Recenzja: Auris Audio Headonia

Odsłuch cd.: Zmian lamp

I dociążnik Avatar Audio działający coś niczym lepsze amortyzatory, przyjemniej się z nim jechało.

Tyle odnośnie konfiguracji startowej, tożsamej ze sprzedażową poza podkładkami Harmonix. Kolejnym ruchem wymiana lamp na sterujące ECC81 RFT (NRD-owskie lampy z lat 60-tych) i parę lamp mocy Psvane PS-WR-2A3 WE/RCA (1600 PLN taka para). Te NRD-owskie okazały się bardzo dobre (zmieniałem sukcesywnie), co dla mnie nie było zaskoczeniem – są takie, dlatego je mam. Pochodzą ze specjalnej serii na użytek branży lotniczej i takie RFT są równe Simensom, Telefunkenom. Ich wkład to więcej ciepła i lepsze modelowanie, a wkład niedrogich chińskich replik klasycznych WE 2A3 „Black anode” to przyrost brzmieniowego dostojeństwa.

Wraz z lepszym garniturem lampowym jedna rzecz stała się bardzo ważna – wszystkie słuchawki teraz dobrze współpracowały, można powiedzieć: „dobrze siadły”. Przy żadnych już nie miałem wrażenia, że „coś nie tak”, można się było zająć wyłącznie tym, czym jedne się różnią od drugich oraz na ile pasują do tego akurat toru. Najgorzej wyszły na tym Sennheiser HD 800, które wcześniej liderowały. Z zakupową Headonią grały najlepiej, a teraz, mimo że i one zyskały, spadły na koniec stawki. Co dobrze obrazuje, jak duże zaszły zmiany, choć nie umiem powiedzieć, za jakie dokładnie pieniądze. Bo nie wiem ile kosztują takie RFT, ani czy w ogóle są osiągalne – dostałem je dawno temu w prezencie, w cenowe zęby im nie zaglądałem. Można jednak zakładać, że równie dobre inne to jakiś tysiąc za parę. Zatem suma to mniej niż trzy – za tyle można z Headonii zrobić do każdych słuchawek świetnie pasujący wzmacniacz z samych wyżyn jakości. Ale nie łudźmy się, do pełni szczęścia potrzebne będą 2A3 Emission Labs, co jeszcze podroży sprawę o circa półtora.

Kolejną miarę zaistniałych zmian mierzyło to, że najbardziej po zmianie podobały się Ultrasone, zupełnie teraz nie mające spłaszczenia w partiach wokali. Nie, żeby miały techniczną przewagę nad oBravo i Meze, ale to ich słuchało się najprzyjemniej. Wciąż zachowywały równe pasmo, teraz nawet równiejsze; na jednym skraju duże, postawne i bardzo obfite soprany, na drugim wielki, zgniatający bas. Co rozumiem przez „duże soprany”? To mianowicie, że nie filigranowe. Zarówno w tym, jak i we własnym lampowym ustawieniu Hedonia oferowała soprany jak najdalsze od drobniuteńkich pisków.

Do wersji podstawowej najlepiej pasowały słuchawki Sennheisera.

To doskonale było słychać zwłaszcza w partiach dzwoneczków, które zarówno w odniesieniu do porównywanego dźwięku wzmacniacza tranzystorowego Phasemation, jak i lampowego Twin-Head, okazywały się większe, głębsze, spokojniejsze i niżej brzmiące. To niższe brzmienie było w tym twórczo najważniejsze i genetycznie pierwsze, to za jego sprawą większa postura i spokojniejszy dźwięk. Co przenosiło się też na środek pasma – gdzie mniej wibracji i trylu, więcej spokoju i dostojeństwa. Figura dźwięków duża, duża też płynność i czystość, doskonała artykulacja, natomiast mniej sopranowych igiełek, szelestów, piany i migotków.

 

Względem tranzystorowego Phasemation brzmienie jednoznacznie ciekawsze – bardziej eleganckie, w audiofilskim wymiarze smaczniejsze, a także mniej nerwowe. (Nerwowe ani trochę, wręcz przeciwieństwo tego.) Natomiast względem mającego lampy mocy Emission Labs 45᾽ „Mesh” słyszalny deficyt atrybutów przez takie lampy dawanych (2A3 Emission Labs „Mesh” brzmią prawie identycznie, swego czasu porównywałem). Mniej zatem sopranowego pyłu wokół dźwięków, mniej samej podstawowej dźwięczności, też harmonicznej wnikliwości, giętkości linii melodycznych, słodyczy i mienienia się koloratur, całościowej obfitości i wdzięku. Trochę też mniej zjawiskowe oświetlenie, nie takie jak w bursztynie. Ale to wszystko wraz z lepszymi lampami do kupienia i wcale nie tak drogo. Trzeba będzie wyłożyć te 3300 PLN, jakie kosztuje para takich, ale i bez nich, gdy nie robić porównań, brzmienie Headonii z Psvane WE/RCA Replica: WE2A3 dawało pełną satysfakcję z każdymi próbowanymi słuchawkami. By nie rozwlekać scharakteryzuje zmiany odnośnie Ultrasone. Po przejściu z Electro Harmonix na Psvane zagrały, głębiej, pełniej, dłuższymi wybrzmieniami. Mięsiście, nastrojowo, z lekko zaznaczającym się ciepłem, ciemno. Stylem zdecydowanie lampowym i całościowo znakomicie z akcentem nie tylko na lampowy klimat, ale także prawdziwość. Z drapaniem, łaszeniem się, uwodzeniem i przede wszystkim takim dźwiękiem, że od razu go chcesz.

Przy lepszych lampach droższe udowodniły swą wyższość.

Przejście na kabel zasilający Sulek 9×9 (25 tys. PLN) poszerzyło pasmo i doświetliło obraz, wyciągając dla widza najmniejsze nawet niuanse i lepiej obrazując dalsze plany. Zbliżyło się wraz z tym nieco brzmienia lamp Psvane do Emission Labs, skok nie był może bardzo duży (na to Gargantua II jest za dobry) niemniej wyraźny. Stało się jeszcze żywiej, bardziej trójwymiarowo, przyrósł procentowy udział sopranów i stało się jeszcze bardziej realistycznie. Taki, wiecie, wytrawny high-end już na pierwsze wyczucie. Można nawet powiedzieć: wytężony, zupełnie nie budzący wątpliwości.

Na koniec przeszedłem na lampy sterujące Brimar 6060 z 1953-go, czyli używane przez siebie w hybrydowej końcówce mocy. Najlepsze ECC81 w historii, które nie okazały się jednak miażdżąco lepsze od RFT. Tym niemniej całkowicie ciche nawet w przypadku bardzo czułych słuchawek, zjadające zupełnie pogłosy i cały dźwięk wraz z nimi stał się żywszy, mocniejszy i bardziej dynamiczny. Można to obrazowo przedstawić jako wrzucenie na estradę – z tymi lampami silniejsze było wrażenie, jakbyśmy stali pośród muzyków.

W takim dożylnym graniu brylowały Ultrasone, oBravo i Meze, a Sennheiser HD 800 zostały trochę z tyłu, nie wyciskając aż tyle realizmu. W sumie więc prawidłowo, drożsi wykazali swą wyższość, niemniej duże różnice cenowe między nimi nie miały zupełnie przełożenia na różnice jakości, jedynie różny styl. oBravo grały bardziej akustycznie (w sensie jak akustyczna gitara), z najlepszą strukturą instrumentów dętych i najbardziej w dobrym znaczeniu chrapliwie, przy najniższej temperaturze przekazu, niemniej też ze śladowym ciepłem. Basso continuo zaznaczało się u nich najmocniej, a mowa potoczna była troszkę podrasowana grasejacją. Meze z kolei najbardziej były podobnie do siebie z poprzednich ustawień toru, tyle że wszystko teraz lepiej, w tym większe zbliżenie do wykonawców oraz wyciągnięte na głębię dalsze plany.

W tym Meze Empyrean z kablem Tonalium-Metrum Lab.

Z wszystkich podawały najwięcej sopranów i nimi wszystko posrebrzały, ale na tłach ciemnych, pobudzających emocje i bez żadnej rzewności, prędzej nawet radośnie. Sennheisery natomiast stylem najbardziej uogólnionym, pokazującym równo całą scenę, mniej zwracając uwagę na drobiazgi i super ostre rysowanie. Wcześniej najlepsze, teraz najsłabsze, ale odstające bardzo nieznacznie, po chwili przyzwyczajenia wcale. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Auris Audio Headonia

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Jest to niezwykle satysfakcjonujace kiedy drogi wzmacniacz nie tylko dobrze gra, a jednoczesnie jest udany estetycznie, bo niestety, nie zawsze idzie to z soba w parze, ale tutaj, mimo ze to rzecz wgledna, Hedonia prezentuje sie bardzo elegancko i mam nadzieje, ze jest rowniez solidna w dotyku. Wisienka na torcie bylby opis brzmienia Susvar wprost z Hedonii, szkoda, ze znajomy nie zgodzil sie wziasc w zamian HD800 do pracy i nie zostawil HiFiManow ;’))

    1. Piotr Ryka pisze:

      Znajomy jest z innego miasta. Gdyby był pod ręką, nie byłoby problemu. Odnośnie dotyku, to Headonia jest pod jego względem też miła, zwłaszcza, że niemetalowa.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Co do mnie, to bardziej żałowałem braku 2A3 Emission Labs niż Susvar, chociaż znajomy używa tych słuchawek jako tonalnej referencji, więc chyba coś w nich jest.

  2. Piotr Ryka pisze:

    List od czytelnika:

    Panie Piotrze!

    Nie uważam siebie za audiofila, aczkolwiek jakość dźwięku ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Słucham różnorodnej muzyki, od rocka do oper i symfoniki. Pańskim portalem zainteresowałem się niedawno, jestem pod wrażeniem zarówno wiedzy, jak i sposobu jej przekazania, a zwłaszcza nader bogatego języka Autora.
    Okoliczności życiowe w najbliższym czasie zmuszą mnie do przejścia z odsłuchu głośnikowego na słuchawkowy. Jestem na etapie poszukiwań słuchawek co najmniej przyzwoitych brzmieniowo, a co dla mnie szczególnie istotne, w jak najmniejszym stopniu obarczonych „graniem w głowie”. Słyszałem, że są już takie ich opracowania, które mogą pod tym względem zastąpić głośniki, podobno pomocne bywają również odpowiednie wzmacniacze. Czy może Pan wskazać jakieś konkretne rozwiązania i modele? Muzyki słucham wyłącznie w domu. Celowo nie ustalam żadnych widełek cenowych, licząc jednak na w miarę rozsądne propozycje.
    Jeszcze jedno. Podejrzewam, że nie jestem odosobniony w takich poszukiwaniach. Wobec tego, czy sprawiłoby Panu trudność, gdyby przy testach poszczególnych słuchawek dodać informację, na ile dany model spełnia oczekiwania „zastępczych” kolumn?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest oczywiste, że najbardziej zbliżony do kolumn dźwięk oferują słuchawki nieprzylegające do głowy: dawne AKG K1000 i nowe RAAL oraz Mysphere. Te ostatnie jedne i drugie drogie, K1000 z drugiej ręki tańsze. Pytanie tylko, czy konieczność przejścia z kolumn na słuchawki wynika z ograniczonego metrażu czy niemożności hałasowania. Bo jeżeli to drugie, to w grę wchodzą jedynie słuchawki zamknięte. Z takich najlepsze będą z dzisiejszych Crosszone CZ-1 i CZ-10, Audio-Technica ATH-L5000 i Audeze LCD-XC, a dawniejszych Audio-Technica ATH-W5000 i JVC HA-DX1000. Gdy chodzi o otwarte, to jako grające podobnie do kolumn reklamują się Sennheiser HD 800, a świetną przestrzeń wygenerują HiFiMAN HE-1000 i Grado GS1000/2000/3000 oraz elektrostaty Staksa. Wiele innych, ale to już trzeba przejrzeć recenzje.

      Ze strony wzmacniacza wsparciem będzie niemiecki SPL Phonitor (już trzy jego generacje powstały), mający szereg specjalnych generatorów przestrzeni. Mniej takich, ale też, ma ifi audio PRO iCAN, najlepiej grający w parze z iESL.

      1. QNA pisze:

        Z zamkniętych dorzucił bym od siebie jeszcze Dan Clark Audio Ether C Flow 1.1. Granie po za głową to jeden z ich atutów. Całościowo genialne słuchawki jeżeli chodzi o konstrukcje zamknięte 🙂

        Pozdrawiam.

        1. Artur pisze:

          A zamknięte nowe Sony? Pisał Pan przecież że są wybitne…
          Ze wzmacniaczy dodalbym słuchawkowy unison research, wszystko dzieje się dookoła głowy i to nie tylko w poziomie ale i pionie 😉

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak – są wybitne i grają poza głową. Ale trudno wymienić wszystkie, które to potrafią. Dlatego napisałem „wiele innych”.

            Odnośnie jakości sceny, spośród słuchawek zamkniętych najlepsze były i wciąż pozostają niepobite Sony MDR-R10. Fakt, że to słuchawki weszłe na rynek w 1988 i zeszłe z niego tak dawno, że nie warto nawet o nich wspominać w kontekście zakupowym, jest bodaj największym spośród audiofilskich skandali.

  3. Karol pisze:

    Dzień dobry, jak zwykle świetna recenzja. Chciałbym również poruszyć kwestię z jakiego powodu D8000 grały z Aurisem. Podczas AVS pokusiłem się o przetestowanie Audezow LCD-4 przy naprawdę dobrym torze – takim tez był zestaw Aurisa. Do porównania brakowało już tylko D8000. W tamtym momencie rozpoczęły się testy – moje, ale i całej ekipy Aurisa. Sonorousy wygrały 4:0, jedynie pod względem wokali były w mojej opinii gorsze.. Po tym Pani Tijana i Pan Ivan wymienili się wizytówka z Panem Mori 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy