Recenzja: OPPO PM-2

Odsłuch cd.

OPPO PM-2 (kabel symetryczny)

OPPO PM-2 gotowe do akcji.

OPPO PM-2 gotowe do akcji.

 Jeżeli przez holograficzność rozumieć rozbicie na poszczególne plany, czyniące scenę podzieloną na sektory w kierunku głębi, to OPPO PM-2 holografii nie posiadały wcale. Cała ich scena była jednospójna, jak to mawiają topolodzy, czyli faceci zajmujący się matematycznym opisem powierzchni. Jdednospójna, a więc bez żadnej dziury. To zdecydowanie je wyróżniało na tle dwóch pozostałych, a jeśli ktoś się domyśla, że wyróżniało pejoratywnie, to zupełnie nie ma racji.

One jedne grały tu dość podobnie do prezentacji z własnym wzmacniaczem, chociaż także sporo inaczej, bardziej zdecydowanie podkreślając swoją odmienność. Na wyższym też poziomie, ale to jasne, bo wzmacniacz cztery razy był teraz droższy, a źródłem super odtwarzacz a nie pliki z Internetu. Nie chcę się jednak rozwodzić nad wyższościami, tylko nad specyfiką, a ta była właśnie taka, że cała scena stapiała się w jedno, na całej czuć było pęd powietrza i cała promieniowała. Pierwszy plan był bliższy niż u Sennheiserów, bo one z Twin-Head mają dosyć daleki, a poza tym one grały mocnym rozbiciem na źródła, pomiędzy którymi często nic się nie działo, a u OPPO był to jeden dźwiękowy świat, całkowicie spojony. Wszędzie to powietrze niosące dźwięki, wszędzie jakaś akcja.

Ale to nie jedyne różnice. Dźwięk miały te OPPO trochę cieplejszy, trochę całościowo wyższy, a poprzez to trochę jaśniejszy. Także skutkiem w samym dźwięku większej ilości powietrza, bo ono nie tylko dźwięki niosło i pomiędzy nimi było obecne, ale także było w nich samych. Lecz kiedy się najbardziej wsłuchiwać, wówczas największa różnica nie była w bliższym pierwszym planie (bliższym także niż u Audeze), ani nawet w tej całościowej spójności, tylko w większym rozpostarciu samych dźwięków. Już na wzmacniaczu OPPO zwróciłem na to uwagę, a tu stało się to jeszcze bardziej widoczne. Najlepiej jak zwykle w przypadku fortepianu, a w nim na wysokich dźwiękach. Te u Audeze były wysokie i dosyć wąskie, ale bardzo dźwięczne i subtelne, dzięki czemu w odbiorze przyjemne. U Sennheiserów niższe, ciemniejsze, też dźwięczne, przestrzennie rozleglejsze, niemniej na pewnych obszarach tylko skupione i do nich głównie ograniczone. Nie promieniujące na całą scenę, tylko gdzieś bytujące. Tymczasem u OPPO były nie tyle może jeszcze niższe, co złożone z samej propagacji, która nie strzelała jak u Audeze i w mniejszym stopniu u Sennheiserów głównie w górę, tylko na całą przestrzeń emanowała. Nie jak z reflektorów skierowanych w niebo, tylko jak z lampy sufitowej we wszystkich kierunkach, co dawało zupełnie inny odbiór. Stawały się tym sposobem prawdziwsze, piękniejsze, bogatsze, bardziej wielowarstwowe i żywsze, a mniej martwe i bierne. I to było dobre – jak mawiał Bóg zrobiwszy to czy tamto. (Widocznie zaraz po stworzeniu świat prezentował się lepiej, a bankierzy i politycy to nie dzieło boże.)

Na pierwszy ogień idą zamknięte Audeze.

Na pierwszy ogień idą zamknięte Audeze.

Panowie, żarty żartami, a sprawa jest poważna. Mamy do czynienia z sytuacją niezwykłą. Wiem, recenzenci zwykli przesadzać, niesieni skrzydłami weny popadając w stany euforyczne z byle powodu. Mimowolnie utożsamiają się często z recenzowanym przedmiotem, o ile tylko nie jest rozczarowujący. Cokolwiek wystarcza, by zapiali z zachwytu. Dlatego czytelnicy słusznie patrzą na ich poczynania z rezerwą i tną epitety przez pół albo i na ćwierci. Ale taka sytuacja nie zachodzi tym razem. Ani trochę.

Recenzja ta nie miała się ukazać bezpośrednio po dotyczącej słuchawek McIntosha, by nie było słuchawek raz za razem i żeby tańsze o ponad połowę nie sąsiadowały z droższymi. Tak jednak wypadło, że ta przewidziana jako przerywnik w testach się przedłużyła, a plany wydawnicze mają swój rytm nieubłagany. Dlatego jedziemy bez przerywnika, ale z drugiej strony to dobrze. Dobrze nawet po dwakroć, jako że dwa razy z rzędu mamy do czynienia ze słuchawkami wybitnymi i dzięki temu zdążyłem je jeszcze wyrywkowo porównać. A to było bardzo pouczające. Wyszło bowiem na jaw, że reprezentują dwa przeciwstawne style. Z grubsza biorąc styl słuchawek zamkniętych i styl otwartych, z dodatkowym jeszcze podziałem na charakterystyczne dla dynamicznych i planarnych. A w tle na dokładkę majaczą podobnie innowacyjne membrany o trzech i siedmiu powłokach oraz zapewnienia twórców o wyjątkowości. Ale nie o podziały tu idzie, ani obiecywanki, tylko o samo brzmienie – i je trzeba koniecznie porównawczo scharakteryzować.

Nie słuchałem aż do tego momentu żadnych z tych słuchawek na swoim wzmacniaczu. Lampy ma strasznie drogie, a z opisu nic nikomu nie przyjdzie, bo drugiego takiego nie ma. Ale jako źródło badawcze ma swoje zalety, bo pokazuje więcej. Duża trioda jest duża, a przeciętny tranzystor przy niej jak mysi cycek. Nie chcę ubliżać tranzystorom, są pośród nich wzmacniacze wybitne, ale pewnych aspektów nawet te wybitne nie łapią. Odłóżmy dyskusję, czemu tak się dzieje, i bierzmy się za konkrety.

Najpierw napiszę konkluzję, która zresztą już padła – jedne i drugie słuchawki są wybitne. Ale wybitne są z różnych względów, w dodatku po sporej części wzajemnie przeciwstawnych. Atuty nowych McIntoshy to drajw, punch, ekstremalne nasycenie, brzmieniowa głębia i super wyraźny obrys. Dźwięk niesamowicie mają nasycony, skoncentrowany jak atrament. Każda jego kropla waży tonę i niczym nie jest rozcieńczana. Czysta esencja. A waży tyle nie tylko siłą koncentratu, ale dodatkowo siłą wykopu. Niesamowita energia, całkowicie dosłowna, tak jakby ktoś bił prosto w ciebie. Tak biją tylko słuchawki zamknięte i tylko one mają aż takie dźwiękowe skupienie.

Jeśli lubicie naturalność - PM-2, jeśli zawadiackie popisy - LCD-XC.

Jeśli lubicie naturalność – PM-2, jeśli zawadiackie popisy – LCD-XC.

Ale pisałem jednocześnie o tych McIntoshach, że potrafią także operować dźwiękiem bardzo delikatnym, a ponieważ to czynią, powstaje ekstremalny kontrast, który jest wyjątkowo spektakularny. Jednoczesna delikatność, młodzieńczość i świeżość, a tuż obok moc, nasycenie, potężna siła. Pisałem też o nich, że posiadają wyjątkową umiejętność stawiania blisko siebie dźwięków zupełnie różnych. Nie tylko delikatnych i mocnych, czy nasyconych i zwiewnych, ale też głuchych i trzaskających. Te kontrasty się u nich nie zlewają, granica pomiędzy przeciwieństwami nie ulega zatarciu, ani nawet złagodzeniu, jako że posiadły wybitną sztukę obrazowania i oferują szczególnie wyraźną rzeźbę dźwięku, która stawiać obok siebie takie przeciwieństwa jest zdolna.Wszystko to składa się na wyjątkowy spektakl, niesiony mocą kontrastów i ekstremalnych popisów. Tu sopran strzela jak snop iskier, ale wzbija go tupnięcie głuche i bardzo potężne, a zaraz obok ktoś śpiewa głosem delikatnym i świetnie w swym indywidualizmie wyrażonym. Kto zatem lubi taką wyraźność, tak mocne akcenty, ekstremalne popisy, super nasycenie i zjawiskowy punch, to wszystko znajdzie w tych słuchawkach. I jeszcze dużo więcej, bo na przykład istny zalew szczegółów. Ale uwaga! – one na wzmacniacze i źródła także ekstremalnie reagują i potrafią grać w całkiem różnych stylach. Jednak generalnie są takie jak napisałem wyżej.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: OPPO PM-2

  1. Stefan pisze:

    A możesz je porównać do Edition tak z pamięci ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie tego wolałbym uniknąć. To za poważna sprawa. Na pewno u OPPO z Twin-Head dźwięki są bardziej otwarte. Pozbawione obrysu i rozpędzone. A u Edition 5 mające wykończenie, jakąś granicę, pewien zasób skoncentrowanego w przestrzeni piękna. Ale jak to się dokładnie kształtuje i w konkretnej sytuacji muzycznej przejawia, tego nie miałem okazji sprawdzić. Dobrze byłoby mieć swoje Edition 5 i swoje MHP1000, a także swoje Sony MDR-R10 i parę innych, ale to tylko pobożne życzenia.
      Na pewno też scena w Edition 5 jest większa i bardziej wewnętrznie zróżnicowana, a bas chyba się bardziej narzuca, podczas gdy soprany są bardziej strzeliste, bardziej jak snopy ku górze. Ale to wszystko, takie wyrywkowe specyfiki, nie może oddać całościowej muzycznej atmosfery, a ona jest najważniejsza. Tak więc nie umiem tak naprawdę porównać. Trzeba by było siąść i przynajmniej jeden dzień temu poświęcić; pooglądać każdy szczegół, porównać każdą różnicę.

  2. Stefan pisze:

    Dziękuję za odpowiedź, wiem że trudno z pamięci porównywać. Ciekawa ta sprawa z MHP1000 bo nie zapowiadały się tak dobrze.
    A czy byłbyś w stanie porównać brzmienie Lumina do Vegi Auralica, choć o ile dobrze pamiętam to znasz ją tylko z audioshow.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tym bardziej nie. Strumieniowiec Auralica na pewno jest bardzo dobry, ale słuchałem tylko przez chwilę na AS. Po recenzję zapewne nie przyjedzie. Natomiast Lumina D1 jeszcze nawet nie słuchałem. Dopiero się za to biorę.

  3. Marecki pisze:

    A jak to jest z ich otwartością.
    Jak tłumią dźwięki z otoczenia?

    Pisałeś, że to raczej konstrukcja pół-zamknięta.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tłumią hałas zewnętrzny i ślą do otoczenia własny na poziomie słuchawek półzamkniętych, czyli są dla sąsiedztwa cichsze od otwartych, a użytkownika lepiej izolują. Od zamkniętych odcinają słabiej.

      1. Wojtl pisze:

        Panie Piotrze gratuluję świetnej recenzji. Super się to czyta. Sam zakupiłem PM-3 ze względu na specyficzne warunki odsłuchowe, ale PM-2 mnie kuszą, bo sopranu jakby za mało w tych portable. Pojawiła się też bardzo ciekawa modyfikacja PM-2 -> Audio Zenith PMx2 i gra podobno zjawiskowo. Można już składać zamówienia i pewnie po opłatach celnych i podatkowych wyszłoby podobnie jak w kraju za PM-1. Co ciekawe za 700$ Audio Zenith zmodyfikuje oryginalne PM-2 dorzucając na swoje przeróbki roczną gwarancję. Te zmodyfikowane PM-2 są naprawdę intrygujące, bo pasmo mają płaskie jak stół, więc teoretycznie mało wciągające, a w opinii tych co mieli okazję ich posłuchać grają spektakularnie. Tyll z Innerfidelity był zachwycony. Byłoby świetnie gdyby mógł Pan je kiedyś zrecenzować. Mr. Speakers Ether też są bardzo chwalone. Pozdrawiam. Wojtek.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Dziękuję za informację. Oczywiście chętnie bym przetestował, ale pewnie będzie z tym kłopot. Ktoś może jednak kiedyś podrzuci.

          Pozdrowienia

        2. Maciej pisze:

          Ethery mają szansę byś świetnymi słuchawkami, zwłaszcza że zabrał się za nie 'Ten Człowiek’. Ale cena jest przesadzona. Audiofile sami na siebie ukręcili bat z tymi cenami powyżej 1500$ za nauszniki… To nie jest tyle warte. To tylko słuchawki. Odrobina odpoczynku od audiofilskiego rauszu i od razu to widać… AKG1000 kiedy były w polskich sklepach kosztowały bodajże 2700.00 PLN

  4. Witam wszystkich, świetna recenzja. Mam pytanie czy ktoś z Szanownych Kolegów wie gdzie we Wrocławiu można kupić lub posłuchać oppo pm2. Z góry dziękuję Darek

    1. Wiceprezes pisze:

      My również witamy i dziękujemy za ciepłe słowa. We Wrocławiu może być ciężko z odsłuchem. Polecam zapytać Pana Andrzeja Gratkowskiego, dystrybutora marki OPPO, który na pewno pomoże.

      Email: kontakt( at )oppodigital.pl

  5. Mateusz Z pisze:

    Witam Panie Piotrze,
    Jestem szczęśliwym posiadaczem Pm2, przesiadłem sie z Audeze lcd2. Na moje uszy Oppo sa lepsze technicznie, separacja, no i te wysokie:) miód. Oppo grają na kablu FAW Noir Hybrid podłączone do Chord Mojo i do leciwego NAD-a c521bee jako transport na chwile obecna. Jak to w życiu bywa człowiek ma ochotę na więcej, zainteresowałem sie wzmacniaczem Phast jako upgrajd wzmocnienia, mógłbym użyć mojo jako daca, gdyż jest w tej roli świetny.
    Ni cholery za to nie wiem jakim nowym odtwarzaczem CD sie zainteresować, ja jestem płytowcem i lubię miec fizycznie muzykę w rękach, nie po to człowiek inwestuje w wypasane japońskie wydania żeby teraz sie przesiąść w całości na pliki:) co by mi Pan doradził, nie ukrywam ze chciałbym miec wsparcie SACD, moźe arcam cds27?
    Druga sprawa czy przejście na Tonallium bedzie znaczącym skokiem jakościowym względem FAW Hybrid?
    Pozdrawiam Mateusz
    Ps. Gratuluje rzetelnego serwisu, to rzadkość.

  6. WojtL pisze:

    Oppo Digital na oficjalnej www zamieściło info, że koniec z produkcją słuchawek. Szkoda :-(.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wielka szkoda. PM-2 to były świetne słuchawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy