Trójbój na szczycie

  AKG K1000 cd.

Trójbój_Na_Szczycie_5

AKG K1000

   Tak więc wiecie już, że AKG K1000 potrzebują dużego prądu i eleganckiego toru pozbawionego ostrości, by w ogóle dało się słuchać. Z uwagi na ów prąd trzeba uznać, że spośród tu testowanych są najbardziej grymaśne. To chyba w ogóle najbardziej wymagające dla towarzystwa słuchawki w dziejach. Siłą rzeczy nie grały więc podczas porównywania dokładnie w tych samych systemowych okolicznościach co pozostali, zmuszone posiłkować się końcówką mocy Polestar 1, która od ASL Twin-Heada gra nieco inaczej. Widać to natychmiast kiedy się je przepina między Twin-Headem solo a z Polestarem. Sam Twin-Head jest pozbawiony wszelkiej wyostrzeń, brzmi głębiej i bardziej marzycielsko, a Polestar wnosi od siebie większą szybkość, twardy realizm i niestety pewną dozę pikanterii, której nawet lampa M8137 Mullarda nie była w stanie z niego wypędzić. (Ten angielski hand-made ma w torze tylko jedną lampę.) Wszelako gdyby nie ona, z fabryczną 5961 GE w ogóle nie dałoby się słuchać. Jeśli zaś chodzi o energię, to nawet nie ma co porównywać; 25-watowy Polestar jest wręcz za mocny i potrafi rozpędzić AKG do fantastycznej prędkości. Ma przy tym na szczęście spory zapas kolorystyki, toteż pod tym względem K1000 nie odstawały, co jest znowuż zasługą tego leciwego Mullarda, pamiętającego wczesne lata 80-te. Żadna współcześnie produkowana lampa nie byłaby w stanie go zastąpić – tego jestem pewien. Wstyd, po prostu wstyd.
Rzeczą godną odnotowania jest fakt, że w odróżnieniu od konkurentów AKG mają możliwość pewnej, i to nawet dość znacznej, regulacji brzmienia poprzez zmianę kąta nachylenia przetworników. Gdy te są blisko uszu, podają bardzo sycący zasób pogłosów i echa, a dźwięk ma ciemniejszą barwę i głębszy wymiar. W miarę odchylania brzmienie staje się coraz bardziej wodniste, ale w zamian rośnie przestrzeń. Sam słucham zazwyczaj w pozycji pośredniej, raczej blisko uszu.
Opisując wrażenia dźwiękowe dostarczane przez AKG zacznę od sprawy najważniejszej. Nie ma pośród słuchawek jakich dane było mi słuchać innych o podobnie czystym dźwięku. Pod tym względem stanowią klasę samą dla siebie i żadne Omegi, Grado czy Ultrasony nie mogą się równać. Przypomina to trochę podnoszenie się mgły, przy czym mgła to wszyscy pozostali. Wrażenie jest piorunujące i jedyne w swoim rodzaju. Znikają zasłony sztuczności i artefaktu, a w ich miejsce wkracza samo życie, w dodatku zalane słonecznym blaskiem, bez cienia niedopowiedzeń. Nie znaczy to, że AKG potrafią grać tylko słonecznie i jasno. Potrafią także w cienistych barwach, ale nawet wówczas każdy szczegół jest doskonale widoczny. O żadnym w sensie przenośnym ściemnianiu mowy tu nie ma. A ponieważ powszechnie wiadomo, że tak jak życie nic nie boli, tor musi być wyjątkowo starannie dobrany, aby bolało jak najmniej.

Trójbój_Na_Szczycie_6

AKG K1000

Kiedy taki tor już posiadamy, możemy zapomnieć o boleściach i chłonąć piękno. AKG K1000 są bowiem do przekazu muzycznego piękna powołane. To w jego imię grają tak czysto i tak precyzyjnie. Nie ma tu żadnej magii artystycznych upiększeń, jak w GS-1000, ani nie próbuje się podkręcić wszystkiego za sprawą młodzieńczego wigoru, jak w przypadku Ultrasonów. Jest wydobyta na wierzch – ale naprawdę w potężnym wymiarze! – zawartość płyty i to od niej głównie zależy z jakim muzycznym spektaklem mamy do czynienia. Dobrych płyt z dobrą muzyką jest na szczęście cała masa, toteż nie ma co narzekać.
Być może jest to twierdzenie na wyrost, bo jednak nie dość dobrze znam szczytowe Grado, a Orfeusza i Sony MDR R-10 nigdy nie słyszałem, niemniej ośmielę się napisać, iż kiedy tory są optymalne a płyta dobrze nagrana, z AKG K1000 pojedynek na realizm nie ma sensu. Inni mogą sobie upiększająco pobrykać i niejednokrotnie wspaniale to im wychodzi, ale na tym koniec, tak daleko w obręb muzycznej prawdy nigdy nie zabrną. I nie chodzi tu o prawdę obiektywną, bo ta zawsze jest nieosiągalna, ale o poczucie realności, które słuchającego przenika. To narzuca się samo i od tego nie można uciec.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Trójbój na szczycie

  1. would you allow we copy some content from the article? Thanks.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy