Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

Brzmienie: Z Sennheiser HD 800

Rubinowy potencjometr chodzi z należytym oporem.

  Wreszcie jesteśmy u celu, przy muzyce ze słuchawek. Słuchawek samych najlepszych i w obiecanym otoczeniu konkurencyjnych wzmacniaczy. Zacznijmy od słuchawkowego high-endu w wydaniu najpopularniejszym, od sprzedanych w krociach tysięcy Sennheiser HD 800. Tu wspartych zasadniczo podciągającym ich brzmienie kablem Tonalium-Metrum Lab, ze wzmacniaczami FIDELICE i DIVALDI na warunkach niesymetrycznych, z Phasemation przez 4-pin na dwa duże jacki, aby móc wykorzystać jego dual mono.

Phasemation

I właśnie od opisu brzmienia z Phasemation rozpoczynamy. Więcej niż bardzo mi się podobało i miało wyraźną manierę, którą nazwałbym „luksusową szarością”. Fakturę w tym luksusie matową, aczkolwiek bez przesady, niemniej pozbawioną połysku. Paletę barw zaś stonowaną i utrzymaną w jednolitej tonacji, której spoiwem właśnie szarość. Jednak nie ciemna, przygnębiająca, tylko zbliżona do białości i ładnie podświetlona. Dzięki czemu wszystko w naturalności – i głosy ludzkie, i muzyka. Zero nadmiernej ekscytacji i zero złych pogłosów, a nacisk na wyważoną, staranną artykulację oraz ogromną przestrzeń. High-end w pełnym rozkwicie oraz tym własnym stylu – melodyjność bliska analogowej, popisowa też spójność. Dojmujące poczucie prawdziwości, a kontakt z wykonawcami nie na wyciągnięcie ręki, ale bez żadnych zapośredniczeń. O wiele lepiej to wybrzmiało, aniżem się spodziewał, i z tym większym zaciekawienia czekałem na FIDELICE.

FIDELICE

Inne granie, mniej wystylizowane. Bliższe, cieplejsze, wilgotniejsze. Szczypta pogłosu i nie liczniejsze, ale mocniej zaakcentowane szczegóły. – Każdy czymkolwiek powodowany szmerek mocno się zaznaczający, charczenie saksofonu i grasejacje jak prawdziwe, dobitne. A wszystko na tle czerni, zamiast utopione w szarościach i bardziej kontrastowe.

Z tyłu złącza symetryczne i zwykłe.

Wraz z tym więcej ekscytacji, a mniej uspokajającego dystansu. Muzyka mocniej wpierająca się do głowy, bardziej atakująca. Ale równie analogowa i należycie spójna, przy czym bardziej zróżnicowana –  mniej podporządkowana manierze stylistycznej. Mocniejszy każdy akcent, silniejsze wydobywanie dźwięków z tła i bardziej ożywiana wszechobecnymi szmerami przestrzeń. Więcej ataku niż odejścia i większe dźwiękowe bryły, nieco mocniejszy także, bardziej zaznaczający się składnik basowy i nieco bardziej wyosobniane, rzewniej wybrzmiewające soprany. Ogólnie biorąc więcej dramatyzmu, bezpośredniości i popisów, natomiast mniej malarskości. Także mocniejsza dynamika – wszystko w ogóle bliższe i odciskające się mocniej. Natomiast sama muzykalność nie tknięta – żadnej ostrości, kanciastości. Też dzięki przybliżeniu do słuchacza muzycznego obrazu bardziej zaznaczający się trzeci wymiar oraz silniejsze uczestnictwo w wydarzeniach scenicznych, ale to kosztem perspektywy i ogarniania całości. Często diagnozowane u tych Sennheiser siedzenie w dalekim rzędzie filharmonii z Phasemation faktycznie było, a z FIDELICE nie.

Divaldi

No to jeszcze Divaldi, tak samo kosztujący. Pół drogi w tył do Phasemation, bo znowu większa jedność stylistyczna – mniejsze różnicowanie i wyosobnianie dźwięków. Te dźwięki znów mocniej jednoczone z tłem, które ani nie szare, ani czarne, tylko jakby z powietrza. (Znakomicie! Takie najlepsze.) Ale – tu duże i znów pozytywne zaskoczenie – atak jeszcze mocniejszy i jeszcze większa dynamika. Na rzecz tego soprany jednocześnie spokojne elegancją i najwyżej idące, a bas z najniższym zejściem, całościowo najpotężniejszy. Szmerowość jak u Phasemation wycofana, całkiem się nie narzucająca, niemniej przestrzeń bardzo obecna samym poczuciem pojemnego rozmiaru. Słabszy akcent na dźwięki jako bryły, skutkiem wtapiania w tło; obecne bardziej na zasadzie malarskiego fresku niż jakiegoś kina 3D. Dużo motywów pozytywnych, bo i to łączenie jednolitości z wyraźnością i dynamiką, i ta stylistyczna całościowość, i znów świetna obrona muzykalności przed deformacją cyfrową, skoro źródłem komputer. Najbardziej jednak popisowe, aż nawet po niezwykłość, soprany – o wiele lepiej rozciągane niż u obu poprzednich, a jednocześnie piękne – nic nie drażniące, trójwymiarowe, zdumiewająco eleganckie, powodujące chęć słuchania.

Zasilacz nagniazdkowy.

Ogólnie w tej sytuacji ze słuchawkami wysoko impedancyjnymi remis i prezentacja trzech styli. Dla lubiących muzyczny dystans, jednolitą manierę oraz muzykę w perspektywie – najbardziej odpowiedni Phasemation. Dla lubiących biologiczną wilgotność, bliskość kontaktu przechodzącą w dotyk, trójwymiarowość dźwięku i szczegóły – FIDELICE. A dla ceniących to i to oraz kochających piękne soprany przy wtórze potężnego basu i z podkreśloną dynamiką – Divaldi. Wszystkie brzmieniowo wyważone i trafne tonacyjnie, wszystkie z brzmieniem głębokim i w muzykalnej szacie, wszystkie bardzo dalekie od zniekształceń oraz z dużym zapasem mocy. Każdy inny, a wszystkie świetne – i jak to dobrze móc napisać, że kilkanaście lat temu wysokiej klasy słuchawkowe wzmacniacze były prawdziwą rzadkością, a teraz trzy kolejno brane okazały się tak wybitne.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    ale ten DiValdi to oprócz bycia wzmacniaczem słuchawkowym jest także przedwzmacniaczem gramofonowym, więc proporcja jakość/cena jest lepsza. A dźwiękowo też się nie poddaje jak Pan stwierdza w recenzji.
    Ja mogę tylko dodać – co na własne uszy stwierdziłem, że DiValdi trudne orto – HE-6 „pociągnął”, a tenże Fidelice też tak dały radę? Może, może… zawsze posłuchać warto.

    1. Marcin pisze:

      W podobnej cenie niedługo pojawi się bardzo mocny konkurent – Burson Soloist 3X. W pełni zbalansowany, 8W na kanał… na head-fi już się nad nim rozpływają.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Napisałem, że Divaldi zawiera przedwzmacniacz gramofonowy, to jest w recenzji. Odnośnie mocy, Fidelice jest troszkę mocniejszy. Brzmienia ich z jednymi słuchawkami bardziej podobne, z innymi mniej, generalnie jednak trochę różne. Divaldi bardziej rozciąga pasmo, zwłaszcza górą, Fidelice daje pełniejsze i barwniejsze.

  2. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    W tekście wspomina Pan o starszej wersji wzmacniacza. Szybki research w sieci i faktycznie są na aukcjach używane wzmacniacze słuchawkowe Rupert Neve za ok €500.

    Pytanie więc, czy ta starsza wersja oraz ta nowa grają podobnie? Czy ma Pan jakieś informacje na ten temat?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rupert Neve Designs – Rnhp Precision Headphone Amplifier, czyli starsza, pierwotna wersja, jest do kupienia nowy w mp3store za dwa i pół tysiąca:

      https://mp3store.pl/wzmacniacze-dac/wzmacniacze-sluchawkowe/rupert-neve-designs/2020100387610160331//rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier?utm_source=ceneo&utm_medium=pricewars2&utm_campaign=rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier&ceneo

      To tej wersji słuchał Karol w Londynie i prawdopodobnie od testowanej się nie różni brzmieniem, albo najwyżej minimalnie, ale dystrybutor nie chciał jej udostępnić do testu.

  3. Szkudi pisze:

    Witam Panie Piotrze, ciekawa recenzja, ciekawy sprzęt, szczególnie w dzisiejszych wariackich cenowo czasach.

    A myśli Pan, że to cudeńko byłoby w stanie wysterować Lcd-3 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że tak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy