Recenzja: Zeta Zero Venus Picolla

Brzmienie

Z ASL Twin-Head i końcówkami mocy Zeta Zero cd,

Zeta_Zero_Venus_Picolla27 HiFiPhilosophy

Niby całkiem niewinnie wyglądają te końcówki…

   Po podłączeniu monobloków momentalnie wróciło wspomnienie sprzed roku, kiedy porównując różne brzmienia na Audio Show to Zet wydało mi się najbardziej muzykalne, muzykalniejsze nawet od gramofonowego, co kładłem na karb pobierania sygnału od Accuphase DP-700, nad wyraz jak na cyfrowe źródło muzykalnego. Wiem teraz, że nie na tym to jednak polegało, bo muzykalne są przede wszystkim same monobloki Zeta, no i oczywiście także głośniki. Pozbawiony własnego ciepła i czarujący jedynie kondensatorami Black Gate odtwarzacz Cairn został przez nie całkowicie brzmieniowo przykryty i otulony ciepłem analogowej pierzyny, spot której buchała potężna energia, jakby ktoś trzymał pod nią smoka. Jezusie, jak to rąbnęło. Całe pomieszczenie się rozedrgało, trzeba się było cofnąć z siedziskiem o metr i ucztować, ucztować, ucztować.

Takiego dźwięku tośmy jeszcze nie mieli – stwierdził junior – kręcąc z uznaniem głową, po czym jął puszczać jeden rockowy kawałek za drugim, a ja się temu z drugiego rzędu przysłuchiwałem. Pas dobrej stereofonii uległ rozszerzeniu, bez problemu można by słuchać siedząc obok siebie nawet we trójkę, a w pasie tym działy się same rewelacyjne rzeczy. Względem Crofta brzmienie zostało wzbogacone. Bukiet smaków bogatszy był niczym u lepszego o klasę wina, a skoki dynamiczne poddane zostały dalszemu wzmocnieniu. Puściłem płyty binauralne, na których zawarto ekstremalnie niskie częstotliwości oraz naturalne dynamiczne przejścia bez żadnej kompensacji. System zniósł to bez najmniejszego uszczerbku. Ba, właśnie te najniższe składowe okazały się najbardziej spektakularne. Puściłem (a właściwie syn puścił) sławne solo perkusyjne z Moby Dicka Led Zeppelin i nie tylko doskonale było słychać kiedy John Bonham gra pałeczkami a kiedy dłońmi, lecz co ważniejsze, dłonie te stały się doskonale widoczne, materializując swój obraz w sposób iście diabelski. Nie mniejsze wrażenie robiła miara z jaką system potrafił indywidualizować głosy. Po raz pierwszy od bardzo dawna, od nie pamiętam kiedy, a może nawet w ogóle po raz pierwszy, usłyszałem składniki, które nie były obecne u AKG K1000. Zapewne za sprawą monobloków, ale jakie ma to znaczenie? Słuchałem przecież onegdaj słuchawek Stax SR-009 napędzanych trzy razy droższymi monoblokami Resteka i nic nowego względem własnego systemu nie usłyszałem.

Zeta_Zero_Venus_Picolla05 HiFiPhilosophy

…a z ich pomocą śp. John Bonham grzmiał jak prawdziwy!

Prawda, grało to rewelacyjnie, ale analogicznie jakościowo. Tu natomiast pewne cechy indywidualne zostały ukazane dogłębniej, a porównując i generalizując należy przyznać, że system potrafił bardziej różnicować nagrania i więcej cech indywidualnych z nich wydobywać.

Zasiedziałem się do trzeciej w nocy, dziękując Bogu czy jakiejś innej Wyższej Istocie, że u dołu i nade mną nikt nie zamieszkuje, tak więc folgować mogłem sobie do woli. Wysokie, koncertowe poziomy głośności mają na Zetach niesamowity poryw i zjawiskowy ogląd spektaklu. Ogląd – tak, właśnie ogląd – bo czy z zamkniętymi, czy z otwartymi oczyma widzi się wykonawców i widać ich czy się tego chce, czy nie. Tak więc jest to spektakl obrazu i dźwięku, jak zawsze kiedy słuchać doskonałej aparatury, tylko że nie zawsze jest to aż tak przemożne, a prawie nigdy nie jest.

Jeżeli popatrzyć na to od drugiej strony – okiem krytycznym – dwie rzeczy były do poprawienia. Gdybym miał tego użytkować na co dzień, odrobinę obniżyłbym temperaturę. Żadna sztuka, zamiast wpiętego pomiędzy monoblokami a Twin-Head interkonektu Harmoniksa należałoby użyć jakiegoś Fadela albo Tary. A gdyby miał tego używać ktoś zamożny, albo gdybym sam był taki, należałoby jeszcze sięgnąć po źródło potrafiące wyszukiwać w nagraniu więcej szczegółów i jeszcze bardziej uwydatniać dynamikę. W pierwszym rzędzie przychodzi mi tu do głowy dzielony Metronome, który na polu dynamiki potrafił być lepszy nawet od dzielonych Accuphade. Ale dCS czy Reimyo także zapewne znakomicie by się spisały.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Zeta Zero Venus Picolla

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Sluchalem rok temu na AS i graly swietnie,trzeba przyznac ze wlasciciel super czlowiek,podpisuje sie pod tym co Piotrze napisales ,wspaniale kolumny,wada to wysoka cena i ze to „polskie”, no bo wiadomo „zagraniczne to bylby super” a tak to nie!!!

  2. Maciej pisze:

    Piotrze, a czy 'Myszy’ i ich działanie opisałbyś skrótowo tutaj w odpowiedzi, czy doczekają się indywidualnej recenzji?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Recenzja to za duże słowo. Ale wystawię kiedyś myszom ocenę ze sprawowania, i to taką z obszernym uzasadnieniem. Ale to za jakiś czas, bo muszą najpierw pojechać na różne audiofilskie wycieczki, a na razie były tylko na dwóch.

  3. jorg adf pisze:

    w jakim stopniu na brzmienie wpłynęły skórzane myszy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      W dużym. Co nie znaczy, że ich wpływ musi się podobać. Jest jednak wyraźnie słyszalny.

  4. XYZPawel pisze:

    Piotrze, czy możesz napisać kto i gdzie dostał „histerycznego napadu szału” na widok Mysz ? Bo u mnie wywołują napad śmiechu 🙂 ale pewno dlatego, że jestem tylko zwykłym wrogiem audiofilizmu, a nie „celebrowanego” :))

    pozdrawiam 🙂 (recenzja jak zwykle zabawna, ale trochę mniej 😉

    Paweł

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mogę.

  5. XYZPawel pisze:

    Tak myślałem 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy