Recenzja: Auris Audio Headonia

Odsłuch

Oraz cztery przyłącza dla źródeł i reduktory brumu.

   Co zatem sam wdrożyłem odnośnie ewentualnych popraw? Postawiłem Headonię na audiofilskim stole Rogoz Audio i na podkładkach od Harmoniksa. Dałem też super kable zasilające (dwa zostały wypróbowane), dociążyłem, żelaznym dociskiem Audio Avatar Receptora i przede wszystkim podmieniłem zestaw lamp. Ale wpierw opis z oprzyrządowaniem najtańszym – standardowymi lampami i tańszym (aczkolwiek dalece nietanim) kablem zasilającym Acoustic Zen Gargantua II. Za źródło cały czas służył Ayon Audio CD-10 II Signature z aktywowaną funkcją zamiany PCM w DSD, a słuchawkowy zestaw badawczy stanowiły Meze Empyrean, oBravo HAMT Signature, Sennheiser HD 800 i Ultrasone Tribute 7.

Odnośnie tego wszystkiego dwie uwagi. Nie udało się pozyskać HiFiMAN Susvara, choć było tego blisko. Znajomy, okazuje się, jest posiadaczem, ale używa też w profesjonalnych celach i akurat znajdował się pod zawodowym musem. Trudno, jakoś to przeżyjemy – to nie są słuchawki popularne, choć tu podobno optymalne. Ale porównywałem te Susvary z innymi właśnie za pośrednictwem Headonii podczas AVS 2018 i Final D8000 wypadły lepiej. Chyba tego też skutkiem na zeszłorocznym AVS Hedonia grała już z D8000 Pro a nie Susvarą. Ale to wszystko luźne gadki – proszą o traktowanie tego jak niezobowiązującej pogawędki. Bo może właśnie Susvara, tylko w odpowiednich warunkach? Druga rzecz tyczy lokalizacji. Na upartego mógłbym postawić Hedonię także przy komputerze, ale to nie jest wzmacniacz nabiurkowy. Wielkie rozmiary, pożerające miejsce; rzecz ewidentnie skonstruowano z myślą o audiofilskim torze stawianym na stelażach (co nie wyklucza przecież modnego grania z plików). Dla nabiurkowych realizacji Auris ma inny świetny wzmacniacz, specjalnie tak zrobiony, by miejsca nie zajmował.

W układzie standardowym

Lampy 2A3 w głównej roli.

Headonia w sosie własnym, prąd pobierająca przez Gargantuę, w ułamku sekundy dała jasno do zrozumienia, że jest wzmacniaczem szczytowym. To wszystko, co składa się na bycie takim wzmacniaczem, przedłożyła dobitnie jako kompletny zestaw. Poza wachlarzem cech podstawowych, jak szczegółowość czy dynamika (w tym wypadku oparta o wielką rezerwę mocy, że potencjometr nigdy za połowę), podała dużo tlenu, pełną otwartość brzmienia, też tego brzmienia głębię, barwność i dopieszczenie, w sensie starannego rysunku i długich, trójwymiarowo modelowanych fraz. Muzyczne płynięcie bez zarzutu, dobra miąższość, wyczuwalny smak piękna. Bogate do tego teksturowanie, elegancko mieszające elastyczność i gładkość linii melodycznych z chropawością głębokich tłoczeń i chrypek grasejacji. Stuprocentowo przejrzyste medium, wirowanie planktonu, światło z jednej strony dobrze wszystko oświetlające, z drugiej przyjemnie stonowane do ściemnionego z lekka klimatu, obficie częstującego światłocieniem. Ale – bo to trzeba podkreślić – bez żadnej w tym tendencji do przeciążania dźwięku, przesładzania go i operowania zgęszczającym mrokiem. Przejrzystość, ale z ozdobą cienia; wypełnienie, ale bez spowalniającej ociężałości; klimatyczność, ale bez nurzania się w mrokach. Też ciepła tylko troszkę, tak żeby nie było zimno ani i obco (i faktycznie), a jeśli jakiś słodzik, to tylko odrobina. Ogólnie zaś bardzo dobrze wypadły te mało kosztujące lampy podstawowego garnituru, tym niemniej nie do końca – i teraz przejdę po słuchawkach, żeby to zobrazować.

Zacząłem od Sennheiser HD 800, jako najtańszych z testowanych. Co okazało się dobre i niedobre, ponieważ te słuchawki do wspomnianego garnituru pasowały najlepiej. Posługując się cudzysłowem najlepiej „siadły” w brzmieniu, to znaczy trudno było w ich przypadku znaleźć cokolwiek, do czego można by się przyczepić. Bliski plan pierwszy, wybitna czystość i otwartość, narzucająca się bezpośredniość i akcent na napowietrzanie dźwięku. Słuchacz zalany tlenem i w dużym pomieszczeniu, wysoki naturalizm, gromkie oklaski z rozbiciem na poszczególne dłonie, trójwymiarowe formy wszystkich dźwięków, prawidłowe relacje głośności między wokalem a akompaniamentem. Wiek wokalistów też prawidłowy, bez sopranowego odmładzania ani basowego starzenia, a jednocześnie sopranów dużo, wraz z nimi świeżość i dźwięczność. Dobry też timing, ładne oświetlenie, aury brzmieniowe wokół dźwięków, klimat czegoś wyjątkowego.

W standardzie od Electro Harmonix.

Wyraźne także obrazowanie, że nawet szepty jako dźwięki duże, wyraźne, nie zredukowane do samych szmerów. Głębokość brzmienia znów prawidłowa, bez pogłębiania ani spłycania, podobnie nasycenie i rewelacyjna całościowa czystość. Lekkość, zwinność, swoboda ruchu, przy, jakżeby inaczej, prawidłowym ciężarze własnym. Doskonała widoczność dalekich planów i dobra holografia. Faktury więcej niż bogate, a partie koloraturowe i partie fortepianu w oprawach brzmieniowego przepychu, że duża satysfakcja. Nie żeby się nie dało lepiej, bo lepiej zaraz będzie, ale HD 800 weszły w Headonię jak tłok w cylinder silnika. Dały sto procent satysfakcji, całkowicie byłem zadowolony. I, jak napisałem od razu – wzmacniacz pokazał się z mocnej strony, jako elitarny i high-endowy w najbardziej wymagającym tego rozumieniu. Zagrał lepiej od dzielonego Woo-Audio z podstawowymi lampami, bardziej przekonująco.

Odnośnie pozostałych słuchawek, to niezależnie od tego, że każde oferowały większy potencjał, nie udało się uniknąć pewnych uwag krytycznych, każdym coś mogłem wytknąć.

oBravo dały więcej i lepszych jakościowo sopranów. To ich żelazny repertuar – bardziej rozprowadzone na przestrzeń i mniej dzięki temu piskliwe wysokie tony to ich najgroźniejsza broń przeciwko konkurencji. Poza tym dźwięk od nich był całościowo większy i bardziej się narzucał, wymagając momentu przyzwyczajenia. Bardziej był także „sączący się” niż z HD 800, ale ogólnie jakościowo słabszy. Bo nie tak dobrze uformowany w trzech wymiarach, nie tak spójnie przechodzący przez pasmo, mniej głęboki i wypełniony. Soprany sobie a bas sobie; a mimo że ten bas mocniejszy, z niższym zejściem, to całość nie dająca pełnej satysfakcji – te słuchawki potrafią więcej. Spójność pasma można było poprawiać przechodząc impedancją z 32 na 80 Ω, ale to kosztem wyraźności i elegancji sopranów, zatem lekarstwo gorsze od choroby. I tak jak z HD 800 pełna satysfakcja, to tu lekkie rozczarowanie.

Sam testowałem także od Psvane repliki Western Electric.

Meze Empyrean mają zwyczaj grać żywiej i jaśniej od oBravo, natomiast ich bardziej pieniste i przenikliwe soprany względem tych z przetworników AMT droższego konkurenta nie są takie dostojne i tak przestrzennie uformowane. Niemniej Meze wypadły lepiej. Zarówno znakomiciej drapały teksturami i artykulacją głosów mających choć trochę chrypki, jak i oferowały większą intymność na linii słuchacz wokalista. Siłę docierania do tego słuchacza miały większą od Sennheiserów i oBravo, tu były nie do pobicia. Bas natomiast trochę za twardy i jak soprany nie dość przestrzenny. Za to wyjątkowo starannie opisywały mocne i słabe strony nagrań. Nieznaczna też u nich przewaga sopranów w paśmie, a oklaski szybsze i żywsze niż u HD 800, ale słabiej uformowane. Słuchało się jednak znakomicie i w ich przypadku bym nie powiedział, że byłem choć trochę rozczarowany.

Ultrasone Tribute 7 wokal produkowały bardziej płaski aniżeli Meze – i to była ich największa słabość. Szczegóły natomiast bardziej eksponowały, przy całkowitej czystość medium i też stuprocentowej bezpośredniości. Przewagę miały w rejonie basu, bo ten bas nie dość, że jak zawsze niższy i głębszy, to jeszcze bardziej miękki, naturalny, niedudniący. Co ciekawe, pomimo lekkiej addycji echa, ale nienarzucającej się, umiarkowanej. (I też ciekawe, że mimo niej te wokale bardziej u nich spłaszczone, a nie – jak należałoby oczekiwać – lepiej trójwymiarowo modelowane.) Najbardziej przy tym obok HD 800 spójne pasmo i w jego ramach dobrze eksponowany środek, szkoda, że taki właśnie spłaszczony. Dziwne, ale z kolei oklaski trójwymiarowo modelowane lepiej, prawie tak dobrze jak u Sennheiserów. Ogólnie biorąc drugie miejsce prawie ex aequo z Meze – ale najlepsze HD 800.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Auris Audio Headonia

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Jest to niezwykle satysfakcjonujace kiedy drogi wzmacniacz nie tylko dobrze gra, a jednoczesnie jest udany estetycznie, bo niestety, nie zawsze idzie to z soba w parze, ale tutaj, mimo ze to rzecz wgledna, Hedonia prezentuje sie bardzo elegancko i mam nadzieje, ze jest rowniez solidna w dotyku. Wisienka na torcie bylby opis brzmienia Susvar wprost z Hedonii, szkoda, ze znajomy nie zgodzil sie wziasc w zamian HD800 do pracy i nie zostawil HiFiManow ;’))

    1. Piotr Ryka pisze:

      Znajomy jest z innego miasta. Gdyby był pod ręką, nie byłoby problemu. Odnośnie dotyku, to Headonia jest pod jego względem też miła, zwłaszcza, że niemetalowa.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Co do mnie, to bardziej żałowałem braku 2A3 Emission Labs niż Susvar, chociaż znajomy używa tych słuchawek jako tonalnej referencji, więc chyba coś w nich jest.

  2. Piotr Ryka pisze:

    List od czytelnika:

    Panie Piotrze!

    Nie uważam siebie za audiofila, aczkolwiek jakość dźwięku ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Słucham różnorodnej muzyki, od rocka do oper i symfoniki. Pańskim portalem zainteresowałem się niedawno, jestem pod wrażeniem zarówno wiedzy, jak i sposobu jej przekazania, a zwłaszcza nader bogatego języka Autora.
    Okoliczności życiowe w najbliższym czasie zmuszą mnie do przejścia z odsłuchu głośnikowego na słuchawkowy. Jestem na etapie poszukiwań słuchawek co najmniej przyzwoitych brzmieniowo, a co dla mnie szczególnie istotne, w jak najmniejszym stopniu obarczonych „graniem w głowie”. Słyszałem, że są już takie ich opracowania, które mogą pod tym względem zastąpić głośniki, podobno pomocne bywają również odpowiednie wzmacniacze. Czy może Pan wskazać jakieś konkretne rozwiązania i modele? Muzyki słucham wyłącznie w domu. Celowo nie ustalam żadnych widełek cenowych, licząc jednak na w miarę rozsądne propozycje.
    Jeszcze jedno. Podejrzewam, że nie jestem odosobniony w takich poszukiwaniach. Wobec tego, czy sprawiłoby Panu trudność, gdyby przy testach poszczególnych słuchawek dodać informację, na ile dany model spełnia oczekiwania „zastępczych” kolumn?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jest oczywiste, że najbardziej zbliżony do kolumn dźwięk oferują słuchawki nieprzylegające do głowy: dawne AKG K1000 i nowe RAAL oraz Mysphere. Te ostatnie jedne i drugie drogie, K1000 z drugiej ręki tańsze. Pytanie tylko, czy konieczność przejścia z kolumn na słuchawki wynika z ograniczonego metrażu czy niemożności hałasowania. Bo jeżeli to drugie, to w grę wchodzą jedynie słuchawki zamknięte. Z takich najlepsze będą z dzisiejszych Crosszone CZ-1 i CZ-10, Audio-Technica ATH-L5000 i Audeze LCD-XC, a dawniejszych Audio-Technica ATH-W5000 i JVC HA-DX1000. Gdy chodzi o otwarte, to jako grające podobnie do kolumn reklamują się Sennheiser HD 800, a świetną przestrzeń wygenerują HiFiMAN HE-1000 i Grado GS1000/2000/3000 oraz elektrostaty Staksa. Wiele innych, ale to już trzeba przejrzeć recenzje.

      Ze strony wzmacniacza wsparciem będzie niemiecki SPL Phonitor (już trzy jego generacje powstały), mający szereg specjalnych generatorów przestrzeni. Mniej takich, ale też, ma ifi audio PRO iCAN, najlepiej grający w parze z iESL.

      1. QNA pisze:

        Z zamkniętych dorzucił bym od siebie jeszcze Dan Clark Audio Ether C Flow 1.1. Granie po za głową to jeden z ich atutów. Całościowo genialne słuchawki jeżeli chodzi o konstrukcje zamknięte 🙂

        Pozdrawiam.

        1. Artur pisze:

          A zamknięte nowe Sony? Pisał Pan przecież że są wybitne…
          Ze wzmacniaczy dodalbym słuchawkowy unison research, wszystko dzieje się dookoła głowy i to nie tylko w poziomie ale i pionie 😉

          1. Piotr Ryka pisze:

            Tak – są wybitne i grają poza głową. Ale trudno wymienić wszystkie, które to potrafią. Dlatego napisałem „wiele innych”.

            Odnośnie jakości sceny, spośród słuchawek zamkniętych najlepsze były i wciąż pozostają niepobite Sony MDR-R10. Fakt, że to słuchawki weszłe na rynek w 1988 i zeszłe z niego tak dawno, że nie warto nawet o nich wspominać w kontekście zakupowym, jest bodaj największym spośród audiofilskich skandali.

  3. Karol pisze:

    Dzień dobry, jak zwykle świetna recenzja. Chciałbym również poruszyć kwestię z jakiego powodu D8000 grały z Aurisem. Podczas AVS pokusiłem się o przetestowanie Audezow LCD-4 przy naprawdę dobrym torze – takim tez był zestaw Aurisa. Do porównania brakowało już tylko D8000. W tamtym momencie rozpoczęły się testy – moje, ale i całej ekipy Aurisa. Sonorousy wygrały 4:0, jedynie pod względem wokali były w mojej opinii gorsze.. Po tym Pani Tijana i Pan Ivan wymienili się wizytówka z Panem Mori 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy