
Zostawmy już te małe i duże litery na pierwszych miejscach nazw, zajmijmy się ciągami liter stanowiącymi opisy. Zdaniami oznajmiającymi, okrzykami i pytaniami odnośnie wzmacniacza heed Lagrange.
To może nawet dobrze, że heed już z małej, a Lagrange wciąż z dużej – to w jakiejś części oddaje kaliber szacunku. Heed (wybaczcie, lecz na początku zdania muszę) to bowiem powstała w 1987 roku węgierska firma dystrybucyjna; od 1991 oferująca też własne kolumny, od 2000 własną elektronikę. Upamiętniony w nazwie jej szczytowego wzmacniacza Giuseppe Lodovico Lagrangia (1736-1813), skutkiem kariery naukowej prowadzonej początkowo we Francji przeszły na karty historii jako Joseph Louis Lagrange, to zaś jeden z najwybitniejszych matematyków, autor min. tzw. lagranżjanu; wraz z hamiltonianem najważniejszego parametru opisującego dynamiczne przekształcenia układów fizycznych. (Lagranżjan to matematyczny wyraz zasady najmniejszego działania – powszechnie obowiązującej w naszym Wszechświecie reguły maksymalnego lenistwa materii, z kolei hamiltonian opisuje ewolucję układową całkowitej energii.)
Od tego momentu przestaję się czepiać i rozwijając myśl o heed zauważę, że z kolumnami poszło im średnio, za to dobrze z elektroniką. Oferta objęła przetworniki, odtwarzacze i napędy CD, przedwzmacniacze gramofonowe i zwykłe, zasilacze, integry, monobloki oraz wzmacniacze słuchawkowe. Cenowo zaczyna się trochę powyżej tysiąca złotych, a kończy właśnie na naszym heed Lagrange, którego koszt w przypadku braku wbudowanego przetwornika wynosi 16 900 PLN.
I zdradźmy to od razu: zarówno pod względem wyglądu, jak i jakości brzmienia, wzmacniacz zintegrowany Lagrange się wyróżnia; to inna jakościowa półka niż większość produktów HEED AUDIO. (Samymi dużymi literami też czasami się piszą, żeby było jeszcze ciekawiej.)
Rzeczy małe i tanie były początkiem HEED AUDIO, ale apetyt rośnie z czasem, rośnie zawsze. Nawet Wszechświat rozszerza się w coraz większym tempie (co stosunkowo niedawno odkryto) i rozszerzając wytwarza – co prawda bardzo wolno, ale jednak – materię. Tak więc zasada zachowania materii/energii go nie obowiązuje, niesłusznie zatem wbijanoją uczniom w szkołach jako powszechną. O wiele jeszcze prędzej rosną ambicje działających w tym świecie osobowych twórców – i nie inaczej w naszym przypadku; po latach produkcji wzmacniaczy małych i niedrogich przyszła chętka na duży i nietani. Heed Lagrange wszedł na rynek w 2019-tym i od tamtego czasu zbiera same pochwały. Mogłem napisać jego recenzję nieco wcześniej, ale nie chciałem, żeby zjawiła się zaraz po EAR Yoshino V12. Nie każdy przecież może być referencją, lecz w tym wypadku zbędne obawy. Pochwały czasami są na wyrost, nie zawsze z nimi się zgadzam, jednak odnośnie HEED Lagrange nie mam żadnych zastrzeżeń, to urządzenie wybitne.
A w magazynie Audio recenzując ten piecyk napisano, że czasem słychać zafałszowania 🙂 Ciekawe jak ten Heed wypada na tle tańszego Elixira.
Elixir to sympatyczny wzmacniacz, choć miewa problemy z pilotem i nie ma miękkiego startu/wyłączenia. Brzmieniowo to jednak niższa liga. Wyraźnie. Odnośnie zniekształceń – u siebie nie obserwowałem. Jakiego miałyby być rodzaju?
https://www.stereolife.pl/archiwum/testy/wzmacniacze-i-amplitunery/4812-rotel-ra-1572mkii
Patrzeć w komentarzach…
Heed gra stylem lampowym, ale jak jego brzmienie ma się dokładnie do Unisone Research (którego słyszałem na AVS) tego powiedzieć nie umiem. Na pewno są podobieństwa i są różnice.
Sławek pisze – to nie ja. ktoś się po mnie podszywa?
Pewnie ktoś sobie wybrał taki sam nick. Strona w remoncie, po wyremontowaniu już tak nie będzie.
adamzdano1@gmail.com