem surowy.
    No zonk! To ja tych Susvar na AVS (co prawda nie z kablem bladawcem, a jakimś innym lichym czarnym od HiFiMana – tak mi powiedziano) na niewygrzanym sprzęcie słuchałem, a i tak czuć było dużą klasę i potencjał LINY.
    Odnośnie przetwornika – szkoda, że nie ma wejścia I2S, Jay’sa by można podłączyć w najlepszym dla niego ustawieniu, a tak to trzeba będzie coaxialem, BNC, albo AEC-EBU. Coraz więcej DAC-ów ma wejście I2S, ale no cóż, nie tym razem. Wejścia USB na zdjęciach wypatrzyłem B i A, a nie jak Pan pisze B i C. No i tu pojawia się pytanie – czy do A można podpiąć twardy dysk? Rozumiem, że sekcja streamera bezproblemowo współpracuje z Tidalem?
    Odnośnie wejść samego wzmacniacza słuchawkowego – do wejść RCA zapewne można podpiąć wyjście przedwzmacniacza gramofonowego i cieszyć się winylem…
    Zaś co do Susvar to w ich recenzji konkluzja była taka, że one to najlepiej grają z odczepów głośnikowych. A tu proszę – 2 waty i grają. Ale sam Pan wyjaśnił :
    Przy czym, powiedzmy sobie szczerze – dCS LINA nie wycisnęła wszystkiego z Susvar, one potrafią jeszcze piękniej. Ale Susvary wycisnęły wszystko z LINA, pasowały najlepiej.
    Ciekawe, jak by LINA sprawowała się z Crosszone CZ-1.
    Na następny AVS zabiorę moje Crosszone CZ-10 i QUAD-y ERA-1 i jak będzi LINA to posłucham jak będzie możliwość.
    Eurojackpota trzeba by puścić, bo to wszystko dużo €szekli kosztuje…

  2. Marek S. pisze:

    Brak pilota w sprzęcie za tyle pieniędzy, to troszkę słabo.
    Rozumiem, że jest to produkt stworzony dla bogatych. Tyle pieniędzy wydać i co chwilę wstawać, żeby zmienić głośność, współczuję użytkownikom. Nie każdy słucha z bliskiej odległości.
    Ja zanim cokolwiek kupię najpierw patrzę, czy w zestawie znajduje się pilot.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      dCS Bartóka będziesz w tej sytuacji zmuszony kupić, jego można obsłużyć smartfonem. Do niego zegar od Rossini – i hajda w pliki za sto pięćdziesiąt parę tysięcy! (Czy coś koło tego.) Ech, życie…

      1. AudioFan pisze:

        I tu mam dylemat, czy dokupić zegar Rossini, czy zestaw Muteców z REF 10 SE 120. Bardziej pasuje mi Rossini, wizualnie i pod względem okablowania, ale podobno referencyjny dźwięk dają dopiero Muteci. Jakie Wy macie doświadczenia z tymi zegarami?

        Czyli w zestawie LINA nie ma możliwości regulacji głośności z ROON tak jak w Bartoku? Pozostaje tylko i wyłącznie kręcenie potokiem?

        1. Pawcio pisze:

          Na FB odszukaj Ireneusz Sulewski i spytaj. Przećwiczył wszystkie kombinacje, ma już kolejna generację dCS. Teraz użytkuje dCS Vivaldi One. Wybrał topowe zegary Mutec. Ale do nich ma zasilacze liniowe i drogie okablowanie. Tak więc to kupa gratów znacznie droższa niż fabryczny zegar.

      2. Pawcio pisze:

        Można kupić pilota od Rossini lub od Vivaldi, tak samo sterują Bartokiem. Nie trzeba męczyć się z tabletem.

    2. Sławek pisze:

      No fakt, trochę słabo. Ale z drugiej strony na ogół kable słuchawkowe bardzo długie nie są, więc może siedząc obok dosięgniesz. Do gramofonu i tak wstawać trzeba – jak kto gramofon ma i używa. No i trochę ruchu nikomu nie zaszkodzi. Ale fakt – zdalne sterowanie powinno być.

  3. Robson pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja, zwłaszcza że wypróbował Pan dużo różnych słuchawek. Byłem na AVS i słuchałem tego zestawu z Susvarami, mi też było to idealne połączenie. Na stanowisku rozmawiałem z przedstawicielem z dCSa i zapytałem się o różnice w stosunku do Bartoka, powiedział że konstrukcyjnie Ring DAC w Lina Network DAC to jest to samo, tyle że bez wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego i przedwzmacniacza.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Na moje ucho Ring DAC w Bartoku jest bardziej zaawansowany. I przecież samo dCS to stwierdza. Trudno żeby nie, skoro ten z Bartoka ma więcej filtrów. A po upgrade oprogramowaniem Rossini różnice muszą być jeszcze większe.

  4. AudioFan pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Dziękuję za jej napisanie. Z największym zaciekawieniem odczytywałem fragmenty, gdzie starałeś się porównać dCS Lina vs Bartok. Powiem, że nie mam co pluć sobie w brodę, że się pospieszyłem i na ubiegłoroczną gwiazdkę 2021 sprawiłem sobie jeszcze w rozsądnej cenie Bartoka. Powiem szczerze już nie wspominając o walorach i ekonomi rozwiązania jednopudełkowego – mi Bartok bardziej się podoba. Czytałem, że w posiekanym Bartoku 🙂 zastosowano inny układ zasilania i źe to może mieć pewne przeloźenie na jeszcze lepszy dźwięk. Trzeba by kiedyś zorganizować testy i łeb w łeb porównać obydwa urządzenia. Sam wzmacniacz jest nieco mocniejszy niż w Bartoku i może i ciut lepszy, ale i to spokojnie przyjmuję, bo w 70% gram na Feliksie Envy a 25% to wzmak z Bartoka 5% tak dla przypomnienia zostawiam dla hybrydy Pathosa Aurium, którego podłączam po RCA do Bartoka. Mógłbym już go odsprzedać.

    Nigdy nie miałem okazji słuchać Liny, nie mniej jednak uważam, ze Bartok jest lepszym urządzeniem od Liny, choćby z tego powodu ze jest to urządzenie klasy high-end i ona według dCS stoi powyżej serii Lina. W dodatku obecnie po upgrade software’u do wersji 2.0 Bartok praktycznie z automatu stal się tym co kiedyś prezentował model Rossini.

    Chciałbym się kiedyś dowiedzieć ile dodatkowej magii do zestawu Liny dodaje zegar. Czy jest wart swojej ceny, czy też można śmiało go pominąć i tym samym dać sobie spokój z myślami zakupu zegara do Bartoka.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Pożycz zegar Rossini od Audiofastu i sam oceń różnice. Niech go przywiozą chociaż na kilka godzin.

      1. AudioFast pisze:

        Gdyby była taka możliwość to nie zadawałbym powyższych pytań. Nie mają na stanie zegara Rossini, który mógłbym w obecności dilera posłuchać. Musiałby go zakupić, a gdyby zmiany były niewarte kolejnej sporej inwestycji (z odpowiednim okablowaniem, to drugi Bartok) i bym go nie kupił, to musieli by z nim zostać.
        W dodatku sprzedawca odwiedził mnie z zegarem MUTEC MC-3+USB oraz REF10 SE120 i zaobserwowałem zmianę jaką wnosi ten mały zegar, ale liczyłem, że po podłączeniu REF10 SE120 odpali petarda a tu nic. Nik z trzech osób nie słyszał zmian. Sprzedawca również. Uznaliśmy, że albo REF10 jest popsuty, lub coś źle podłączony. Dlatego chciałbym nawiązać kontakt z posiadaczami jednego czy drugiego zegara i porozmawiać o faktycznych zmianach po zainwestowaniu w te urządzenia.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Audiofast chyba ma kontakt z jakimś posiadaczem zegara Rossini, może by dali namiar, rozmowa powinna być pouczająca. Można ewentualnie zadzwonić do krakowskiego Studio999, oni używają Bartoka, może mieli jakieś podejścia do kwestii zegara.

          1. AudioFan pisze:

            Dziękuję za podpowiedź. Zaczynam od telefonu do Studio999.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy