Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

    A więc, przekładając tytuł na język polski: WIERNOŚĆ w wydaniu inżynierskim Ruperta Neve – precyzyjny słuchawkowy wzmacniacz. O tej konkretnej „Wierności” kiedyś już było, mianowicie w relacji z londyńskiego CanJam. Tyle, że tam była wystawiana wersja Rnhp – pierwotna i początkowo jedyna, skierowana do profesjonalistów, w tym przede wszystkim realizatorów nagrań. Tymczasem tu nie mamy już gołego akronimu od Rupert Neve Headphone Amplifier, tylko wycelowaną w audiofili, mającą im przemawiać do wyobraźni FIDELICE, zatem coś bardziej opisowego i rozbudzającego apetyt. Tak, zgadłeś czytelniku – to musi swoje kosztować. Wersja Rnhp (która nadal jest do kupienia) kosztuje 2500 PLN bez tradycyjnej złotówki i wygląd ma, pisz-wymaluj, niczym prostownik do ładowania akumulatorów, podczas gdy audiofilsko nakierowana FIDELICE to już  bardziej konkretne 5700 PLN, też oczywiście bez groszowego ogonka.

Z miejsca ciśnie się parę spraw, spośród których zacznę od zachęcenia. Bo tak to trochę na wstępie kpiarsko wypadło, a rzecz jest poważna. Albowiem (i to jest właściwe słowo, odpowiednio wyniosłe) – albowiem w tym FIDELICE mamy jedno z takich urządzeń, które możemy nazwać wydarzeniem. Wyprzedzam sedno sprawy leżące w brzmieniu i jego wycenie, chwaląc rzecz przed oddaniem głosu racjom za tym stojącym, ale chciałem przyciągnąć uwagę, ażebyście niepozornego urządzonka nie pominęli w rozważaniach. Ja wiem – pięć siedemset to już kawałek grosza, za który można wejść w posiadanie wielkoformatowego telewizora, a to pudełko, samym słuchawkowym wzmacniaczem będące, jest małe i dość skromne. Nie będzie się nim można chwalić, gdy idzie o posturę, nikt nie zakrzyknie: – Ach! – na jego widok. Poza tym to nie kombajn, ale właśnie sam słuchawkowy wzmacniacz, i na dodatek sparowanie go z firmowym przetwornikiem to już poważne wyzwanie, jako że ten przetwornik dla odmiany jest spory i kosztuje jeszcze o wiele sporsze aż ponad dwadzieścia tysięcy. (Dwadzieścia pięć dokładnie.) W dodatku tego rodzaju parowanie w ogóle nie wchodzi w rachubę, ponieważ posiada swój własny, wbudowany słuchawkowy wzmacniacz w wydaniu referencyjnym, co sprawę czyni bezsensowną i z czego jasno wynika, że przetwornika trzeba będzie szukać tańszego i gdzie indziej. No i masz – komplikacja. Całkiem niespodziewana. Mimo to radzę się skupić, a już szczególnie radzę tym, którzy za lampami w torze nie przepadają, choć sami przed sobą gotowi są przyznawać, iż urządzenia lampowe są lepsze. Dające brzmienia bardziej trójwymiarowe i zhumanizowane też bardziej, na dodatek o całościowo wyższej kulturze – ogładzie i elegancji. Ale lampy trzeba móc lubić, co jest szczególnie trudne w warunkach upalnego lata, jak również niezbyt łatwe dla tych, którzy nie lubią archaizmów. Nie przeciągając sprawy powiem, że dla mających do lamp zastrzeżenia, uprzedzenia, awersję, a mimo to chcących mieć ich brzmieniową jakość, otwiera się tutaj szansa – szansa na dodatek niemała, bo kosztująca umiarkowanie. Aczkolwiek szans takich oczywiście dają więcej, toteż będziemy się temu przyglądali, porównując wierność Ruperta Neve z wiernościami wzmacniaczy słuchawkowych Divaldi i Phasemation; jednego bardzo zbliżonego cenowo, niemalże co do złotówki (5695 PLN), drugiego trochę droższego (6490 PLN), ale też nieodległego. Z tym, że odnośnie kosztów dość istotna uwaga: Divaldi i FIDELICE są zasilane prądem stałym poprzez należące do ich kompletów zewnętrzne zasilacze, podczas gdy Phasemation musi być obsłużony przez co najmniej przyzwoitej jakości kabel zasilający, którego wraz z nim nie dostajemy, a który kosztował będzie minimum dwa tysiące. (Tyle za Luna Cables Gris Power).

Kolejna sprawa z tych cisnących, to postać twórcy wzmacniacza. Tu się nie muszę wysilać, wystarczy zacytować Wikipedię: „Rupert Neve (ur. 1926) jest znany ze swojej pracy nad przedwzmacniaczami, mikrofonami, korektorami akustyki, kompresorami dźwięku i wczesnymi wielkoformatowymi konsoletami mikserskimi. Wiele z jego dawno już wycofywanych produktów wciąż postrzeganych jest za klasyczne, nadal bardzo poszukiwane przez profesjonalistów z branży muzycznej. Spowodowało to, że kilka firm wypuściło repliki i klony dokonań Neve, powszechnie uważanego za twórcę profesjonalnych konsol studyjnych. W 1989 roku Rupert Neve został członkiem Mix Hall of Fame, a w 1997 trzecią osobą, której przyznano techniczną nagrodę Grammy. W badaniu przeprowadzonym w 1999 r. przez „Studio Sound Magazine” wybrany został osobowością audio numer jeden XX wieku (przed George’em Martinem i Rayem Dolby), a Dave Grohl w przeprowadzonym z nim wywiadzie nazwał go „Einsteinem konsol mikserskich”.

Wiele innych faktów z życia sławnego konstruktora można by jeszcze przytoczyć, lecz myślę, że te za rekomendację starczą. I jeszcze jedna rzecz, uwaga historyczno-techniczna: recenzowany słuchawkowy wzmacniacz stanowił pierwotnie integralny składnik owych legendarnych konsol mikserskich, taka jest jego genealogia, przyznacie – niebanalna.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    ale ten DiValdi to oprócz bycia wzmacniaczem słuchawkowym jest także przedwzmacniaczem gramofonowym, więc proporcja jakość/cena jest lepsza. A dźwiękowo też się nie poddaje jak Pan stwierdza w recenzji.
    Ja mogę tylko dodać – co na własne uszy stwierdziłem, że DiValdi trudne orto – HE-6 „pociągnął”, a tenże Fidelice też tak dały radę? Może, może… zawsze posłuchać warto.

    1. Marcin pisze:

      W podobnej cenie niedługo pojawi się bardzo mocny konkurent – Burson Soloist 3X. W pełni zbalansowany, 8W na kanał… na head-fi już się nad nim rozpływają.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Napisałem, że Divaldi zawiera przedwzmacniacz gramofonowy, to jest w recenzji. Odnośnie mocy, Fidelice jest troszkę mocniejszy. Brzmienia ich z jednymi słuchawkami bardziej podobne, z innymi mniej, generalnie jednak trochę różne. Divaldi bardziej rozciąga pasmo, zwłaszcza górą, Fidelice daje pełniejsze i barwniejsze.

  2. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    W tekście wspomina Pan o starszej wersji wzmacniacza. Szybki research w sieci i faktycznie są na aukcjach używane wzmacniacze słuchawkowe Rupert Neve za ok €500.

    Pytanie więc, czy ta starsza wersja oraz ta nowa grają podobnie? Czy ma Pan jakieś informacje na ten temat?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rupert Neve Designs – Rnhp Precision Headphone Amplifier, czyli starsza, pierwotna wersja, jest do kupienia nowy w mp3store za dwa i pół tysiąca:

      https://mp3store.pl/wzmacniacze-dac/wzmacniacze-sluchawkowe/rupert-neve-designs/2020100387610160331//rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier?utm_source=ceneo&utm_medium=pricewars2&utm_campaign=rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier&ceneo

      To tej wersji słuchał Karol w Londynie i prawdopodobnie od testowanej się nie różni brzmieniem, albo najwyżej minimalnie, ale dystrybutor nie chciał jej udostępnić do testu.

  3. Szkudi pisze:

    Witam Panie Piotrze, ciekawa recenzja, ciekawy sprzęt, szczególnie w dzisiejszych wariackich cenowo czasach.

    A myśli Pan, że to cudeńko byłoby w stanie wysterować Lcd-3 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że tak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy