Recenzja: Grandinote CELIO

    „Grandi note” dosłownie znaczy po włosku „duża nuta”, lecz prawidłowy przekład na polski to „cała”, a nie „duża”. Tak więc, za definicją, taka o najdłuższej wartości rytmicznej, poprzez dzielenie której otrzymujemy pozostałe. Z czego by wynikało, że producent urządzeń oznakowanych marką GRANDINOTE (na wszelki wypadek z wdrukowanym w miejsce „o” symbolem dużej nuty), oczekuje iż jego aparatów będziemy słuchali najchętniej, ponieważ wartość ich najpełniejsza, brzmienie ich ciągnie się najdłużej.  

    Czego tak naprawdę, a nie w moich domysłach, oczekuje Massimiliano  Magri, fundator i główny konstruktor Grandinote, tego dokładnie nie wiem, ale nie zdziwiłbym się, gdyby to było właśnie to. Tak, czy inaczej, Massimiliano z całą pewnością jest zdania, że zdołał użyczyć bogatszego brzmienia lamp obwodom tranzystorowym, co stało się dzięki opatentowanej przez niego Magnetosolid® Technology, w największym skrócie polegającej na wstawianiu odpowiednio dobranych tranzystorów wprost w miejsce lamp na takie zastępstwo pozwalających w swych lampowych układach. Ale o tym już było przy okazji recenzji wzmacniacza Grandinote SHINAI, podczas gdy teraz staje przed nami jako obiekt badań podobnie wyglądający, ale kilkakroć mniejszy i tańszy przedwzmacniacz gramofonowy Grandinote CELIO.

    Skąd wzięło się to Celio w nazwie – cóż, tego również nie wiem – wiem tylko, że Monte Celio to jedno z siedmiu wzgórz, na których założony przez Romulusa i Remusa starożytny Rzym się rozłożył; dokładnie to, na którym rozpościera się jedna z jego najzamożniejszych dzielnic. Ale czy ma to coś wspólnego z przedmiotem tytułowym? Bardziej prawdopodobne wydaje się, że Celio oznacza tutaj skrótową nazwę wiolonczeli – ale porzućmy temat, nie o to przecież chodzi. Chodzi nam przede wszystkim o to, co daje się wyciskać z płyt winylowych traktowanych gramofonową wkładką wspieraną przedwzmacniaczem Celio, który możemy nabyć od Grandinote także na polskim rynku za pośrednictwem wrocławskiego dystrybutora Audioatelier, za nie próbujące wdzięczyć się udawaniem okazji sześć tysięcy euro.  

   – Dużo to, czy tak średnio? – bo mało z pewnością nie. Cóż, to zależy, skąd będziemy spoglądać. Patrząc od strony gotowych do użycia gramofonów za trzy, cztery tysiące złotych (takich z ramieniem, wkładką i wbudowanym przedwzmacniaczem), zważywszy na potwierdzony odsłuchami fakt, że niektóre spomiędzy nich bardzo przyjemnie grają, wyjdzie to strasznie dużo. Zerkając dla odmiany od strony dobrze mi znanego znakomitego konkurenta – gramofonowego przedwzmacniacza EAR Yoshino 88PB, kosztującego aktualnie 32 700 złotych, będzie to jednak dość przystępnie. A gdy przyjmiemy za punkt widokowy kukanie zza zrecenzowanego onegdaj dzielonego przedwzmacniacza Ayon Spheris Phono, to przy żądanych zań trzydziestu trzech tysiącach euro wyjdzie nam jak barszcz tanio.

     Powyższy rozrzut obrazuje niezdrową sytuację odnośnie cen, ale dziedzina audio nie jest w tej mierze wyjątkiem; a już tłumaczyłem przy różnych okazjach, z czego stan taki się bierze.

    Ten temat też odłóżmy, zadowalając się uwagą, że pre gramofonowy Grandinote CELIO kosztuje sporo, ale i tak jeszcze znośnie na tle swawolącej konkurencji. Poza tym niech się broni – niech nam pokaże, co ma w środku i jaki dźwięk z tego płynie.

Powierzchowność i wnętrze

   Grandinote CELIO odznacza się powierzchownością charakterystyczną dla swojej firmy, tzn. został owinięty prostopadłościenną blachą o zaokrąglonych narożach. Nic to innego jak znany od bardzo dawna schemat osłon urządzeń profesjonalnych, typu spawarki czy prostowniki. Dekiel od przodu, dekiel od tyłu, pomiędzy jamnik z blachy. CELIO, ma się rozumieć, fakturę ma na swej blasze lepszą, w postaci głębokiej czerni grubo kładzionego lakieru i starannego malunku frontu, gdzie w tradycyjnym dla jego witryn sprzętowych  białym obramowaniu widzimy symbol marki – stylizowaną dużą nutę – poniżej czerwoną lampkę aktywności, najniżej biały napis GRANDINOTE CELIO.

    Obudowę znaczą na wierzchu szczeliny wentylacyjne, ale jedynie za połową, bo urządzenie (w odróżnieniu do swojej marki wzmacniaczy) prawie się nie rozgrzewa; poza tym to tam z tyłu pracują tranzystory.

    Odnośnie spraw prądowych odnotujmy producencką uwagę, proszącą by uruchamiać CELIO nie później niż pół godziny przed planowanym odsłuchem, a najlepiej w ogóle go z prądu nie wyłączać, chyba że wybieramy się gdzieś na dłużej.  

    Czerwono podświetlany włącznik ulokowano z tyłu, tam także dwa rodzaje gniazd we/wy dla interkonektów i dwa zaciski uziemienia. Z tym, że obsługa poprzez łącza RCA jest jak najbardziej kompletna – do jednej pary wchodzimy kablem od ramienia, przez drugą wychodzimy do wzmacniacza. Natomiast gniazda XLR to połówkowy zestaw pojedynczych wejścia i wyjścia – aby się symetrycznie obsłużyć, potrzebowali będziemy dwóch Grandinote CELIO, po jednym dla kanału. Co nie jest czymś od rzeczy, w sytuacji gdy wzmacniacze tej marki są rzeczywiście, a nie tylko z nazwy, symetryczne. Ale czy takie podwojenie poprawia, tego nie mogłem sprawdzić przy pojedynczym egzemplarzu. Nie ma się jednak co dziwić samej tej symetryczności; aczkolwiek tak nieczęsto spotykanej, że nawet ogromny, dzielony Ayon Spheris Phono wejściowych gniazd symetrycznych nie ma. Tym niemniej kable symetryczne dla gramofonowych ramion istnieją, choćby japoński JELCO TK-506 DIN-XLR-W.

    Sprawdzenie podwojenia w układzie symetrycznym nie mogło dojść do skutku, wypróbowałem natomiast, zgodnie z zaleceniem instrukcji, obydwa złącza uziemienia, z których jedno prowadzi do obudowy, drugie do elektroniki wewnętrznej. Należy sobie wybrać, które działa skuteczniej (tzn. lepiej tłumi przydźwięk); u mnie to było GND1. Prócz tego jest tam z tyłu trójbolcowy wtyk zasilania, a przede wszystkim dwa stronami okienka, z pięcioma każde suwaczkami dół-góra regulatorów ustawień, dzięki którym, posiłkując się nadrukami prezentującymi kombinacje ustawień, możemy dopasowyać się do impedancji wkładki szerokim wachlarzem wartości: 10/20/30/50/100/200/300/500/1000/47000 Ω, z których tylko ostatnia jest dla tych typu MM, a pozostałe dla MC. Taka ilość nie jest wcale na wyrost, warto się dopasować dokładnie, mimo iż producenci wkładek nieraz traktują temat swobodnie, dopuszczają duże rozrzuty. W przypadku używanej w teście ZYX Ultimate było to na papierze luźno rzucone „powyżej 100 Ω”, ale jedynie równe sto tak naprawdę pasowało, przy innych ustawieniach pojawiały się deformacje. Pojawiały się z dużą szkodą, jako że sam przedwzmacniacz jest wybitny, i to pod wieloma względami.

   Tradycyjnie u Grandinote wspiera się owa wybitność na metalowych, srebrno glansowanych i półkuliście zakończonych wspornikach, a oprócz wymienionych parametrów dopasowania impedancji do potrzeb wkładek do charakterystyki należą wzmocnienie 66 dB dla tych typu MC i 45 dB dla MM, praca w typie wzmocnienia A układu dual-mono bez sprzężenia zwrotnego, pobór prądu jako skromniutkie 9 W (faktycznie więc można nie wyłączać), przy słusznej wadze 7 kg i gabarytach 178 x 148 x 316 mm.

   Całe wnętrze rozwarstwia na dwie strefy pozioma płyta montażu powierzchniowego, do której wierzchu przymocowano baterię różnej pojemności kondensatorów, a do rewersu spory toroid i resztę sekcji zasilania. Sercem układu są tradycyjnie u Grandinote w miejsce lamp stosowane tranzystory; a te znajdziemy tam cztery, w otoczce kondensatorów bajpasujących i gamy rezystorów.    Oprócz samego przedwzmacniacza otrzymałem na okoliczność testu dedykowany ażurowy stelaż, na zwieńczeniu którego powinien stanąć potężny wzmacniacz SHINAI, pod nim niewielki w porównaniu nasz przedwzmacniacz gramofonowy CELIO. Stelaż skręca się z metalowych rurek, fakturą i kalibracją dopasowanych do podstawek urządzeń; dzięki niemu masywne klocki zyskują lżejszy wygląd, a przede wszystkim miłą dla oka symetrię ustawienia. Stelaż kosztuje pięć tysięcy i dostajemy go (podobnie jak inne rzeczy od Grandinote) w sztywnym futerale podróżnym z masywnego tworzywa zapinanego na zatrzaski.

 

Odsłuch

   Stanęło przede mną niełatwe zadanie porównawczego oszacowania możliwości Grandinote CELIO, przyrównującego jego talenty do napotkanych wcześniej wysokiej klasy gramofonowych przedwzmacniaczy do Ayona, Octave, Accuphase, Trilogy, Ancient Audio, EAR, Phasemation i SPEC. Porównania te należało odnieść do pracy z moim torem, w którym się tamte produkowały, oprócz tego należało opisać współpracę CELIO z własnej firmy wzmacniaczem i kolumnami.  

   Zacznijmy od porównań.  

    Nie mogło być zaskoczeniem, że zbudowany w technologii Magnetosolid® CELIO przejawia identyczne cechy obrazowania dźwięku do zrecenzowanego wcześniej wzmacniacza SHINAI: to samo ciepło, plastyka i barwność, ten sam tranzystorami wg specjalnej receptury sprawiony sposób ukazywania dźwięków, sposób rdzennie lampowy. Ale wszystko to nie na zasadzie przerostów i aż po przedobrzenie wchodzenia w ten albo inny styl, tylko wysmakowany naturalizmu, któremu trzeba wierzyć, ponieważ nie ma punktów zaczepienia dla jakiejkolwiek znaczniejszej krytyki. A jeszcze bardziej nie ma wrażenia, że „coś z tym jest nie tak”. Przeciwnie – wszystko jak najbardziej tak – co bez wątpienia będzie najlepsze z punktu widzenia przyszłego użytkownika, ale zarazem jak najgorsze dla piszącego o tym recenzenta, zmuszonego się dobrze naszperać, by nie pozostać sam na sam z mdłym, jednostajnym wychwalaniem. Jeszcze tę monotonię pochwalną pomnaża typ przedmiotu; fakt odnoszenia do reprodukcji analogowej, z natury od cyfrowej lepszej. Tak więc, by się nie oddać całkowicie wypranej z dramaturgii narracji pochwalnej, jałowej nudzie wyliczania zalet, muszę już teraz sięgnąć do porównań brzmienia Grandinote CELIO w firmowym torze z jego działaniem w moim.

    We własnym, to jest z własnej marki wzmacniaczem i kolumnami, grał CELIO bardzo podobnie do pięć i pół razy droższego Ayona Spheris, a więc przede wszystkim analogowo, analogowo maksymalnie. Jego produkcjom muzycznym w żadnym stopniu nie towarzyszyły inne od analogowych formy, w postaci naddatków takiej czy innej dziwności powodowanej pogłosami, obniżeniem temperatury, kładzeniem nacisku na analizę czy nienaturalności oświetlenia. To było prosto z życia brane granie, odnośnie którego natychmiast rozpoznajesz tę jego naturalność, nawet kiedy sceneria towarzysząca powstaniu nagrania nie należała do prosto-życiowych, gdyż był to np. kościół, albo klub pod średniowiecznym krzyżowym stropem. Scenerie mogą być najróżniejsze, dalekie od studyjnych, ale od katedry po plener i z powrotem nasz mózg w każdym otoczeniu rozpoznaje w tym naturalność, bądź diagnozuje przymieszkę nienaturalnych wtrętów pochodzących od aparatury odtwórczej; ewentualnie (rzadziej) od złej realizacji nagrania. We własnym gronie, z własnego wytwórcy sprzętem towarzyszącym, realizował Grandinote CELIO to, co można nazywać realizmem prostym, czerpiącym piękno i zaangażowanie słuchacza z fundamentalnych, niczym nie doprawianych walorów samej muzyki i jej wykonania. Ma się rozumieć, muzyka sama może czerpać z nienaturalnych efektów i osobliwych środków wyrazu; może posługiwać się przesterami, katedralnym lub teatralnym pogłosem, elektroniczną stylizacją albo osobliwością głosu wokalisty. Na szczęście jednak tak się dzieje (a przynajmniej tak mi się zdaje), że w mig odróżniamy taki specjalny efekt zawarty w samym nagraniu od niespecjalnego, zaburzającego, pochodzącego od deformującej pracy aparatury odtwórczej.

   Kapela Dużej Nuty, złożona z gramofonowego przedwzmacniacza CELIO, zintegrowanego wzmacniacza SHINAI i kolumn podłogowych MACH 2 nie pozwalała się doszukać takich przez siebie tworzonych wtrętów, grając wyłącznie to, co się znalazło w nagraniu. Grając, jak już mówiłem, ciepło, plastycznie, melodyjnie, a przede wszystkim z talentem, który pozwalał cieszyć się walorami zawartymi w nagraniach, bo przecież każdy z nas te spośród nich nabywa, które go zawartością cieszą. Nawet gdy smucą, to go cieszą – potrafią rodzić zachwyt nawet gdy emocjonalnie przerażają – straszna w wymowie Confutatis Mozarta zachwyca, wręcz poraża. (Wg niektórych świadectw komponował ją kilkanaście godzin przed śmiercią.)

   Kontynuując cykl porównawczy bardziej odnośnie otaczającego toru niż samych innych przedwzmacniaczy, mogłem zakosztować różnorodności podejść do tego fundamentalnego naturalizmu. Z własnym torem był on nieskazitelny i można to nazwać „dobrze skalibrowany”, co prędko mi uzmysłowiły dwie zmiany w otoczeniu. Zastąpienie integry SHINAI moim dzielonym wzmacniaczem radykalnie zwiększyło ostrość widzenia i nacisk kładziony na szczegóły. Spokojny, relaksujący naturalnością sposób muzycznego bycia, niezależnie od tego, że bezproblemowo zdolny ilustrować potęgę czy dramatyzm, w momencie wyparował, ustępując miejsca drążeniu wszelkich spraw pomniejszych – omiataniu rzeczy nadostrym wzrokiem, badaniu formy, a nie przyswajaniu treści. Co mi się mniej podobało, choć także miało swoje zalety, np. źródła zogniskowały się dokładniej i wyostrzyły kontury. Głębsze było także przenikanie w harmonię, ale ubyło samej muzycznej substancji i muzycznego porywu. Miejsce zaangażowanego słuchania zajęło niekoniecznie chciane badanie postaci dźwięków, laboratoryjnie obecnie ukazywanych, zamiast w muzycznym ferworze. A wszystko to na osi porównania tor lampowy – tor tranzystorowy, gdzie tranzystory, a nie lampy, dawały lepszą muzykalność.

    Bardzo zdziwiony takim obrotem sprawy dokonałem finalnej przeróbki – miejsce dwudrożnych kolumn MACH 2 zajęły czterodrożne Audioform 304. A wówczas się okazało, jak dobrze są te MACH 2 skalibrowane z SINAI, jak umiarkowanie natomiast pasują do mojej lampowej „dzielonki”. Prawdopodobnie min. przez to, że należało by im przy moim wzmacniaczu odszukać inne położenie, ale tę kwestię odłożyłem do czasu recenzji samych MACH, teraz o innych sprawach.

   Przy 304 współpraca CELIO z moim wzmacniaczem przybrała inną postać – dźwięk stał się aż za gęsty, a jednocześnie ciemniejszy i w porównaniu do słuchanego przed momentem fundamentalnie bardziej analogowy. Czy skutkiem powiększenia membran i kubatury komór głośnikowych? Jasne, że skutkiem tego między innymi – wyważenie bas-sopran przesunęło się w stronę basu z dramatycznymi tego następstwami. Daruję sobie wywody o roli basów i sopranów, skupię się na czymś innym. Może pobocznym, może nie, ale wg mnie ważnym, a zwykle nie branym pod uwagę. Otóż zachodzi (o czym już kiedyś pisałem, ale nie szkodzi przypomnieć) poważna różnica między brzmieniem słuchanym w sytuacji kiedy za głową słuchającego znajduje się pusta przestrzeń, a odbieranym gdy tuż za nią wysokie oparcie albo ściana. Siedziałem podczas odsłuchu w stojącym metr od ściany gabinetowym fotelu z wysokim i szerokim oparciem, i gdy siedziałem dzięki wyprostowaniu z głową powyżej oparcia, dźwięk miał naturalną gęstość, a scena rozpościerała się głębiej i szerzej. Kiedy zaś osuwałem się w fotelu, mając za głową oparcie, odbijany od niego dźwięk powodował istotne zgęszczenie, w tym wypadku nadnaturalne. Dobrze o takim czymś pamiętać, bo można na to nie zwrócić uwagi, a że tak jest i że jest to zjawisko o pokaźnym wpływie, podpowiedziały mi dawno temu słuchawki AKG K1000, dla których takie lustro akustyczne często jest czymś przydatnym. Tymczasem tutaj psuło, to przedobrzanie gęstości mi się nie podobało. Podobało natomiast bardzo, jak dobrze pasuje CELIO do mojego wzmacniacza i kolumn, zupełnie analogicznie jako do zestawu wzmacniacz-kolumny własnej firmy. Przy czym tamto firmowe zestawienie dawało dźwięk delikatniejszy, moje brutalnie potężny. Min. dlatego, że zestaw Grandinote scenę lokował za kolumnami i tam ją chciał zostawić, a Audioformy z Twin-Head i Croftem dużo bardziej atakowały, pchając dźwięki ku słuchaczowi.

    Pozostało ostatnie sprawdzenie – współpraca SINAI z Audioformami. Odnośnie tego pełne zadowolenie, stricte high-endowa projekcja. Zarazem bardzo daleko posunięte podobieństwo do brzmienia tego samego toru z kolumnami MACH 2; do tego stopnia, że mógłbym napisać, iż podobieństwo tak dalekie, że nastręczające trudności odróżnień w ślepych testach. Ale pojawiło się kilka punktów zaczepienia pozwalających je przechodzić: MACH 2 trzymały dźwięk swoim zwyczajem za linią głośników, proponowały mniejsze źródła i mniej zgęszczone medium. Brzmieniowa przestrzeń z nimi bardziej skupiała się na konkretnych dźwiękach i konkretnych postaciach, mocniej odcinając je od mniej uczestniczącego w akcji tła. Audioformy to odwracały, medium włączając w akcję mocniej, jako wyraźnie gęstsze, aktywniejsze, cieplejsze i bardziej ciśnieniowe. Z kolei samą akcję pchały ku słuchaczowi, nie trzymając jej blisko kolumn. Większy teatr, mocniej oddziałujący, ale mniej wyosabniający główne dźwięki – z krawędziami ich nie tak wyraźnymi, skutkiem mocniejszego splątania z tętnem przestrzeni.   Na chwilę jeszcze wrócę do porównań z innymi przedwzmacniaczami gramofonowymi, żeby podkreślić rolę tego, co stanowi clou i sens nabywania Grandinote CELIO. Jeżeli ktoś lubi różnej proweniencji ozdobniki – np. podkreślanie trójwymiarowości dźwięków, mocno kreślone kontury, pogłosowe dodatki i różne od dziennego światło; albo spadki temperatury, czy cokolwiek innego na rzecz pojawienia się poczucia obcości; także tą przejawioną tutaj przez moment badawczą, a nie czysto muzyczną, stronę percypowania dźwięku, to CELIO nie jest tym, do czego powinien się udać. To jest przedwzmacniacz chcący i potrafiący ukazać wyższość analogowej odtwórczości nad światem cyfrowych nagrań, zdolny również do wtórnego wzmacniania strony analogowej w przypadku nagrań dokonywanych pierwotnie na cyfrową taśmę, w myśl obowiązującego obecnie biznesowego wyznacznika: „Postąpmy tak, bo tak dużo taniej, a potem zaproponujmy to pod postacią winylowej płyty, bo wówczas lepiej się sprzeda”. To nagminne dzisiaj oszustwo, odnośnie jakości w jego ramach produkowanych płyt pseudo-winylowych najczęściej ręce opadają, ale CELIO, dzięki swoim walorom, jest w stanie przynajmniej w części to nadrabiać.

 

Podsumowanie

   Wielokrotnie wyrażałem opinię, wedle której różnice jakościowe w domenie analogowej z reguły są mniejsze niż w cyfrowej, czego konsekwencją zarówno trudniejsze o tym pisanie poprzez wytykanie tych różnic, jak i też słabsza motywacja do drenowanie portfela na drogi przedwzmacniacz i gramofon. Lecz uściślijmy sprawę: poza dyskusją pozostają duże różnice odnośnie wkładek, toteż z pewnością nie napiszę, że szkoda środków na wybitną. Zaraz na drugim miejscu lądują gramofonowe przedwzmacniacze, odnośnie których głównym wyznacznikiem pozostaje prośba, aby niczego nie psuły. Po stronie pozytywów niech gwarantują dynamikę, po stronie wystrzegania się unikanie udziwnień i zniekształceń. Inaczej mówiąc, pchać powinny w przekaz energię i jednocześnie dbać o to, żeby nie zepsuć tego, co daje dobra (niekoniecznie droga) i dobrze ustawiona wkładka. Śmiem twierdzić, że to pierwszej jest łatwiejsze, to znaczy łatwiej o dostarczenie energii niż o unikanie zniekształceń. Ale czy to trudniejsze, czy to – nie ma w sumie znaczenia, bo powinno być jedno i drugie. W końcu po to się bawimy w winyle i po to się doskakuje co półtora kwadransa do gramofonu, by chłonąć nieosiągalne w cyfrowym świecie piękno tak odtwarzanej muzyki. Gdy odłożymy na bok wkładki, mając już taką naj-naj albo prawie, pozostaje pytanie, czym to jej naj-naj podtrzymać? Z ręką na sercu mogę napisać, że przedwzmacniacz gramofonowy Grandinote CELIO zalicza się do takich, które to piękno podtrzymają, niczym złym go na pewno nie skażą. Ani czymś złym natychmiastowym, co się słyszy od razu, ani czymś złym po pewnym czasie, co się z przykrością odkrywa.

    Znalazło się na talerzu multum płyt, w tym także trochę tych bez sensu, grzechem cyfrowości skalanych. Kręciły się na 33’ i 45’ obrotów, w ruch poszło całe spektrum muzycznego repertuaru oraz tłoczenia z dawnych czasów i reedycje z nowych. W ani jednym przypadku nie dostałem niczego innego poza pięknością brzmienia wolnego od zniekształceń aparatury; od tych, jak to się oględnie nazywa, własnych pomysłów na dźwięk.  

    Przedwzmacniacz CELIO gra muzykę po prostu, co właśnie jest najtrudniejsze. Możemy dzięki niemu w autentyzm muzyczny się wżywać, sam się z zapałem wżywałem. To zresztą mało powiedziane – możemy chłonąć aromat nagrań, a to już większa sztuka. To się nie staje ot tak, nie na większości płyt, nawet tych stricte analogowych. Ale niektóre to dają, a wówczas świat się rozdwaja – z naszego zaglądamy do innego. Nie da ci tego komputer, nie da ci telewizor, nie da ci własna codzienność. Albo stanie bariera nieautentyzmu pomiędzy tobą a ekranem, albo to będzie strumień codziennych subiektywnych doznań, z którymi chcąc nie chcąc się borykasz. Ale gramofon uzbrojony dobrą wkładką oraz wspierany jak ten przedwzmacniaczem, może sprawić, że się przeniesiesz całym sobą w świat cudzy doznań, wpadniesz w nieswoją rzeczywistość. A że będzie to rzeczywistość muzyki którą sam wybierałeś, powinna być to wizyta udana, jako samym dźwiękiem i wyobraźnią przywołana bytowa inność – cudzy świat w twoim świecie dźwiękowym mirażem wstawiony.   

 

W punktach:

Zalety

  • Analogowy autentyzm szczytowego poziomu.
  • Pełny jakościowy ekwiwalent konstrukcji wielokroć droższych.
  • Żadnych „własnych pomysłów na dźwięk”, żadnych udziwniających wtrętów.
  • Także zero zniekształceń, które by można wyłapać uchem.
  • A zarazem dynamizm, muzyka podawana z werwą.
  • Wszystko to składa się na odtwórczość, której naprawdę chce się.
  • To nie jest bardzo drogi przedwzmacniacz, ale nie ma tak drogiej wkładki, której by adekwatnie nie obsłużył.
  • Może i nie ma zasadniczych różnic jakościowych w świecie dobrze zrealizowanego analogu, ale różnica pomiędzy tym przedwzmacniaczem a przeciętnym z pewnością warta jest smakowania.
  • Zwłaszcza z uwagi na klimat piękna i autentyzmu najlepszych analogowych nagrań.
  • Ale także na umiejętność podciągania słabszych realizacji, w tym również tych powstających na bazie taśm cyfrowych.
  • Takie wejście w niczym niezmąconą muzyczną prawdę oznacza pełny wachlarz pozytywów odtwórczych, od melodyki po szczegółowość, których nie ma potrzeby wszystkich wyliczać.
  • Unikalna możliwość pracy w trybie pary monobloków (potrzeba na to dwóch sztuk), poprzez przyłącza XLR i symetryczny kabel od ramienia.
  • Obiecywana w tym wypadku dalsza poprawa brzmienia.
  • Szeroki wachlarz dopasowania do impedancji wkładki.
  • Obsługa MM i MC.
  • Same markowe podzespoły.
  • Własnej produkcji transformator.
  • Świetna współpraca z własnej marki analogowo brzmiącymi wzmacniaczami.
  • Solidny kawał urządzenia.
  • Staranne wykonanie.
  • Znany i ceniony producent.
  • Made in Italy.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Industrialny design nie każdemu będzie odpowiadał. (Lecz za to nie winduje ceny.)
  • Niewykluczone, że zewnętrzny transformator dopasowujący jeszcze by podniósł odtwórczą jakość.
  • Zalecane trzymanie stale pod prądem. (Co przy tak niskim jego poborze nie stanowi problemu.)

 

Dane techniczne:

  • Typ sprzętu: przedwzmacniacz gramofonowy
  • Wzmocnienie MC 66 dB
  • Wzmocnienie MM = 45 dB
  • XLR dla MONO-ZBALANSOWANYCH
  • Regulowana impedancja obciążenia
  • Klasa „A”
  • Brak sprzężenia zwrotnego.
  • Stopnie sprzężenia bezpośredniego bez kondensatora
  • Pełne dual mono
  • Pobór mocy: 9 W
  • Waga: 7 kg
  • W=178 x H=148 x L=316 [mm]
  • Gwarancja Grandinote 5 lat

Cena: 6000 €

System:

  • Źródło: Avid Ingenium.
  • Wkładka: ZYX Ultimate Dynamic.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: Grandinote CELIO.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Wzmacniacz zintegrowany: Grandinote SHINAI.
  • Kolumny: Audioform 304 i Grandinote MACH 2.
  • Interkonekty: Sulek Edia & Sulek 6×9 RCA, Tara Labs Air 1 RCA, Next Level Tech (NxLT) Flame XLR, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Luna Cables Mauve, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
  • Ustroje akustyczne: Audioform.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

7 komentarzy w “Recenzja: Grandinote CELIO

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Skad ta wysoka cena?w granicach 1000 funtow (5000zl) masz przedwzmacniacz gramofonowy super,moj to z firmy z UK ( TOM EVANS AUDIO DESIGN ) TOM EVANS MICROGROOVE PLUS X MK2.5 PHONO STAGE mozna kupic nowy w granicach 600-800Funtow polecil mi znany audiofil z Polski i jestem bardzo zadowolony…
    http://audiodesign.co.uk/styled-23/index.html

    1. Piotr+Ryka pisze:

      „Bardzo zadowolony” to pojęcie względne.

    1. Sławek pisze:

      Ale to przecież nie jest przedmiot recenzji! To tak samo jak bym napisał, że mój ProJect Tube Box S2 jest lepszy, bo kosztował około 1500 zł + 380 za lampki Full Music…

      1. miroslaw frackowiak pisze:

        to jest nawiazanie do recenzji…cena absurdalna,dlatego pisze,recenaja Piotra przeczytana i kropka,sa super przedwzmacniacze gramofonowe za ulamek tej ceny i to wsystko…

        1. Piotr+Ryka pisze:

          I jest też Vitus Phonostage MP-P201 mk II za 56 400 euro: https://www.vitusaudio.com/products/mp-p201-mk-ii/

          Dla każdego coś miłego. Np. wczorajszy dres króla Karola był trochę droższy od tych ze sportowych sklepów 🙂

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Ten też jest brytyjski i jakoś istnieje. I dobrze, że istnieje, bo jest wart używania: https://planetadzwieku.com/ear-yoshino-ear-88pb.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy