Odsłuch: Przy komputerze cd.
Kabel oryginalny raz jeszcze
W tej sytuacji nie było wyjścia i trzeba było posłuchać raz jeszcze kabla oryginalnego. Sobie mogłem jedynie pogratulować, że tego od Forzy nie zdążyłem użyć, zaoszczędzając roboty. Ale przy okazji już teraz można zapytać – co warte są te wszystkie opisy, skoro wymiana jednego elementu, i to pozornie tak nieważnego jak zasilający kabel, może je w całości obalać i zastępować innymi? Okrutny relatywizm, rodzący frustrację, no ale z drugiej strony to dobrze, że tyle aż można zmieniać. Wprawdzie nie jest tak, że jak coś źle gra, wówczas zawsze przy tym „źle” wystarczy pomajstrować, by stało się „dobrze”, bo czasami, zwłaszcza ze słabszą aparaturą, to zło jest ślepą uliczką, z której można się tylko wycofać. Ale czasami taki Harmonix potrafi utorować drogę i wyprowadzić muzykę z pozornie beznadziejnej sytuacji. A przy tym niech nikt nie myśli, że on zawsze pomaga. Natykałem się nieraz na sytuacje, kiedy do danego urządzenia nie pasował, tak więc o żadnym uniwersalizmie nie ma mowy. Ale że przeważnie pomaga, a do McIntosha i kabla słuchawkowego Cardasa okazał się świetnie pasować, to bezsporne.
Z kolei powrót do kabla oryginalnego natychmiast pokazał względem Cardasa niższą temperaturę i mniejsze poczucie głębi scenicznej. Grało to też znakomicie, ale na tle przykładu słuchanego przed kilkunastoma sekundami bardziej obco a mniej angażująco. Ci sami wykonawcy nabrali do nas dystansu a my do nich, tak jakby stali się bardziej tworami laboratoryjnymi a nie żywymi ludźmi. To jest zawsze niemiłe, kiedy obniża się całościowy poziom, chociaż różne to miary przybiera. Czasami czuć gorszość, ale i tak słucha się z satysfakcją, bo gorsze nie znaczy koniecznie złe. Bywają bardzo sympatyczne gorszości, jak najbardziej skłaniające do słuchania. Natomiast zawsze staje się dziwnie, kiedy dźwięk pozostając wysokiej klasy, nie daje jednocześnie poczucia bezpośredniości i naturalności. I tak właśnie było tym razem, a na poczet największych zasług przewodu Cardasa należy przypisać umiejętność uczynienia brzmienia bardziej bezpośrednim i prawdziwym.
Forza Audio Works – FAW Noir Hybrid HPC
O kablu Forzy, użytym tylko po podpięciu McIntosha Harmonixem, można z kolei powiedzieć, że do pewnego stopnia stanowił połączenie oryginalnego z Cardasem, ale byłoby to bez pogłębienia tematu daleko idące uproszczenie, a nawet deformacja. W odniesieniu do kabla oryginalnego zaznaczyła się bowiem sytuacja, jakby grał z rury. Wiecie jak to jest – wystarczy zrobić trąbkę z gazety. Pogłos, nienaturalność, obcość, brak bliskiego kontaktu, makroskopowe zniekształcenia. Muzyka przetworzona, albo jakby słuchana z korytarza a nie samej sali koncertowej. Nieprzyjemne doprawdy wrażenie, mimo iż specjalnie najpierw posłuchałem oryginalnego, a że było to na drugi dzień, wydał mi się zrazu bardzo sympatyczny. Spokojny, bogaty, bez śladu jaskrawości czy podostrzeń. A potem Forza, potem powrót na oryginalny – i w efekcie rura. A więc dystans, nienaturalność, przeinaczenie. To wszystko stawało się świetnie widoczne przy okazji wokalu i fortepianu, natomiast w muzyce elektronicznej różnica także była oczywista, ale właściwe sobie przetworzenie kabel oryginalny potrafił wyzyskiwać, tworząc atmosferę dziwności, większego chłodu i mocniejszego pogłosu. Potęgowało to wrażenie oddalenia i odchodzenia w dal dźwięków, które wraz z tą obcością gdzieś się przez horyzonty przetaczały. I było to całkiem ciekawe, podczas gdy z kablem Forzy bardziej normalne i scenicznie uporządkowane, a więc może mniej nawet inspirujące, aliści wspomniane wokale i fortepian czyniły w konfrontacji z kabla oryginalnego miazgę, zmiksowaną z dziwactwa i nienaturalności. I tak to jest, proszę szanownych – percepcja nasza krętymi ścieżkami chadza.
Jeszcze ciekawsza była różnica względem Cardasa, a przy tym też oczywista a nie jakaś ulotna, choć ktoś mógłby pomyśleć, że lepsze kable powinny grać podobnie. Ale nic z tych rzeczy tym razem. Cardas grał jaśniej i przede wszystkim mocniej akcentował soprany, a całościową atmosferę czynił bardziej oczywistą. Już to o nim pisałem, zwłaszcza kiedy McIntosh podpięty był kablem Crystala, a potem pod wpływem Harmonixa to złagodniało, ale w konfrontacji z Forzą znów stało się dobrze widoczne. Cardas bowiem wszystko ma zwyczaj ukazywać dokładnie, bo wszystko dokładnie oświetla, a choć z Harmonixem miał już światłocień i potrafił budować zażyłość ze słuchaczem, to jednak niczego nie pozostawiał w domyśle, eksponując każdy szczegół. Jego muzyka skrzyła się, przenikała, aż niemal fosforyzując. Saturację barw miała wyższą i wszystkiemu doprawiała sopranowe srebrzenie. Ale że działo się to na wysokim poziomie ogólnym, było popisem a nie udręką. I mimo tej oczywistości pojawia się jakaś magia, bo wszystko drżało i tętniło, a echa niosły się bez ograniczeń. Na tle tego iskrzenia kabel Forzy pokazał niższą tonację, ciemniejsze i bardziej stonowane światło, a soprany także ciągnął bez żadnej powściągliwości, ale aż tak ich nie eksponował i nie czynił połyskliwymi. Muzyka w jego wydaniu wydawała się jakby bardziej zamyślona i mniej oczywista, a jej magia szła pośród zadumy a nie wyskakiwała z wibracji.
Można powiedzieć, że kabel Forzy był ucieleśnieniem tego o co prawdopodobnie szło samemu Sennheiserowi, ale czego żałując na dość dobry przewód i izolację nie osiągnął. To był analogiczny styl, ale o zdecydowanie lepszych niż oryginalne środkach wyrazu, nie zabarwiony zniekształceniami, brakiem należytego rozwinięcia poszczególnych tonów i nadmiernym pogłosem. (Czy to nie dziwne, że HD 800 z samego początku produkcji w ogóle nie miały pogłosu?) W kontrze do tego Cardas grał na własną nutę, czyniąc dźwięk flagowych Sennheiserów dalece innym. Nie starał się o ulepszenia, tylko stylizował po swojemu, a więc ekscytująco, srebrzyście, z potężną dawką sopranów. (O basie nie piszę, bo wszyscy mieli go kawał, co im McIntosh zapewnił.)
Styl Cardasa niewątpliwie wymaga starannego doboru pozostałych uczestników muzycznej kreacji, ale odwdzięcza się świetną ofensywą. Jego muzyczna drużyna stawia na szybki atak – że się po piłkarsku wyrażę – a Forza bardziej na rozgrywanie piłki, czyli atak pozycyjny. A że szybkość Cardasa brała się z szybszego wibrowania, ergo jego struny i membrany bębnów bardziej były naprężone. Nie przesądzam, co jest lepsze, za to mogę powiedzieć, że różnica była bardzo wyraźna i przyznam, że aż tak dużej nie oczekiwałem.
Jakosc wykonania kabli sluchawkowych entreq byla kiepska w stosunku do kwoty jaka trzeba było za nie placic,od rogaleznika sluchawkowego do sluchawek byl drut solid core owinięty nierówno taśma teflonowa, ktory z czasem sie po prostu łamał, pisze to na podstawie własnej autopsji kabelka sluchawkowego challenger.
Lite druty, czyli solid core, faktycznie nie są szczególnie wygodne w użyciu i niezawodne jako przewody obsługujące słuchawki, ale w zamian te od Entreqa oferowały wyjątkowo dobrej jakości brzmienie. Mam szczery zamiar zaopatrzyć swoje HD 800 w taki przewód. Jakość brzmienia jest dla mnie ważniejsza od wygody użytkowania, ale oczywiście nikogo do naśladownictwa nie namawiam. Mam tę przewagę nad większością użytkowników, że znajomi serwisanci w razie czego szybko usterkę usuną. Nie muszę nigdzie wysyłać ani długo czekać.
Jakie były długości opisywanych kabli? Od Forzy rozumiem, że 1,5 m.
Cardas 3,0 m.
Panie Piotrze czy miał Pan okazję sprawdzić FAW Noir ale nie hybrydę ?
Moim zdaniem powinna bardziej pasować do HD800.
Swoją drogą z pól roku rozważałem acustic revive ale nie były dostępne
no i skończyło się na FAW.
Porównywałem wersje Noir i Noir Hybrid, ale w słuchawkach AKG K812. U nich różnica była taka, że czysty Noir grał popisowo – podekscytowanym i bardzo dźwięcznym przekazem, a Noir Hybrid był bardziej realistyczny i spokojny. Oba bardzo mi się podobały i oba bardziej od wersji Claire, ale dla siebie wybrałbym w odniesieniu do AKG wersję Hybrid. W każdym razie w przypadku własnego wzmacniacza. Nie mam kabla Noir dla HD 800, tak więc tu porównać na razie nie mogę.
Bo K812 są chyba takie bardziej łagodne w stosunku do HD800 i dla nich hybryda
wydaje się odpowiednia, choć z opisu wygląda odwrotnie, mi czysty Noir bardziej
pasuje niż Konstantin 2010 w HD800.
Konstantina nie znam. Challanger był co najmniej nie gorszy od FAW Hybrid. A K812 od HD800 łagodniejsze raczej nie są. Prędzej na odwrót – bardziej dosadne – i dlatego Hybryda, która jest spokojniejsza, bardziej im według mnie pasowała. Trzeba będzie popróbować kiedyś tego czystego Noir z HD 800.
Będzie we wtorek 🙂
Aha. To zapraszam.
smutna wiadomość:
http://blog.gradolabs.com/?p=176
bez względu na wszystko, świat audio, w tym świat słuchawek nie byłby tym samym bez marki GRADO
Zawsze ogarnia smutek, kiedy odchodzą legendy. Faktycznie, bez Grado bylibyśmy w naszym słuchawkowym świecie znacznie ubożsi. Słuchawki, nawet te wysokiego lotu, nie latałyby w aż tak dosłowny sposób. Bo tylko na Grado GS1000 udało mi się naprawdę polecieć, bez żadnej metafory.