Cardas AKA Cross Headphone
Firma George Cardasa od 1987 roku zasila rynek produktów audiofilskich wysokiej klasy okablowaniem, które zyskało popularność głównie za sprawą high-endowego brzmienia za niewygórowane kwoty. Za kilka tysięcy można od Cardasa dostać interkonekt naprawdę wysokiej klasy, co w przypadku innych firm nie jest regułą i nieraz trzeba cen kilka razy wyższych, by zrobiło się naprawdę przyjemnie w sensie brzmienia, a przy okazji naprawdę nieprzyjemnie w sensie wydatku. Tymczasem Cardas nie oszalał z cenami i póki co zachowuje się trzeźwo. Ale znany jest także i z tego, że oferuje okablowanie dla słuchawek, przy czym przede wszystkim do tych od Sennheisera, które to słuchawkowe okablowanie rozsławiło się w czasach wielkiego tryumfu modelu HD 600, niosącego kilkanaście lat temu high-endowość pomiędzy miłośników słuchawek nie mogących sobie pozwolić na konstrukcje tak drogie jak Grado RS-1 czy Stax SR-Omega. W owych minionych latach 90-tych rynek nie był zalany słuchawkami wysokiej klasy jak dzisiaj, a przed pojawieniem się modelu Sennheiser HD 600 wybitnie dobre oznaczało niemal zawsze wybitnie drogie, jako że Grado RS-1 były wówczas znacznie droższe niż teraz, a przecież i dzisiaj nie należą do tanich. Jedyną praktycznie ich alternatywą były elektrostaty, które zawsze kazały za siebie słono płacić. I w onych to czasach, nie tak znowu odległych, ale wobec zaszłych przemian dalekich, posiadanie słuchawek HD 600 było nobilitacją, a jak się jeszcze miało do nich kabel Cardasa…
Po śmierci ze starości własnych Stax-ów nabyłem właśnie te HD 600, przede wszystkim z tej racji, że były to najlepsze słuchawki oferowane w Polsce poza wspomnianymi Grado RS-1; oferowanymi za pięć i pół wówczas tysiąca, czyli na dzisiejszą wartość złotówki przekładając, za grubo ponad dziesięć tysięcy. Rynek był suchy jak gęba na kacu i o żadnych Stax-ach ani Sony MDR-R10 inaczej pozyskanych niż na wyprawie poza granicę nie było mowy, ale kable Cardasa dla tych HD 600 oferował. Kosztował wtedy taki kabel 1200 złotych, a więc niewiele mniej niż same słuchawki (bo te, o ile się nie mylę, kosztowały 1600). Cenę kabla dobrze pamiętam, jako że się do niego przymierzałem, ale ostatecznie zamiast niego poszedłem w modyfikacje Cairna, a potem kupiłem Grado RS-1 i sprawa przestała być aktualna.
Obecnie czasy w słuchawkowym wymiarze nastały zupełnie nowe i flagowiec od Sennheisera zwie się HD800, a kabli do niego mających ulepszać dźwięk oferowanych jest wiele, co tylko psuje mi humor w kontekście tego, jak niewiele ich przy okazji testu zgromadziłem. Słuchałem wprawdzie onegdaj paru innych, to znaczy Entreqa Challangera, Audeosa i Stefan Audio Art, ale przecież nie mogę ich uwzględnić w recenzji na zasadzie równo ważonej retrospektywy. Retrospektywa wprawdzie będzie, ale w sensie rzetelnego testowania to tylko z mydła bańki; a nie o to przecież w recenzjach chodzi. Jedyne pocieszenie stanowi fakt, że oba bezpośrednio porównywane są zbliżone cenowo, przy czym oba stosunkowo niedrogie, a na dodatek jeden reprezentuje najbardziej znanego polskiego producenta, a drugi światowego.
Cardas i Sennheiser zrośli się dawno temu – dwa flagowce wstecz – i wciąż pozostają zrośnięci. Obecny w teście Cardas AKA Cross Headphone to tańsza wersja okablowania słuchawek w wydaniu tego producenta, poprzedzona szczytowym modelem Cardas Clear. Kosztuje ten AKA równo 1300 złotych i jest oferowany przez firmę dystrybucyjną Voice z Cieszyna, u której go można zamówić. W sensie fizycznym jest to od strony wyglądu popielaty przewód średniej cienkości; dość giętki i cokolwiek sprężysty, zakończony firmowym wtykiem Cardasa, a od wnętrza pozostający plecionką czterech linek średnicy 23,5AWG, stanowiących wyznacznik lepszości, jako że sporządzono je z miedzi specjalnie przez samego Cardasa uszlachetnianej, zarówno pod względem czystości jak i struktury.
Jakosc wykonania kabli sluchawkowych entreq byla kiepska w stosunku do kwoty jaka trzeba było za nie placic,od rogaleznika sluchawkowego do sluchawek byl drut solid core owinięty nierówno taśma teflonowa, ktory z czasem sie po prostu łamał, pisze to na podstawie własnej autopsji kabelka sluchawkowego challenger.
Lite druty, czyli solid core, faktycznie nie są szczególnie wygodne w użyciu i niezawodne jako przewody obsługujące słuchawki, ale w zamian te od Entreqa oferowały wyjątkowo dobrej jakości brzmienie. Mam szczery zamiar zaopatrzyć swoje HD 800 w taki przewód. Jakość brzmienia jest dla mnie ważniejsza od wygody użytkowania, ale oczywiście nikogo do naśladownictwa nie namawiam. Mam tę przewagę nad większością użytkowników, że znajomi serwisanci w razie czego szybko usterkę usuną. Nie muszę nigdzie wysyłać ani długo czekać.
Jakie były długości opisywanych kabli? Od Forzy rozumiem, że 1,5 m.
Cardas 3,0 m.
Panie Piotrze czy miał Pan okazję sprawdzić FAW Noir ale nie hybrydę ?
Moim zdaniem powinna bardziej pasować do HD800.
Swoją drogą z pól roku rozważałem acustic revive ale nie były dostępne
no i skończyło się na FAW.
Porównywałem wersje Noir i Noir Hybrid, ale w słuchawkach AKG K812. U nich różnica była taka, że czysty Noir grał popisowo – podekscytowanym i bardzo dźwięcznym przekazem, a Noir Hybrid był bardziej realistyczny i spokojny. Oba bardzo mi się podobały i oba bardziej od wersji Claire, ale dla siebie wybrałbym w odniesieniu do AKG wersję Hybrid. W każdym razie w przypadku własnego wzmacniacza. Nie mam kabla Noir dla HD 800, tak więc tu porównać na razie nie mogę.
Bo K812 są chyba takie bardziej łagodne w stosunku do HD800 i dla nich hybryda
wydaje się odpowiednia, choć z opisu wygląda odwrotnie, mi czysty Noir bardziej
pasuje niż Konstantin 2010 w HD800.
Konstantina nie znam. Challanger był co najmniej nie gorszy od FAW Hybrid. A K812 od HD800 łagodniejsze raczej nie są. Prędzej na odwrót – bardziej dosadne – i dlatego Hybryda, która jest spokojniejsza, bardziej im według mnie pasowała. Trzeba będzie popróbować kiedyś tego czystego Noir z HD 800.
Będzie we wtorek 🙂
Aha. To zapraszam.
smutna wiadomość:
http://blog.gradolabs.com/?p=176
bez względu na wszystko, świat audio, w tym świat słuchawek nie byłby tym samym bez marki GRADO
Zawsze ogarnia smutek, kiedy odchodzą legendy. Faktycznie, bez Grado bylibyśmy w naszym słuchawkowym świecie znacznie ubożsi. Słuchawki, nawet te wysokiego lotu, nie latałyby w aż tak dosłowny sposób. Bo tylko na Grado GS1000 udało mi się naprawdę polecieć, bez żadnej metafory.