Recenzja: Pylon Audio Sapphire 23

Odsłuchy

Skraje obrobiono skosami.

   Zacznijmy od kina domowego. U mnie to dwa głośniki podpięte do wzmacniacza Sony, odstawione od uszu słuchających na mniej więcej trzy metry. Okablowanie Sulka, albo inne, kiedy potrzebujące wygrzewania. W tym odsłuchu były to kable głośnikowe Synergistic Research Foundation i taki sam interkonekt pomiędzy Blu-ray OPPO 103D a wzmacniaczem. (Obydwa kable już wygrzane.) Kolumny stały na szafach bibliotecznych, tak jak widać na zdjęciach.

Sięgnąłem po materiał filmowy z naciskiem na muzykę, niemal każdorazowo towarzyszącą obrazom. Trzy realizacje, wszystkie na płytach Blu-ray, dały wgląd w ewolucyjny przebieg historyczny. Poczynając od odrestaurowanych „The Blues Brothers” z 1980, przez „The Fifth Element” z 1997 i „You’ve Got Mail” z 1998, po „Saving Mr. Banks” z 2013. W każdym wielokanałowa ścieżka dźwiękowa z dawką muzyki pierwszoplanowej, efektami specjalnymi i oczywiście ładunkiem dialogów. Lecz jedna drugiej nierówna. Zasługą Pylon Audio Sapphire 23 dobitne ukazanie tej nierówności. Najciekawsze w przypadku „The Blues Brothers”, ponieważ obrazujące duże różnice pomiędzy mniejszym przyłożeniem się do odrestaurowania dialogów, a dużym odnośnie partii muzycznych. Dialogi bardzo wyraźne, minimalnie suchawe, nieznacznie przesunięte tonalnie ku górze tudzież scenicznie płaskie – całe zmieszczone w wąskim pasie na osi prawo-lewo. Ale to wcale nie oznacza, że te kolumny tak grają. Ani-ani. Także nie wzmacniacz i reszta. Bo w przypadku każdego z wielu muzycznych utworów, znaczonych popisami Raya Charlesa, Arety Franklin, Jamesa Browna, Cab Callowaya, Johna Lee Hookera i pozostałych, było to brzmienie dużo bardziej trójwymiarowe scenicznie i poprawniejsze głosowo. Już bez osuszenia i samej wyraźności – zdecydowanie płynniejsze i pełniejsze, też poprawniejsze tonalnie. Słuchało się tego bardzo dobrze, a duża sala Balleroom Palace Hotel miała rozmach i głębię.

Na tle tego odrestaurowanego materiału filmy z lat 90-tych wypadły generalnie nie lepiej. Minimalnie lepsze dialogowo, w przypadku partii czysto muzycznych (aria Divy Plavalaguny, utwór Dreams z repertuaru The Cranberries) nie przebiły roboty masteringowców od Blues Brothers, był to podobny poziom. Tym niemniej przyzwoity, dający słuchającemu satysfakcję. Przyzwoita trójwymiarowość scenerii, dobrze ustawione tonalnie głosy z minimalną tendencją do sopranowego uwyraźniania kosztem melodyjności, duża rozwartość dynamiczna, szybka odpowiedź impulsowa, niezgorsze wyważenie trzech zasadniczych składników pasma. Przy jednoczesnym szerokim tego pasma rozwarciu, oferującym wyrazisty i niemęczący sopran, nie wycofaną średnicę i mocny, efektowny bas. Zaskakująco mocny, jak na ten rozmiar membran, nawet przy braniu pod uwagę sporego bass-refleksu. Niemniej – myślałem sobie – to wszystko trochę za bardzo się spłaszcza scenicznie i oferuje za mało muzycznego miąższu. Pierwsze, pewnie za sprawą tego, że kolumny ze ścianą za sobą; drugie – bo takie może są?

 

 

 

 

Ale tak naprawdę, to kłamię. Wcale tak nie myślałem, a jeżeli, to tylko trochę. Bo każdy film ma czołówkę, a te czołówki były inne – realizowane w czasach wydania płyt, a nie kręcenia filmu. Poza tym też efekty specjalne potrafiły wykrzesać więcej, toteż od początku wiedziałem, że tak to nie jest.

Że tak nie jest, to z całą mocą pokazał film ostatni. Dostałem go w prezencie i nigdy wcześniej nie oglądałem. Teraz się przydał. Dobre aktorstwo Tama Hanksa i Emmy Thompson, ale ważna ścieżka dźwiękowa. Zrealizowana w formacie DTS-HDMA, a nie Dolby Digital, przyniosła i tą miąższość, i tą trójwymiarowość. Stanie pod ścianą książek okazało się nie przeszkadzać dużej już tym razem naprawdę głębi sceny, a wszelkie efekty dźwiękowe – dialogi, piosenki, muzyka towarzysząca i partie symfoniczne – zjawiły się jako pełne, wilgotne, natlenione i bez zarzutu muzykalne. Urzekająco aż (nie przesadzam) – w pełni dźwięcznie i harmonicznie zabrzmiał fortepian solo, przyjemnie było móc doznać potwierdzenia podejrzeń, że te wcześniejsze suchości i spłaszczenia pochodzą tylko od dźwiękowego materiału, a nie możliwości brzmieniowych toru. Ogólnie byłem usatysfakcjonowany – i tą perlistością fortepianowych dźwięków, i mięsistym naturalizmem głosów, i basową oraz sceniczną potęgą. Całym  teatrem akustycznym. Po prostu dobry dźwięk, nawet jak na standardy wybrednych. Bez efektów 5.1, ale i tak przestrzenny. Pod względem głosowego potencjału nie dający pola krytykom; bo pewnie, że da się jeszcze lepiej, ale w tym brzmieniu same plusy.

Przyłącza pierwszorzędne.

– Tyle odnośnie kina domowego w stereofonicznym wydaniu.

Dość długo tym razem się zastanawiałem, jak napisać relację o odsłuchach z systemem audio, co w odniesieniu do kwestii związanych z jakością sprzętu bardzo nieczęsto mi się zdarza. Zwykle to się pisze  automatycznie, niemal samo. Tym razem się zastanawiałem, bo nie chciałem przedobrzyć oceny. Kolumny, jak na swój przedział cenowy, są bowiem rewelacyjne, lecz przecież nie bez pewnych ograniczeń, bez których można by napisać: kupujcie tylko te. Aż tak niebiańsko nie jest, ale zdumiewająco dobrze.

 

 

 

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Pylon Audio Sapphire 23

  1. Sławek pisze:

    Tak to już z Pylonami jest – im gorzej je ustawić, tym lepiej grają. Opcje wypróbowane przeze mnie to: walce metalowe fabryczne z podkładkami filcowymi, firmowe kolce wkręcane z podkładkami metalowymi i bez oraz absorbery Avatar Audio Receptor model 2. Z receptorami najlepiej, ale też najmniej stabilnie. Po dziesiątym razie jak podnosiłem monitorki przewrócone przez koty – skapitulowałem i na spodzie przykleiłem po prostu kawałki filcu na metalowych gniazdach. Od tego czasu jest święty spokój. A grają całkiem ładnie. I o dziwo grają lepiej bliżej tylnej ściany niż jak były od niej oddalone – stoją na komodzie innej możliwości nie ma. Model Ruby monitor.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z kłopotami czy bez, świetne głośniki. Daleko szukać drugiego takiego dźwięku za te pieniądze.

  2. profesor Miodek pisze:

    grafomania aż oczy szczypią

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy