Recenzja: Accuphase PS-550  

Budowa

     Może zacznę od ceny, wszak ta głównym wyznacznikiem. Kiedy cię nie stać, to nie kupisz, żeby tam nie wiem co. W tym wypadku trzeba wyłożyć 42 900 PLN na pełnogabarytowego kloca o wadze 24 kg, którego obecność w ofercie bardzo pasuje do firmowej nazwy, jako że Accuphase znaczy „Dokładna faza”. I rzeczywiście, po raz pierwszy obecny w ich kondycjonerze ekran, zastępujący wskaźnik wychyłowy, wyświetla sinusoidy prądu wejścia i wyjścia, by skontrolować tę dokładność. 

      Lecz że przycisków osiem, możemy prosić o więcej. Pierwszy na prawo od ekranu i jedyny okrągły to tego ekranu aktywacja, z tym, że dezaktywowany i tak wyświetla górny napis „Accuphase”, co nie jest zbyt fortunne, wolałbym wygaszenie pełne. Naciśnięcie pierwszego z funkcyjnych (które są kwadratowe i każdy z lampką aktywności) to ukazanie obciążenia nie w watach, a w VA, gdzie praktyczny mnożnik dla prądu zmiennego to przedział 1,3 – 1,8 W = 1 VA[4]. Ale to mocy ciągłej, a wzmacniacze to także piki dużo wyższych obciążeń chwilowych, tak więc nasz PS-550 nadaje się jedynie do takich niezbyt mocnych, o ile oprócz wzmacniacza ma kondycjonować coś jeszcze. Co może bez problemu – z tyłu ma trzy gniazda Schuko oraz trzy dwubolcowe; te drugie dla telewizora, gramofonowego zasilacza i innych niepotrzebujących uziemień.

      Następnymi dwoma z tych ośmiu prosimy o woltaż przed i za, a dwa kolejne wyświetlą procentowe dystorsje (też wychyłowym wskaźnikiem). Na finał dwa ostatnie to wyświetlenie wspomnianych sinusoid, z których ta przed kondycjonerem będzie według wszelkiego prawdopodobieństwa nieprzyjemnie schodkowa.  

     Przyjrzyjmy się całości i przeniknijmy do wnętrza.

     Zgodnie z tradycją Accuphase, od której nie ma odstępstw, korpus kondycjonera posiada złocisty fronton, siejący specyficzną poświatą dzięki specjalnemu oszlifowaniu. Na też tradycyjnych dla firmy podstawkach z karbonu stoi jak zawsze u nich szeroki na 46,5 cm i w naszym wypadu wypiętrzony na 18 cm blok metalu, głęboki na aż 40 cm, a więc bardzo pojemny. Na foncie oprócz wspomnianych ośmiu przycisków ze światełkami i centralnego kolorowego ekranu o dużej rozdzielczości jest tylko z lewej duży włącznik zapadkowy – taki naprawdę duży, wzięty z konsoli przemysłowej. I jest też charakterystyczne dla firmy lekkie przełamanie frontonu na dole, pełniące rolę czysto zdobniczą, inaczej odbijające światło.

     Ekran ma czarne tło i elegancką szatę graficzną, to samo można powiedzieć o turkusowo podświetlonych literach godła marki. Boczki są metalowe z usztywniającymi przetłoczeniami, pociągnięte na połyskliwy popiel, a z tyłu, jak już mówiłem, trzy gniazda Schuko i trzy dwubolcowe, plus trójbolcowe przyłącze. Pokrywie też się słówko należy – całą pocięto szczelinami wentylacji i tradycyjnie u Accuphase pokryto miłą dla oka i dotyku matową powłoką.

     Kondycjoner bierze dla siebie 43 W zasilania i tylko trochę się rozgrzewa, nie jest więc uciążliwy w użyciu, tym bardziej, że efektownie wygląda.

    Wnętrze jest wielosekcyjne, składają się nań cztery odrębne sekcje obróbki prądowej (nie licząc zabezpieczeń oraz osobnego transformatora samego urządzenia). Cztery to więcej niż zazwyczaj, bo w kondycjonerach pasywnych przeważnie same filtry; w aktywnych przede wszystkim trafo. Tutaj mamy zaś wszystko i jeszcze sporo więcej: jest wielki, starannie zapuszkowany i przeciwwibracyjnie resorowany transformator separujący, są dwa potężne (22 000 μF każdy) kondensatory filtracji głównej, a oprócz nich, niejako ponad normę, zaraz za wejściem (wlotem prądu) bardzo rozbudowana, wielostopniowa, wyposażona we własne filtry sekcja formowania prądowej fali (krzywej prądowej), oraz o jej poprawność osobno, po drugiej stronie obudowy dbający tranzystorowy wzmacniacz na dziesięciu tranzystorach w układzie push-pull. On nakładaniem przeciwsobnych amplitud to falowanie dopieszcza do ideału podręcznikowej sinusoidy, którą sygnalizuje ekran, a służy mu do tego dziesięć tranzystorów Toshiby.

     Miejmy niepłonną nadzieję, że sygnalizuje też ten ideał poprawa obrazu i brzmienia u podłączonej aparatury, wszak to o nie nam chodzi, a nie złocisty fronton z ładnie wyświetlanymi grafikami i naprane elektroniką wnętrze.

     Całego tego złota nie ma potrzeby chować za sprzętem czy maskująco wpychać do kąta, gdyż elegancko się prezentuje i może zająć choćby centralne miejsce na stelażu. Pytaniem pozostaje, ile da się tym złotem obsłużyć i czy funkcyjnie to też złoto.

    Wraz z PS-550 otrzymujemy zwykłej jakości kabel zasilania i obszerną, wielojęzyczną instrukcję, a wszystko, jak zawsze u Accuphase, spakowano w grubościenne, podwójne kartonowe pudło.

     I ta jeszcze uwaga, że wyrwanie do testu nie było sprawą łatwą, bo dystrybutor bardzo niechętnie ze swym kondycjonerem się rozstawał, utyskując na fakt, że bez niego nie będzie już tak ładnie grało, a przecież gdy klienci…

 

[4] Dla prądu stałego 1 VA = 1 W.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Accuphase PS-550  

  1. Stanislas pisze:

    Nie mozna bylo ominac tej klimatycznej propagandy na wstepie niczym wypisz-wymaluj zielona ksiazeczka eurokolchozu lub broszurka Mao-tsetunga , ale chetnie bym ten kondycjoner sprawdzil w moim systemie,jesli jakis sklep zgodzi sie go wypozyczyc za kaucja

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie można było pominąć, bo sam dystrybutor to podkreślał. A urządzenie jest do pożyczenia w krakowskim Nautilusie na Malborskiej.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Tak przy okazji wypraszam sobie porównania z Mao Zedongiem, który ma na sumieniu nie mniej niż 70 milionów ludzkich istnień. Poza tym temat zielonej energii jest chyba aktualny, nie?

    3. Piotr+Ryka pisze:

      Przepraszam, Stanisławie – nie sprawdziłem. Napisałeś z paryskiego ZOO, a nie wiem gdzie stamtąd najbliżej do francuskiego salonu audio z Accuphase…

  2. Sławek pisze:

    I tu się muszę przyznać, że nie bacząc Piotrze na Twoje rady (zalecałeś mi listwę, a nie kondycjoner) miesięcy temu kilka weszłem w posiadanie kondycjonera. Za 10% ceny tego Accuphase kupiłem nowy kondycjoner NuPrime AC-4. No i szczęka mi opadła, bo cały mój słuchawkowy system wskoczył o poziom wyżej. Najbardziej zyskała przejrzystość, bez śladowego choćby rozjaśnienia oraz głosy i wokale. Angielskie teksty piosenek stały się dla mnie o wile bardziej zrozumiałe. Najpierw kondycjoner, a sukcesywnie inne elementy pozasilałem kablami Oyaide Tumami z czerwonymi wtyczkami – używanymi, po 1200 – 1300 zł sztuka, nie za bardzo chciałem więcej wydawać. Dźwięk zyskał na masie i dociążeniu, bez utraty przejrzystości. Z przedmiotem recenzji byłoby pewnie jeszcze lepiej, no ale on cenowo nie pasuje…
    A czy z listwą Sulka byłoby lepiej czy nie, to może będzie jeszcze kiedyś okazja sprawdzić.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie ma to jak dobrze i tanio kupić. Gratuluję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy