Recenzja: Grandinote CELIO

 

Odsłuch

   Stanęło przede mną niełatwe zadanie porównawczego oszacowania możliwości Grandinote CELIO, przyrównującego jego talenty do napotkanych wcześniej wysokiej klasy gramofonowych przedwzmacniaczy do Ayona, Octave, Accuphase, Trilogy, Ancient Audio, EAR, Phasemation i SPEC. Porównania te należało odnieść do pracy z moim torem, w którym się tamte produkowały, oprócz tego należało opisać współpracę CELIO z własnej firmy wzmacniaczem i kolumnami.  

   Zacznijmy od porównań.  

    Nie mogło być zaskoczeniem, że zbudowany w technologii Magnetosolid® CELIO przejawia identyczne cechy obrazowania dźwięku do zrecenzowanego wcześniej wzmacniacza SHINAI: to samo ciepło, plastyka i barwność, ten sam tranzystorami wg specjalnej receptury sprawiony sposób ukazywania dźwięków, sposób rdzennie lampowy. Ale wszystko to nie na zasadzie przerostów i aż po przedobrzenie wchodzenia w ten albo inny styl, tylko wysmakowany naturalizmu, któremu trzeba wierzyć, ponieważ nie ma punktów zaczepienia dla jakiejkolwiek znaczniejszej krytyki. A jeszcze bardziej nie ma wrażenia, że „coś z tym jest nie tak”. Przeciwnie – wszystko jak najbardziej tak – co bez wątpienia będzie najlepsze z punktu widzenia przyszłego użytkownika, ale zarazem jak najgorsze dla piszącego o tym recenzenta, zmuszonego się dobrze naszperać, by nie pozostać sam na sam z mdłym, jednostajnym wychwalaniem. Jeszcze tę monotonię pochwalną pomnaża typ przedmiotu; fakt odnoszenia do reprodukcji analogowej, z natury od cyfrowej lepszej. Tak więc, by się nie oddać całkowicie wypranej z dramaturgii narracji pochwalnej, jałowej nudzie wyliczania zalet, muszę już teraz sięgnąć do porównań brzmienia Grandinote CELIO w firmowym torze z jego działaniem w moim.

    We własnym, to jest z własnej marki wzmacniaczem i kolumnami, grał CELIO bardzo podobnie do pięć i pół razy droższego Ayona Spheris, a więc przede wszystkim analogowo, analogowo maksymalnie. Jego produkcjom muzycznym w żadnym stopniu nie towarzyszyły inne od analogowych formy, w postaci naddatków takiej czy innej dziwności powodowanej pogłosami, obniżeniem temperatury, kładzeniem nacisku na analizę czy nienaturalności oświetlenia. To było prosto z życia brane granie, odnośnie którego natychmiast rozpoznajesz tę jego naturalność, nawet kiedy sceneria towarzysząca powstaniu nagrania nie należała do prosto-życiowych, gdyż był to np. kościół, albo klub pod średniowiecznym krzyżowym stropem. Scenerie mogą być najróżniejsze, dalekie od studyjnych, ale od katedry po plener i z powrotem nasz mózg w każdym otoczeniu rozpoznaje w tym naturalność, bądź diagnozuje przymieszkę nienaturalnych wtrętów pochodzących od aparatury odtwórczej; ewentualnie (rzadziej) od złej realizacji nagrania. We własnym gronie, z własnego wytwórcy sprzętem towarzyszącym, realizował Grandinote CELIO to, co można nazywać realizmem prostym, czerpiącym piękno i zaangażowanie słuchacza z fundamentalnych, niczym nie doprawianych walorów samej muzyki i jej wykonania. Ma się rozumieć, muzyka sama może czerpać z nienaturalnych efektów i osobliwych środków wyrazu; może posługiwać się przesterami, katedralnym lub teatralnym pogłosem, elektroniczną stylizacją albo osobliwością głosu wokalisty. Na szczęście jednak tak się dzieje (a przynajmniej tak mi się zdaje), że w mig odróżniamy taki specjalny efekt zawarty w samym nagraniu od niespecjalnego, zaburzającego, pochodzącego od deformującej pracy aparatury odtwórczej.

   Kapela Dużej Nuty, złożona z gramofonowego przedwzmacniacza CELIO, zintegrowanego wzmacniacza SHINAI i kolumn podłogowych MACH 2 nie pozwalała się doszukać takich przez siebie tworzonych wtrętów, grając wyłącznie to, co się znalazło w nagraniu. Grając, jak już mówiłem, ciepło, plastycznie, melodyjnie, a przede wszystkim z talentem, który pozwalał cieszyć się walorami zawartymi w nagraniach, bo przecież każdy z nas te spośród nich nabywa, które go zawartością cieszą. Nawet gdy smucą, to go cieszą – potrafią rodzić zachwyt nawet gdy emocjonalnie przerażają – straszna w wymowie Confutatis Mozarta zachwyca, wręcz poraża. (Wg niektórych świadectw komponował ją kilkanaście godzin przed śmiercią.)

   Kontynuując cykl porównawczy bardziej odnośnie otaczającego toru niż samych innych przedwzmacniaczy, mogłem zakosztować różnorodności podejść do tego fundamentalnego naturalizmu. Z własnym torem był on nieskazitelny i można to nazwać „dobrze skalibrowany”, co prędko mi uzmysłowiły dwie zmiany w otoczeniu. Zastąpienie integry SHINAI moim dzielonym wzmacniaczem radykalnie zwiększyło ostrość widzenia i nacisk kładziony na szczegóły. Spokojny, relaksujący naturalnością sposób muzycznego bycia, niezależnie od tego, że bezproblemowo zdolny ilustrować potęgę czy dramatyzm, w momencie wyparował, ustępując miejsca drążeniu wszelkich spraw pomniejszych – omiataniu rzeczy nadostrym wzrokiem, badaniu formy, a nie przyswajaniu treści. Co mi się mniej podobało, choć także miało swoje zalety, np. źródła zogniskowały się dokładniej i wyostrzyły kontury. Głębsze było także przenikanie w harmonię, ale ubyło samej muzycznej substancji i muzycznego porywu. Miejsce zaangażowanego słuchania zajęło niekoniecznie chciane badanie postaci dźwięków, laboratoryjnie obecnie ukazywanych, zamiast w muzycznym ferworze. A wszystko to na osi porównania tor lampowy – tor tranzystorowy, gdzie tranzystory, a nie lampy, dawały lepszą muzykalność.

    Bardzo zdziwiony takim obrotem sprawy dokonałem finalnej przeróbki – miejsce dwudrożnych kolumn MACH 2 zajęły czterodrożne Audioform 304. A wówczas się okazało, jak dobrze są te MACH 2 skalibrowane z SINAI, jak umiarkowanie natomiast pasują do mojej lampowej „dzielonki”. Prawdopodobnie min. przez to, że należało by im przy moim wzmacniaczu odszukać inne położenie, ale tę kwestię odłożyłem do czasu recenzji samych MACH, teraz o innych sprawach.

   Przy 304 współpraca CELIO z moim wzmacniaczem przybrała inną postać – dźwięk stał się aż za gęsty, a jednocześnie ciemniejszy i w porównaniu do słuchanego przed momentem fundamentalnie bardziej analogowy. Czy skutkiem powiększenia membran i kubatury komór głośnikowych? Jasne, że skutkiem tego między innymi – wyważenie bas-sopran przesunęło się w stronę basu z dramatycznymi tego następstwami. Daruję sobie wywody o roli basów i sopranów, skupię się na czymś innym. Może pobocznym, może nie, ale wg mnie ważnym, a zwykle nie branym pod uwagę. Otóż zachodzi (o czym już kiedyś pisałem, ale nie szkodzi przypomnieć) poważna różnica między brzmieniem słuchanym w sytuacji kiedy za głową słuchającego znajduje się pusta przestrzeń, a odbieranym gdy tuż za nią wysokie oparcie albo ściana. Siedziałem podczas odsłuchu w stojącym metr od ściany gabinetowym fotelu z wysokim i szerokim oparciem, i gdy siedziałem dzięki wyprostowaniu z głową powyżej oparcia, dźwięk miał naturalną gęstość, a scena rozpościerała się głębiej i szerzej. Kiedy zaś osuwałem się w fotelu, mając za głową oparcie, odbijany od niego dźwięk powodował istotne zgęszczenie, w tym wypadku nadnaturalne. Dobrze o takim czymś pamiętać, bo można na to nie zwrócić uwagi, a że tak jest i że jest to zjawisko o pokaźnym wpływie, podpowiedziały mi dawno temu słuchawki AKG K1000, dla których takie lustro akustyczne często jest czymś przydatnym. Tymczasem tutaj psuło, to przedobrzanie gęstości mi się nie podobało. Podobało natomiast bardzo, jak dobrze pasuje CELIO do mojego wzmacniacza i kolumn, zupełnie analogicznie jako do zestawu wzmacniacz-kolumny własnej firmy. Przy czym tamto firmowe zestawienie dawało dźwięk delikatniejszy, moje brutalnie potężny. Min. dlatego, że zestaw Grandinote scenę lokował za kolumnami i tam ją chciał zostawić, a Audioformy z Twin-Head i Croftem dużo bardziej atakowały, pchając dźwięki ku słuchaczowi.

    Pozostało ostatnie sprawdzenie – współpraca SINAI z Audioformami. Odnośnie tego pełne zadowolenie, stricte high-endowa projekcja. Zarazem bardzo daleko posunięte podobieństwo do brzmienia tego samego toru z kolumnami MACH 2; do tego stopnia, że mógłbym napisać, iż podobieństwo tak dalekie, że nastręczające trudności odróżnień w ślepych testach. Ale pojawiło się kilka punktów zaczepienia pozwalających je przechodzić: MACH 2 trzymały dźwięk swoim zwyczajem za linią głośników, proponowały mniejsze źródła i mniej zgęszczone medium. Brzmieniowa przestrzeń z nimi bardziej skupiała się na konkretnych dźwiękach i konkretnych postaciach, mocniej odcinając je od mniej uczestniczącego w akcji tła. Audioformy to odwracały, medium włączając w akcję mocniej, jako wyraźnie gęstsze, aktywniejsze, cieplejsze i bardziej ciśnieniowe. Z kolei samą akcję pchały ku słuchaczowi, nie trzymając jej blisko kolumn. Większy teatr, mocniej oddziałujący, ale mniej wyosabniający główne dźwięki – z krawędziami ich nie tak wyraźnymi, skutkiem mocniejszego splątania z tętnem przestrzeni.   Na chwilę jeszcze wrócę do porównań z innymi przedwzmacniaczami gramofonowymi, żeby podkreślić rolę tego, co stanowi clou i sens nabywania Grandinote CELIO. Jeżeli ktoś lubi różnej proweniencji ozdobniki – np. podkreślanie trójwymiarowości dźwięków, mocno kreślone kontury, pogłosowe dodatki i różne od dziennego światło; albo spadki temperatury, czy cokolwiek innego na rzecz pojawienia się poczucia obcości; także tą przejawioną tutaj przez moment badawczą, a nie czysto muzyczną, stronę percypowania dźwięku, to CELIO nie jest tym, do czego powinien się udać. To jest przedwzmacniacz chcący i potrafiący ukazać wyższość analogowej odtwórczości nad światem cyfrowych nagrań, zdolny również do wtórnego wzmacniania strony analogowej w przypadku nagrań dokonywanych pierwotnie na cyfrową taśmę, w myśl obowiązującego obecnie biznesowego wyznacznika: „Postąpmy tak, bo tak dużo taniej, a potem zaproponujmy to pod postacią winylowej płyty, bo wówczas lepiej się sprzeda”. To nagminne dzisiaj oszustwo, odnośnie jakości w jego ramach produkowanych płyt pseudo-winylowych najczęściej ręce opadają, ale CELIO, dzięki swoim walorom, jest w stanie przynajmniej w części to nadrabiać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: Grandinote CELIO

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Skad ta wysoka cena?w granicach 1000 funtow (5000zl) masz przedwzmacniacz gramofonowy super,moj to z firmy z UK ( TOM EVANS AUDIO DESIGN ) TOM EVANS MICROGROOVE PLUS X MK2.5 PHONO STAGE mozna kupic nowy w granicach 600-800Funtow polecil mi znany audiofil z Polski i jestem bardzo zadowolony…
    http://audiodesign.co.uk/styled-23/index.html

    1. Piotr+Ryka pisze:

      „Bardzo zadowolony” to pojęcie względne.

    1. Sławek pisze:

      Ale to przecież nie jest przedmiot recenzji! To tak samo jak bym napisał, że mój ProJect Tube Box S2 jest lepszy, bo kosztował około 1500 zł + 380 za lampki Full Music…

      1. miroslaw frackowiak pisze:

        to jest nawiazanie do recenzji…cena absurdalna,dlatego pisze,recenaja Piotra przeczytana i kropka,sa super przedwzmacniacze gramofonowe za ulamek tej ceny i to wsystko…

        1. Piotr+Ryka pisze:

          I jest też Vitus Phonostage MP-P201 mk II za 56 400 euro: https://www.vitusaudio.com/products/mp-p201-mk-ii/

          Dla każdego coś miłego. Np. wczorajszy dres króla Karola był trochę droższy od tych ze sportowych sklepów 🙂

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Ten też jest brytyjski i jakoś istnieje. I dobrze, że istnieje, bo jest wart używania: https://planetadzwieku.com/ear-yoshino-ear-88pb.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy