Recenzja: OPPO PM-2

Odsłuch cd.

OPPO PM-2 (kabel symetryczny)

Jedyną prawdziwą poprawką w stosunku do starszych modeli PM-1 i PM-2 jest poprawiona konstrukcja padów.

Jedyną prawdziwą poprawką w stosunku do starszych modeli PM-1 i PM-2 jest poprawiona konstrukcja padów.

   No to jesteśmy przy przedmiocie recenzji. Bezpośredniość – ta całkowita, namacalna rękami – natychmiast wróciła. Pogłębiło się też brzmienie, a czernie wróciły w miejsce szarości. Kontrast się wzmógł, pierwszy plan przybliżył, natomiast soprany pojawiły takie pośrednie pomiędzy Audeze a Sennheiserami. Osadzone w paśmie i jednocześnie większy w nim udział mające.  Najbardziej poprawne w sensie jednocześnie bliskiego a nie przerysowanego odbioru. Dalece też inne także od tych z recenzji modelu PM-1, gdzie były przysadziste i pogrubione, a teraz całkiem takie jak trzeba. Na pewno najnaturalniejsze ze wszystkich uczestników porównań, bo ani odległością przygaszone, ani podrasowane i obwiedzione pogłosem. Orkiestra grała blisko i z całym brzmieniowym popisem, minimalnie tylko w przypadku słabszych plików tonowanym gorszą jakością nagrania – a w dodatku wówczas w sposób korzystny, bo bez żadnych ostrości, pików czy innych ostrych krawędzi, które się czasem pokazujją u takich Ultrasonów E10 albo Beyerdynamic T70. W lekkim złagodzeniu naturalnych kontrastów, które na słabych plikach nie mogą przecież być naturalne.

Za to bas nie chciał być taki układny i pracował na własny użytek, to znaczy mocno się wybijał, co skądinąd jest naturalną rolą basu a nie sopranów. Grało to zatem prawidłowo, bezpośrednio, z pięknym nasyceniem a zarazem całkowitą naturalnością. Żadnych dodanych pogłosów, żadnego uciekania w daleki dystans ani sopranowych podniet poza granicą przesady. Sama obecność konkretu i basowy rytm dużych rozmiarów, o ile taki w nagraniu istniał. Aż z ciekawości sięgnąłem na chwilę po nieprzewidziane do uczestnictwa w teście Fostexy TH-900, by porównać te basowe rewiry. Nie było wątpliwości, że u japońskiego flagowca bas bardziej był odseparowany i trochę twardszy, przy czym sama prezentacja odbywała się na dalej postawionym pierwszym planie, co stwarzało inną atmosferę, zwłaszcza że u Fostexów też obecny był pogłos, którego u OPPO nie było. Znowu nie wiadomo na ile maczał w tym palce niesymetryczny kabel, ale sposób grania OPPO z własnym wzmacniaczem trochę bliższy był rzetelności odtwórczej. Miał więcej powietrza w dźwięku i dźwięk ten szerzej propagował w przestrzeni, a mniej nieco sztucznego podbicia i twardego pogrubienia. No i nie miał pogłosowej otoczki. Mówiąc nieco inaczej, ten od OPPO bardziej był ekstensywny – to znaczy niósł się i promieniował – a ten od Fostexów bardziej punktujący, twardy i pogłosowy. Też bardzo przyjemny i bogaty akustycznie, ale mniej pokrewny ścisłemu realizmowi i nieco od słuchacza odsunięty.

Jako że dystrybutor dostarczył bogaty zestaw testowy, tak więc testy odbędą się na kablach...

Jako że dystrybutor dostarczył bogaty zestaw testowy, tak więc testy odbędą się na kablach…

Przeniosłem się na koncert fortepianowy. Tu wszystko działo się wedle zaleceń mistrza Polliniego. Odnosiło się całościowe wrażenie jakby siedzieć w sali koncertowej o lekko stonowanym świetle, bez śladu jakichkolwiek rozjaśnień, a sam dźwięk był klarowny i pełny. Rozwarstwiający się, dźwięczny, dający wrażenie fortepianu nastrojonego dość nisko  i potężnie brzmiącego. Sopranowe nuty śladu nie miały pikanterii ani zwężenia, tylko niosły się szeroko i wybrzmiewały dość nisko. Bardzo przestrzennie i bardzo nośnie. Tak więc popisowo to grało, pomimo że materiał był w skromnym formacie mp3. Analogicznie flet grał bez cienia piskliwości, tak samo jak klarnety i oboje. A za wszystkim stało jeszcze promieniowanie całego dźwięku. Nie tak popisowe jak w głośnikach Raidho, ale się zaznaczające i na pewno mocniejsze niż u pozostałych uczestników porównań. Doskonale też wszystkie dźwięki się zazębiały i nakładały w sposób jedne drugich nie przysłaniający, co dobrze korespondowało z obietnicami producenta o braku zniekształceń dzięki przetwornikom lepszym od innych.

Pozostały jeszcze wokale. Te zabrzmiały blisko i głęboko. Cieniście, spokojnie, bez podkreślania się syczących i grasejujących spółgłosek. Dość delikatnie, ale z mocnym wypełnieniem, bardziej krzepko niż u opisywanych niedawno nauszników McIntosha napędzanych przez ten wzmacniacz. Z otwartą górą, ale zupełnie bez jej podkreślania i bez w związku z tym emocjonalnego rozbudzenia. Tak bardziej jazzowo i z wyjątkowo dokładną ale nie podostrzoną artykulacją. W przeciwieństwie do Audeze nie było wyraźnych krawędzi tylko trójwymiarowo wymodelowane i wycieniowane na obrzeżach bryły. A więc znowu naturalność i brak zniekształceń. Bardziej prawda i życie niż teatr. Zupełna zarazem opozycja do Audeze z ich ekscytacją, drżącymi sopranami i wszechobecnym pogłosem.

Zapomniałbym o scenie. A była bardzo duża, mimo że nie podkreślana echami. Brzmienia niosły się daleko i nie brakowało w nich magii ani tajemniczości. Poetyka obszaru silnie dawała się odczuć, a przy tym nic w niej nie było ze sztuczności czy efekciarstwa. Sam dźwięk naturalnie podany i w dal odpływający; kiedy trzeba potężny, gdy trzeba delikatny, zawsze dźwięczny i nośny. Pozbawiony cienia histeryczności czy sztucznej egzaltacji. Taki niby od niechcenia, a jednocześnie pełen esencji i znaczeń.

...cztero-pinowym...

…cztero-pinowym…

Puściłem jeszcze ciężkiego rocka. Pokazało się to samo co w przypadku wokaliz, to znaczy przekaz uspokojony i jednoznacznie ukierunkowany na poprawność a nie efekciarstwo, a jednocześnie nasycony, rozwibrowany i bardzo treściwy. Mocny w wyrazie nie poprzez nerwowe akcenty sopranów, tylko siłę przywołanej realności i właśnie doskonałą poprawność, która nie pozwalała się odrzucić i w porównaniach udowodniała swoją wyższość. Było to granie dość podobne do prezentowanego przez świetnie napędzane Sennheisery HD 800, ale z bliższym pierwszym planem i nieco większym nasyceniem. Pozbawione ostrości, ale dosadne realnością.

 

Ze wzmacniaczem ASL Twin-Head

Na finał zostawiłem odsłuch z własnym wzmacniaczem, biorącym sygnał od Accuphase DP-700 po referencyjnym kablu od CrystalClear. Zostawiłem jednocześnie kabel symetryczny w Audeze i OPPO, bo Twin-Head ma 4-pinowe wejście, tyle że nie stoi za nim symetria samego wzmacniacza.

Audeze LCD-XC (pady welurowe, kabel FAW Noir – symetryczny)

Świat słuchawek jest chimeryczny. Cały audiofilizm także, ale ten związany ze słuchawkami chyba szczególnie. Bo zmuszony jestem oznajmić, że te Audeze zebrały teraz całą scenę naprzeciwko słuchacza, bez żadnego jej rozpychania na boki, i tak jak z niektórymi innymi wzmacniaczami uczyniły holograficzną. Mnogość planów, dal, otchłań. A na niej dźwięki teraz delikatne, wcale nie histeryzujące, pozbawione pogłosu na obrysach. Soprany całe w paśmie a nie podkreślające się, chociaż wciąż strzeliste i bez ograniczeń.

To nie była już prezentacja ekscentryczna, z bardzo eksponowaną specyfiką, która bardzo mi się zresztą podobała, tylko poetycka. Rzucająca czar piękna i przenosząca na obszary jak step rozległe, wołające tęskną nutą – jestem pięknem, podziwiaj. Mieszkaj we mnie, a będziesz szczęśliwy.

...jaki klasycznym jacku.

…jaki klasycznym jacku.

Jednocześnie z włożeniem w pasmo sopranów na drugim krańcu autonomię zyskał bas, i teraz to u Audeze pojawił się taki sam jak wcześniej u OPPO – mocny, akcentujący, stanowiący wyróżnioną podstawę. Dźwięczne i kruche soprany podkreślały się na czarnym tle, a bas dodawał temu mocy siłą masywnego kontrastu. Wszystko ogarniała wielka przestrzeń i grało to znów popisowo, a zarazem całkiem odmiennie niż ze wzmacniaczem OPPO. Z całkiem innym ustawieniem pasma, innymi samymi dźwiękami, na innej scenie i w innym całościowo kontekście emocjonalnym.

Pośród wszystkich tych odmienności tak jak soprany delikatne były także wokale, upodobnione do tych opisanych przy słuchawkach McIntosha. Kruche młodzieńcze, z akcentującymi się sopranami. Realistyczne, a zarazem ulotne.

Sennheiser HD 800 (kabel FAW Noir Hybrid)

Flagowe Sennheisery zagrały całkiem inaczej – ciemniej, pełniej masywniej, trochę bardziej też gładko. Barwy miały gęste i na tło czerni rzucone, ale znów soprany całkiem inne niż poprzednio, bo nie przygaszone dystansem, tylko bardzo eksponowane. Zdecydowanie była to ta druga wersja sopranów u tych słuchawek, ta nimi sypiąca. Scena wielka, bo na innej te słuchawki nie grywają, ale nie tak nasycona powietrzem i ze zdecydowanie większymi źródłami, produkującymi więcej ważące dźwięki o bardziej obłych obrysach. Na tle Audeze było to granie cięższe i mocniejsze, a w odniesieniu do wokalizy gładsze, bardziej aksamitne, bardziej substancjalne i bardziej dojrzałe. Dawała ta większa gładź melodyjność, a długie wybrzmienia śpiewność, natomiast niższa tonacja i większe, bardziej osadzone w ciałach postaci przywoływały osoby starsze, dorosłe a nie młodzieńcze. Bas także się sączył dojrzałością obfity, a nad całością dominowało wrażenie gradacji planów, separacji źródeł, mocnych kontrastów i dźwiękowego nasycenia. Nie było to granie całkiem inne niż u Audeze, ale dość inne. Nie gorsze i nie lepsze. Bardziej poprawne brzmieniowo, ale nie bardziej w duszę przenikające.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

14 komentarzy w “Recenzja: OPPO PM-2

  1. Stefan pisze:

    A możesz je porównać do Edition tak z pamięci ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie tego wolałbym uniknąć. To za poważna sprawa. Na pewno u OPPO z Twin-Head dźwięki są bardziej otwarte. Pozbawione obrysu i rozpędzone. A u Edition 5 mające wykończenie, jakąś granicę, pewien zasób skoncentrowanego w przestrzeni piękna. Ale jak to się dokładnie kształtuje i w konkretnej sytuacji muzycznej przejawia, tego nie miałem okazji sprawdzić. Dobrze byłoby mieć swoje Edition 5 i swoje MHP1000, a także swoje Sony MDR-R10 i parę innych, ale to tylko pobożne życzenia.
      Na pewno też scena w Edition 5 jest większa i bardziej wewnętrznie zróżnicowana, a bas chyba się bardziej narzuca, podczas gdy soprany są bardziej strzeliste, bardziej jak snopy ku górze. Ale to wszystko, takie wyrywkowe specyfiki, nie może oddać całościowej muzycznej atmosfery, a ona jest najważniejsza. Tak więc nie umiem tak naprawdę porównać. Trzeba by było siąść i przynajmniej jeden dzień temu poświęcić; pooglądać każdy szczegół, porównać każdą różnicę.

  2. Stefan pisze:

    Dziękuję za odpowiedź, wiem że trudno z pamięci porównywać. Ciekawa ta sprawa z MHP1000 bo nie zapowiadały się tak dobrze.
    A czy byłbyś w stanie porównać brzmienie Lumina do Vegi Auralica, choć o ile dobrze pamiętam to znasz ją tylko z audioshow.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tym bardziej nie. Strumieniowiec Auralica na pewno jest bardzo dobry, ale słuchałem tylko przez chwilę na AS. Po recenzję zapewne nie przyjedzie. Natomiast Lumina D1 jeszcze nawet nie słuchałem. Dopiero się za to biorę.

  3. Marecki pisze:

    A jak to jest z ich otwartością.
    Jak tłumią dźwięki z otoczenia?

    Pisałeś, że to raczej konstrukcja pół-zamknięta.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tłumią hałas zewnętrzny i ślą do otoczenia własny na poziomie słuchawek półzamkniętych, czyli są dla sąsiedztwa cichsze od otwartych, a użytkownika lepiej izolują. Od zamkniętych odcinają słabiej.

      1. Wojtl pisze:

        Panie Piotrze gratuluję świetnej recenzji. Super się to czyta. Sam zakupiłem PM-3 ze względu na specyficzne warunki odsłuchowe, ale PM-2 mnie kuszą, bo sopranu jakby za mało w tych portable. Pojawiła się też bardzo ciekawa modyfikacja PM-2 -> Audio Zenith PMx2 i gra podobno zjawiskowo. Można już składać zamówienia i pewnie po opłatach celnych i podatkowych wyszłoby podobnie jak w kraju za PM-1. Co ciekawe za 700$ Audio Zenith zmodyfikuje oryginalne PM-2 dorzucając na swoje przeróbki roczną gwarancję. Te zmodyfikowane PM-2 są naprawdę intrygujące, bo pasmo mają płaskie jak stół, więc teoretycznie mało wciągające, a w opinii tych co mieli okazję ich posłuchać grają spektakularnie. Tyll z Innerfidelity był zachwycony. Byłoby świetnie gdyby mógł Pan je kiedyś zrecenzować. Mr. Speakers Ether też są bardzo chwalone. Pozdrawiam. Wojtek.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Dziękuję za informację. Oczywiście chętnie bym przetestował, ale pewnie będzie z tym kłopot. Ktoś może jednak kiedyś podrzuci.

          Pozdrowienia

        2. Maciej pisze:

          Ethery mają szansę byś świetnymi słuchawkami, zwłaszcza że zabrał się za nie 'Ten Człowiek’. Ale cena jest przesadzona. Audiofile sami na siebie ukręcili bat z tymi cenami powyżej 1500$ za nauszniki… To nie jest tyle warte. To tylko słuchawki. Odrobina odpoczynku od audiofilskiego rauszu i od razu to widać… AKG1000 kiedy były w polskich sklepach kosztowały bodajże 2700.00 PLN

  4. Witam wszystkich, świetna recenzja. Mam pytanie czy ktoś z Szanownych Kolegów wie gdzie we Wrocławiu można kupić lub posłuchać oppo pm2. Z góry dziękuję Darek

    1. Wiceprezes pisze:

      My również witamy i dziękujemy za ciepłe słowa. We Wrocławiu może być ciężko z odsłuchem. Polecam zapytać Pana Andrzeja Gratkowskiego, dystrybutora marki OPPO, który na pewno pomoże.

      Email: kontakt( at )oppodigital.pl

  5. Mateusz Z pisze:

    Witam Panie Piotrze,
    Jestem szczęśliwym posiadaczem Pm2, przesiadłem sie z Audeze lcd2. Na moje uszy Oppo sa lepsze technicznie, separacja, no i te wysokie:) miód. Oppo grają na kablu FAW Noir Hybrid podłączone do Chord Mojo i do leciwego NAD-a c521bee jako transport na chwile obecna. Jak to w życiu bywa człowiek ma ochotę na więcej, zainteresowałem sie wzmacniaczem Phast jako upgrajd wzmocnienia, mógłbym użyć mojo jako daca, gdyż jest w tej roli świetny.
    Ni cholery za to nie wiem jakim nowym odtwarzaczem CD sie zainteresować, ja jestem płytowcem i lubię miec fizycznie muzykę w rękach, nie po to człowiek inwestuje w wypasane japońskie wydania żeby teraz sie przesiąść w całości na pliki:) co by mi Pan doradził, nie ukrywam ze chciałbym miec wsparcie SACD, moźe arcam cds27?
    Druga sprawa czy przejście na Tonallium bedzie znaczącym skokiem jakościowym względem FAW Hybrid?
    Pozdrawiam Mateusz
    Ps. Gratuluje rzetelnego serwisu, to rzadkość.

  6. WojtL pisze:

    Oppo Digital na oficjalnej www zamieściło info, że koniec z produkcją słuchawek. Szkoda :-(.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Wielka szkoda. PM-2 to były świetne słuchawki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy