Recenzja: music hall classic

   Nie powiem, żeby narastający zwyczaj pisania nazw własnych z małej litery specjalnie mi się podobał, lecz przyjmuję do wiadomości, iż w dobie powszechnego użycia klawiatur jest to oszczędność czasu. Poza tym adresy mailowe piszemy zawsze z małej – i to się rozpowszechnia, zjada duże litery. Firma Roya Halla okazała się pod tym względem profetyczna, gdyż założona została w 1985, kiedy o Internecie, mailach, twittach i klawiaturach na każdym kroku nikomu się jeszcze nie śniło. Mimo to założyciel wymyślił nazwę z małej – może aby przyciągać uwagę tym, było nie było, błędem formalnym, a może z innych przyczyn; nie nasza sprawa – w sumie to wszystko jedno, bo nie o litery chodzi. Chodzi o zasłużoną markę, której główną zasługą jest hi-fi dla zwykłych ludzi, jako że music hall nie celuje w nabywcę milionera i jego budżetowe nadwyżki. Wzmacniacze ważące jak pięć lodówek i gramofony jeszcze więcej zostawia innym producentom (TechDAS Air Force Zero waży 350 kg) – produkuje rzeczy normalne. I o takiej normalnej rzeczy tym razem będzie mowa. Ale troszkę też nienormalnej, gdyż to nie jest gramofon taki po prostu jeden z wielu, albo po prostu jeden z nowych, ale nawiązujący. Nawiązujący do linii wzorniczych sprzed półwiecza – jak to nazywa twórca: INSPIRED BY TURNTABLES OF THE PAST, tyle że  BUILT WITH THE BEST OF TODAY’S TECHNOLOGY.

Tośmy sobie brak dużych liter prędko powetowali, bo nazwę swą music hall pisze wprawdzie małymi, za to o walorach swoich produktów wyraża się w samych dużych.

Co w tym wypadku oznacza inspiracja gramofonami z przeszłości w wydaniu technologii najnowszej, o tym już za momencik, wpierw jeszcze coś o producencie. Na przykład to, że nas wprowadza w błąd na swojej stronie domowej, bo stoi tam jak wół, że ten classic turntable dostępny jest jedynie w USA, a sam go wczoraj przywiozłem z krakowskiego Nautilusa, który go udostępni każdemu za trzy dychy. Zapłacisz i jest twój; wychodzisz cały zadowolony z gramofonem pod pachą i żadne tam za ocean. Czepiam się? Rzeczywiście, trochę czepiam, ale tym razem to akurat ważne, bo takie słuchawki albo kable, to z USA w miarę łatwo, ale gramofon inna intryga i dobrze, że tu w dystrybucji jest.

Tak jeszcze przy okazji, to music hall chwali się w innym miejscu, że gramofony bynajmniej nie za Atlantykiem, ale w produkującej je od półwiecza czeskiej fabryce robi, tak więc o wiele bliżej im do nas niż do tej Ameryki i nie wiem po co te pogróżki odnośnie dostępności. Natomiast bez czepiania trzeba poinformować, że gramofony u tej firmy względem rangi znaczenia lokują się na pierwszym miejscu: „Nie istnieje kompletny system audio baz gramofonu” – oznajmia music hall, a nasze są super-ekstra. Nie tylko z pietyzmem i miłością wykonane, ale także ze znawstwem. Wszystkie z kompletnym wyposażeniem – w ramiona, wkładki i osłony oraz regulatory obrotów. Z wbudowanymi też przedwzmacniaczami (które można omijać), dokładnie wymierzone (aby ramię z talerzem idealnie współgrało), wyważone na wierzchu oraz odcięte od wibracji spodem, że jeden po drugim lądują na liście zalecanych komponentów audio magazynu „Stereophile”. Pozostałe produkty music halla powstają w  Shenzhen w Chinach, lecz gramofony w bardziej nobilitowanym otoczeniu, poród zapachu czeskiego piwa i pięknych czeskich dziewczyn. I to jeszcze można dodać, że gdyby trunku ktoś nadużył i zdrzemnął się troszeczkę, ramię automatycznie się podrywa po objechaniu całej płyty, wraz z czym wkładce nie krzywda. Te wkładki music hall ma tak nawiasem swoje, prócz nich używa pochodzących od Ortofona i Goldringa, a polski dystrybutor nie krył entuzjazmu dla łączenia ich gramofonów z niedrogą (ca 890 zł) wkładką Sheltera, Model 201.

To tyle wstępnych bajań, weźmy się ostrzej do rzeczy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: music hall classic

  1. Marcin pisze:

    Jakże miło jest przeczytać recenzję dobrego sprzętu w ludzkich pieniądzach. Bo to że coś potrafi pięknie zagrać, to cóż z tego, jeśli kosztuje tyle co nowy samochód osobowy? Wtedy to nawet i szkoda czasu na czytanie, bo po co czytać test Ferrari, jeśli stać tylko na Skodę?

    Dziękuję za recenzję i oby więcej takich diamentów z wzorowym stosunkiem ceny do jakości nam się trafiało!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, oby. Ale diamenty – trudna sprawa. Na ulicy nie leżą.

  2. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    bardzo dziękuję za tą recenzję. Avatary na pewno, a te lepsze…? no cóż, może potem jak portfel pozwoli, ale może najpierw tego music halla?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nowe Avatary są poprawione odnośnie siły realizmu, ale odsłuchowo można woleć poprzednie; nieznacznie, ale do napędzenia łatwiejsze, bo torom trochę więcej wybaczające.

  3. jafi pisze:

    Chyba lato sprzyja gramofonowi:) Od wczoraj słucham 30 letniego Thorensa TD160, a w drodze do mnie wspomniany w artykule Linn Sondek LP12 z 1973 roku. Oba wyglądają klasycznie, z pewnością nienowocześnie.
    Thorensowi poświęciłem jeden dzień, by już wieczorem cieszyć się muzyką. Powinienem napisać z dużej litery. A dlaczego? Bo nie mam wątpliwości, że te gramofony przybliżają mnie do muzyki, jaką dane było mi słyszeć w realu: spójnie, żywo, barwnie.
    Przy pierwszym słuchaniu zapytałem siebie: tylko tyle?
    Kolejne działania z gramofonem trochę przypominały te, którym uwagę poświęcił Piotr przy tej okazji.
    Były więc nowe podkładki pod gramofon, inna mata, w moim przypadku zmiana igły (wkładka Shure M 44G), ale też demontaż pokrywy, ustawianie wysokości ramienia.
    Dzisiaj chcę swoją uwagę skoncentrować na pasku, w niedalekiej przyszłości na zasilaczu.
    Gra pięknie, kosztował porównywalnie do music halla, a kto wie czym może jeszcze zaskoczyć.

  4. miroslaw frackowiak pisze:

    Akurat posiadam gramoon ADFontes polskiego producenta juz pare lat z 12cal ramieniem w komplecie w podobnej cenie co tu Piotr przedstawia,trzeba powiedziec ze fantastycznie gra i wyglada,jest to obecnie najlepiej grajacy i wygladajacy gramofon na swiecie w tej cenie dla mnie oczywiscie,jakby kosztowal trzy razy tyle to dalej mialby powodzenie u kupujacych.Jedna rzecz jaka wykonalem dodatkowo dla usprawnienia tego gramofonu, bylo zainstalowanie automatycznego stabilizatora obrotow,ale to moj pomysl i tak gra dobrze tez bez niego.Piotrze przetestuj prosze ten gramoon co polskie tez jest swietne…polecam z calego serca..
    adfontes.pl

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zadzwonię, zapytam. Ale ADFontes robi gramofony tylko na zamówienie, więc pewnie pokazowego na wynos nie ma.

  5. Radek pisze:

    Zatem którego kupić music hall classic czy thorens 204d? Cena mniej więcej taka sama i oba składane na dalekim wschodzie pozdrawiam Radek

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Ten też trzeba brać pod uwagę: https://hifiphilosophy.com/recenzja-music-hall-mmf-3-3/?caly-artykul=1, a Thorensa nie znam, toteż rozstrzygać nie mogę.

  6. Radek pisze:

    Dziekuje za podpowiedz, wczoraj na Youtube natknałem sie na filmik-recenzje Nautiliusa z Krakowa o music hall classic, dlaczego cena poszybowała w góre na 4ts zł z 3200zł? w Niemczech kosztuje cały czas 700euro, zaczynam bardziej zastanawiac sie nad kupnem gramofonu Japonskiego z drugiej połowy lat 70tych, z tego co zauwazyłem music hall jest składany w China, myśle ze wolałbym made in Japan, w sumie po podliczeniu zrobi sie konkretna suma gramofon + mata korek + kable oyaide i mamy prawie 5500tys zł, może lepiej od razy szukac gramofonu do 6tys zł bez dodatków? pozdrawiam Radek

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wiem czemu cena poszybowała, radzę zadzwonić i nacisnąć, oni na ogół są „miętcy”. I proszę się nie bać chińskiego składania, fabryka gramofonów Music Hall jest w Czechach. Ale kupić należy to, co się samemu uważa i mieć najwyżej do siebie pretensje 🙂 (Co w tym akurat wypadku wydaje się mało prawdopodobne.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy