Grado GS-1000 cd.
Jakiekolwiek narzekanie wydaje się w tym stanie rzeczy niepodobieństwem. Jakże można narzekać na idącą w sukurs naszym pragnieniom magię? Lecz rzeczywisty obrót spraw nie przybrał tak prostej i logicznej postaci, skutkiem czego wszystko to zarazem napawa mnie pewnego rodzaju smutkiem. Doprawdy, nie pojmuję dlaczego tak wiele osób utyskuje na nowego flagowca Grado. Dlaczego GS-1000 nie cieszą się należnym mirem i sławą? Przecież są jedyne i niezastąpione. No, może i coś niecoś wiem na ten temat, bo słuchałem ich kiedyś przez chwilę z Lebenem CS300, i chociaż źródłem był wtedy także odtwarzacz Accuphase, nawet lepszy od DP-500, zabrzmiały wprost koszmarnie. Pojęcia nie mam czy to do tego wzmacniacza tak bardzo nie pasują, czy też znowu był to efekt ich opóźnionego zapłonu, ale naprawdę koszmarnie grało. W bezpośrednim porównaniu z bardzo dobrymi, ale przecież nie jakimiś wyjątkowymi AKG K701, których do najściślejszej elity nie zaliczam, po prostu skandalicznie. Tak więc Grado GS-1000 bywają kapryśne i trzeba na to uważać. Zarazem z tanim przecież wzmacniaczem Moonlight v8, wielokrotnie tańszym od Lebena, i na taniutkich dostarczonych z nim kablach DIY zabrzmiały naprawdę bardzo satysfakcjonująco, w pełnym przestrzennym wymiarze, potężnie i wykwintnie jednocześnie, choć pewnych detali, niuansów i smaków w porównaniu do Twin-Heada oczywiście brakowało.
Ta właściwa Grado GS-1000 niebywała przestrzenność powtarzała się na każdym dźwiękowym materiale, a im większy był obszar samej muzyki, tym bardziej Grado uciekały konkurencji. Wyjątkowe wrażenie wywołują tutaj spektakle operowe. Precyzja z jaką GS-1000 lokują wykonawców na scenie, jak kontrolują ich poruszanie się i różnicują głosy, jest godna najwyższego podziwu. Zaznaczyć jednak należy, że AKG K1000 pod tym względem okazują się nie gorsze.
No ale nie samą przestrzenią przecież audiofil żyje, choć mnie wydaje się ona najważniejszym, a w każdym razie jednym z kilku najważniejszych aspektów. Jednak dla muzyki klubowej albo fortepianowej przestrzeń nie ma już takiego znaczenia. Jak zatem z resztą? Nie ma problemów. A właściwie jest jeden. Otóż każdego kolejnego dnia Grado grały nie tylko bardziej przejrzyście ale i bardziej dosadnie. Przez pierwsze cztery dni ostatniego spotkania była to pluszowa niemal łagodność, tyle że coraz bardziej świetlista, ale następnie plusz zaczął błyskawicznie zanikać a w jego miejsce pojawiły się bardzo wyraźne muzyczne kontury, tak jakby Twin-Head uczył się dopiero właściwie napędzać Grado i dźwiękowe figury zaczynały im coraz lepiej wychodzić, stając się coraz bardziej mistrzowskie i karkołomne. Nie wiem do czego by to doprowadziło, bo po tygodniu musiałem je zwrócić, ale mnie ta droga ku brzmieniowej naturalności, pozbawionej łagodzenia i zmiękczeń, która w niczym przy tym nie umniejszała przestrzennej magii, bardzo odpowiadała. Lubię naturalne granie po warunkiem, że jest na odpowiednim poziomie. Inaczej jest nudno, a to wróg najgorszy. W każdym razie na etapie, na którym przyszło mi się z nimi rozstawać, GS-1000 grały naprawdę pięknie każdą muzykę za wyjątkiem bardzo starych nagrań. W tym względzie musiały uznać dość zdecydowaną wyższość Ultrasonów Edition9, znacznie lepiej radzących sobie z takim muzycznym surowcem. Jednakże wszystko co nie miało charakteru nagrań archiwalnych, na których magia przestrzenności słabiej niż zazwyczaj dochodziła do głosu, prezentowały Grado z zachwycającym mistrzostwem. Ich bajeczna przestrzeń była uzupełniana znakomitą szczegółowością, bogactwem palety barw, doskonałą przejrzystością planów bliskich i euforycznym, impresjonistycznym tłem spowitych mgłami pogłosów bezkresnych planów dalekich. Nie znaczy to bynajmniej, że widoków odległych Grado nie rysują wyraźnie. To swoista mieszanka ostrego rysunku i cienistego podkładu, specyficzna i wspaniała.
Wszystko to było mi już znane wcześniej poza barwnością. Wprawdzie przy poprzednich wizytach nie odnotowałem ich barwy jako zbyt skromnej, niemniej w bezpośrednim starciu z Ultrasonami Grado wyraźnie odstawały. Było to jednak w czasach gdy Twin-Head pracował na lampach 2A3, bardziej wstrzemięźliwych dla kolorów niż obecnie stosowane 45. W towarzystwie tych ostatnich, ku memu zaskoczeniu, barwność GS-1000 okazała się w niczym nie ustępować dwójce pozostałych uczestników testu. Miłym zaskoczeniem był także fakt znakomitej barwności wszystkich słuchawek napędzanych wzmacniaczem Moonlight. Nie mógł on wprawdzie współpracować z AKG K1000, ale zarówno dwóch pozostałych aktorów pierwszego planu jak i stanowiące dla nich tło Sennheisery nasycił pięknymi barwami i ozdobił znakomitą dynamiką.
would you allow we copy some content from the article? Thanks.
Yes.