Recenzja: Auris Audio Headonia

W Kruševacu, dawnej stolicy Serbii, mieście z którego serbska armia ruszała pod Kosowe Pole, lokuje się od 2013 siedziba Auris Audio, firmy założonej przez inżyniera Milomira Trosica. Firmy dużej i znanej, od lat bywającej na AVS, gdzie jej obecność zauważono i stała się nawet sensacją. Specjalizującej się w technice lampowej i na niej opartych przetwornikach oraz wzmacniaczach, w tym też wzmacniaczach słuchawkowych, od których zaczynała. Tych ostatnich w ofercie aż siedem – trzy przenośne i cztery stacjonarne; a te stacjonarne sam luksus, na szczycie którego lokuje się potężny Auris Headonia, który nas tutaj zebrał.

Mottem firmy cytat z Thomasa Carlyle’a, XIX-wiecznego szkockiego filozofa, który w charakterystycznych dla siebie wzniosłych słowach zauważał: „Znaczenie pieśni jest głębokie. Kto posługując się logiką może wyjaśnić wpływ muzyki na nas? Tej mowy niezgłębionej, nie wyrażanej w słowach, prowadzącej na skraj bezkresu, pozwalającej weń zaglądać.”

Milomir Trosic dorzuca od siebie, że jego celem jest pełne zadowolenie użytkownika na skrzyżowaniu techniki lampowej retro z najnowszymi osiągnięciami. Toteż inżynieria też ma się stać wyniosła, by wynieść na wyżyny najbardziej wyrafinowanych doznań. Nad tym pracuje sztab konstruktorów i grono realizatorów – grupy o dużym doświadczeniu, gotowe nie spoczywać na laurach; cały czas doskonalące swe rzemiosło, proponujące nowe rozwiązania. To przyniosło owoce – Auris Audio ma teraz dystrybutorów rozsianych po całym świecie, w samym USA i Kanadzie sześciu. W Polsce też od niedawna, to krakowskie Audio Anatomy, z którym się trochę znamy. A skoro polski dystrybutor, to jest też polska cena – 32 100 PLN. (W krajach wspólnej waluty to 7 490 €.) Tu trzeba jeszcze zauważyć, że Serbia nie należy do EU, toteż w tej cenie cło.

Dorzućmy coś o technice, tak dla nabrania smaku. Lampy w urządzeniach Aurisa są wszystkie selekcjonowane i na życzenie konsumenta mogą to być jedne z pakietu magazynowego NOS, zawierającego dawne RCA, RFT, EI, TUNGSRAM i SIEMENS. Odnośnie innych podzespołów, to Auris szczyci się stosowaniem najlepszych kondensatorów Mundorfa, Rubicona, Siemensa, Epcos, Audiophiler i Wimy, a także „double C-core” transformatorami własnymi i od  Trafomatic. Również wysokiej klasy złączami produkcji własnej i WBT oraz najwyższej klasy pancernymi z najlepszych materiałów obudowami. Na finalnym etapie dochodzi do tego restrykcyjna kontrola techniczna, a każdy etap poprzedzający to też realizacja z zachowaniem najwyższych standardów produkcyjnych. Rezultatem wyroby należące do szczytowych w swoich cenowo-jakościowych klasach, co w przypadku tytułowej Headonii, zgodnie z jej hedoniczną [1] nazwą (gr. hedone – rozkosz), oznaczać będzie jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych świata.

[1] Arystyp z Cyreny (435-366 p.n.e.), uczeń Sokratesa, stworzył dwadzieścia cztery wieki temu bardzo aktualną, jak świat długi i szeroki w dzisiejszych czasach obowiązującą doktrynę hedonizmu, zgodnie z którą doznawanie przyjemności i unikanie przykrości stanowi istotę szczęścia, a więc i cel życia.

Budowa

Hedonia.

   To dawać go, skoro taki świetny. Przymiarki do tego trwały długo, ale po wielu perypetiach  ostatecznie się stało. Wielkie pudło z posapywaniem niosących wkroczyło do mieszkania, wewnątrz potężny wzmacniacz, który może być czarny jak Zawisza z Garbowa albo biały jak książę Leszek. Niezależnie od tego blat górny, z którego sterczą lampy, miał będzie z dębowego drzewa wykończonego na gładziuteńki mat i taki sam element drewniany zjawia się jako rant wokół spodniej osłony metalowej. Przestrzeń pomiędzy stolarskimi ozdobnymi wypełnia szeroka boczna otoka z czegoś mającego fakturę grubej skóry, którą chyba faktycznie jest. Otoka właśnie czarna bądź biała, i białe albo czarne są trzy duże walce obudów transformatorów, tradycyjnie ulokowane za lampami. (Choć u takiego Jadis, i nie tylko niego, są lokowane przed – co jak na moje estetyczne smaki wygląda przeokropnie.) U Aurisa natomiast ładnie: lampy będą z przodu przyświecać, a skoro doszliśmy już do nich, to od razu napiszę, że są to dwie 2A3 – klasyczne duże triody mocy, mogące wygenerować 3,5 W każda. Oraz dwie sterujące małe podwójne triody ECC81 – czyli także lampy z audiofilskiej klasyki. Na standardowym wyposażeniu jedne i drugie od rosyjskiego Electro Harmoniksa, ale wzmacniacz jest gotów na przyjęcie dowolnych, bowiem, tak samo jak mój Twin-Head, ma (tyle że z tyłu a nie wierzchu) dwie śrubki do regulacji prądowej, pozwalające prąd podkładu dostrajać pod kątem minimalizacji szumów własnych (ang. humm noice cancelling). W obsłudze są te śrubki lepsze, bo daleko wystają, toteż można nimi obracać w palcach, i to stojąc przed a nie za wzmacniaczem. Z tyłu są oprócz nich cztery pary gniazd RCA i klasyczne gniazdo prądowe z poniżej zespoloną szufladą bezpiecznika, a po powrocie na blat górny trafiamy na postawiony przed lampami płotek z dwóch palików drewnianych i między nimi metalowych beleczek. A jeszcze przed tym płotkiem są w gustowne wgłębienia włożone trzy pokrętła, z których skrajne to wybieraki impedancji (osobne dla każdego słuchawkowego gniazda), a centralne to wybór wejścia dla tych czterech RCA.

Ta nazwa tłumaczy wszystko.

Zostaje jeszcze spód i fronton. Na froncie w centrum potencjometr, także w gustownym wyżłobieniu, który możemy obsługiwać ręką albo z metalowego pilota, mającego jedynie regulację Vol +/- oraz przycisk „mute”. Po tego potencjometru stronach wyjściowe gniazda słuchawkowe – z lewej symetryczny 4-pin i prawej duży jack.

Płyta spodnia to nie tylko ten gruby rant drewniany wokół blaszanej osłony właściwej oraz aluminiowe stożki nóżek, do których odnośne podkładki, ale też na środku od przodu kołyskowy włącznik główny z bladoniebieskim podświetleniem, które odbije się od podłoża. Także, dla lamp lepszej ochrony, ażeby dłużej nam służyły, dwa duże okna wentylacyjne, ale pasywne, bez wentylatorów. Szczeliny wentylacyjne znajdują się też od wierzchu – wokół lamp i między nimi – rezultatem chłodzący przeciąg.

Całość ma wymiary 450 x 400 x 270 mm, waży 24 kg i deklaruje bycie konstrukcją Single Ended non-OTL (czyli wyjścia sygnału przez transformatory). Czułość na wejściu to 1V, a funkcja podstawowa – wzmocnienie – okazuje się bardzo mocna, bo to aż maksymalnie 20 dB. (Zwykle okolice góra dwunastu.) Co pozwoli na wysterowanie nawet trudnych słuchawek, jak przykładowo HiFiMAN Susvara, których podobno użyto jako referencyjnych przy konstruowaniu, toteż są optymalne.

Zostaje jeszcze odniesienie do wrażeń estetycznych w wymiarze wizualnym (o audialnym za moment) oraz do spraw obsługowo-technicznych. Wzmacniacz jest rzeczywiście potężny, ale łagodząco na narożach zaokrąglony i przyjaźnie drewniany oraz w skórzanym obiciu. Kiedy obrzucać go wzrokiem, jedyne elementy metalowe to pokrętła, nóżki i beleczki osłony, sprawia zatem wrażenie bardziej mebla niż urządzenia technicznego – jakiejś niezwykłej szafki z sejfem zaopatrzonej w niezwykłe lampy, bo wszak lampami właśnie świeci. Wykonanie jest perfekcyjne, a surowce w najwyższych gatunkach, co oczywiście nie oznacza, że nie możemy niczego dodać. Na przykład lepszych podstawek albo któregoś z uważanych za lepsze od standardowych bezpieczników; a dostarczane w komplecie lampy Electro Harmoniksa to też nie szczyty arystokracji i trochę przy okazji nikną na wielkiej płycie wierzchniej nawet w przypadku tych większych, pilnujących mocy. Ale zastąpione przez wyższe (nie tylko w sensie fizycznym) Psvane Acme czy któreś Emission Labs, zaistnieją o wiele bardziej, podkreślając lampowy charakter urządzenia. To zresztą, obok naturalnej melodyjności, w konstrukcjach takich jest najlepsze – właściciel sam może swój nabytek doskonalić, sięgając po wyższej klasy lampy.

Obfita regulacja.

Odnośnie użytkowej wygody, wszystko jest w najlepszym porządku. Duża ilość przyłączy gwarantuje obsługę wielu źródeł, podobnie jak dwa osobno ustawiane impedancyjnie słuchawkowe wyjścia obsłużą naraz różne słuchawki, pozwalając przy okazji na ich porównywanie. Trochę tylko mylące jest symetryczne gniazdo 4-pin, za którym nie stoi faktyczna symetryczność. Ułatwi natomiast życie, pozwalając obywać się bez przejściówek w przypadku słuchawek z kablem symetrycznym, co jest sytuacją analogiczną do mojego Twin-Head i co od zawsze chwalę. Gdyby jednak ktoś mieć koniecznie zapragną jednocześnie i lampy i symetrię, musi wejść w posiadanie z droższych urządzeń Cayina HA-300, z tańszych Little Dot MK VI+.  

Odsłuch

Oraz cztery przyłącza dla źródeł i reduktory brumu.

   Co zatem sam wdrożyłem odnośnie ewentualnych popraw? Postawiłem Headonię na audiofilskim stole Rogoz Audio i na podkładkach od Harmoniksa. Dałem też super kable zasilające (dwa zostały wypróbowane), dociążyłem, żelaznym dociskiem Audio Avatar Receptora i przede wszystkim podmieniłem zestaw lamp. Ale wpierw opis z oprzyrządowaniem najtańszym – standardowymi lampami i tańszym (aczkolwiek dalece nietanim) kablem zasilającym Acoustic Zen Gargantua II. Za źródło cały czas służył Ayon Audio CD-10 II Signature z aktywowaną funkcją zamiany PCM w DSD, a słuchawkowy zestaw badawczy stanowiły Meze Empyrean, oBravo HAMT Signature, Sennheiser HD 800 i Ultrasone Tribute 7.

Odnośnie tego wszystkiego dwie uwagi. Nie udało się pozyskać HiFiMAN Susvara, choć było tego blisko. Znajomy, okazuje się, jest posiadaczem, ale używa też w profesjonalnych celach i akurat znajdował się pod zawodowym musem. Trudno, jakoś to przeżyjemy – to nie są słuchawki popularne, choć tu podobno optymalne. Ale porównywałem te Susvary z innymi właśnie za pośrednictwem Headonii podczas AVS 2018 i Final D8000 wypadły lepiej. Chyba tego też skutkiem na zeszłorocznym AVS Hedonia grała już z D8000 Pro a nie Susvarą. Ale to wszystko luźne gadki – proszą o traktowanie tego jak niezobowiązującej pogawędki. Bo może właśnie Susvara, tylko w odpowiednich warunkach? Druga rzecz tyczy lokalizacji. Na upartego mógłbym postawić Hedonię także przy komputerze, ale to nie jest wzmacniacz nabiurkowy. Wielkie rozmiary, pożerające miejsce; rzecz ewidentnie skonstruowano z myślą o audiofilskim torze stawianym na stelażach (co nie wyklucza przecież modnego grania z plików). Dla nabiurkowych realizacji Auris ma inny świetny wzmacniacz, specjalnie tak zrobiony, by miejsca nie zajmował.

W układzie standardowym

Lampy 2A3 w głównej roli.

Headonia w sosie własnym, prąd pobierająca przez Gargantuę, w ułamku sekundy dała jasno do zrozumienia, że jest wzmacniaczem szczytowym. To wszystko, co składa się na bycie takim wzmacniaczem, przedłożyła dobitnie jako kompletny zestaw. Poza wachlarzem cech podstawowych, jak szczegółowość czy dynamika (w tym wypadku oparta o wielką rezerwę mocy, że potencjometr nigdy za połowę), podała dużo tlenu, pełną otwartość brzmienia, też tego brzmienia głębię, barwność i dopieszczenie, w sensie starannego rysunku i długich, trójwymiarowo modelowanych fraz. Muzyczne płynięcie bez zarzutu, dobra miąższość, wyczuwalny smak piękna. Bogate do tego teksturowanie, elegancko mieszające elastyczność i gładkość linii melodycznych z chropawością głębokich tłoczeń i chrypek grasejacji. Stuprocentowo przejrzyste medium, wirowanie planktonu, światło z jednej strony dobrze wszystko oświetlające, z drugiej przyjemnie stonowane do ściemnionego z lekka klimatu, obficie częstującego światłocieniem. Ale – bo to trzeba podkreślić – bez żadnej w tym tendencji do przeciążania dźwięku, przesładzania go i operowania zgęszczającym mrokiem. Przejrzystość, ale z ozdobą cienia; wypełnienie, ale bez spowalniającej ociężałości; klimatyczność, ale bez nurzania się w mrokach. Też ciepła tylko troszkę, tak żeby nie było zimno ani i obco (i faktycznie), a jeśli jakiś słodzik, to tylko odrobina. Ogólnie zaś bardzo dobrze wypadły te mało kosztujące lampy podstawowego garnituru, tym niemniej nie do końca – i teraz przejdę po słuchawkach, żeby to zobrazować.

Zacząłem od Sennheiser HD 800, jako najtańszych z testowanych. Co okazało się dobre i niedobre, ponieważ te słuchawki do wspomnianego garnituru pasowały najlepiej. Posługując się cudzysłowem najlepiej „siadły” w brzmieniu, to znaczy trudno było w ich przypadku znaleźć cokolwiek, do czego można by się przyczepić. Bliski plan pierwszy, wybitna czystość i otwartość, narzucająca się bezpośredniość i akcent na napowietrzanie dźwięku. Słuchacz zalany tlenem i w dużym pomieszczeniu, wysoki naturalizm, gromkie oklaski z rozbiciem na poszczególne dłonie, trójwymiarowe formy wszystkich dźwięków, prawidłowe relacje głośności między wokalem a akompaniamentem. Wiek wokalistów też prawidłowy, bez sopranowego odmładzania ani basowego starzenia, a jednocześnie sopranów dużo, wraz z nimi świeżość i dźwięczność. Dobry też timing, ładne oświetlenie, aury brzmieniowe wokół dźwięków, klimat czegoś wyjątkowego.

W standardzie od Electro Harmonix.

Wyraźne także obrazowanie, że nawet szepty jako dźwięki duże, wyraźne, nie zredukowane do samych szmerów. Głębokość brzmienia znów prawidłowa, bez pogłębiania ani spłycania, podobnie nasycenie i rewelacyjna całościowa czystość. Lekkość, zwinność, swoboda ruchu, przy, jakżeby inaczej, prawidłowym ciężarze własnym. Doskonała widoczność dalekich planów i dobra holografia. Faktury więcej niż bogate, a partie koloraturowe i partie fortepianu w oprawach brzmieniowego przepychu, że duża satysfakcja. Nie żeby się nie dało lepiej, bo lepiej zaraz będzie, ale HD 800 weszły w Headonię jak tłok w cylinder silnika. Dały sto procent satysfakcji, całkowicie byłem zadowolony. I, jak napisałem od razu – wzmacniacz pokazał się z mocnej strony, jako elitarny i high-endowy w najbardziej wymagającym tego rozumieniu. Zagrał lepiej od dzielonego Woo-Audio z podstawowymi lampami, bardziej przekonująco.

Odnośnie pozostałych słuchawek, to niezależnie od tego, że każde oferowały większy potencjał, nie udało się uniknąć pewnych uwag krytycznych, każdym coś mogłem wytknąć.

oBravo dały więcej i lepszych jakościowo sopranów. To ich żelazny repertuar – bardziej rozprowadzone na przestrzeń i mniej dzięki temu piskliwe wysokie tony to ich najgroźniejsza broń przeciwko konkurencji. Poza tym dźwięk od nich był całościowo większy i bardziej się narzucał, wymagając momentu przyzwyczajenia. Bardziej był także „sączący się” niż z HD 800, ale ogólnie jakościowo słabszy. Bo nie tak dobrze uformowany w trzech wymiarach, nie tak spójnie przechodzący przez pasmo, mniej głęboki i wypełniony. Soprany sobie a bas sobie; a mimo że ten bas mocniejszy, z niższym zejściem, to całość nie dająca pełnej satysfakcji – te słuchawki potrafią więcej. Spójność pasma można było poprawiać przechodząc impedancją z 32 na 80 Ω, ale to kosztem wyraźności i elegancji sopranów, zatem lekarstwo gorsze od choroby. I tak jak z HD 800 pełna satysfakcja, to tu lekkie rozczarowanie.

Sam testowałem także od Psvane repliki Western Electric.

Meze Empyrean mają zwyczaj grać żywiej i jaśniej od oBravo, natomiast ich bardziej pieniste i przenikliwe soprany względem tych z przetworników AMT droższego konkurenta nie są takie dostojne i tak przestrzennie uformowane. Niemniej Meze wypadły lepiej. Zarówno znakomiciej drapały teksturami i artykulacją głosów mających choć trochę chrypki, jak i oferowały większą intymność na linii słuchacz wokalista. Siłę docierania do tego słuchacza miały większą od Sennheiserów i oBravo, tu były nie do pobicia. Bas natomiast trochę za twardy i jak soprany nie dość przestrzenny. Za to wyjątkowo starannie opisywały mocne i słabe strony nagrań. Nieznaczna też u nich przewaga sopranów w paśmie, a oklaski szybsze i żywsze niż u HD 800, ale słabiej uformowane. Słuchało się jednak znakomicie i w ich przypadku bym nie powiedział, że byłem choć trochę rozczarowany.

Ultrasone Tribute 7 wokal produkowały bardziej płaski aniżeli Meze – i to była ich największa słabość. Szczegóły natomiast bardziej eksponowały, przy całkowitej czystość medium i też stuprocentowej bezpośredniości. Przewagę miały w rejonie basu, bo ten bas nie dość, że jak zawsze niższy i głębszy, to jeszcze bardziej miękki, naturalny, niedudniący. Co ciekawe, pomimo lekkiej addycji echa, ale nienarzucającej się, umiarkowanej. (I też ciekawe, że mimo niej te wokale bardziej u nich spłaszczone, a nie – jak należałoby oczekiwać – lepiej trójwymiarowo modelowane.) Najbardziej przy tym obok HD 800 spójne pasmo i w jego ramach dobrze eksponowany środek, szkoda, że taki właśnie spłaszczony. Dziwne, ale z kolei oklaski trójwymiarowo modelowane lepiej, prawie tak dobrze jak u Sennheiserów. Ogólnie biorąc drugie miejsce prawie ex aequo z Meze – ale najlepsze HD 800.

Odsłuch cd.: Zmian lamp

I dociążnik Avatar Audio działający coś niczym lepsze amortyzatory, przyjemniej się z nim jechało.

Tyle odnośnie konfiguracji startowej, tożsamej ze sprzedażową poza podkładkami Harmonix. Kolejnym ruchem wymiana lamp na sterujące ECC81 RFT (NRD-owskie lampy z lat 60-tych) i parę lamp mocy Psvane PS-WR-2A3 WE/RCA (1600 PLN taka para). Te NRD-owskie okazały się bardzo dobre (zmieniałem sukcesywnie), co dla mnie nie było zaskoczeniem – są takie, dlatego je mam. Pochodzą ze specjalnej serii na użytek branży lotniczej i takie RFT są równe Simensom, Telefunkenom. Ich wkład to więcej ciepła i lepsze modelowanie, a wkład niedrogich chińskich replik klasycznych WE 2A3 „Black anode” to przyrost brzmieniowego dostojeństwa.

Wraz z lepszym garniturem lampowym jedna rzecz stała się bardzo ważna – wszystkie słuchawki teraz dobrze współpracowały, można powiedzieć: „dobrze siadły”. Przy żadnych już nie miałem wrażenia, że „coś nie tak”, można się było zająć wyłącznie tym, czym jedne się różnią od drugich oraz na ile pasują do tego akurat toru. Najgorzej wyszły na tym Sennheiser HD 800, które wcześniej liderowały. Z zakupową Headonią grały najlepiej, a teraz, mimo że i one zyskały, spadły na koniec stawki. Co dobrze obrazuje, jak duże zaszły zmiany, choć nie umiem powiedzieć, za jakie dokładnie pieniądze. Bo nie wiem ile kosztują takie RFT, ani czy w ogóle są osiągalne – dostałem je dawno temu w prezencie, w cenowe zęby im nie zaglądałem. Można jednak zakładać, że równie dobre inne to jakiś tysiąc za parę. Zatem suma to mniej niż trzy – za tyle można z Headonii zrobić do każdych słuchawek świetnie pasujący wzmacniacz z samych wyżyn jakości. Ale nie łudźmy się, do pełni szczęścia potrzebne będą 2A3 Emission Labs, co jeszcze podroży sprawę o circa półtora.

Kolejną miarę zaistniałych zmian mierzyło to, że najbardziej po zmianie podobały się Ultrasone, zupełnie teraz nie mające spłaszczenia w partiach wokali. Nie, żeby miały techniczną przewagę nad oBravo i Meze, ale to ich słuchało się najprzyjemniej. Wciąż zachowywały równe pasmo, teraz nawet równiejsze; na jednym skraju duże, postawne i bardzo obfite soprany, na drugim wielki, zgniatający bas. Co rozumiem przez „duże soprany”? To mianowicie, że nie filigranowe. Zarówno w tym, jak i we własnym lampowym ustawieniu Hedonia oferowała soprany jak najdalsze od drobniuteńkich pisków.

Do wersji podstawowej najlepiej pasowały słuchawki Sennheisera.

To doskonale było słychać zwłaszcza w partiach dzwoneczków, które zarówno w odniesieniu do porównywanego dźwięku wzmacniacza tranzystorowego Phasemation, jak i lampowego Twin-Head, okazywały się większe, głębsze, spokojniejsze i niżej brzmiące. To niższe brzmienie było w tym twórczo najważniejsze i genetycznie pierwsze, to za jego sprawą większa postura i spokojniejszy dźwięk. Co przenosiło się też na środek pasma – gdzie mniej wibracji i trylu, więcej spokoju i dostojeństwa. Figura dźwięków duża, duża też płynność i czystość, doskonała artykulacja, natomiast mniej sopranowych igiełek, szelestów, piany i migotków.

 

Względem tranzystorowego Phasemation brzmienie jednoznacznie ciekawsze – bardziej eleganckie, w audiofilskim wymiarze smaczniejsze, a także mniej nerwowe. (Nerwowe ani trochę, wręcz przeciwieństwo tego.) Natomiast względem mającego lampy mocy Emission Labs 45᾽ „Mesh” słyszalny deficyt atrybutów przez takie lampy dawanych (2A3 Emission Labs „Mesh” brzmią prawie identycznie, swego czasu porównywałem). Mniej zatem sopranowego pyłu wokół dźwięków, mniej samej podstawowej dźwięczności, też harmonicznej wnikliwości, giętkości linii melodycznych, słodyczy i mienienia się koloratur, całościowej obfitości i wdzięku. Trochę też mniej zjawiskowe oświetlenie, nie takie jak w bursztynie. Ale to wszystko wraz z lepszymi lampami do kupienia i wcale nie tak drogo. Trzeba będzie wyłożyć te 3300 PLN, jakie kosztuje para takich, ale i bez nich, gdy nie robić porównań, brzmienie Headonii z Psvane WE/RCA Replica: WE2A3 dawało pełną satysfakcję z każdymi próbowanymi słuchawkami. By nie rozwlekać scharakteryzuje zmiany odnośnie Ultrasone. Po przejściu z Electro Harmonix na Psvane zagrały, głębiej, pełniej, dłuższymi wybrzmieniami. Mięsiście, nastrojowo, z lekko zaznaczającym się ciepłem, ciemno. Stylem zdecydowanie lampowym i całościowo znakomicie z akcentem nie tylko na lampowy klimat, ale także prawdziwość. Z drapaniem, łaszeniem się, uwodzeniem i przede wszystkim takim dźwiękiem, że od razu go chcesz.

Przy lepszych lampach droższe udowodniły swą wyższość.

Przejście na kabel zasilający Sulek 9×9 (25 tys. PLN) poszerzyło pasmo i doświetliło obraz, wyciągając dla widza najmniejsze nawet niuanse i lepiej obrazując dalsze plany. Zbliżyło się wraz z tym nieco brzmienia lamp Psvane do Emission Labs, skok nie był może bardzo duży (na to Gargantua II jest za dobry) niemniej wyraźny. Stało się jeszcze żywiej, bardziej trójwymiarowo, przyrósł procentowy udział sopranów i stało się jeszcze bardziej realistycznie. Taki, wiecie, wytrawny high-end już na pierwsze wyczucie. Można nawet powiedzieć: wytężony, zupełnie nie budzący wątpliwości.

Na koniec przeszedłem na lampy sterujące Brimar 6060 z 1953-go, czyli używane przez siebie w hybrydowej końcówce mocy. Najlepsze ECC81 w historii, które nie okazały się jednak miażdżąco lepsze od RFT. Tym niemniej całkowicie ciche nawet w przypadku bardzo czułych słuchawek, zjadające zupełnie pogłosy i cały dźwięk wraz z nimi stał się żywszy, mocniejszy i bardziej dynamiczny. Można to obrazowo przedstawić jako wrzucenie na estradę – z tymi lampami silniejsze było wrażenie, jakbyśmy stali pośród muzyków.

W takim dożylnym graniu brylowały Ultrasone, oBravo i Meze, a Sennheiser HD 800 zostały trochę z tyłu, nie wyciskając aż tyle realizmu. W sumie więc prawidłowo, drożsi wykazali swą wyższość, niemniej duże różnice cenowe między nimi nie miały zupełnie przełożenia na różnice jakości, jedynie różny styl. oBravo grały bardziej akustycznie (w sensie jak akustyczna gitara), z najlepszą strukturą instrumentów dętych i najbardziej w dobrym znaczeniu chrapliwie, przy najniższej temperaturze przekazu, niemniej też ze śladowym ciepłem. Basso continuo zaznaczało się u nich najmocniej, a mowa potoczna była troszkę podrasowana grasejacją. Meze z kolei najbardziej były podobnie do siebie z poprzednich ustawień toru, tyle że wszystko teraz lepiej, w tym większe zbliżenie do wykonawców oraz wyciągnięte na głębię dalsze plany.

W tym Meze Empyrean z kablem Tonalium-Metrum Lab.

Z wszystkich podawały najwięcej sopranów i nimi wszystko posrebrzały, ale na tłach ciemnych, pobudzających emocje i bez żadnej rzewności, prędzej nawet radośnie. Sennheisery natomiast stylem najbardziej uogólnionym, pokazującym równo całą scenę, mniej zwracając uwagę na drobiazgi i super ostre rysowanie. Wcześniej najlepsze, teraz najsłabsze, ale odstające bardzo nieznacznie, po chwili przyzwyczajenia wcale. 

Podsumowanie

   Auris Audio Headonia bardzo wysoko mierzy, ale celu nie chybia. To niewątpliwie wzmacniacz z ekstraligi, chociaż, jak niemal wszystkie lampowe, nie daje kupującemu wraz z sobą najlepszych możliwych lamp. Nie daje nawet średnich, o co mieć można trochę pretensji, bo taki Cayin HA-300, czy Ayon HA-3, dają. To jednak prawdopodobnie świadoma polityka, uprawiana zresztą przez prawie każdą firmę. Kondo Audio Note, Destination Audio i Lampizator są tutaj wyjątkami; z nimi od razu set the best. Pozostali dają nabywcom możliwość wybierania i przede wszystkim stopniowego dochodzenia do optimum. O tyle to korzystne, że obniża cenę zakupu i poszerza krąg poszukiwań. Wysokiej klasy lamp 2A3 nie ma wprawdzie za dużo, to nie sytuacja jak z 300B, niemniej samo Psvane dwie oferuje konstrukcje, także dwie Sophia Electric, dwie jeszcze Emission Labs i jedną KR Audio. Jest w czym wybierać, co próbować, a sterujących ECC81 jest z kolei bez liku; sama oferta TUBES-store.eu obejmuje kilkanaście konstrukcji różnych firm z dawnych lat, sam testowałem dwie inne będące moją własnością.

Zostawmy już te lampy, skupmy się na wzmacniaczu. Jest znakomity – to sąd ogólny. W szczegółach natomiast starannie wykonany i z brzmieniem lekko obniżonym oraz dużym, masywnym, melodyjnym i przestrzennym. Architektura dźwiękowa w tym wypadku to nie małe domeczki stojące przy wąskich uliczkach i pełno porozrzucanych drobiazgów, tylko rozmach, aż niekiedy monumentalizm. Ale na bazie melodyki i śladowego jednak ciepła. Przyjazna atmosfera i pełna łatwość słuchania, na bazie dźwięku, który jest według najlepszych brzmieniowych wzorców formowany i odpowiednio bogaty, a jednocześnie nie męczy. Nie, ponieważ nie ma w nim świdrowania uszu, zalewu agresywnych szczegółów, skupiania się na rzeczach drobnych, przeinaczania tonalności. Jest piękno głosu, prawidłowa przewaga form dużych nad małymi i ogólne wrażenie przynależności do szczytowej klasy. Wraz z bardzo dużą mocą i regulowaną impedancją daje to urządzenie uniwersalne.

 

W punktach:

Zalety

  • Ogólnie najwyższa klasa.
  • Nieznacznie obniżony dźwięk daje łatwość słuchania i jeszcze dorzuca siły wyrazu.
  • Siły opartej na dużej mocy energetycznej i dynamice wzmacniacza.
  • Wynikających z zastosowania dużych triod 2A3 i bycia konstrukcją non-OTL.
  • Zatem żywość, energia, witalizm.
  • Od lamp brany najwyższy kunszt melodyczny.
  • Także zmysłowe czarowanie.
  • Klimatyczność.
  • Ładunek tlenu.
  • Brak sopranowego szczypania uszu i zarzucania szczegółami.
  • Ponieważ soprany są tu jak na siebie stosunkowo dużymi dźwiękami o bardzo wyraźnym uformowaniu 3D i przestrzennej ekspansywności.
  • Średni zakres to ujmowanie urodą i ponadprzeciętna dawka muzyki.
  • Bas schodzi nisko, ma moc, ma objętość i w razie potrzeby może znokautować.
  • Po zmianie lamp na trochę tylko lepsze wzmacniacz pasuje do każdych słuchawek.
  • Ale nawet bez tego „daje radę” i przede wszystkim nie jest drastycznie zależny od uwarunkowań toru, sam w sobie już stanowi jakość.
  • Lampowa konstrukcja i lampowy charakter dźwięku nie są u Headonii przeszkodą w byciu generatorem potężnego brzmienia.
  • Brzmieniowa precyzja, w tym odpowiednia ilość czasu i miejsca na pełne formowanie dźwięku. (Żadnego brzmieniowego skracania, upraszczania itp.)
  • Wraz z tym znakomite skanowanie tekstur i formowanie szczegółów.
  • Dwa wyjścia słuchawkowe, każde z własną regulacją impedancji.
  • Nieznaczny tylko spadek jakości i głośności wraz z obciążeniem obu naraz.
  • Precyzyjny potencjometr.
  • Którego obsługa też z pilota.
  • Aż cztery wejścia RCA.
  • Regulacja „humm noice”.
  • Charakterystyczne, przyjazne oczom wzornictwo.
  • W najwyższym gatunku surowce.
  • Perfekcyjne wykonanie.
  • Znana na cały świecie firma.
  • Z Serbii, audiofilskiego zagłębia i ojczyzny Nikoli Tesli.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Jakość kosztuje.
  • Raczej nie na biurko, ewentualnie jakieś duże.
  • Klasy szczytowej lampy samemu trzeba kupić.
  • Gniazdo symetryczne jest tylko przejściówką, nie stoi za nim symetria. (Na czym się jakościowo nic nie traci, ale niektórzy ją cenią, mimo że tak naprawdę się przydaje w zdobnictwie, architekturze, anatomii i fizyce teoretycznej.)

 

Dane techniczne

  • Konstrukcja: Single Ended OTL.
  • Lampy: 2x ECC81, 2 x 2A3.
  • Czułość wejściowa: 1 V.
  • Rezystancja wejściowa: 100 kΩ.
  • Moc wyjściowa: 2 x 3,0 W.
  • Wzmocnienie: 20 dB.
  • Zakresy impedancji wyjściowej (regulowanej): 32 / 80 / 150 / 300 / 600 Ω.
  • Wejścia analogowe: 4 x RCA.
  • Wyjścia słuchawkowe: 1 x 6,3 mm, 1 x 4-pin (każde z własnym nastawem impedancji).
  • Wymiary: 450 x 400 x 270 mm.
  • Waga: 24 kg.

Cena: 32 100 PLN

 

System

  • Źródła: PC, Ayon CD-10 II SIgnature.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head, Ayon HA-3, Auris Audio Hedonia, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: Meze Empyrean (kabel Tonalium), oBravo HAMT Signature, Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab).
  • Interkonekty: Acoustic Zen Absolute Cooper, Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9500, Harmonix X-DC350M2R, Shunyata Sigma NR, Sulek 9×9 Power.
  • Dodatkowe lampy: Brimar 6060 (1953), ECC81 RFT, Psvane 2A3 WE/RCA Replica.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod stopki: Harmonix
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Acoustic Revive RIQ-5010, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
  • Docisk: Avatar Audio RECEPTOR.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

9 komentarzy w “Recenzja: Auris Audio Headonia

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Jest to niezwykle satysfakcjonujace kiedy drogi wzmacniacz nie tylko dobrze gra, a jednoczesnie jest udany estetycznie, bo niestety, nie zawsze idzie to z soba w parze, ale tutaj, mimo ze to rzecz wgledna, Hedonia prezentuje sie bardzo elegancko i mam nadzieje, ze jest rowniez solidna w dotyku. Wisienka na torcie bylby opis brzmienia Susvar wprost z Hedonii, szkoda, ze znajomy nie zgodzil sie wziasc w zamian HD800 do pracy i nie zostawil HiFiManow ;’))

    1. Piotr Ryka pisze:

      Znajomy jest z innego miasta. Gdyby był pod ręką, nie byłoby problemu. Odnośnie dotyku, to Headonia jest pod jego względem też miła, zwłaszcza, że niemetalowa.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Co do mnie, to bardziej żałowałem braku 2A3 Emission Labs niż Susvar, chociaż znajomy używa tych słuchawek jako tonalnej referencji, więc chyba coś w nich jest.

  2. Piotr Ryka pisze:

    List od czytelnika:

    Panie Piotrze!

    Nie uważam siebie za audiofila, aczkolwiek jakość dźwięku ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Słucham różnorodnej muzyki, od rocka do oper i symfoniki. Pańskim portalem zainteresowałem się niedawno, jestem pod wrażeniem zarówno wiedzy, jak i sposobu jej przekazania, a zwłaszcza nader bogatego języka Autora.
    Okoliczności życiowe w najbliższym czasie zmuszą mnie do przejścia z odsłuchu głośnikowego na słuchawkowy. Jestem na etapie poszukiwań słuchawek co najmniej przyzwoitych brzmieniowo, a co dla mnie szczególnie istotne, w jak najmniejszym stopniu obarczonych „graniem w głowie”. Słyszałem, że są już takie ich opracowania, które mogą pod tym względem zastąpić głośniki, podobno pomocne bywają również odpowiednie wzmacniacze. Czy może Pan wskazać jakieś konkretne rozwiązania i modele? Muzyki słucham wyłącznie w domu. Celowo nie ustalam żadnych widełek cenowych, licząc jednak na w miarę rozsądne propozycje.
    Jeszcze jedno. Podejrzewam, że nie jestem odosobniony w takich poszukiwaniach. Wobec tego, czy sprawiłoby Panu trudność, gdyby przy testach poszczególnych słuchawek dodać informację, na ile dany model spełnia oczekiwania „zastępczych” kolumn?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest oczywiste, że najbardziej zbliżony do kolumn dźwięk oferują słuchawki nieprzylegające do głowy: dawne AKG K1000 i nowe RAAL oraz Mysphere. Te ostatnie jedne i drugie drogie, K1000 z drugiej ręki tańsze. Pytanie tylko, czy konieczność przejścia z kolumn na słuchawki wynika z ograniczonego metrażu czy niemożności hałasowania. Bo jeżeli to drugie, to w grę wchodzą jedynie słuchawki zamknięte. Z takich najlepsze będą z dzisiejszych Crosszone CZ-1 i CZ-10, Audio-Technica ATH-L5000 i Audeze LCD-XC, a dawniejszych Audio-Technica ATH-W5000 i JVC HA-DX1000. Gdy chodzi o otwarte, to jako grające podobnie do kolumn reklamują się Sennheiser HD 800, a świetną przestrzeń wygenerują HiFiMAN HE-1000 i Grado GS1000/2000/3000 oraz elektrostaty Staksa. Wiele innych, ale to już trzeba przejrzeć recenzje.

      Ze strony wzmacniacza wsparciem będzie niemiecki SPL Phonitor (już trzy jego generacje powstały), mający szereg specjalnych generatorów przestrzeni. Mniej takich, ale też, ma ifi audio PRO iCAN, najlepiej grający w parze z iESL.

      1. QNA pisze:

        Z zamkniętych dorzucił bym od siebie jeszcze Dan Clark Audio Ether C Flow 1.1. Granie po za głową to jeden z ich atutów. Całościowo genialne słuchawki jeżeli chodzi o konstrukcje zamknięte 🙂

        Pozdrawiam.

        1. Artur pisze:

          A zamknięte nowe Sony? Pisał Pan przecież że są wybitne…
          Ze wzmacniaczy dodalbym słuchawkowy unison research, wszystko dzieje się dookoła głowy i to nie tylko w poziomie ale i pionie 😉

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak – są wybitne i grają poza głową. Ale trudno wymienić wszystkie, które to potrafią. Dlatego napisałem „wiele innych”.

            Odnośnie jakości sceny, spośród słuchawek zamkniętych najlepsze były i wciąż pozostają niepobite Sony MDR-R10. Fakt, że to słuchawki weszłe na rynek w 1988 i zeszłe z niego tak dawno, że nie warto nawet o nich wspominać w kontekście zakupowym, jest bodaj największym spośród audiofilskich skandali.

  3. Karol pisze:

    Dzień dobry, jak zwykle świetna recenzja. Chciałbym również poruszyć kwestię z jakiego powodu D8000 grały z Aurisem. Podczas AVS pokusiłem się o przetestowanie Audezow LCD-4 przy naprawdę dobrym torze – takim tez był zestaw Aurisa. Do porównania brakowało już tylko D8000. W tamtym momencie rozpoczęły się testy – moje, ale i całej ekipy Aurisa. Sonorousy wygrały 4:0, jedynie pod względem wokali były w mojej opinii gorsze.. Po tym Pani Tijana i Pan Ivan wymienili się wizytówka z Panem Mori 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy