Recenzja: music hall MMF-3.3

   Rynek gwałtownie się zmienia. Niczym sam nie handluję, toteż to cudza opinia (nie mam skąd czerpać własnej), ale ze strony handlujących taka opinia pada raz po raz, ze wszystkich stron ostatnimi czasy. Odtwarzacze CD w odwrocie, pliki i gramofony – przeciwnie; w odwrocie także drogie słuchawki do użytku stacjonarnego, nie mówiąc o innym dużym audio. Za to monitorki na biurko schodzą jak amunicja na froncie; w całość to jednak się nie układa, bo skoro słuchawki najlepiej bezprzewodowe lub zasilane z kabla czymś przenośnym, to skąd moda na gramofony? Chyba się jeszcze taki nie znalazł, kto by je zdołał uczynić przenośnymi w sensie spacerowej użytkowości, aczkolwiek w dawnych czasach zdarzały się gramofony na wyposażeniu aut osobowych, a te malutkie, te najtańsze, pozwalały się obsługiwać z nonszalancją, czego ten fragment filmu dowodem.

O takim gramofonie teraz nie będzie, bo takie jeszcze nie wróciły; i w ogóle nie miało być o gramofonie, a już na pewno nie o tym. Albowiem całkiem niedawno bardzo udany tej samej firmy badany, a cenę miał analogiczną. Zapytuję przeto dystrybutora (Nautilus), po co się tak upierają przy recenzowaniu tej samej firmy kolejnego, którego cena tak zbliżona? Wszak tamten – Music Hall „Classic”[1] – kosztował tylko o sto złotych mniej, ważył z dokładnością do 10 dkg tak samo, wyglądał tylko trochę inaczej. – Ależ nie! – Ależ nie! – to różne gramofony, pan użyje, pan się przekona! No, dobrze – skoro się tak upierają… Należy przy tym domniemywać, iż takie już nie najtańsze z tanich, ale wciąż bardzo przystępne, sprzedają się teraz najlepiej – tylko na co im jeszcze recenzje? Ale chcą, to niech będzie, kopii nie będę kruszył. Aby jednak tym razem stało się możliwie inaczej, nie pójdzie w ruch kolejny drogi, niepasujący cenowo pre gramofonowy, a tylko taki dedykowany, sprzedawany w przyjaznej cenie. Nawet więcej niźli w przyjaznej – dopasowanej maksymalnie do najpłytszych kieszeni. Music Hall pa15.3 MM/MC kosztuje niecałe tysiąc złotych, czyli jest „po pieniądzach”. Do tego wkładka razem z gramofonem i wraz z gramofonem okablowanie – dla chcących zaoszczędzić nie może być przyjemniej.

Ponieważ jestem szczwany, a przynajmniej tak mi się zdaje, po raz kolejny wykonam unik i uchylę się od pisania o producencie od nowa. Parę zdań przypomnienia z recenzji wcześniejszego starczy za cały anons, przy okazji coś krytycznego:

Nie powiem, żeby narastający zwyczaj pisania nazw własnych z małej litery specjalnie mi się podobał, lecz przyjmuję do wiadomości, iż w dobie powszechnego użycia klawiatur jest to oszczędność czasu. Prócz tego adresy mailowe piszemy też zawsze z małej – i to się rozpowszechnia, zjada duże litery. Firma stworzona przez Roya Halla okazała się pod tym względem profetyczna, gdyż założona została w 1985, kiedy o Internecie, mailach, twitach i klawiaturach na każdym kroku nikomu się jeszcze nie śniło. Mimo to założyciel wymyślił nazwę z małej – może aby przyciągać uwagę, było nie było błędem formalnym, a może z innych przyczyn. Nie nasza w sumie sprawa – zresztą, to teraz wszystko jedno, nie chodzi o litery. Chodzi o zasłużoną markę, której główną zasługą hi-fi dla zwykłych ludzi, jako że Music Hall nie celuje w nabywcę milionera i jego budżetowe nadwyżki. Wzmacniacze ważące jak pięć lodówek i gramofony jeszcze więcej zostawia innym producentom. (TechDAS Air Force Zero waży 350 kg.) Music Hall produkuje rzeczy normalne, i o takiej normalnej rzeczy tym razem będzie mowa. Jeszcze tylko uwaga, że firma jest amerykańska, ale gramofony powstają w Czechach, czyli tak po sąsiedzku.

[1] W tekście nazwy pisane będą z dużej, aby było i zgodnie z regułami pisowni, i też żeby się wyróżniały.

Inny tani gramofon

Niedrogo lecz ze smakiem.

   Gramofon niby jest tani, a mimo to dopiero siódmy, licząc od dołu, w ofercie swojej firmy. Ulokowany bezpośrednio nad recenzowanym niedawno modelem Classic i w sumie dość podobny. Tak samo jednobryłowy – z skalnikiem podwieszonym pod plintą i przeźroczystą pleksiglasową pokrywą. Odnośnie różnic, rzuca się w oczy, że też fornirem wykończona plinta jest przedzielona poziomo gumowym resorowaniem, a nóżki to nie łapy, a trzy umożliwiające regulację wypoziomowania stożki z plastycznej masy pochłaniającej drgania. Jeszcze antyskating z ciężarkiem oraz ramię z karbonu i talerz nie z aluminium, tylko jakiegoś stopu. W sumie główna różnica, to lepsza izolacja drgań i wkładka na wyposażeniu inna – w miejsce sygnowanej marką samego Music Halla „Spirit”, tu dostajemy w komplecie z gramofonem Ortofon 2M RED.

Kontrast kolorystyczny jest mimo wszystko łagodny, bowiem kolory stonowane.

Wymiary i waga zbliżone, a także wyglądowo główny obok pokrywy akcent, to wykończenie jasnym fornirem, pozorującym naturalne drewno. Ramię tak samo półautomatyczne, head-shell z nim nie zintegrowany, a przykręcany śrubką – i jakże pożyteczna zmiana prędkości obrotowej za pomocą przycisków. Malutkie, niebieskie diody podświetlają zadaną wartość, talerz zmienia prędkość natychmiast. W ogóle start (przycisk włączenia jest pod spodem) bardzo szybki i szybkie hamowanie. W komplecie zapasowy pasek, przewód do uziemienia i nawet interkonekt. Także zasilacz nagniazdkowy, waga wyyważania nacisku igły i kluczyk obsługowy. Zabezpieczenie transportowe to trzy niewielkie śruby; wszystko proste i łatwe – jedyna krytyczna uwaga, to w testowanym egzemplarzu pokrywa opadała za gwałtownie, ale to tylko kwestia dokręcenia śrubek, które ją w zawiasach mocują.

W lewym rogu wygoda – obsługa prędkości przyciskami.

Wygląd ogólnie sympatyczny, z plintą robiącą wrażenie lżejszej, niż ta z modelu Classic. Co nie jest prawdą, ale tak wygląda – ten gramofon sprawia wrażenie lżejszego. Wykonanie bardzo staranne, a czarna, filcowa mata daje przyjemny kontrast na tle jasnego drewna chassis. Ramię chodzi leciutko, opuszcza się statecznie, dźwigienka jego obsługi jest wystarczająco długa. Jeżeli ktoś ma wprawę, złożenie i ustawienie zabiera parę minut, a jeśli wprawy nie ma, to lepiej powierzyć instalację fachowcowi. Sam niby taką wprawę mam, ale jednak poprosiłem mistrza, bo ustawienie gramofonu to zegarmistrzowska robota. Potem już tylko miotełka do odkurzania płyt (w tej roli dobrze się sprawdzają grube pędzle do makijażu).

Całość waży niecałe siedem kilogramów, ramię ma długość 8,6 cala, szum własny urządzenia zawsze poniżej – 68 dB, a pobór mocy mały, zaledwie 4 W. Za komplet gotów do użycia przyjdzie zapłacić 3290 PLN.

Brzmienie

Zadbano o antywibrację.

   Puściłem, siadam, słucham – i po kilku minutach zaczynam się zastanawiać: Dlaczego aż tak dobrze gra? Może to wyciągnięte po paru latach z magazynu trójdrożne Audioformy są, o czym zdążyłem zapominieć, aż tak dobre? Zwłaszcza gdy stoją na stożkach Harmoniksa, a nie mosiężnych podkładkach. Tak, są – są na pewno. Może też kabel głośnikowy Sulka – długi, pleciony i drogi – tak ładnie sygnał przepuszcza? Zapewne też, z całą pewnością. A może dwanaście łącznie lamp, rozrzuconych na trzy zespoły dzielonego wzmacniacza, robi taką robotę? Zwłaszcza, że stoją na audiofilskim stoliku Rogoza i łączą je dobre interkonekty. A zasilanie też niekiepskie, w ogóle wszystko dopieszczone.

No dobrze, ale ten gramofonik dość śmiesznie przecież wygląda, gdy go w pamięci zestawiać z bykami z AVS. Niedługie ramię, groszowa wkładka, antyskatingu ciężarek dynda przy prostej przeciwwadze. Lekki talerz, silnik pod spodem, plinta przedzielona gumowym resorem i na gumowych podstawkach. A jeszcze więcej ambarasu powoduje przedwzmacniacz music halla, za śmieszne tysiąc złotych. Pomimo tego… No tak, nie da się ukryć, pod niejednym względem gra to lepiej, niż najdroższy odtwarzacz cyfrowy… Może nie aż tak wali szczegółami i nie szarpie ostrościami krawędzi, ale płynność wokali i dźwięczność brzmieniowych kropli spod fortepianowych klawiszy, to coś dla cyfrowych formatów z dowolnego przedziału jakościowego poza technicznym zasięgiem. I cóż z tego, że holografia i głębia sceny dają się z cyfrowego maksymalizmu krzesać lepsze, skoro takiej spójności i elegancji się nie da?  – Aksamitny i  jedwabisty dotyk muzyki, zupełnie wolnej od zniekształceń i podostrzeń, miał w sobie taki ładunek niebiańskości, tak swym dotykiem zniewalał, że popadłem w zadumę nad marnością cyfrowych zastępstw. Prócz tego jeszcze jedno – kiedy puściłem Miserere Arvo Pärta, uderzyła potęga. – I cóż z tego, że się powtarzam, że to już było mówione? Muzyka z płyty winylowej przy dobrym gramofonie ma wyższy poziom energetyczny, niż z najlepszego nawet odtwarzacza. A ten tu, tytułowy, najwyraźniej do dobrych należy, bo właśnie to pokazał. Zagrzmiało jak armaty w energetycznych momentach –  tym bardziej się zadziwiłem. Taki, przepraszam za wyrażenie – gramofonowy kmiotek, bez ramienia długiego jak szlaban – tak potrafi dojeżdżać? Z taką wkładką i takim pre? W dodatku niczym nie wspomagany – żadnym dociskiem, matą, podstawkami? I jeszcze jedno – niemalże żadnych trzasków. Igła tej wkładki jakaś antytrzaskowa chyba, czy co, do jasnego licha? – bo płyty moje, często nienowe, potrafią sobie trzasnąć. A tu, jak z magnetofonowej taśmy płynie wszystko bez trzasku, niczym byś lał strużkę z kranu.

 

 

 

 

Takie były pierwsze wrażenia i wywołały one chęć przysłuchania się temu lepiej już nie z recenzenckiego obowiązku, ale na własny użytek. Zmieniłem kilkanaście płyt, obejmujących wszelki repertuar i wszelką jakość tłoczeń. Pierwsze wnioski okazały się trafne, nic ich nie podważyło. Z tym, że pewne uzupełnienia. Gramofon w tym układzie, to znaczy ze sprzedażową wkładką, nie nadaje się do podciągania słabszych nagrań. Niczego im nie ujmuje, ale czerwony Ortofon nie oferuje ramasteringu brzmieniowych krawędzi, oddając je z ostrością przynależną samemu nagraniu. Skutkiem czego wyraźność w mniej wyraźnych nagraniach nie będzie podciągana, co drogie wkładki potrafią. Za to kiedy tłoczenie dobre, a nagranie w porządku, wyrazistość okaże się pierwszorzędna. Przykładem Ella Fitzgerald i Louis Armstrong w nagraniu z lat 50-tych (ale jaka technika!), tak samo Cris Rea na parę lat temu wydanej płycie, także wszystkie dawne realizacje w technice Decca tree. To był maksymalizm brzmieniowy, high-endowe rzeźbienie dźwięku. W życiu by mi nie przyszło na myśl, że do tego stopnia możliwy przy użyciu najtańszej wkładki Ortofona! Ale nie tylko wyraźność rysunku i całościowe modelowanie przy dobrze nagranych płytach ulegały radykalnej poprawie do poziomu smakowitego high-endu. Poprawiało się też obrazowanie sceny, poprzez poprawę separacji i powiększenie głębi.

Najtańsza wkładka Ortofona i tak okazuje się bardzo dobra.

Przeciętna płyta z dawnych lat, zawierająca przeciętną realizację i trochę już zmęczona życiem, nie da za pośrednictwem Music Hall MMF-3.3 precyzyjnego rozplanowania źródeł i zjawiskowej scenicznej głębi. Obraz skupi się wokół pierwszego planu i będzie czarował spójnością. A także zjawiskową, niedostępną cyfrom, szlachetnością dotyku. Widok muzyki – głęboki, barwny, zjawiskowo melodyjny, nasączony, pełen energii – i tak każe zapomnieć o tym, że źródła nie są precyzyjnie rozstawione, a scena nie jest głęboka. Za to przy płycie dobrze nagranej, a już szczególnie kręcącej się z szybkością 45 obrotów (jakie to miłe, że gramofon zmienia obroty jednym przyciskiem i nie trzeba przekładać paska), będziemy mieli pełen zestaw, to znaczy też wyraźność, też separację, także głęboką, perspektywiczną scenerię. Więc kiedy taką płytę położyć na jego filcowej macie, a potem siąść w fotelu z zamkniętymi oczami, można się przenieść w krainę brzmienia niczym z drogiego gramofonu, wydawszy trzy tysiące na Music Hall MMF-3.3 i tysiąc na firmowy przedwzmacniacz. Rzecz jasna, jedynie wówczas, gdy reszta toru pierwszorzędna, ale są też sposoby na to, by „resztę” czynić tańszą.

Podsumowanie

    Powrót mody na gramofony to snobizm i nie-snobizm. We francuskiej komedii „Zazdrość” sprzedawca sklepu z nagraniami tłumaczy znerwicowanej bohaterce, kobiecie w średnim wieku, że muzyki Coltrane᾽a słuchamy tylko z winylu. „– Ale ja dawno temu pozbyłam się gramofonu” – pada na to odpowiedź. „– Trudno, trzeba zakupić kupić nowy, inaczej to nie będzie to.” Po czym następuje akt kupna, następnie córka bohaterki z uznaniem komentuje fakt, że mama słucha Coltrane᾽a lifestylowo, z winylu. Litościwie nie wspomnę, jak tamten system wyglądał, można dorzucić także, że dobrze zrealizowana cyfra też da świetne odczucia. Ale fakt – nawet skromny gramofon, byleby brzmieniowo udany, przenosi nas w inny wymiar – melodyjniejszy, gładszy, spójniejszy i czarowniejszy. Muzyka z cyfrowego formatu jest trochę niczym dotyk przez rękawiczkę, gramofonowa – jak nagiej dłoni. A mimo to dziwi trochę, że moda na gramofony wróciła. Dobrze pamiętam, z jakim wstrętem czterdzieści lat temu uciekano, jak się wymądrzali redaktorzy radiowi, jak na winyle pluto. Nareszcie koniec z zapyziałym analogiem, przed nami jasna przyszłość cyfrowa. Schludna, wygodna, lepsza technicznie, wolna od przaśnych trzasków…

Ciekawe, tak swoją drogą, czy inne mody też się odwrócą: na przykład kobiety przestaną chodzić poprzebierane za Buki [1], znów zaczną nosić się elegancko. (Kobiety zawsze się stroją, ale teraz w anty-strój, który także im podrzucono jako nowoczesność rzekomą.) Lecz mimo wszystko ma coś ze snobizmu to używanie wielkich, nieporęcznych płyt, kładzionych na zajmujące dużo miejsca obrotowe tace pod iglastymi ramionami. Coś jest w tym też z bibliotecznego nastroju, w miejsce siedzenia przed „głupim” ekranem. A gdzie się można pokazać lepiej, niż na tle swojej biblioteki? Wszystko to jednak mniej istotne od faktu, że muzyka wyszywana gramofonową igłą prezentuje się lepiej od drukowanej cyfrą, a nasz tytułowy Music Hall MMF-3.3 to jeden ze sposobów, by to wyszywanie nie kosztowało.

 

W punktach:

Zalety

  • W recenzjach brzmi to nudnie, ale podczas odsłuchu, nie – analogowa forma dźwięku jest od cyfrowej lepsza.
  • Płynniejsza.
  • Bardziej spójna.
  • O bardziej aksamitnym dotyku.
  • Głębszym oddechu.
  • Większym pasowaniu kolorów.
  • W przypadku dobrze zrealizowanych płyt też żywsza, autentyczniejsza i mocniejsza energetycznie.
  • To wszystko music hall MMF-3.3, już tak jak go sprzedają, potrafi użytkownikowi zapewnić, czyli zabrzmieć z najwyższą kulturą.
  • Inna kluczowa zaleta, to relatywnie umiarkowane trzaski.
  • Set sprzedażowy obejmuje wszystko poza gramofonowym pre.
  • Wykonanie jest bardzo przyzwoite.
  • Dołącza wygoda użytkowa.
  • Wygląd też sympatyczny.
  • Producent znany i lubiany.
  • Pozornie to gramofon dla początkujących, ale nie strach przy nim pozostać.
  • Dobry stosunek jakości do ceny.
  • Polski dystrybutor.
  • Gramofony wróciły do łask i stanowią modowy trend.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Separacja, głębia sceniczna i wyrazisty obraz tylko przy dobrej jakości płytach.
  • Bardzo wyraźne różnicowanie jakościowe nagrać na 33 i 45 obrotów.
  • Pokrewny model Classic bardziej imponuje wyglądem.
  • Ogromna konkurencja w tym przedziale cenowym.
  • Uchwyt ramienia ustawiony bardziej poziomo byłby wygodniejszy w użyciu.
  • Rugowanie gramofonowego brumienia wymaga staranności.

 

Dane techniczne music hall MMF-3.3:

  • Wkładka: Ortofon 2M RED
  • Nacisk igły: 1.6 – 2.0 g
  • Zasilanie: 100 – 240 V, 50 – 60 Hz
  • Pobór mocy: 4 W
  • Prędkości: 33⅓ / 45 / 78 RPM
  • Drgania: ± 0,11%
  • Szum: > 68 dB
  • Długość ramienia: 8,6 cala (218.5 mm)
  • Zwis: 0,73 cala (18,5 mm)
  • Wymiary: 415 × 230 × 132 mm
  • Waga: 6.8 kg
  • Cena: 3290 PLN

 

System:

  • Źródło: music hall MMF-3.3.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: music hall pa15.3 MM/MC.
  • Przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy: ASL Twin-Head Mark III.
  • Słuchawki: HEDDphone (kabel Sulek), Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium-Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium-Metrum Lab) .
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Audioform 304.
  • Interkonekty: Sulek Audio & Sulek 6×9, Tara Labs Air 1.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Harmonix Spike Base-X, Solid Tech „Disc of Silence”.

[1] Buka – potwór leśny przypominający stóg siana, prześladowca Topika, Topci i Muminków.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

4 komentarzy w “Recenzja: music hall MMF-3.3

  1. Sławek pisze:

    Też się zastanawiałem nad gramofonem music hall, tylko że mmf 5-3. Jednak wybór padł na model „konkurencyjny” z tej samej fabryki czyli Pro-ject X2, który już od ponad tygodnia cieszy moje uszy. Jest dobre ramię aluminiowo karbonowe z regulacją VTA i azymutu, wkładka na wyposażeniu to Ortofon 2M silver. Co ciekawe music hall przez Pana opisany posiada elektroniczną zmianę prędkości a droższy mmf 5-3 nie, trzeba zdjąć talerz i przełożyć pasek. Talerz w PJ X2 jest 2 kilogramowy akrylowy, zmiana prędkości guziczkiem, chyba, że ktoś chce uzyskać prędkość 78 obr/min, wtedy trzeba zdjąć talerz i założyć inny pasek dostarczany w komplecie. Ale należałoby także zmienić wkładkę, więc to opcja dla hardkorowców, ja nie mam takich płyt (szelakowych?).
    Tych music-hall zarówno the classic i jak i przedmiotu recenzji nie słyszałem, ale PJ X2 gra tak, że opad szczęki, po prostu rewelacja jak za te pieniądze i z tą wkładką (4350 zł zapłaciłem). Co najmniej 2 klasy lepiej od używanego do tej pory TEAC TN-300 z wkładką Audio-Technica AT440mla. A przecież to droższa wkładka od 2M silver! A jeszcze jak się wkładkę wymieni na 2M Black. Gramofon podpięty jest do preampa Pro-ject Tube Box S2, w którym lampy już dawno wymieniłem na Full Music (12ax7) starym kablem Siltecha (nie pamiętam symbolu, dawno już się zatarł, w 1998r. zapłaciłem za niego 500 zł). Brzmienie jest barwne, dociążone wyraziste i szybkie, żadnych tam mgiełek, bardzo mało trzasków, a wysokie tony znakomicie rozdzielcze.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Znajomy na widok tego Music Halla powiedział: „O, przebrandowany Pro-ject!” Sam Music Hall też pisze, że fabrykę mają w Czechach. Nautilus z kolei twierdzi, że jedne ich gramofony są z Czech, a inne nie. Sytuacja odnośnie gramofonowych produktów Music Halla nie jest zatem do końca klarowna – trzeba się orientować, który skąd. Ale najważniejsze, że grają.

      Przyjemnie się czyta takie posty, grunt to zadowolenie z zakupu. A wkładka Ortofon Black faktycznie fantastyczna. Wyjątkowo ją lubię.

      1. Sławek pisze:

        Ortofon 2M Black od dzisiaj gra w moim gramofonie! Rzeczywiście fantastyczna, połączenie wyjątkowej precyzji z muzykalnością. A to dopiero pierwszy dzień, musi się dotrzeć…

        1. Piotr Ryka pisze:

          Gratuluję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy